Telegram: 40-10-10 Jamesa Hardena, Tyronn Lue antybohaterem publiczności w Los Angeles

Oklahoma City Thunder 110-94 Sacramento Kings

Tym razem dwóch zbiórek zabrakło Russellowi Westbrookowi do piątego kolejnego triple-double, ale jego 28 punktów, 10 asyst i 8 zbiórek spokojnie wystarczyło Oklahomie City Thunder do odniesienia piątego z rzędu zwycięstwa. Dzięki wygranej Grzmot przesunął się na szóste miejsce w konferencji zachodniej i jest tylko o pół meczu za piątymi Los Angeles Clippers. Już w pierwszej kwarcie runem 11-0, Thunder uciekli gościom z Sacramento nie pozwalając przez resztę spotkania zbliżyć się im na różnicę mniejszą niż 8 punktów. Do przerwy prowadzili 22 oczkami, a w drugiej połowie Kings zdołali zmniejszyć ich prowadzenie tylko o 8 punktów, na 9 minut przed końcem spotkania.

Westbrook ma w tym sezonie już 34 triple-double (71 w karierze) i brakuje mu 7 do wyrównania osiągnięcia Oscara Robertsona z sezonu 1961/62. Ma na to 13 spotkań. Swój najlepszy mecz od czasu przenosin z Chicago zagrał Doug McDermott – 8/9 z gry, 4/5 za trzy, 21 punktów. Kings trafiali ze skutecznością 41.2% z gry i przegrali walkę na tablicach 46-56. Thunder mieli dokładnie 50-procentową skuteczność w rzutach z gry.

Atlanta Hawks 97-113 Portland Trail Blazers

Portland Trail Blazers zdominowali Atlantę Hawks w pierwszej kwarcie, potem już nie stracili prowadzenia i wciąż nie rezygnują z walki o miejsce w play-offach. Do zwycięstwa poprowadził ich Damian Lillard, zdobywca 27 punktów. W premierowej odsłonie spotkania Blazers wyszli na prowadzenie 17-3, które pod jej koniec powiększyli aż do 22 oczek. Pozbawieni Paula Millsapa (kontuzja kolana, wycofany z meczu podczas rozgrzewki) gospodarze zdołali dwukrotnie zmniejszyć różnicę do 11 oczek w czwartej kwarcie, jednak było to za mało, by wyrwać gościom zwycięstwo. Blazers odpowiedzieli szybko runem 10-0, który przesądził już ostatecznie o wyniku.

Do gry po 14 meczach absencji z powodu złamania w prawej dłoni powrócił Evan Turner – w 18 minut miał 2 punkty i 8 zbiórek. W meczach bez niego zespół zaliczył bilans 7-7. Portland wygrało siedem z ostatnich dziewięciu spotkań i jest o półtora meczu za ósmymi Denver Nuggets. Hawks przegrali za to już trzy kolejne spotkania, w tym dwa ostatnie na własnym parkiecie i tracą już 3 mecze do czwartych na Wschodzie Toronto Raptors. W tym meczu trafiali z fatalną skutecznością 36.4% z gry, zdecydowanie przegrali tablice (45-62) oraz punkty w pomalowanym (48-30). Trail Blazers rzucali ze skutecznością 50.6%, za to popełnili aż 22 straty.

Charlotte Hornets 98-93 Washington Wizards

Charlotte Hornets będą mieli by bardzo ciężko awansować do play-offów po raz trzeci w ciągu ostatnich 4 sezonów, jednak odnieśli wczoraj ważne zwycięstwo u siebie z Washington Wizards, przerywając trzy-meczową serię porażek. Do ósmych Bucks (i siódmych Heat) tracą wciąż aż 4 mecze, a do zakończenia sezonu pozostało tylko 13 spotkań. Mecz był bardzo wyrównany, w pierwszej połowie obie drużyny skupiły się mocno na defensywie, przez co na tablicy wyników po drugiej kwarcie widniał wynik 40-39 dla gości. Spotkanie potem było nie mniej zacięte, a wszystko rozstrzygało się w samej końcówce. Kemba Walker zdobył w czwartej kwarcie 8 ze swoich 16 punktów, na 1:23 przed końcem rzutem zza łuku dał Szerszeniom 7-punktowe prowadzenie, jednak 5 kolejnych punktów Bradleya Beala i nietrafiony rzut wolny przez Marco Belinelliego dał jeszcze nadzieje Wizards na doprowadzenie do dogrywki. Beal nie trafił jednak kolejnej trójki i Marvin Williams zapewnił zwycięstwo gospodarzom na linii rzutów wolnych.

Po dwóch meczach absencji spowodowanej migreną do gry powrócił Nicolas Batum. Hornets zatrzymali gości na 36.7% z gry i zdobyli 40 punktów z paint, przy 28 Wizards. Czarodzieje wygrały walkę o zbiórki (61-51) i punkty z kontrataku (18-6).

Los Angeles Clippers 108-78 Cleveland Cavaliers

Tyronn Lue zdecydował się dać wolne LeBronowi Jamesowi, Kyriemu Irvingowi oraz Kevinowi Love’owi, przez co również zawodnicy pierwszej piątki Los Angeles Clippers mogli odpoczywać w czwartej kwarcie spokojnego blow-outu nad Cleveland Cavaliers. Gospodarze przerwali tym samym trzy-meczową serię porażek i wygrali sezonową serię z mistrzami NBA. Clippers odjechali gościom w drugiej kwarcie, którą wygrali 33-15, a 13 punktów w trzeciej kwarcie Blake’a Griffina pozwoliło im na spokojne doprowadzenie prowadzenia do garbage time.

Osłabieni Cavs trafiali tylko 38.6% swoich rzutów z gry, w tym 5/27 za trzy punkty i przegrali walkę na tablicach 44-58. Publiczność w Mieście Aniołów była wielce niepocieszona, że nie mogła zobaczyć w grze czterokrotnego MVP sezonu regularnego i krzyczała w pewnym momencie „We Want LeBron”. Również Doc Rivers w wywiadzie wyraził swoje niezadowolenie z faktu, że ludzie, którzy kupili drogie bilety, by zobaczyć Jamesa w akcji nie dostali na to szansy. Po raz z drugi z rzędu mecz w ramach cyklu „NBA Saturday Primetime on ABC” odbył się bez wielkich gwiazd – tydzień temu w spotkaniu przeciwko Spurs Steve Kerr zdecydował się nie grać Stephenem Currym, Draymondem Greenem, Klayem Thompsonem oraz Andre Iguodalą.

Chicago Bulls 95-86 Utah Jazz

Jimmy Butler dostał wsparcie od Bobby’ego Portisa (career-high 22 punkty) oraz Denzela Valentine’a (pierwsze w karierze double-double), a Chicago Bulls pokonali na własnym parkiecie Utah Jazz. Dla Bulls to dopiero druga wygrana w ostatnich dziewięciu meczach i do ósmych Bucks tracą obecnie półtora meczu. Jeszcze przed czwartą kwartą to Jazz byli na 3-punktowym prowadzeniu, jednak w końcówce gospodarze wzięli się do roboty, po dwóch kolejnych trójkach Valentine’a na 7 minut przed końcem przejęli prowadzenie, którego nie oddali już do samego końca. Łącznie w ostatniej odsłonie Bulls wypunktowali swoich rywali 34-22.

Po dwóch kolejnych porażkach Jazz wciąż znajdują się na miejscu dającym im przewagę własnego parkietu w pierwszej rundzie play-offów, jednak mają tylko 2 mecze przewagi nad Los Angeles Clippers. Zawodnicy ławki Bulls okazali się nieocenieni w tym meczu, zdobywając 44 punkty, przy tylko 23 oczkach swoich vis-a-vis z Utah. Przyjezdni zostali zatrzymani na 38.3% z gry i choć wygrali zbiórki 57-45 (17 w ataku), to popełnili 15 strat, po których Bulls zdobyli 17 punktów.

Memphis Grizzlies 104-96 San Antonio Spurs

Memphis Grizzlies rozpoczęli marzec od pięciu kolejnych porażek, jednak od tamtej pory wygrali cztery z rzędu spotkania, włączając w to wczorajsze zwycięstwo nad San Antonio Spurs. W pierwszych trzech kwartach było aż 15 zmian prowadzenia oraz 6 remisów i to w czwartej odsłonie decydowały się losy spotkania. Na jej początku Niedźwiedzie dwukrotnie uciekały na 9 punktów, jednak w obu przypadkach Spurs szybko wracali do gry. Na 5:45 przed końcową syreną przy 3-punktowym prowadzeniu, gospodarze zrobili run 9-1, na 2 i pół minuty przed końcem dzięki akcji 2+1 Marka Gasola zbudowali dwucyfrową różnicę i nie oddali jej już do samego końca.

Ostrogi przegrały już drugi kolejny mecz i po krótkim pobycie na fotelu lidera w konferencji zachodniej ponownie są o 2.5 meczu za Golden State Warriors. W tym spotkaniu trafiali przeciętne jak na siebie 9/28 za trzy punkty i popełnili 15 strat, które doprowadziły do 17 punktów gospodarzy. Grizzlies mieli 20 asyst i 10 strat i był to 46. z rzędu mecz, kiedy mieli więcej asyst od strat.

Denver Nuggets 105-109 Houston Rockets

James Harden zaliczył drugie z rzędu triple-double z 40+ punktami i łącznie swoje 19. w sezonie, prowadząc Houston Rockets do wyjazdowego zwycięstwa nad Denver Nuggets. W ciągu 24 godzin główny na ten moment kandydat do nagrody MVP zdobył łącznie 81 punktów, 25 zbiórek i 21 asyst. 18 ze swoich 40 punktów w tym meczu Harden zdobył w trzeciej kwarcie, w której Rockets udało się przejąć prowadzenie. Gospodarze trzymali się blisko przez resztę spotkania, jednak przy stanie 107-105 dla Rockets Will Barton nie trafił najpierw rzutu za trzy punkty, a potem lay-upa na remis i Harden zapewnił Rakietom zwycięstwo na linii rzutów wolnych.

Nuggets wciąż są na ósmym miejscu w tabeli Zachodu, natomiast dali zbliżyć się Portland na 1.5 meczu. W meczu z Rockets spudłowali aż 18 lay-upów i 11 z 30 rzutów wolnych, przez co nawet fakt, że zatrzymali gości na zaledwie 5 trafionych rzutach z dalekiego dystansu nie miał większego znaczenia. Dla Houston była to dziwna noc, bowiem mieli zaledwie (jak na siebie) 24 próby zza łuku i trafiali stamtąd tylko 20.8%. Wygrali za to punkty w pomalowanym (60-48) i mieli 19 punktów z kontrataku.

Golden State Warriors 117-92 Milwaukee Bucks

Stephen Curry trafił sześć rzutów zza łuku na 28 punktów, Draymondowi Greenowi zabrakło dwóch punktów i dwóch zbiórek do triple-double, a Golden State Warriors łatwo poradzili sobie na własnym parkiecie z Milwaukee Bucks. Od czasu najdłuższej w sezonie trzy-meczowej serii porażek Wojownicy wygrali już 3 kolejne spotkania, w tym dwa z rzędu różnicą 25+ punktów. Warriors niedobrze jednak rozpoczęli spotkanie, bowiem już w pierwszej kwarcie przegrywali w pewnym momencie 14 oczkami. W drugiej zdominowali jednak gości, zaliczyli run 23-6, łącznie wypunktowując Bucks 36-15 w tej odsłonie meczu, a wisienką na torcie była daleka trójka Curry’ego niemal z logo na kole środkowym na 27 sekund przed końcem pierwszej połowy. W trzeciej kwarcie podopieczni Steve’a Kerra powiększyli różnicę do 27 oczek, przez co trener Warriors mógł spokojnie dać odpocząć swoim gwiazdom w czwartej części meczu.

Kozły przegrały dopiero po raz drugi w ciągu ostatnich 10 meczów. Pozwoliły rozpędzić się Warriors, którzy trafiali z 60-procentową skutecznością z gry, trafiając 12 z 23 prób zza łuku i dominując strefę podkoszową (56-40 w punktach z paint). Gospodarze zatrzymali Milwaukee na 40.4% z gry i mieli także 24 punkty z szybkiego ataku.

 

Komentarze do wpisu: “Telegram: 40-10-10 Jamesa Hardena, Tyronn Lue antybohaterem publiczności w Los Angeles

  1. Może to i dobrze że Spurs przegrali, kubełek zimnej wody się przyda (lepiej teraz) niech już lepiej nie grają o to 1 miejsce tylko grają po prostu swoje. Tony Parker… nigdy go za bardzo nie lubiłem ale, uważam że jakieś minimum przyzwoitości jeżeli chodzi o grę powinien zachować, czy naprawdę PG czołowej drużyny nie może uciułać głupich 10 punktów? Przegrali zasłużenie mimo że mecz wyrównany. Dedmon też nie lepszy, nie zasłużył na s5. Wynik mnie nie zaskoczył.

    1. San Antonio to taka maszynka, która jak wszystko gra jest w stanie wygrać z każdym ale jak pojawiają się problemy, to są zwykłą średnio drużyną. Parker gra za zasługi i dopóki nie będzie chciał zrezygnować to tak zostanie, jak dla mnie to w tym momencie Parker by był solidnym zmiennikiem, a Mills powinien pokazać, czy (a może bardziej ile) warto w niego inwestować w nowym kontrakcie. Dedmona ja bym nie winił aż tak mocno, chłop jest zwykłym zadaniowcem za 3 mln i robi tyle co powinien. Gorzej bym winił Greena, Pop wyciągnął go na maksimum umiejętności, dał mu kontrakt dosyć spory jak na tamte czasy, a Danny już dalej się nie rozwinie, po prostu brakuje mu umiejętności wrodzonych i pewnych rzeczy nie przeskoczy.
      Pozostaje jeszcze Aldridge, obrońcą nie jest rewelacyjnym, w ataku bazuje na izolacjach, czym spowalnia ruch piłki, jeden z atutów drużyny. Nie podoba mi się to, że Pop na siłę chce dopasować drużynę do jego zagrań, a nie próbuje nauczyć LMA grania dla drużyny. Lee jak go zastępował był 2 razy lepszy i wyniki drużyny też były dużo lepsze.

    2. Green to żelazny starter Popa nie ma możliwości żeby go zmienił, co prawda sporo go opier..la w przerwach ale wie że jako część defensywy jest niezbędny. Parker, syn marnotrawny Popa który będzie miał wszystko wybaczone, takie bezstresowo chowane dziecko ;-) W odróżnieniu od większości fanów Spurs jestem bardzo tolerancyjny wobec LA, najlepsze lata miał w Portland ale wciąż kawał chłopa i czołówka na PF. Mills chyba nie nadaje się na startera, coraz częściej to widzę… Kemba Walker by mi się marzył ale w sytuacji że przychodzi i bezsprzecznie zostaje starterem. Parker i tak będzie musiał zostać w SA do końca, a Mills, sam nie wiem co zrobi wg mnie jest szansa go utrzymać. Dedmon po sezonie dostanie (tak jak w przypadku Baynesa i Bobana) jakąś mega propozycję której Spurs nie wyrównają, Manu emerytura, wg mnie powinni opchnąć Simmonsa, więc hipotetycznie będzie z czego zapłacić.

  2. Do relacji z meczu Oklahoma – Sacramento wkradł się mały błąd:
    „osiągnięcia Oscara Robertsona z sezonu 2016/17”

    1. Troszkę przeceniłem możliwości 78-letniego Robertsona :) Poprawione.

  3. Sędziom za złe decyzje powili sadzić drakońskie kary. Zwłaszcza za „kradzieże” piłki w stylu Butlera na Haywardzie, w końcówce meczu. Idiota zarżnął ciekawie zapowiadające się widowisko.

Comments are closed.