Playoffowy Fast Break: Cavs kowalami własnego losu, podrażnione Niedźwiedzie

Oglądam w tym roku wszystkie mecze playoffów i postaram się dzielić z Wami co jakiś czas moimi obserwacjami. Za nami już 13 spotkań, więc czas na pierwsze przemyślenia.


Nate McMillan nie ma broni, by prowadzić otwartą wojnę z Tyronnem Lue. To on odpowiada na to, co zrobi trener Cleveland, bo sam nie wymyśli niczego, co obróci tę serię z korzyścią dla Indiany Pacers. Szkoleniowiec mistrzów NBA odrobił lekcję z końcówki sezonu regularnego i widząc, jaka jest największa broń rywali postanowił ją ograniczyć. Mowa oczywiście o Paulu George’u.

Przy obecnej formie George’a Cavs nie mają obrońcy, który na przestrzeni całej serii będzie w stanie go bronić 1-na-1. Tak, Iman Shumpert robił dobrą robotę w drugiej połowie Game 2, ale w czwartej kwarcie i tak gwiazdor Pacers wrzucił piąty bieg i zaczął odrabiać straty swojej drużyny. J.R. Smith, który został desygnowany jako główny obrońca George’a nie radził sobie z nim, gdy był pozostawiony sam sobie, a LeBron James… cóż, nawet Tyronn Lue widzi, że trzykrotny mistrz NBA nie jest już takim obrońcą jak choćby dwa, trzy lata temu i ustawił go na Moncie Ellisie (który nota bene w Game 1 łatwo ogrywał Jamesa w izolacjach). James może funkcjonować jako obrońca z pomocy, ale 1-na-1 brakuje mu już zwrotności, by kryć George’a. Próbował – przez pewną część czwartej kwarty, gdy Shumpert odpoczywał. Odpowiedź PG13? 3 na 3 z gry, 7 punktów i 3 asysty.

Lue wykorzystuje fakt, że George często nie zaczyna akcji jako kozłujący, a dostaje piłkę po wyjściu z jednej-dwóch zasłon. W takich pindown screenach Cavs podwajają go i jeśli uda się mimo wszystko podać do George’a, to jest on zmuszony oddać piłkę. Cleveland chce z George’a zrobić gracza podającego, a nie rzucającego, bowiem nie należy on do wybitnych play-makerów z podwojeń (jak chociażby James czy Giannis Antetokounmpo). W Game 2 w takich sytuacjach lider Pacers reagował dość wolno i Indianie nie udało się wykorzystywać przewag 3-v-2. To pozwoli oczywiście na ograniczenie tylko niektórych akcji George’a, ale Cavs mogą zacząć wykonywać taki manewr także na zwykłych zasłonach, gdy PG poprosi o wsparcie Mylesa Turnera czy Thada Younga.

Drugim planem Lue – tym razem ofensywnym – jest zajeżdżanie Jeffa Teague’a. W Game 1 często grany pick Kyrie-LeBron wymuszał na Teague’u zmiany krycia (na LeBrona), które nie mogły się dobrze skończyć, szczególnie jeśli James wybierał się z nim w post. W Game 2 Pacers przestali switchować na tych zasłonach, natomiast swój dzień miał Kyrie Irving, przechodził rozgrywającego Indiany jak chciał w izolacjach i po pick and rollach, a Myles Turner (słabe dwa mecze, musi się poprawić, jeśli Indiana chce coś ugrać) był powolny z pomocą przy obręczy. Teague’owi trzeba jednak oddać, że po drugiej stronie parkietu także dobrze radził sobie z Irvingiem tak, że Cavs zmieniali potem krycie już na każdej zasłonie i Pacers mogli korzystać z ofensywnych mismatchów.

Tak jak pisałem w zapowiedzi tej serii: Pacers nie mają odpowiedzi na lineupy rezerwowe z LeBronem i to było aż za bardzo widać w Game 2. Pacers w drugiej kwarcie gubili się nawet przy najprostszych zasłonach Korvera czy Frye’a i zostawiali albo otwarte pozycje do rzutów zza łuku, albo prostą drogę do kosza dla Jamesa, krytego często przez mniejszego Stephensona. To również dzięki swojemu drugiemu rozgrywającemu w tej serii (Aaron Brooks już został odsunięty od rotacji) Pacers nie przegrali wyraźnie tego fragmentu spotkania, po obrona podkoszowa Cavs w tych ustawieniach jest poniżej wszelkiej krytyki, a Stephenson dobrze uruchamiał ścinających w stronę kosza kolegów. Defensywnie, Pacers nie pomogło w tych ustawieniach nawet wstawienie do nich George’a i to w nich mogą mieć największe problemy, jeśli McMillan nie zrezygnuje w nich z grania Turnerem i wstawi swoich najlepszych i najbardziej atletycznych obrońców – Glenna Robinsona III i być może LaVoya Allena (choć ten może mieć podobne problemy co Turner z upilnowaniem Frye’a).

Nadzieja dla Pacers na wygranie spotkania pojawi się, gdy poza Georgem i Teague’iem, ktoś jeszcze w Pacers odpali (być może mój x-factor w tej serii dla Indiany – C.J. Miles), Cavaliers dalej będą się gubić w obronie i ponownie zabraknie im koncetracji w kluczowych momentach meczu. Mam jednak coraz mniejszą nadzieję, że coś może nas w tej serii zaskoczyć, szczególnie jeśli okaże się, że Shumpert lepiej pasuje do ustawienia Cavs na Pacers niż kontuzjowany Smith. To mistrzowie NBA są tu kowalami własnego losu i wszystko zależy właściwie od wysiłku, jaki włożą po obu stronach parkietu w meczach w Indianapolis. Ta seria może skończyć się już w niedzielę.


Bardzo przykro było mi patrzeć na kończący się comeback Memphis Grizzlies w San Antonio, jednak nadzieja dla Niedźwiedzi jest nieco większa niż dla Pacers. Dzięki zmianie dokonanej przez Davida Fizdale’a w przerwie spotkania, w ramach której Zach Randolph i James Ennis zastąpili JaMychala Greena oraz Wayne’a Seldena w pierwszej piątce wywołała zmianę tzw. momentum, która może zaprocentować w spotkaniach w słynnym Grindhouse. Tym bardziej, że nie było chyba zawodnika Niedźwiedzi, który nie zgadzałby się z rantem Fizdale’a na temat sędziowania w tym meczu.

Tak, sędziowie pomylili się kilka razy w czwartej kwarcie na niekorzyść Grizzlies, po obu stronach parkietu. Być może gracze Memphis zdołaliby wyjść na prowadzenie (choć wątpię), ale nie fair jest stwierdzenie, że zostali oni ograbieni z wygranej. Spurs zakończyli comeback gości w momencie, w którym nieco zwolnili tempo gry i ponownie uruchomili swój ball-movement rozpoczynające się od świetnych penetracji Tony’ego Parkera oraz izolacji Kawhi’a Leonarda. Fizyczna obrona Niedźwiedzi z agresywną pomocą ze słabej strony nadziała się na fakt, że Parker przeżywa jakby drugą młodość, Leonard jest coraz lepszym podającym, a nikt nie ma takiego body-movement za łukiem (może poza Warriors), jak właśnie Spurs.

Randolph i Ennis dali jednak powód Fizdale’owi na zmianę ustawienia także na Game 3. Z-Bo dał wsparcie w ataku (dobre akcje przeciwko LaMarcusowi Aldridge’owi) i fizyczność, której w pewnym momencie wydawało się brakować Memphis. Ennis, przy kontuzji Tony’ego Allena, dzięki swojemu wzrostowi i niezłemu atletyzmowi jest obecnie najlepszą – choć wciąż jest to to zdecydowanie za mało na choćby spowolnienie Kawhi’a – opcją defensywną Grizzlies w bezpośrednim starciu z Leonardem. Gwiazdor Spurs, gdy nie grał w pick and rollu, stracił nawet kilka razy piłkę, gdy Ennis nie dawał się minąć jego pierwszym krokiem. Zakładam jednak, że przygotowany na matchup z Ennisem w Game 3 będzie już bardziej uważny.

Grit&Grind – za to wielu ludzi szanuje wciąż Grizzlies i trzeba przyznać, że w drugiej połowie Game 2 było to widać w comebacku Memphis. Spotkania w FedEx Forum mogą być naprawdę elektryzujące szczególnie, jeśli gracze Davida Fizdale’a wyładują swoją frustrację z ostatniego meczu na parkiecie w kolejnym spotkaniu. Talentem Memphis nie wygra meczu w tej serii, bo tu ogromną przewagę ma San Antonio. Musi tu pomóc charakter, a ten – zarówno na boisku, jak i na ławce trenerskiej – nie jest obcy dla Grizzlies.

Komentarze do wpisu: “Playoffowy Fast Break: Cavs kowalami własnego losu, podrażnione Niedźwiedzie

  1. Niesamowita analiza taktyczna w Indiana – Cavs… sam to wszystko zauważyłeś czy jakieś źródło?

    1. Sam, pewne schematy dość łatwo wyłapać, często mówią o nich nawet komentatorzy w trakcie spotkania.

  2. Dzięki za te kilka wyważonych słów na temat game 2 Spurs – Grizz które pokrywają się z moim zdaniem. Co do game 3, jeżeli Spurs zagrają zbyt nerwowo to Grizz się odbiją ale z drugiej strony mają coś do udowodnienia, że wynik game 2 nie był dziełem przypadku czy pomocy sędziów. Uważam że Spurs mają zbyt wile opcji ofensywnych, możliwości rotacji zawodnikami na Grizz. Jeżeli nie wyszarpią co najmniej jednego spotkania w Memphis to się zdziwię, 4-0 to wariant bardzo optymistyczny, mało realny. Fizdale’owi trzeba zostawić że przygotował świetnie grunt przed meczami u siebie, nie dość że podtrzymał wolę walki u swoich graczy, zyskał fanów swoim wystąpieniem o niesprawiedliwości społecznej/klasowej to jeszcze dodatkowo spowodował lekkiego kaca moralnego u sędziów którzy być może połkną gwizdki. Niech szarpią niech walczą. Ja widzę że mają za mało w ataku żeby rywalizować z SAS. Za niedźwiadkami przemawia tylko to że żadna seria nie skończyła się na 2 meczach więc jakiś tam procent szans iluzorycznie mają.

  3. Dołączam się – fajny art. Co do tych par to jednak stawiam na 2x 4-0 nie widze atutów żeby coś wyrwać cle czy sas

Comments are closed.