Playoffowy Fast Break: Zabójcze tempo, Cavs potrzebują zmiany w pierwszej piątce?

Czekaliśmy na te Finały praktycznie cały ostatni rok i choć wyniki poszczególnych meczów, jak i całej serii wyglądają jak wyglądają, to poziom tych dwóch pierwszych spotkań był czymś absolutnie nieporównywalnym do wszystkich poprzednich starć w tegorocznych playoffach. W Game 2 LeBron James dominował samotnie w ataku Cleveland przed dwie i pół kwarty, ale po tym czasie wciąż nie dostawał ciągle prawie żadnego wsparcia i jego nadludzki wysiłek odbił się na jego grze przez resztę meczu, co w połączeniu z indywidualnymi popisami Stephena Curry’ego oraz Kevina Duranta zaowocowało blow-outem Warriors w drugiej połowie.

James miał sporo szans na atakowanie obręczy w pierwszej połowie, w której Cavs zaskoczyli podopiecznych Steve’a Kerra (welcome back Coach!) bardziej agresywną obroną pick-and-rolli, niemal podwajającą zawodnika z piłką, przez co Wojownicy (w szczególności Curry) popełniali mnóstwo strat. Uruchamiało to kontry gości, w których zawodnikiem najszybciej podążającym na drugą stronę parkietu był właśnie 32-letni James. W kontrach zdobywał punkty, natomiast w ataku pozycyjnym grał sporo dwójkowych akcji z Kevinem Lovem, pojawiały się braki w komunikacji gospodarzy, pozwalało to Love’owi na łapanie piłki tuż przy obręczy i kończenie akcji łatwymi rzutami. Warriors gubili się czasem pod koszem, natomiast bardzo dobrze zneutralizowali obwód Cavs, nie pozwalając im na oddanie rzutów z otwartych pozycji.

Cavs mieliby szansę na prowadzenie po pierwszej połowie, gdyby nie ich poniżej przeciętna obrona, brak wsparcia zawodników nienazywających się James i Love oraz głupie faule, wysyłające na linię najlepszych strzelców Warriors (10 rzutów wolnych w samej pierwszej połowie Curry’ego). Cavs zeszli w tym spotkaniu zdecydowanie niżej i bardzo krótko grali na parkiecie razem duetem Love-Thompson (co zapowiadałem w poprzednim Fast Breaku). Pozwoliło to nie tylko na otwarcie pola trzech sekund dla wjeżdżającego tam LeBrona, ale także umożliwiło mu większy „odpoczynek” w obronie, bowiem kryciem Duranta zajmował się wówczas Iman Shumpert.

Warriors za to próbowali utrzymać zabójcze tempo z pierwszego spotkania i choć przy wielu okazjach zakończyło się to dla nich zdobyciem punktów, to czasami szybka gra przeradzała się w chaos. Ten okres zakończył się jednak mniej więcej w połowie trzeciej kwarty, w której Cavs kompletnie gubili się na zasłonach bez piłki Warriors i zostawiali graczy Kerra niemal bez krycie – wtedy właśnie najlepszy czas w meczu zaliczał Curry. Po drugiej stronie widać było, jak bardzo wsparcia potrzebuje wykończony już LeBron James, dla którego tempo spotkania okazało się nieco zbyt mocne. W drugiej połowie oddał zaledwie 6 rzutów, w tym większość już w postaci rzutów z wyskoku (12 jego prób z gry w pierwszej połowie pochodziło spod kosza) i nie tylko zszedł z boiska przed końcem trzeciej kwarty, ale też nie wrócił na parkiet zaraz po rozpoczęciu czwartej odsłony.

Tu pojawia się problem wsparcia, którego po przerwie James praktycznie już nie dostał. Kevin Love przestał trafiać rzuty, które wpadały mu w pierwszej połowie, a Kyrie Irving nie potrafił sobie poradzić z podwajającą go czasem obroną Warriors, a gdy już dostawał się pod kosz, to czekał tam na niego świetnie pomagający w tym meczu w obronie Durant i Irving również nie kończył wówczas spod obręczy. Trafiać zaczął dopiero na przełomie trzeciej i czwartej kwarty, jednak było wtedy już zdecydowanie za późno. Tym bardziej, że ten moment spotkania i tak należał do Duranta, który niemal w pojedynkę powiększył różnicę z 10 do 20 oczek.

Duet Kerr/Brown odniósł w tej serii już jedno małe zwycięstwo i jest nim praktyczne wyrzucenie z serii Tristana Thompsona, przez co to Wojownicy mieli przewagę na tablicach (53-41 w Game 2). Spodziewam się, że trener Lue będzie próbował żonglować jego minutami tak, by grał naprzeciwko Davida Westa, ale niewykluczone, że w Game 3 Cavs wyjdą w innym ustawieniu, z Shumpertem zamiast Thompsona. Ten pierwszy miałby mieć oczywiście głównie odciążyć Jamesa w defensywie, przejmując w niej Kevina Duranta (LeBron kryłby Draymonda Greena).

Odpowiedzią Warriors na trapowanie pick-and-rollów Stephena Curry’ego może być za to większa liczba zagrywek Curry – Green, która pozwoliłaby temu drugiemu granie przewag 4-na-3, w których czuje się znakomicie (jego loby pod kosz pojawiają się praktycznie w każdym meczu). Wojownicy nie zagrali swojego najlepszego spotkania i mają mnóstwo rzeczy do poprawy. Czy więcej niż Cavs? Raczej nie, bowiem Kyrie Irving musi uświadomić sobie, jak kluczową częścią tego pojedynku jest jego ofensywna dominacja w izolacjach i akcjach pick-and-roll, a pozostali gracze Cavaliers muszą po prostu zacząć grać. Thompson, J.R. Smith, Deron Williams – ci gracze robili różnicę w tych playoffach, a w pierwszych dwóch spotkaniach ich wkład był praktycznie niezauważalny.

Nawet w połowie trzeciej kwarty, w której Cavs trzymali się jeszcze blisko miałem wrażenie, że Warriors po prostu bardziej się chce. Tak jak to ujął Mark Jackson: „Don’t tell me you want to win, show me”. Ta sytuacja na pewno nie powtórzy się w meczu numer trzy, który będzie pierwszym spotkaniem typu must-win dla Cavs w tegorocznych playoffach. Własne ściany powinny pomóc przede wszystkim tym „innym” graczom Cleveland, którzy muszą wspomóc swojego lidera, by ich zespół miał jakiekolwiek szanse na wygranie tego najważniejszego meczu w sezonie. Nic nie jest jeszcze przesądzone.

Komentarze do wpisu: “Playoffowy Fast Break: Zabójcze tempo, Cavs potrzebują zmiany w pierwszej piątce?

  1. Zdecydowanie Tristan „17.5 mln dla Kardashian” Thompson oraz J.R. 14.5 mln „pokonalibyśmy Bulls ’96” – ale potykam się o własne nogi i chcę z frustracji skręcić kostkę KD – Smith muszą zacząć wyglądać jak koszykarze a nie jak dwóch amatorów po piwach na szkolnym boisku do koszykówki.
    Jednak możliwe jest, że mamy do czynienia z dwoma patałachami, którzy pokazali się w sezonach przed podpisem na kontrakcie i dostali nadmiernie dużo kasy za opierdzielanie się na boisku.

    Z moich obserwacji nie patałachów.
    ISO Irvinga się nie sprawdzają. Wątpię by Klay nagle zaczął gorzej bronić. Być może Irving powinien więcej rozgrywać i odciążyć w tym trochę Lebrona.
    LeBron męczy się w rozegraniu, bo KD broni tak jak mówił o bronieniu LeBrona Kenny Smith. Stara się zaczynać bronić maksymalnie wysoko, plus ma bonus w zasięgu rąk, więc LeBron jest często mocno wypychany przed dostaniem piłki. Więcej rozgrywania Irvinga dałoby więcej sił LeBronowi na 2 połowę meczu.
    W obronie muszą zrobić wszystko, żeby LeBron nie bronił KD. Nie jest w stanie i tak zatrzymać młodszego, mającego przewagę wzrostu oraz mającego łatwiejsze granie przy systemie Warriors KD, więc niech wystawiają na KD Shumperta albo nawet Derricka W.
    Love musi grać wysokiego i musi się skupić na zbiórkach jak w 1 meczu. Ktoś musi dać Cavs zbiórki i nie może to być sam LeBron. Na patałacha nie można liczyć.
    Wreszcie Cavs muszą zredukować choćby trochę tempo gry + grać z ograniczeniem strat własnych jak w 2 meczu + bronić 3-ek GSW jak w 1 meczu.

  2. Mam wrażenie, że Warriors celowo ustawili taktykę na „zagonić na śmierć” Brona, nawet kosztem chwilowego chaosu i kontr. A potem w drugiej połowie już spokojnie przejąć mecz.

  3. Przed Cavs wyjątkowo trudne zadanie. Mają dużo do poprawy, co jest nawet na plus, bo to nie znaczy, że zagrali dwa super mecze, a przegrali -20. Ale cale Big3 musi zagrać na poziomie 30pkt (lub LBJ na 60 pkt, ale to nie jest taki gracz), plus w końcu muszą dostać wsparcie od role players. Nie wiem, jakie statsy miał KD gdy bronił go Iman, ale pomimo, że na początku pomyślałem ze Iman zostanie zmieciony, to wyglądało to nieźle. Dlatego myślę, że jezeli JR znów rozpocznie mecz tak słabo to Shump powinien przejąć jego minuty.
    Jestem fanem LeBrona, ale wydaje mi sie ze w interesie wszystkich kibiców jest to, żeby wrócili do CA z remisem. Seria 16-0 w PO, spowoduje, ze na przyszły sezon będziemy patrzeć – i tak w czerwcu wygrają Warriors. Jako osoba, nie wychowana w czasach Jordana, uświadomiłem sobie jakie to było brutalne dla kibiców reszty zespołów ;-)

    1. Odnosząc się do ery Jordana i podwójnej trylogii Chicago – wówczas kibicowaliśmy Bykom, bo to ich mecze były najczęściej pokazywane ;) poza tym to był kawał super basketu. Ale w odróżnieniu od GSW to nie byli „galacticos”. Tamten zespół składał się z dwóch allstarów i grupy zadaniowców więc ta nutka niepewności co do wyników końcowych była zawsze..

    2. GSW to sytuacja jakiej chyba w NBA nie było bo gra ze sobą nie tylko 4 all starow, ale przede wszystkim 2 ostatnich MVP sezonu zasadniczego. To nie jak Barkley, Malone i Payton, KG i Allen, LBJ i Bosh w końcu Nash i Howard (żeby tylko nie było ze teraz bronię LeBrona za The Decision). Dwóch świeżych MVP wchodzących w swój prime w jednym zespole. Sam nie potrafię ocenic KD, z jednej strony to trochę brak chęci rywalizacji, OKC to nie był spalony zespół. Z drugiej zdobył sie na wyrzeczenia kosztem pierścienia (tak wiem jeszcze nie wygrali ;-), który dla zawodników na tym poziomie jest priorytetem.
      A na marginesie, nie wiem czy to kwestia klimatu miasta czy zarządu, ale w tym zespole wszystko uklada sie idealnie, sądzę że tu tez każdy zna swoje miejsce.

    3. Była taka sytuacja w NBA.
      2 MVP z następujących po sobie sezonów, w prime-time miałeś w Philla ’83.
      Dr. J, czyli Erving zdobył MVP w 80\81. W następnym sezonie MVP 81/82 zdobył Moses Malone a sezon później przeniósł się z Rakiet do Philla, gdzie zdobyli Mistrza w 82/83, w którym Moses znów był MVP.
      Dr. J w sezonie 82/83 miał 32 lata a Moses 27.
      Miałeś też 5 All-Star, czyli Moses, Dr. J, Cheeks, Toney, Bobby Jones.

    4. Nie bardzo rozumiem, co do tego wszystkiego ma hierarchia :)

    5. widocznie chodziło o każdy znał swoje miejsce na boisku, zadanie do wykonania

      hierarchia była, chyba pamiętamy jak Luc Longley dostał chyba z łokcia niejednokrotnie od Rodmana bo ten se nabijał staty na zbiórkach ;-D

  4. Nie wiedzialem o tym, troche nie moje czasy ;) choc ciezko nazwac 32 letniego Dr J, zawodnikiem wchodzacym w swoj prime time.
    All Star w postaci Green’a, Klay’a i Curry’ego kompletnie sie nie czepiam. Wszyscy wybrani w drafcie, nawet nie w TOP 5, swietny sztab i tyle. (z reszta z wymienionej 5 76ers, dwoch zawodnikow to tez draft).
    Ale to teraz kompletnie niewazne, czekam na G3 ;)

    1. Raczej chodziło mi, że Dr. J i Moses zebrali się jako MVP {Moses miał już 2 MVP – 78 i 81} w jednym zespole w swoim prime time – bo prime to tak mniej, więcej 27/28 – 32/33 generalnie w grach zespołowych.
      Jednocześnie powód ich spotkania się był prosty, czyli obaj nie potrafili pokonać albo galaktycznych Celtics z MVP Cowensem i/a potem Birdem i All Star kompanami, albo galaktycznych Lakers z MVP Jabbarem i All-Star kompanami. Przegrywali albo w finale konferencji z Celtami/Lakersami albo w finale Ligi z Lakersami/Celtami.

Comments are closed.