Po drodze na szczyt: Chicago Bulls kontra „Bad Boys” Detroit Pistons!

W tym artykule chciałbym przedstawić wielką rywalizację między dopiero wspinającą się na szczyt drużyną Chicago Bulls prowadzoną przez Michaela Jordana, a ekipą która otrzymała niesławny przydomek „Bad Boys”, czyli Detroit Pistons. 

Początku należy szukać w roku 1981, kiedy to z numerem drugim w drafcie Detroit Pistons wybrało Isiaha Thomasa. Mimo tego, że Thomas próbował zniechęcić zarząd Pistons, główny menadżer Jack McCloskey zbyt uważnie mu się przyglądał i wiedział, że wyrośnie na prawdziwego lidera. Thomas od początku chciał grać dla Chicago, miasta z którego pochodził, ale z uwagi na to że Wietrzne Miasto wybierało dopiero z 6-stym numerem taka sytuacja nie mogła mieć miejsca. Isiah z początku był przerażony perspektywą gry w Detroit z uwagi na to, że nie było tam komu podawać. McCloskey jednak dał mu do zrozumienia, że z czasem znajdzie dla niego odpowiednich zawodników. Jeszcze przed początkiem pierwszego sezonu do drużyny trafił środkowy, Bill Laimbeer. Był zawodnikiem wysokim i miał swoje ograniczenia, takie jak słaby wyskok, ale mimo tego zawsze potrafił się dobrze ustawić i w krótkim czasie stał się specjalistą od zbiórek. Ówczesny trener Pistons, Chuck Daly szybko zauważył, że Bill nie jest fanem gry w koszykówkę, ba, myślał nawet że w ogóle nie lubi tego sportu. Fatalnie zachowywał się na treningach i z hali wychodził jako pierwszy. Mimo tego miał w sobie ducha wojownika i choć nie lubił tego sportu, uwielbiał współzawodnictwo, które było jego częścią. W trakcie obozu przygotowawczego Thomas i Laimbeer trafili do jednego pokoju i chociaż byli zupełnymi przeciwieństwami od razu stali się przyjaciółmi.

Kolejnym ważnym elementem był nabór Vinniego Johnsona, znakomitego rzucającego obrońcy o mocnej budowie. Mimo tego, że cały ten proces wydawał się dla Thomasa powolny, wyniki były coraz lepsze. Natomiast 1985 rok i nabór Joega Dumarsa był momentem przełomowym, okazał się on idealnym dopełnieniem dla Thomasa z racji tego, że radził sobie dobrze po obu stronach parkietu. Tego samego roku do Pistons trafił Rick Mahorn, a ekipa od razu stała się bardziej bojowym, a jednocześnie skoncentrowanym zespołem. Był takim drużynowym śmieszkiem, zawsze z poczuciem humoru, a oprócz tego dogadywał się świetne z innymi zawodnikami i trenerami. Tutaj warto dodać, że był ogromny i niezwykle silny, a w drużynie pełnił rolę „gliny”, osłaniającym kogo trzeba. Rok później dzięki wymianie z Utah Jazz, Pistons pozyskali Adriana Dantleya, świetnego podkoszowego. Ostatnim elementem, był wybór w Drafcie Johna Salleya i Dennisa Rodmana i chociaż Salley’a wybrali jako 11 numer pierwszej rundy, tak naprawdę najważniejszy okazał się wybrany w drugiej rundzie Rodman. I w taki sposób Detroit Pistons miał świetny skład, ośmiu dobrych graczy, których trener Daly potrafił tak ustawić, że krycie dla przeciwnika było niezwykle trudne. W krótkim czasie stali się drużyną, z którą nikt nie chciał grać. Grali niezwykle agresywnie, a Laimbeer miał opinie mistrza nieczystych zagrań, zawodnika który wykorzystywał chwile największej słabości by prowokować przeciwnika. Pistons zostali okrzyknięci mianem Bad Boys, co było nawiązaniem do słów Al Pacino z filmu Scarface. Polskie tłumaczenie: A teraz przywitaj się ze złym chłopcem bo nigdy już nie spotkasz takiego wrednego faceta jak ja”. W samym sezonie 1988/1989 Detroit zapłaciło łącznie 29 tysięcy dolarów kary za różnego rodzaju ekscesy.

Znalezione obrazy dla zapytania pistons 1987

Od lewej: Mark Aguirre, Dennis Rodman, Joe Dumars, Isiah Thomas, John Salley, Bill Laimbeer

Po drodze na szczyt

W 1988 roku było jasne, że Chicago nie poradzi sobie z Pistons bez wysokiego gracza. Wybór padł na Billa Cartwrighta, który nie pasował do New York Knicks, z Patrickiem Ewingiem na czele. Pierwsza rywalizacja między obiema ekipami tej ery nastąpiła w Półfinałach Konferencji Wschodniej właśnie w 1988 roku. Wtedy to Chicago Bulls jeszcze pod wodzą Douga Collinsa przegrało 4-1. Phil Jackson, jego ówczesny asystent nie wiedział jeszcze, że jest głównym kandydatem na jego zastępce.

W sezonie 1988/1989 Chicago Bulls pod wodzą Mistrza Zen w sezonie regularnym miało bilans 47-35. Dzięki temu trafili w pierwszej rundzie play off na ekipę Cleveland Cavaliers, którą w pięknym stylu pokonali 3-2. W półfinałach natomiast zwyciężyli z faworytami do Finałów Konferencji, czyli ekipą New York Knicks. W finale trafili oczywiście na Detroit Pistons, ale byli w stanie wygrać 2 spotkania, o jedno więcej niż w roku ubiegłym. Michael Jordan był bardzo zły na swoich kolegów z drużyny i zapowiedział, że muszą stać się silniejsi.

Bójka pomiędzy obiema ekipami.

W roku 1990 uważali, że są gotowi by w końcu pokonać Bad Boys. W sezonie zasadniczym wygrali 55 spotkań, jednakże w Finałach Konferencji przegrali pierwsze dwa mecze rozgrywane w Detroit. U siebie z kolei wygrali dwa kolejne. Według Jacksona jego drużyna była lepsza, brakowało jej tylko pewności siebie i doświadczenia, tak niezbędnych do gry na tym poziomie. W piątym meczu Pistons po raz kolejny zmietli u siebie podbudowane dwoma zwycięstwami Byki 97-83. Chicago pewnie wygrało mecz numer 6 u siebie wynikiem 109-91. To oznaczało decydujący, siódmy mecz w Detroit, gdzie Byki nie wygrali jeszcze ani jednego spotkania w play offach. Chicago Bulls ponieśli ogromną klęske. John Paxson skręcił nogę w kostce. 25-letni Scottie Pippen miał jeszcze gorzej. Rok wcześniej zniesiono go z boiska w pierwszej minucie szóstego meczu, kiedy Bill Laimbeer tak mocno uderzył go w głowę łokciem, że ten doznał wstrząsu mózgu. Tym razem, przed najważniejszym meczem w życiu Scottie dostał migreny. Tuż przed rozpoczęciem spotkania ledwo widział na oczy. Trafił 1 z 10 rzutów. W późniejszych wywiadach powiedział, że ledwo odróżniał stroje swojego zespołu od przeciwnika. Mecz zakończył się ogromną, 19-punktową porażką, 93-74.

 

Była to bardzo bolesna klęska dla Bulls, a w szczególności dla ich lidera, Michaela Jordana. Był bardzo niepocieszony. Główny menadżer Pistons, Jack McCloskey zauważył go idącego przez parking do autobusu. Jordan spytał go wtedy: Proszę pana, czy my kiedykolwiek przebijemy się przez Pistons? Czy kiedykolwiek uda się nam ich pokonać?  Ten pewnym siebie głosem odpowiedział: Michael, wasz czas nadejdzie i to bardzo niedługo. Jordan wszedł do autobusu i usiadł na końcu, sam ze swoim ojcem, pogrążony w smutku, tego dnia płakał na tylnym siedzeniu i był to chyba najgorszy moment w jego karierze. On, były MVP i DPoY i wielokrotny najlepszy strzelec ligi nie mógł poradzić sobie z goryczą porażki, on jej po prostu nie uznawał. Warto dodać, że Bad Boys wygrali finały tego sezonu z Portland Trail Blazers 4-1 i obronili tytuł sprzed roku.

Znalezione obrazy dla zapytania bulls vs bad boys pistons

Michael Jordan niewzruszony atakiem Johna Salleya.

W 1990 roku Bulls i Pistons wyglądali na równych siebie przeciwników, tak naprawdę Finały Konferencji Wschodniej były Finałami NBA. Byki zdawały się mieć przewagę pod względem talentu, ale Detroit wygrywało bo potrafiło rozłożyć graczy Bulls psychicznie, a zwycięstwo w NBA jest częściej związane z cechami psychicznymi niż fizycznymi. Trenerzy i zawodnicy wiedzą, że to przede wszystkim odporność psychiczna stanowi o różnicy między zespołami. Pozytywnym elementem był fakt, że Bulls wygrali 55 meczów i byli coraz bliżej ostatecznego zwycięstwa. Michael Jordan niedługo kończył 28 lat i był blisko absolutnego szczytu swoich możliwości. Scottie Pippen i Horace Grant również się rozwijali, a Pistons wręcz przeciwnie, stanęli w miejscu. Świat już niedługo miał się o tym dowiedzieć.

Latem 1990 roku gracze Bulls zaczęli chodzić na siłownie. Nikt ich o to nie prosił, zrobili to sami z siebie. Podobno 4 lipca – w święto, jeden z trenerów wpadł do centrum treningowego, by ku swojemu zdumieniu ujrzeć praktycznie cały skład Bulls ćwiczący na siłowni. Ważnym punktem tej historii jest również spotkanie Michaela Jordana z Timem Groverem, który został jego osobistym trenerem. Ułożył dla Michaela taki trening, który miał poprawić jego sylwetkę i uchronić go przed kontuzjami. Gdy pierwszy raz się spotkali, Jordan ważył 89 kilogramów. Zastanowili się wtedy razem jaka waga powinna być dla niego odpowiednia i zgodzili się na 98 kilogramów. Przed rozpoczęciem treningu, Grover ostrzegł Jordana że przez pierwsze kilka miesięcy będzie nieco dezorientujące, bo nowe ćwiczenia zepsują celność jego rzutów. Michael oczywiście nic sobie z tego nie zrobił, ale ku swojemu zdziwieniu słowa Grovera okazały się prawdą. Dzięki przybraniu na wadze, Michael zdecydował się na obniżenie swojej prędkości. Wiedział jednak, że ciągle obijany, musi stać się silniejszy. Ale nie tylko on pracował nad sobą.

Michael Jordan trenujący z Timem Groverem.

Scottie Pippen również miał przełomowy sezon, zdobywał średnio 18 punktów na mecz i dokładał do tego 7 zbiórek i 6 asyst, jednocześnie stając się znakomitym obrońcą. Ktoś kiedyś powiedział Philowi Jacksonowi, że ma ogromne szczęście, a to dlatego, że dwóch najlepszych atakujących w jego drużynie to jednocześnie najlepsi defensorzy. Trudno było się z tym nie zgodzić. Przełomowym punktem sezonu 1990/1991 był mecz z Detroit Pistons tuż przed Weekendem Gwiazd. Wszystko było gotowe i dodatkowy zbieg okoliczności sprawił, że Isiah Thomas nie mógł zagrać z powodu kontuzji nadgarstka. Mimo tego nie było im łatwo. Bill Cartwright wyleciał w trzeciej kwarcie z boiska za przepychankę z nie kto innym jak, Billem Laimbeerem, który zasymulował przyjęcie ciosu i błyskawicznie upadł na parkiet. W czasie czwartej kwarty gra stawała się coraz brutalniejsza. Horace Grant ciągle oglądał się na sędziów, wiedział że specjalnie nie gwiżdżą przewinień Pistons, ot, taka jej siła mistrzów NBA. 5 minut przed końcem Pistons prowadzili pięcioma punktami, co z ich obroną było wystarczającym zapasem na końcowe minuty. Ale Pippen trafił z wyskoku, po czym Jordan rzucił po ofensywnej zbiórce Granta. Byki wygrały to spotkanie 95-93, w końcu potrafili w przechylić szale zwycięstwa na swoją korzyść, do tego grając na boisku przeciwnika, w słynnym The Palace.

Znalezione obrazy dla zapytania bulls win vs pistons

John Salley po raz kolejny.

Chicago Bulls sezon regularny skończyli z bilansem 61-21 co było najlepszym rezultatem w historii, z kolei Detroit Pistons wygrali jedynie 50 spotkań. W play offach Byki nie przestawały wygrywać. W pierwszej rundzie roznieśli New York Knicks 3-0, a w półfinałach pokonali Philadelphię 76ers 4-1. Dostali to czego najbardziej pragnęli i po raz kolejny w Finałach Konferencji Wschodniej stanęli naprzeciwko Detroit Pistons. Tym razem to Bulls zaczęli grać ostro. Już na początku pierwszego meczu Jordan przywitał Dumarsa, wbijając mu łokieć w żebra. Oprócz tego przez całe spotkania drwił z Dennisa Rodmana, czym chciał dać pewność siebie swoim zawodnikom. Gracze Pistons zdali sobie sprawę, że ich dawne czary już nie działają. Nie dali rady w czwartej kwarcie i przegrali pierwsze spotkanie 94-83. Bulls jeszcze bardziej zdominowali mecz numer dwa i wygrali 105-97. Wtedy seria wracała do Detroit, gdzie Bykom grało się niezwykle ciężko, z resztą nie wygrali tam jeszcze ani jednego spotkania w play offach. Jednak seria Pistons dobiegła końca i Bulls wygrali po bardzo wyrównanym meczu 113-107. W czwartym meczu Źli Chłopcy nie chcieli dać o sobie zapomnieć. Najpierw Bill Laimbeer brutalnie sfaulował Paxsona, gdy ten wchodził pod kosz. Ten odpowiedział mu celnymi rzutami wolnymi, a następnie trafił kilka prób z wyskoku. W drugiej kwarcie Rodman uderzył Pippena z taką siłą, że spokojnie mógłbym wylecieć za to z boiska. Skończyło się na sześciu szwach na rozciętej brodzie Scottiego. Sam Pippen nie wymiękł, tak jak i jego drużyna. Bulls stali się prawdziwymi twardzielami, a zawdzięczali to właśnie starciom z Pistons. Łatwo wygrali czwarte spotkanie i przegnali złe duchy. Pod przewodnictwem Isiaha Thomasa zawodnicy Pistons zeszli w ostatnich sekundach z boiska, nie podając ręki graczom Bulls. Był to pomysł samego Thomasa, a całą akcje ustawili już wcześniej. Zeszli z boiska i nie podziękowali swoim kibicom za sezon, jednocześnie nie okazując należytego szacunku dla zwycięzców. Spośród wszystkich uczynków Bad Boys kibice najlepiej zapamiętali właśnie tę scenę.

Reszta jest historią.

 

Komentarze do wpisu: “Po drodze na szczyt: Chicago Bulls kontra „Bad Boys” Detroit Pistons!

  1. Damian proszę nie bierz tego do siebie, ale po raz pierwszy przyznaję, że rozczarowany jestem tym co czytam na Enbiej. Po raz pierwszy bo najczęściej jestem pod wrażeniem.
    Może mam za duże oczekiwania, może za dobrze znam tę rywalizację i brakuje mi dystansu, ale przyznajcie, że temat napisany jest mocno jednostronnie.

    Wątek z rozwojem Detroit jest chyba nawet ciekawszy niż Chicago, bo tam wcale nie było tak różowo a Thomas był na prawdę prawdziwym liderem o bardzo trudnym charakterze. W końcu był dzieciakiem ze slumsów Chicago, najmłodszym w rodzinie. Autor nie wspomina nic o heroicznej grze Thomasa przeciwko Magicowi w finałach 88, a to ważne bo Magic i Thomas byli przyjaciółmi. Nic nie pisze o tym jak twardym obrońcą był Dumars i o tym jak Laimbeer nauczył Rodmana zbierać. Nic nie pisze że ważną częścią układanki był Budda, czyli James Edwards, tak zwany fałszywy center, który idealnie uzupełnił braki Laimbeera, to znaczy był głównie ofensywnym graczem. Nic nie pisze jak charyzmatycznym trenerem był Chuck Daly, a mistrz Zen miał trochę szczęścia, bo trafił na niesamowitą ekipę, która sama z siebie dążyła do rozwoju i perfekcji. To nie Jackson, ale Jordan i Pippen cisnęli rozwój drużyny. Mistrz Zen tylko to poukładał.

    Żeby nie być jednostronnym ile potu musiał wylać z siebie Jordan, który kryty był na przemian przez najlepszych ówczesnych obrońców (Dumarsa i Rodmana). Jaką przemianę przeszedł dzięki tej rywalizacji Jordan i nie chodzi o 10 kg mięśni. Chodzi o to, że dzięki Bad Boys Jordan zaczął być prawdziwym liderem i niesamowitym obrońcą a nie jedynie super strzelcem. Że kluczowym momentem było oddanie Oakleya, który był przyjacielem Jordana, ale jego odejście zrobiło miejsce na rozwój Pippena i Granta.

    Bad Boys w gruncie rzeczy byli fascynującą zbieraniną gamoni z małym liderem, facetem, który ze skręconą kostką nie schodzi z boiska tylko rzuca 16 punktów w 90 sekund. Nie był looserem, który zawsze nieładnie się zachowuje tylko lojalnym członkiem Detroit Pistons, który nie zmienia klubu jak tylko zobaczy więcej srebrników. Nigdy nie szedł na skróty, choć miał oferty. Powinniśmy go pamiętać jako wielkiego wojownika, jedynego, który udzieli tyle bolesnych lekcji Jordanowi… największemu w historii.

    No i na koniec powinno być napisane że obie drużyny były budowane i rozwijane stopniowo, nikt nie szedł na skróty, a trzej członkowie Bad Boys (Rodman, Salley i Edwards) byli potem członkami Chicago przy tworzeniu dynastii.

    1. Jak najbardziej popieram Twój komentarz, ale chyba rozumiesz, że gdybym miał napisać wszystko o tej rywalizacji to byłby to rozdział książki. Dzięki za słowa krytyki, nie rozumiem tylko rozczarowania bo w tekst włożyłem swoje serce, a jednostronność podyktowana jest tym że bardziej znam historię od strony Chicago Bulls. Niedopowiedzenia zawsze się znajdą, jeśli piszę historię rywalizacji to nie zawre w niej kto gdzie potem grał i na jakiego zawodnika wyrósł.

    2. Thomas, zawodnik dzięki któremu NBA stała się moją ligą. Wspaniały zawodnik. Lider i przywódca. Szkoda, że nie pograł trochę dłużej. Pamiętam jak żegnał się z kibicami , nogą w gipsie. Jak czarował asystami. Rzucał, wjeżdżał pod kosz. Jak walczył.
      Tak na marginesie. Brak Thomasa w Barcelonie to jeden z warunków jakie postawił Jordan przed wyjazdem. Szkoda, bo Isiah zasłóżył na dream team.

    3. A niby dlaczego autor ma wspominać o heroicznej walce Thomasa z Magicem, jeżeli opisał rywalizację Bulls – Pistons.
      Ps. Oddanie Oakleya nie miało nic wspólnego z rozwojem Pippena, a Grant był jednak zawsze odrobinę niżej.
      Chodziło o pozyskanie przekleństwa tej drużyny Cartwrighta, który nigdy nie zbierał, nie blokował, a dodatkowo w Bulls przestał rzucać. Tradycyjnie Bulls dali się orżnąć i nie róbmy z tego kluczowego momentu.
      Dzisiaj postawiliby Granta na 5 i mordowali defensywą dwa lata wcześniej.
      MJ przez wiele lat miał pretensje o głupie ruchy kadrowe i skąpstwo.

  2. Pistons to była moja pierwsza ulubiona drużyna. A Thomas moim ulubionym zawodnikiem. Później liczyły się tylko Byki.

    1. Jak można było przejść z kibicowania Pistons na Bulls. No jak…

    2. Kuriozalne przejście zaliczyłeś, nie większej kosy w NBA dla obu zespołów.

  3. Artykuły o historii nba. Tak trzymać! Jeszcze artykuł o rywalizacji Rockets Hakeema i Knicks Ewinga i będę zachwycony

  4. jaki jest wasz komentarz odnośnie przejścia wrogów do Byków… biznesowo i względem zwycięstw miało sens, ale…no właśnie…

  5. Pomimo tego że byki zapisały się w historii nba to i tak każdy z nas (+35 lat) będzie pamiętał Bad Boys. Ujmując w artykule jakie byki były wspaniale a pistonsi brutale wnioskuję ze chyba tę rywalizację znasz z opowieści.

  6. @Saturn – bardzo celne sprostowanie wydarzeń z tamtych czasów. (P)ozdrowienia !

  7. Nie napiszę nic o tekście, bo Woy znowu mi zarzuci, że czepiam się pierdół.

    Autorowi należy się uznanie, że mimo młodego wieku, zgłębia historię NBA, której nie miał okazji być świadkiem. To ważne i cenne doświadczenie.

  8. Może trochę za mocno pojechałem po Autorze, ale myślę, że znam tę rywalizację dużo lepiej od niego. Ale jak napisałem może mam za duże oczekiwania i rzeczywiście nie da się wszystkiego ująć w ograniczonej formie.

    Thomas to bardzo złożona osobowość, bo z jednej strony działacz na rzecz młodzieży Chicago skąd pochodził, z drugiej strony grał dla Detroit (chociaż nie chciał) i wiele lat tłamsił drużynę z Chicago. Wszyscy jego kumple, bracia i rodzina stali przeciwko niemu. Wyobrażacie sobie jak trudne to musiało być dla niego? Do tego jeszcze miał na przeciwko siebie najlepszego koszykarza na świecie, który jest liderem jego ukochanej drużyny z dzieciństwa. Taki poziom komplikacji musiał generować w Thomasie frustracje.

    Statystyki Thomasa nie powalają jak Jordana czy współczesnych liderów, ale to ile wkładał w drużynę i jak motywował kolegów jest unikatowe. Nawet Jordan o tym mówił choć nienawidził Thomasa.
    Zapamiętanie go jako kogoś, kto nie ładnie zachował się wobec triumfującego Jordana to nie uczciwe.
    Nieładnie się zachował. Owszem, nie ma żadnego na to usprawiedliwienia. Został za to przez kolegów z reprezentacji bardzo boleśnie ukarany, nie wystąpił w Barcelonie… pewnie śni mu się to po nocach do dziś.
    Nie należy winić za tę sytuację wyłącznie Jordana. Owszem to jego był warunek, ale stanęli po jego stronie i Pippen i Malone i Stockton i chyba Drexler, który po finałach 89 roku również nie pałał entuzjazmem w stronę Thomasa.

    Na marginesie. Można było przejść z kibicowania Detroit na Chicago, szczególnie w dniu transferu Rodmana do Bulls. Ja jestem tego przykładem. Potrzebowałem 3 lata ale zacząłem być kibicem Chicago, choć chyba dopiero po jego powrocie z pierwszej emerytury.

    1. Rozwijacie kolejne tematy, które z kolei bardziej wyglądają na czytanie reklamowanych biografii, niż znajomość faktów. Veto Jordana? Czyli kogo wymienicie, Stocktona czy Magica? Który był gorszy od Thomasa, aby zrobić mu miejsce? To teorie spiskowe, podobnie jak odejście MJ z powodu hazardu, mafii, władz NBA itd.

      Jedyne veto jakie było, dotyczyło wypowiedzi Malone’a w sprawie gry Magica po wypadku z „niemaniem kondona” lub maniem i nieużywaniem. Tutaj akurat Malone faktycznie stawiał warunek, ale został olany przez resztę.

      Z całym szacunkiem dla Thomasa, w 92, nie łapał się do składu, tyle teorii spiskowych.

      W 95 Rodman został wywalony na zbitą mordę z SAS po dwóch latach. W wieku 34 lat, dawał złą atmosferę, zbiórki, brak przechwytów, bloków, punktów i zaciekłej obrony. Trzymany za mordę przez 2 z Bulls, dawał to czego brakowało – zbiórki. To już nie był Rodman z Detroit, tyrający jak wół w obronie. Zbierający kolorowy (nie piszę o odcieniu cery) celebryta, który potrafił wyprowadzić z równowagi każdego przeciwnika. Oczywiście miał wkład w wygrane, ale mocno przeceniany.

      Aby biografie się sprzedawały, muszą być kontrowersyjne, sprzedawać „nieznane fakty”, spojrzenia z „innego punktu widzenia” itd. itp.
      Ponieważ Jordan do dzisiaj jest najbardziej rozpoznawalnym graczem NBA, jest też cała masa znających „nieznane fakty” przedstawione z „innego punktu widzenia”.

      Z tym tłamszeniem nie przesadzałbym. Bulls budowali drużynę na drafcie. Oczywiście Jordan chciał wygrywać. Po prostu Pippen, Grant, Jordan, musieli dorosnąć do fizycznej walki. to tak jakby oczekiwać, że 76 wygrają w ciągu 2-3 lat w finale.

    2. Mocno przeceniany Rodman? Żartujesz? obejrzyj rywalizację z Orlando Magic i grę Rodmana na centrze przeciwko Shaqowi. Był jedynym podkoszowym Bulls od czasów Horace’a Granta, który miał „cojones” do walki. Wysocy Longley, Wennington , Caffey , Simpkins i Kukoć nie wnieśliby Bulls na finały NBA. Jordan i Jackson wiedzieli to, kiedy przegrali play off 1995, właśnie przeciwko Shaqowi i Grantowi z Orlando Magic.
      W 1995 (w Spurs) i 1996 (w Bulls) roku Rodman nadal był w pierwszej piątce obrońców oraz wykręcał po 20 zbiórek w meczu (notując nawet triple double). Nie wiem jak można kwestionować jego wkład w kolejne tytuły Bulls?

    3. myślę że Thomas mógł spokojnie wystąpić za Chrisa Mullina ;-) Laettnera nie liczę bo wzięli go specjalnie

    4. Mullin był drugim strzelcem NBA w owym czasie po Jordanie. W 1984 na IO w L.A. też był w kadrze USA. Thomas nie grał w kadrze po 1. bo nie pozwolił na to Jordan po 2. bo w tym czasie leczył kontuzję. Następnie Thomas dostał zaproszenie do Dream Teamu II w Toronto, ale znów kontuzja przeszkodziła…Jego miejsce zajął kolega Mullina z druzyny – Tim Hardaway – ale za chwilę również kontuzja wyeliminowała mistrza crossów. W końcu na MS do Toronto pojechał Kevin Johnson.

    5. Za Chrisa Mullina wystąpić nie mógł.
      Mógł za Chrisa Mullina posiedzieć na ławie. Nie ta produktywność przy najlepszym składzie w historii.
      Na 1 miejsca nie było, na 2 się nie nadawał (jeszcze mniejsze szanse). Była cała masa lepszych graczy których zabrakło.

      Ps. Chris Mullin to nie był gracz mniejszego formatu, którego się pomija. Jeszcze trochę Thomasowi brakowało do poziomu Chrisa, wtedy i w historii.

    6. „Bo nie pozwolił, bo w tym czasie leczył kontuzję” :). To nie pozwolił, czy leczył kontuzję?

      Ja mam oglądać mecze Orlando Magic i grę Rodmana ? Większość prowadzących strony o tematyce NBA w tym kraju, pamiętam z wpisów pod moimi felietonami o NBA.

      Mocno przeceniany Rodman? Oczywiście. Bulls przegrali w 1995 bo nie mieli nikogo pod koszem, a MJ zrzucał rdzę. Bulls przedłużyli karierę Rodmana, nie odwrotnie. Skoro Rodman był taki dobry, to dlaczego SAS kopnęli go w du.ę? Kukoc wysoki może i był, ale czy grał pod koszem to sprawa dyskusyjna. Nigdy nie kwestionowałem zbiórek (ale nie 20 w skali sezonu), tylko całą resztę.

      Napiszę jeszcze raz – Rodman od wieku 34 lat wzwyż był mocno przeceniany. Podajesz przykład Orlando, bo ciężar gry w tym zespole był w pomalowanym. Ja twierdzę, że przeciętny C (którego Bulls nigdy nie miało) dałby podobny efekt. Brak obrony obręczy, bloków, przechwytów, czarna dziura w ataku. Jedyny sukces, to zbiórki i wyprowadzenie kaktusa z równowagi.
      Wysocy Longley, Wennington , Caffey , Simpkins i Kukoć – na dzisiaj Zaza biłby ich na łeb pod koszem, ale czy jest świetny (Kukoca tylko pod koszem)? To, że Rodman był jedynym podkoszowym (raczej nie z fizjonomii) z jajem nie czyni go wybitnym. Świetnie zbierał, pajacował do poziomu żenady i to właśnie cały wkład.
      Kobas też bywał w piątkach obrońców, a Bulls bez Robaka niekoniecznie trudniej zdobywali tytuły.

      Nie posądzałem Cię o przywiązanie do nazwisk, a znamy się (on-line) dłużej niż myślisz :)

    7. Serio dla mnie to brzmi jak trollowanie ale mocna nieznajomość faktów.
      Podałem chyba dwa powody, które jeśli znasz historię? Powinieneś był znać.
      Jordan nic nie zrzucał. Bulls byli słabi pod koszem i nie mieli odpowiedzi ani na Shaqa, ani na Granta. Obaj dominowali punktowo i zbiorkowo, robili Bulls w pomalowanym jesień średniowiecza.

      Jak dobrze pamiętasz na Granta wychodził Kukoč, który w obronie był mizerny, a grał na dystansie w ataku. Kompletnie nie pasował do miss matchu w całej rywalizacji. Na Shaqa wychodził wolny i ociężały Perdue. Grant się mścił w najlepsze zdobywając osiągi bliskie 20-12 na mecz.

      Co do Rodmana, grał świetnie w Spurs i miał luz pod ręką Johna Lucasa. Sportowo odżył. San Antonio po oddaniu Elliotta do Pistons grali gorzej w ataku i głównie atak oparty był o Robinsona, którego zjadł w 1995 Olajuwon, robiąc mu jeszcze większą jesień średniowiecza. Spurs mieli słaby obwód w porównaniu do Rockets, stąd później podkupili Elie z Rockets czy przejęli Kerra z Bulls. Gdzieś po drodze wrócił jeszcze Avery Johnson z Warriors.

      Pisząc o Zazie zastanów się czy choćby ma taki mid range jaki mieli Wennington oraz Longley?

      Natomiast pisząc o Magii jako drużynie nastawionej na grze pod kosz, ewidentnie zapominasz o strzelcach idealnie pasujących do gry Briana Hilla, inside outside, Dennis Scott, Nick Anderson, Brian Shaw. Dodatkowo Jeff Turner i Sam Bowie.
      Dobrej nocy życzę! Bez odbioru.

    8. Podałem więcej niż dwa powody, do których nie znalazłem odniesienia.
      Trollowanie? – to standardowe oskarżenie na tej stronie. Dlaczegóż miałbym to robić.
      Akurat 4 finały Bulls przypadły na studia i udzielanie się pro publico w zakresie podobnym do enbiej, w szerszej formie i innym nośniku.
      MJ nie zrzucał rdzy w 1995? Po wypowiedzi Paytona, że trudniej kryło się 23, wyciągnął zastrzeżony numer płacąc kary do końca sezonu. Na następny, wrócił z poziomem tłuszczu +- 4% i to był dawny MJ.
      Napisałeś w zasadzie to samo i zarzucasz mi trolling? Jaki znaczenie miała gra inside outside Orlando przekonaliśmy się chwilę później. To post o Bulls, nie spis informacji które ktoś pamięta.
      Rodman w SAS kapitalnie zbierał, jeszcze bronił, ale pozbyto się go bez żalu. Był idealnym fitem do Bulls, którzy ukryli jego impotencję w ataku i związane z wiekiem braki obronne. Robił to co lubił, zbierał i obierał kursy kolizyjne z kolejnymi bigmenami. Wielu zawodników wchodzi do 5 ze względu na zbiórki. Tutaj był zawsze genialny i tego nikt mu nie odbiera. Tyle.

  9. Jest sprawą oczywistą i bez żadnego ale że Isiah Thomas powinien się znaleźć w dream team 1 ale sprawy pozasportowe o tym zdecydowały, że się nie znalazł. Mullin Stockton Drexler to nie byli zawodnicy tego pokroju chociaż to też były wielkie gwiazdy. Jordan i Thomas byli na siebie cięci po maksie, obawiano się że może to zrodzić konflikty w całym zespole. Do Jordana dołączył się Malone, stary baranek z Utah, który m in złamał Thomasowi rękę w jakimś rękoczynie w trakcie meczu między Pistons-Jazz. I tak to wyszło. Co do drugiego dream team nie sądzę, żeby Isiah w ogole przyjął tę propozycję. Wracając też do Malone`a – przyszła na niego też sprawiedliwość od Tłoków, kiedy to w finałach 2004 grając dla Lakers został po prostu wbity w ziemię przez Wallace`ów – Bena i Sheeda, pamiętam tę jego minę – bezcenne :-)

    1. Malone zagrał jeden mecz finałów 2004. Miał kontuzję. Natomiast Thomas lepszy od Stocktona? Wątpię. Drexler czy Mullin inne pozycje, akurat wówczas na dużym topie, więc nie ma porównania. Thomas w ’92 po prostu się kończył.

  10. @ WOY – oczywiście, że lepszy od Stocktona i nie ma o czym dywagować. Stockton się tylko dlatego załapał, że była wojna z Thomasem, to po pierwsze, po drugie Malone wyszedł na parkiet w 4 meczach finałowych 2004 za każdym razem w s5 ale dostał w każdym taki oklep, że w ostatnim już go nie wypuścili… :-)

  11. @sow – „Ps. Chris Mullin to nie był gracz mniejszego formatu, którego się pomija. Jeszcze trochę Thomasowi brakowało do poziomu Chrisa, wtedy i w historii” Czy to ma być żart? Uważasz, że Chris Mullin to był lepszy zawodnik od Isiah`a Thomasa? Thomasa to można porównać do Birda, Magica, Jordana i nikogo więcej w tamtych czasach, może jeszcze Drexler i Barkley ale jak dla mnie nie ale Mullin? :-)

  12. To statystyka z resztą nie widzę żeby Thomasowi coś ujmowała przy Mullinie. A ile ten drugi wygrał w tej lidze? a chyba o to chodzi, Isiah 2 tytuły i MVP finałów a Mullin? NIC, Hakeem to inna bajka zaczął wygrywać później, nie te czasy

  13. Ta statystyka zresztą :) wybacz. Otrzymałem dolara z resztą 25 centów. – małe ale, ale robi różnicę.
    Hakeem to ten sam draft co MJ, pierwszy i trzeci nr.

    1. Ale tytuły wygrywał później a co do Mullin kontra Thomas to możemy zrobić nawet wybór na tej stronie kto był lepszym zawodnikiem…nic do Chrisa nie mam, ceniłem go ale porównanie zrobiłeś słabe

  14. …słabe bo nikt by nie wybrał Mullina albo Stocktona mając wybór Thomasa, chyba że się go po prostu nie lubi albo jest się „Bykiem? co ewentualnie wyjaśnia Twoją koncepcję :-)

    1. @k44 – masz 100% racji! Miejsce w Dream Team Thomasowi sie należało, tak jak Birdowi i Magicowi, którzy rownież byli juz poza swoim prime.
      @sow – rozumiem, ze cześć fanów może nie lubić Thomasa i jego Bad Boys (pewnie do tej grupy kibiców Byków należysz), ale stawiając Thomasa historycznie poniżej Mullina, ośmieszasz sie – chociaż porównaj fakty i osiągnięcia Isiaha, jesli jego wirtuozeria, leadership, osobowość, drybling, ball handling, asysty, wjazdy itd do Ciebie nie trafiały:
      Mistrz NCAA z Hoosiers Knighta
      MOP finałów NCAA
      Mistrz NBA 1989
      Mistrz NBA 1990
      MVP finałów NBA
      Wicemistrz NBA 1988 po heroicznej walce z Lakersami Magica, Jabbara i Worthy (obejrzyj sobie 25pkt Thomasa w 4 kwarcie meczu 6, grającego z poważnym urazem kostki)
      12 razy w All Star Game w karierze przerwanej przez kontuzje
      W NBA odkąd ją oglądam była era Birda, Magica, Thomasa, potem MJ itd.
      Nie pamietam kiedy Mullin rządził ligą, ani Stockton – i mam dla nich ogromny szacunek, bo byli graczami świetnymi, ale do osiągnieć Isiaha im brakowało.

  15. Teraz żałuję moich wypowiedzi. Będę bardziej uważny w wypowiedziach, bo rozgorzała dyskusja, która nic nie wnosi po za podziałem kibiców NBA.

    Bardzo przepraszam gospodarzy Enbiej i Autora tekstu.

Comments are closed.