Off-season 2017: Jazzowa bessa i strata dyrygentów

Kiedy po raz pierwszy od 2012 roku i po 5 latach nieobecności, fani Utah Jazz otrzymali play off w Salt Lake City, wydawało się, że to początek awansu drużyny Quinna Snydera. Dobór George’a Hilla, transfer Joe Johnsona i gra bez poważniejszych kontuzji Gordona Haywarda oraz Rudy’ego Goberta pozwalały nam wierzyć w rozwój jazzowej ekipy. W końcu trener Snyder mógł realizować taktykę oraz plan, które nakreślił, a ogranie w pierwszej rundzie PO – Clippersów – bardzo pozytywnie wpłynęło na organizację. Wydawało się, że Jazz mogą być tylko lepsi, a drobne korekty w składzie mogą z nich zrobić etetowych uczestników drugiej fazy sezonu. Niestety, miesiąc później plany sterników posypały się niczym domek z kart

ROZSĄDNE TRANSFERY

4-letnia umowa dla Austrlijczyka Joe Inglesa miała być wabikiem na Gordona Haywarda (52 mln USD dla Kangura). Gdzieś można było też słyszeć o chęci sprowadzenia Andrew Boguta, jako zmiennika dla Rudy’ego Goberta. Zespół przejął też z Minnesoty kontrakt Ricky’ego Rubio, oddając pierwszorundowy wybór w drafcie 2018 (pozyskany wcześniej od OKC Thunder). 16 pkt i 10 as na mecz Hiszpana były zwiastunem odejścia jednego z dwóch dyrygentów Jazz – George’a Hilla (który parę dni później postawił na Sacramento Kings). Co ciekawe, ponoć, Hayward był zwolennikiem przenosin Rubio do Salt Lake City. Zanim jeszcze pogodzono się z utratą Hilla, wybuchła druga bomba. Poprzez draft, Jazz-meni, znów postawili na absolwenta słynnej Gonzagi (uczelnia Johna Stocktona), Nigela Williamsa-Gossa.

ODEJŚCIE HAYWARDA

Od początku sezonu 2016-17, z różnych stron słyszeliśmy o zainteresowaniu osobą Haywarda ze strony Boston Celtics. Brad Stevens chciał ponownie współpracować z byłym podopiecznym i widział w nim drugą podstawę ofensywy Celtics, obok Isaiaha Thomasa. Z kolei Gordon spoglądał nie tylko w stronę Bostonu, ale i również w stronę Miami, skąd płynęła inna ciekawa oferta. 5. lipca wszystko stało się jasne, biały skrzydłowy z Butler dołączył do zielonej ekipy z nadzieją na grę w finale konferencji wschodniej oraz z wysoką wypłatą. Jazz-meni musieli wprowadzić w życie plan awaryjny.

UZUPEŁNIENIA

Sternicy klubu nie mieli wielkiego pola do popisu, ale chcieli rozsądnie załatać lukę po odejściu swojego lidera. W międzyczasie zwolniono też weterana, Borisa Diawa, by zwolnić środki na kolejnych graczy. Thabo Sefolosha i Jonas Jerebko oraz dodatkowo – euroligowy MVP finału – Ekpe Udoh – mają zapełnić rotację na pozycjach skrzydłowych i podkoszowych. Natomiast jako rzucającego obrońcę – Quinn Snyder otrzyma #13 draftu czyli Donovana Mitchella. 20-letni Mitchell, wraz z Rodney’em Hoodem oraz Joe Johnsonem, ma zadbać o punkty w ataku Utah.

CO DALEJ?

Strata Haywarda, na którym budowano koncepcję ataku drużyny to dziura, której nie da się zalepić od zaraz. Doskonale wiemy, że Johnson swoje najlepsze lata gry ma już za sobą, a Hoodowi brakuje regularności i doświadczenia by równać się z Gordonem. Kluczowe dla drużyny może być przyjście Rubio, a jeśli Hiszpan zachowa formę z drugiej części poprzedniego sezonu i ominą go kontuzje to wniesie do zespołu powiew świeżości. Na pewno nowe pomysły na atak. Szybszy, więcej efektownych zagrań i przede wszystkim dużo zagrań dwójkowych z Gobertem i Favorsem odmieni ofensywę trenera Snydera. Pytanie jednak czy Jazz nadal mogą realnie myśleć o play off, kiedy T’Wolves, Nuggets, Lakers czy Pelicans wzmocnili zespoły by również awansować do play off? Patrząc przez pryzmat ruchów i nazwisk jak Sefolosha i Jerebko, może być to niezwykle trudne.