Loteria draftu: czas na rewolucję i koniec z tankowaniem?

Może tytuł nie jest zbyt chwytliwy, ale czy naprawdę potrzeba czegoś więcej, by ktoś z was przeszedł wobec tego obojętnie? Nie siliłem się tu na coś bardziej oryginalnego, ponieważ czy w tym konkretnym przypadku rzeczywiście jest to aż tak bardzo konieczne? Tak więc, jak napisałem w tytule – proponuję rewolucję związaną z loterią i definitywny koniec z tankowaniem. Sama idea nie jest dokładnie moja, ale już jego rozwinięcie i wykonanie to mój autorski pomysł. O tym jednak trochę później.

Czy tankowanie rzeczywiście jest problemem?

Nim przejdę do samego sedna sprawy muszę poświęcić chwilę czasu na samo zjawisko tankowania. Przede wszystkim nigdy nie uważałem, żeby był to problem. Wszystkie drużyny w lidze raz na jakiś czas wchodzą w tzw. rebuilding mode i jest to zjawisko zupełnie normalne. Działo się to 5, 10, czy też 15 lat temu i będzie pewnie działo się w przyszłości. W tym czasie generalni managerowie wiedząc, że z danego składu nie są w stanie wycisnąć więcej włączają przycisk restart i rozpoczynają okres przebudowy zespołu.

Dokonują wymian schodząc z niechcianych kontraktów, oddają zawodników, którzy nie są częścią planu budowy nowej drużyny, pozwalają odejść wolnym agentom, pozyskują picki w drafcie, stawiają na młodych zawodników, a przede wszystkim osłabiają się, by zająć jak najlepsze miejsce w loterii draftu, mając tym samym nadzieję, że właśnie wtedy uda im się pozyskać zawodnika, który będzie stanowił o przyszłości organizacji i wokół którego będzie można budować nowy zespół.

Właśnie wybranie tego jednego gracza lub dwóch, czasem trzech w kolejnych draftach jest podstawą budowy mistrzowskiej drużyny. Oczywiście nie gwarantuje to natychmiastowego sukcesu, ale bardzo przybliża do osiągnięcia tego upragnionego celu, jakim jest zdobycie mistrzostwa NBA.

Thunder, czyli jak zbudować super team poprzez draft

Modelowym przykładem takiego budowania drużyny jest Oklahoma City Thunder, którzy w kolejnych draftach wybierali kolejno Kevina Duranta (nr 2 w 2007 roku), Russella Westbrooka (nr 4 w 2008), Serge Ibakę (nr 24 w 2008) i Jamesa Hardena (nr 3 w 2009). Dzięki tej czwórce OKC awansowali w 2012 do finałów NBA i choć je przegrali to od tamtego momentu co sezon są wymieniani w roli jednego z faworytów do tytułu i to nawet pomimo tego, że październiku tego samego roku, w którym pierwszy raz awansowali do finałów przehandlowali do Houston Hardena.

To idealny wzór, jak zbudować drużynę kalibru mistrzowskiego za pomocą draftu i kto wie, czy gdyby nie skąpstwo właścicieli, ambicje Hardena do posiadania własnej drużyny i chęci odgrywania większej roli lub też kilka innych czynników to dziś nie mielibyśmy do czynienia z dynastią Thunder?

Oczywiście, to tylko gdybanie, ale czasem zastanawiam się, co by było gdyby np. w 2012 Sam Presti ostatecznie zgodził się na maksa dla Jamesa, który przecież wszedłby dopiero na listę płac od sezonu 2013/14, a do tego latem 2013 użył amnestii na kontrakcie Kendricka Perkinsa, by uniknąć płacenia podatku. Poza tym równie dobrze mógł poczekać z kontraktem dla Hardena do końca następnego sezonu i spróbować zrobić jeszcze jeden run po tytuł tym samym składem, a problem nowej umowy, dla teraz już zawodnika Houston Rockets, zostawić sobie na później. Mógł poczekać jak rozwinie się sytuacja i w przypadku końcowego sukcesu użyć tego jako argumentu, by przekonać Hardena, by wziął te kilka milionów mniej. Kto wie, czy właśnie tym ruchem Presti nie zamknął okienka na tytuł dla OKC?

Niemniej trzeba oddać Prestiemu, że do tego momentu nie popełniał prawie żadnych błędów, jeśli chodzi o wybory w drafcie. Dostał swojego franchise playera (Durant) i następnie do niego dobierał odpowiednio resztę składu (Westbrook, Ibaka, Harden). A trzeba jeszcze wspomnieć, że to on wyciągnął z draftu takich graczy jak Carl Landry (nr 31 w 2007), Glen Davis (nr 35 w 2007), Rodrigue Beaubois (nr 25 w 2009), Eric Bledsoe (nr 18 w 2010), Reggie Jackson (nr 24 w 2011) czy też Steven Adams (nr 12 w 2013). To naprawdę bardzo dobre picki i to pomimo tego, że część z nich to wcale nie są zawodnicy wybrani z pierwszymi numerami (do czego wrócę później).

Widać dokładnie, że Presti biorąc się za przebudowę drużyny poprzez draft wiedział co robi i miał nosa na kogo postawić. Okazało się to też później trochę kłopotem, ponieważ część z tych zawodników okazywała się na tyle dobra, a do tego chciała większej roli w drużynie i większych zarobków (Harden, Jackson), że trzeba było się ich pozbyć.

Nie można więc zaprzeczyć umiejętnościom, jakim wykazywał się GM OKC przy budowie drużyny. Nic więc dziwnego, że wiele drużyn, które chciałby rozpocząć przebudowę chciało pójść drogą Thunder i w dwóch, może trzech kolejnych draftach wybrać sobie trzon składu na przyszłość. Nie słyszałem jednak wtedy nic o tym wszechobecnym, złym i tak znienawidzonym przez fanów basketu tankowaniu. Czy to nie normalne, że jeśli drużyna jest w trakcie przebudowy, stawia na młodzież i rozwój graczy będzie przegrywać? No właśnie. Nikt nie robił wtedy, jak i w przeszłości z tego większego problemu. Przecież dając duże minuty gry zawodnikom, którzy nie mają doświadczenia na parkietach NBA to chyba naturalne, że taki skład będzie miał na koncie dość niewielką liczbę zwycięstw.

Wracając jeszcze do Thunder. Nim pozyskali KD osiągnęli bilans 31-51 (sezon 2006/07). W pierwszym sezonie Duranta (07/08) było to jeszcze gorsze 20-62, po czym wybrali w drafcie Westbrooka i Ibakę. W kolejnym (08/09) ta trójka wygrała tylko 3 spotkania więcej i postawiono na Hardena. Dopiero wtedy (09/10) OKC poszło mocno do przodu i zakończyło sezon z bilansem 50-32, awansując do play offów z 8 miejsca i odpadając w pierwszej rundzie z późniejszymi mistrzami Los Angeles Lakers (swoją drogą, piękne czasy :D ). Nie słyszałem i nie przypominam sobie takich głosów, by nagle zmieniać loterię, bo Thunder uparcie i na siłę tankują. Nie, zawodnicy Oklahomy po prostu zbierali doświadczenie, jako młody zespół i dlatego mieli tak słaby bilans. Tyle. Tu nie ma żadnej większej i głębszej filozofii.

Sixers (Hinkie) winni chęci wprowadzenia zmian w loterii?

I pewnie wszystko zostałoby po staremu, a głosy by zmieniać loterię byłyby pojedyncze i dość słabe, gdyby nie jedna osoba. Sam Hinkie. Tak, to właśnie on jest winny temu całemu zamieszaniu związanemu z tankowaniem, i chęcią zmian w loterii draftu, by wyeliminować specjalne przegrywanie, nagradzane wysokim pickiem w drafcie i jak największą ilością piłeczek na wylosowanie jedynki. Chodziło po prostu o to, by celowe osłabianie się nie było tak opłacalne, jak teraz, co też nie jest do końca prawdą, ale o tym też za chwilę.

Będąc dokładnym nie można też do końca winić Hinkiego. GM Sixers po prostu wykorzystał lukę w całym procesie przebudowy, bo czy przecież ktoś kiedyś zabronił rozprzedać całego zespołu za wybory w kolejnych draftach i zatrudnić graczy, dla których samo spędzenie kliku minut na parkiecie w oficjalnym meczu NBA jest spełnieniem marzeń? Czy ktoś zabronił stworzyć zespołu rodem z D-League, byle tylko zmaksymalizować swoje szanse na ten upragniony wybór z nr 1? Nie, nic z tych rzeczy. A że co nie jest zabronione, jest dozwolone to dlaczego nie pójść tą drogą?

Cały ten proces, który wdrożył Hinkie, na który wydali też zgodę właściciele zespołu z Philadelphii, poniósł jednak za sobą lawinę konsekwencji i uruchomił szereg dyskusji na temat zmian, jakie trzeba natychmiast wprowadzić w loterii, by więcej do takich sytuacji nie dochodziło.

Było już tego bardzo blisko półtorej roku temu, kiedy głosowano nawet nad nowym projektem, zakładającym, że najgorsze cztery drużyny w lidze będą miały takie same szanse na wylosowanie nr 1. Miało to wyglądać tak, jak w tej tabeli.

zmiana w loterii

Nie podobał mi się tamten pomysł i cieszę się, że nie przeszedł i na całe szczęście część właścicieli opowiedziała się przeciwko niemu. Nie będę już tu ponownie przytaczał dlaczego, po więcej odsyłam tutaj.

Problem, przynajmniej według większości kibiców, jednak pozostał i póki co nic na razie się w tej materii nie zmieniło, ale chyba kwestią czasu jest, kiedy do tego dojdzie. W corocznej ankiecie przeprowadzonej wśród generalnych managerów na pytanie, którą zasadę w lidze byś zmienił 24 proc. opowiedziało się za zmianami w loterii.

Nr 1 nie zawsze gwarantuje wybranie najlepszego zawodnika

Mam jednak wrażenie, że część GM-ów, jak i zdecydowana większość fanów NBA nie do końca rozumie samej loterii. Największa ilość porażek w sezonie wcale nie gwarantuje Ci, że będziesz wybierał z jedynką w drafcie. Daje Ci tylko gwarancję, że w losowaniu po ten pick będziesz miał najwięcej szans. To tylko tyle albo aż tyle w zależności od tego jak na to spojrzymy.

Mimo tego prawo wybierania z nr 1 ma jednak jeden niezaprzeczalny plus – nie musisz się na nikogo oglądać, nie jesteś od nikogo zależny i możesz postawić na tego gracza, którego sobie upatrzyłeś przed draftem, nie musząc się przy okazji martwić, że ktoś Ci go podbierze. Nawet pomimo tego nie jesteś jednak w stanie przewidzieć, czy zawodnik, na którego postawiłeś spełni pokładane w nim nadzieje, wykorzysta w pełni swój talent i potencjał, i stanie się koszykarzem, wokół którego będziesz uda Ci się zbudować mistrzowski skład. Nie masz gwarancji, że nie okaże się bustem ani że ktoś, kto zostanie wybrany później na koniec dnia okaże się zdecydowanie lepszym graczem niż ten, który poszedł z nr 1.

Czy gdyby Anthony Bennett został wybrany później niż z nr 1 przez Cavs w 2013 roku byłby w tym momencie lepszym zawodnikiem, bez ciążącej na nim presji bycia „jedynką” draftu? Możliwe, że tak.

Czy ktoś spodziewał się, że np. wybrany z nr 1 w 2007 roku Greg Oden skończy grając gdzieś teraz w Chinach? Pewnie nie.

Czy ktoś pomyślał, że wybrany z nr 7 w 2009 roku Stephen Curry w tym sezonie przejmie rolę najlepszego gracza w lidze i już teraz stanie się jednym z najlepszych strzelców w historii tej gry, a wybranego tuż przed nim Jonny’ego Flynna (sic!) nie będzie już w lidze? Pewnie nie.

Ktoś wziął w ogóle pod uwagę, że najlepszym zawodnikiem z klasy 2010 okaże się wybrany dopiero z nr 10 Paul George? Nie sądzę.

Czy ktoś spodziewał się, żeby wybrany dopiero z 35 numerem w 2012 roku Draymond Green stanie się w tym momencie jednym z najlepszych all around graczy w lidze i modelowym przykładem nowoczesnej czwórki w czasach small ballu? Nie.

Draft wbrew pozorom to bardzo złożony proces, bo na rozwój zawodnika oprócz tego, z którym pójdzie numerem, znaczenie ma też klub, do którego trafi. Czy Tim Duncam stałby się tak dobry, gdyby w 1997 roku trafił do innej drużyny niż San Antonio Spurs? Kto wie.

Chodzi o to, że wybory poszczególnych zawodników przez zespoły i ich rozwój to czasem jeszcze większa loteria niż sama loteria draftu.

To bardzo przydługi wstęp, ale był on niezbędny dla mojego wywodu i pomimo tego, że ostatnie miejsce w lidze wcale nie daje żadnych gwarancji wylosowania „jedynki”, a i przecież wtedy nie ma pewności, czy gracz na którego się postawiło nie okaże się bustem, np. Kwame Brown, Michael Olowokandi czy też wspomniany już wyżej Bennett to i tak wszyscy chcieliby z tym numerem jeden wybierać.

Walka o nr 1 lekiem na całe zło?

Skoro więc zmiany w loterii mają nastąpić to mam jedną propozycję, która wydaje mi się idealna i to nie jest żadne wyrównanie procentowe szans, jak w wyżej pokazanej tabeli ani też system koła (The Wheel), w której każda z 30 drużyn wybierałaby z określonym numerem w pierwszej rundzie raz – i dokładnie raz – na 30 lat.

The Wheel draft

Nie, propozycja o której mówię to play-offy dla 14 drużyn, a zwycięzca zgarnąłby pierwszy numer w drafcie.

Muszę od razu przyznać, że nie jest to mój autorski pomysł, więc nim przejdę do jego omawiania, w myśl przysłowia oddam cesarzowi co cesarskie, a królowi co królewskie i napiszę skąd to wziąłem. Otóż pierwszy raz usłyszałem o tym w lipcu ubiegłego roku w podcaście „Przerwa na Żądanie” prowadzonym przez Bartka Tomczaka, a powiedział o tym Michał Górny.

To właśnie wtedy zrodził się pomysł, żeby napisać ten tekst i część powstała już właśnie wtedy, ale brak czasu, również weny spowodował, że plik czekał zapisany na dysku na jego odkurzenie. Dlaczego dziś się za niego zabieram? Nie wiem, może dlatego, że Michał Górny wspominał o nim jeszcze raz, chyba przed paroma tygodniami, również w „Przerwie na Żądanie” i postanowiłem, że wypada w końcu do tego wrócić, a dziś znalazłem na to więcej czasu.

Ok, więc play offy o wybór nr 1 w drafcie. Pomysł fajny, ale wraz z nim przychodzi jednak mnóstwo pytań, jak go rozegrać, ponieważ w normalnych play offach bierze udział 16 drużyn, a tutaj jest tylko 14. Poza tym zwycięzca ewentualnego finału zgarnie pick nr 1, przegrany nr 2, a jak rozdzielimy pozostałe picki w loterii?

Wszystko po kolei, choć najpierw mała dygresja, że skoro mamy 14 drużyn to niech Seattle SuperSonics wrócą do NBA, dodajmy jeszcze jeden zespół i będzie po równo. 16 drużyn walczy o mistrzostwo, a 16 o ten najwyższy wybór w drafcie.

Póki jednak co, musimy sobie radzić z tym co mamy i ułożyć play offy dla 14 organizacji. Wymyśliłem 4, a w zasadzie 5 wariantów i wam pozostawiam do wyboru ten, który podoba się najbardziej, przy czym omówię każdy z nich wskazując na jego potencjalne wady i zalety. Do dzieła!

Wariant I – Podział na Konferencje, zespoły z najgorszym bilansem na Zachodzie i Wschodzie od razu w drugiej rundzie

Pamiętajmy, że tabela jest odwrócona, czyli drużyny z najgorszym bilansem mają przypisany nr 1, z kolei te, które mają najlepszy bilans z zespołów, które nie dostały się do play offów mają nr 7.

Co do samej formuły, nie trzeba tu dużo tłumaczyć. Wygląda identycznie jak normalne play offy, z tym że najgorsze drużyny z danej konferencji mają miejsce od razu w drugiej rundzie, co wydaje mi się minusem, ponieważ skoro mamy promować wygrywanie, to do drugiej rundy powinny od razu awansować zespoły, które omal nie dostały się do play offów.

Nawet jeśli pierwsza ósemka byłaby już znana na kilka spotkań przed zakończeniem sezonu regularnego, to i tak opłacałoby się wygrywać i walczyć o 9 miejsce w swojej konferencji, ponieważ to oznaczałoby od razu awans do drugiej rundy w play offach o jedynkę w drafcie.

play off picture - wariant nr 1

Wariant II – Podział na Konferencje, zespoły z najlepszym bilansem na Zachodzie i Wschodzie od razu w drugiej rundzie

Tak jak wyjaśniłem wyżej. Skoro chcemy promować wygrywanie, to zespoły, które były najbliżej play-offów w obu konferencjach powinny od razu znaleźć się w drugiej rundzie. To powodowałby, że opłacałoby się walczyć o jak najlepszy bilans do samego końca. I cała drabinka wyglądałby wtedy tak:

play off picture - wariant nr 2

Można się przyczepić, dlaczego najgorszy zespół w konferencji na początku w pierwszej rundzie ma trafić na ten najlepszy (oczywiście nie biorąc pod uwagę tego, który od razu awansował w drugiej rundzie), ale ten sam zarzut można również postawić w przypadku normalnych play-offów (nr 8 w tabeli gra ze zwycięzcą konferencji).

Wariant III – bez podziału na konferencje, dwa zespoły z najgorszym bilansem w całej lidze od razu w drugiej rundzie

Ten wariant jest prawie taki sam, jak pierwszy, gdzie dwa zespoły, które wygrały najmniej spotkań od razu zaczynają w drugiej rundzie, tylko tym razem nie mamy podziału na konferencje, więc mogą to być dwa zespoły z Zachodu lub dwa ze Wschodu, a play-offy układamy w oparciu o odwróconą tabelę, w której uwzględniamy wszystkie zespoły nie łapiące się do gry o mistrzostwo.

play off picture - wariant nr 3

I tu znów pojawia się ten sam argument, jak w wariancie nr 1, czyli że jeśli mamy promować wygrywanie, to do drugiej rundy powinny od razu awansować zespoły, które omal nie dostały się do play offów. Co jednak jeśli np. 10 zespół w konferencji zachodniej ma lepszy bilans niż 9 w konferencji wschodniej (ten tuż za play offami na Wschodzie)? Wtedy oczywiście bierzemy pod uwagę tylko sam bilans, bez podziału na konferencje.

Oznaczałoby to oczywiście ni mniej, ni więcej, że do drugiej rundy awansują bezpośrednio zespoły z najlepszym bilansem spośród tych, które nie dostały się do normalnych play offów i może to być jedna drużyna ze Wschodu i jedna z Zachodu lub dwie drużyny ze Wschodu albo dwie z Zachodu. Liczy się w tym momencie jak najlepszy bilans na koniec rozgrywek.

Wariant IV – bez podziału na konferencje, zespoły z najlepszym bilansem wśród tych, które nie dostały się do play offów od razu w drugiej rundzie

Tutaj również można się przyczepić dlaczego najgorszy zespół w NBA ma trafić w pierwszej rundzie od razu na ten najlepszy, nie licząc oczywiście tych, które od razu przechodzą do pierwszej rundy, ale użyję tutaj tego samego argumentu, co poprzednio, że można mieć o to również pretensje w przypadku regularnych play offów (nr 8 w tabeli gra ze zwycięzcą konferencji).

Wprowadzam tutaj jednak dwa warianty tabeli, pierwszy, w którym te z najwyższym bilansem mogą trafić w drugiej rundzie albo na najsłabsze zespoły w lidze (jeśli te wygrają swoje serie) albo na najlepsze (nie licząc oczywiście tych, które są od razu w drugiej rundzie).

Wariant IVa

play off picture - wariant nr 4a

Warniat IVb

Ten z kolei jest trochę bardziej wypośrodkowany, jeśli chodzi o układ sił w starciach półfinałowych.

play off picture - wariant nr 4b

O szczegółach słów kilka

Oczywiście zapytacie co, jeśli zespoły mają taki sam bilans? Proste, tak jak w przypadku regularnych play offów decyduje tie-breaker, czyli zespół, który ma lepszy bilans w bezpośredniej rywalizacji ma lepszą pozycję przed play offami o pick w drafcie.

Co jeśli pomiędzy danymi drużynami jest remis 1-1 lub 2-2? Wtedy wszystko zależy od wariantu w jakim chcemy rozgrywać play offy o pick nr 1. Jeśli z podziałem na konferencje, to wtedy obowiązują takie same zasady, jak przy rozstrzyganiu miejsca w zwykłych play offach, czyli najpierw zwycięzca dywizji, potem bezpośrednie spotkania, potem bilans z zespołami z własnej dywizji (jeśli obie drużyny są z tej samej dywizji), następnie z zespołami z własnej konferencji itp.

Jeśli zaś zdecydujemy się na wariant bez podziału na konferencje to można wtedy wziąć najpierw pod uwagę bilans z zespołami, które awansowały do normalnych play offów, jeśli tutaj dalej jest remis, to liczymy bilans z zespołami, które nie awansowały do play offów, a jeśli dalej mamy remis to bierzemy pod uwagę ostatni punkt przy rozstrzyganiu tie-breakera, czyli lepszy stosunek punktów, biorąc pod uwagę wszystkich rywali w lidze.

Kolejna sprawa to do ilu wygranych mają grać drużyny w tych play offach? Myślę, że nie ma rozgrywki do 4 wygranych nie mają większego sensu, więc proponuję by pierwszą rundę i drugą rundę rozgrywać do dwóch zwycięstw, z kolei finały i finał o pick nr 1 do 3 wygranych spotkań.

Następna rzecz, co w przypadku zespołów które odpadają. Trzeba tutaj również ustalić jakąś kolejność wybierania w późniejszym drafcie. Skoro po pierwszej rundzie odpada 6 drużyn, a dalej przypominam, że promujemy ideę wygrywania, to wyższy wybór w drafcie ma drużyna, która na koniec sezonu miała lepszy bilans. Jeśli ten jest taki sam, to obowiązują takie same zasady, jak przy rozstrzyganiu tie-breakera. Podobna zasada obowiązuje w przypadku drużyny, które odpadły w rundzie drugiej i trzeciej. Dwa zespoły, które mierzą się finale o pick nr 1 mają zagwarantowane, że wybierają co najmniej z nr 2.

Co z handlowaniem wyborów w drafcie?

Jest jeszcze jedna sprawa, na którą zwrócił mi uwagę Dominik Kędzierawski, kiedy podesłałem mu tekst do przeczytania. Co z pickami, które znajdują się w rękach innych zespołów? Za przykład podał Brooklyn Nets, których pick jest w posiadaniu Boston Celtics. Nie wierzę, że Nets chcieliby wygrać podobny turniej i sprezentować Danny’emu Ainge’owi wybór z nr 1, tylko pewnie specjalnie przegraliby w pierwszej rundzie i byłby to pick z miejsc od 9-14 w zależności od ich bilansu.

Co jeśli pick zespołu byłby zastrzeżony w top8? Taka drużyna na pewno chciałaby go zatrzymać, więc opłacałoby się jej awansować do kolejnej rundy playoffów o miejsce w drafcie, ponieważ wtedy na pewno by go zachowała. Zespoły odpadające w pierwszej rundzie w zależności od bilansu wybierałby z miejsc 9-14, tek które odpadły w drugiej 5-8, te z trzeciej 3-4, a te z finału wybierałaby z co najmniej nr 2.

Z pickami jest jednak duży problem, ponieważ tak, jak w przypadku Nets drużyna mogłaby specjalnie przegrywać, żeby ich wybór był jak najgorszy. Jak zatem rozwiązać ten problem? Nie handlować wyborami w ogóle albo ewentualnie handlować nimi już po samym turnieju, kiedy wiesz, z którym numerem będziesz wybierał. Ograniczałoby to jednak bardzo branie pod uwagę picków w wymianach prawie tylko i wyłącznie na przestrzeni kilku dni, w czasie okresu poprzedzającego sam draft, jak i w dniu samego draftu. Nie byłoby możliwości handlowania picków w kolejnych latach ze wzgędu na ryzyko celowego przegrywania, żeby nie sprawić prezentu zespołowi, któremu się oddało swój wybór.

Poza tym ten system play offowy mógłby zostać wprowadzony dopiero, kiedy wszystkie wybory byłyby już we własnym posiadaniu przez kluby, a handlować można by było jedynie pickami z drugich rund, ponieważ tu system by się nie zmienił i obowiązywałaby porządek od najgorszego zespołu do najlepszego.

To nie jest idealny system

Pamiętajmy jednak, że zwycięstwo w tym turnieju wcale nie sprawi, że dostaniemy najlepszego dostępnego gracza, ponieważ historia już nie raz nam udowodniła, że ten prospekt, który poszedł z „jedynką” okazał się najlepszym zawodnikiem danego naboru i naszym franchise playerem.

To by było na tyle. Oczywiście to tylko pomysł i nie jest to idealny system, ponieważ w każdym da się znaleźć luki, tak jak to zrobił w przypadku tankowania Sam Hinkie. Na pewno nie obyło by się bez pozycjonowania, by w fazie play offów o pick nr 1 wpaść w pierwszej rundzie na łatwiejszego rywala, ale to ma miejsce nawet w przypadku regularnych play offów, więc to wada, którą i tak jestem w stanie zaakceptować, i jakiej nie da się wyeliminować.

Do tego dochodzi problem, czy opłaca się zająć miejsce nr 8 na koniec sezonu i awansować do play offów, czy miejsce nr 9 i wziąć udział w wyścigu po pick nr 1 w drafcie? Dominik wskazał tu za przykład OKC z tamtego roku, którzy byliby zdecydowanym faworytem takich play offów. Tak to prawda, ale w moim przekonaniu gdyby wprowadzono podobne zmiany, to nie byłoby już takich zespołów rodem z D-League jak Sixers, bo to byłoby zwyczajnie nieopłacalne.

Ponadto sam sposób zaprzestałby jednak w jakimś stopniu idei tankowania i specjalnego przegrywania, ponieważ po prostu na koniec dnia opłacałoby się mieć lepszy bilans, a także wprowadził ciekawy element rywalizacji dla drużyn, które nie mogą walczyć o mistrzostwo i część zespołów nie kończyłaby sezonów w połowie kwietnia, a później.

To także dodatkowe pieniądze dla drużyn ze sprzedaży biletów, gadżetów i innych pamiątek oraz dodatkowa kasa dla ligi za prawa do transmisji spotkań. Wszyscy wygrywają, ą przede wszystkim kibice i fani, ponieważ byłoby się jeszcze czym emocjonować.

Tak jak pisałem to nie jest idealny system i pewnie trzeba by było nad nim jeszcze długo popracować, ale czy ten, z którym mamy obecnie do czynienia takim jest?

A Tobie jak podoba się ten pomysł i na który wariant z 5 podanych przeze mnie byś się zdecydował? A może masz jakiś inny pomysł, jak zaprzestać tankowania? Zapraszam do dyskusji w komentarzach.

Komentarze do wpisu: “Loteria draftu: czas na rewolucję i koniec z tankowaniem?

  1. Szacun. Wszedłem niechcący tutaj (byłem 2h wczesniej, przeczytałem newsy), a tu taka biblia niespodziewanie :) Zabieramy się za lekturę, dzięki!

  2. Widzę, że duża wiara we własną nieomylność, jako że w ankiecie brak opcji „żadną” ;) w zasadzie kontrujesz swój pomysł sam, ale rozwijając myśl – tak długo jak będzie istnieć draft, tak długo będzie jakiś problem, bo zawsze trzeba będzie jakoś podzielić te picki. System koła wiadomo, bezsensowny (boję się pomyśleć co by było, gdyby Warriors lub Spurs mieli w najbliższym drafcie jedynkę…). Twój system nie ma sensu z jednego powodu, o którym wspomniałeś – na Zachodzie bardziej opłacałoby się zająć 9 miejsce i zagrać (z dużymi szansami) o jedynkę, niż zebrać oklep od GS. Sory, jeśli już musimy oglądać celowe przegrywanie, to niech robi to najgorsza drużyna ligi. No bo szczerze – czy kogoś obchodzą obecne wyniki Sixers, Nets czy Lakers? Przeciętny kibic NBA po prostu nie włącza tych meczów, bo wiadomo, że poziom będzie żenujący. Z kolei Blazers, Jazz i Rockets grają fajny basket i tłuką się o PO. Serio wolałbyś, żeby nagle ktoś się wypisał z tego wyścigu i ruszył po jedynkę w drafcie? Bo ja nie. W każdej lidze są czerwone latarnie które zasadniczo zbierają oklep od każdego, taki urok sportu. Mnie to jakoś strasznie nie boli, jeśli najsłabsi celowo przegrywają mecze, które i tak by przegrali. I nie wiem czemu ludzie się burzą, że ostatni zespół ligi zbiera oklep za oklepem – zbiera, bo właśnie jest najsłabszy :) także jak dla mnie system jest dobry, Hinkie pięknie pokazuje, że sam wybór w drafcie to niewiele jak nie ma się pojęcia kogo się bierze. Tylko kibiców Sixers szkoda, ale co to szkodzi lidze? Ktoś musi być najgorszy, jak nie Sixers to Nets, jak nie Nets to Lakers, jak nie Lakers – to ktoś się znajdzie.

    1. Rzeczywiście celna uwaga z opcjami w ankiecie :) dodałem kilka :)
      Jeśli chodzi o zmiany w drafcie, to zacytuję sam siebie „Przede wszystkim nigdy nie uważałem, żeby był to problem. Wszystkie drużyny w lidze raz na jakiś czas wchodzą w tzw. rebuilding mode i jest to zjawisko zupełnie normalne.”
      System, który opracowałem nie jest idealny, ale czy jakikolwiek jest? Włładze ligi i tak pewnie będą chciały to jakoś zmienić, więc czy oglądanie dodatkowej rywalizacji o nr 1 drafcie nie dodałoby lidze dodatkowych emocji?
      Z tym 9 miejscem na Zachodzie też nie jest tak do końca. Bo czy teraz też opłaca się awnasować z 8 miejsca, dostać do play offów i dostać oklep od GSW? Nie, lepiej zająć 9, ponieważ nawet jeśli to tylko 0,5 proc. szans na nr 1, to i tak jest to jakaś szansa. Prawdopodobieństwo wylosowania zawsze jakieś jest.
      Kolejna rzecz to taka, że tankowanie odbywa się w głównej mierze na poziomie managerowania, a nie zawodników i trenerów. Ci (prawie) zawsze będą walczyli o zwycięstwo w każdym meczu, dlatego też podejrzewam, że tak czy tak Blazers, Jazz i Rockets do końca będą się bić o miejsca 7/8. I czy rzeczywiście jesteś w 100 proc. przekonany, że tacy Rockets byliby faworytami do wygranej w całym turnieju o nr 1? Ponieważ ja nie.

  3. Kawał roboty ale kompletnie bezcelowej. Ja nie wiem jak można mieć tak krótka pamięć. Hinkie to żadna nowość na w porównaniu do Clippers sprzed jeszcze parę lat wcześniej to można by rzec chwilowka. Draft zostanie i ma i absolutny sens. Wszelkie zmiany doprowadzilby tylko do tego ze ekipy które mają problemy na rynku wolnych agentów byłyby w czarnej przez wiele lat. Jak dla mnie zdecydowanie gorsza opcja. Może nie wybiera się zawsze dużych miast już teraz, ale takie Detroit Utah szanse na wolnym rynku na pozyskanie gwiazdy można określić jako zerowe. Więc wybieram to co proponuje kolega wyżej opcja żadne bo to bezcelowe. I tu nawet problem w celowości leży kłopoty-poprawiamy Draft aby nikt nie tankowal a sprawiamy że kilka ekip jest na dnie przez wiele lat i przegrywa bo jest po prostu słaba.

  4. Mi się wydaje, że zmiany kosmetyczne najwięcej by dały. Zmniejszenie szans najgorszych pięciu drużyn na wyciągnięcie jedynki obniży tankowanie. Właściciel drużyny stanie przed wyborem – gramy jak umiemy i korzystamy umiejętnie z opcji (skauting draftu, wolni agenci, transfery, rozwój własnych talentów, korzystanie z d-league ) albo budżet klubu dostaje w kość („nie oglądam tego ścierwa” czyli kibice nie chodzą na mecze, tv nie wykupuje transmisji) i idziemy na wątpliwą jedynkę w drafcie.
    Oczywiście znajdą się tacy co zaryzykują wszystko ale NBA to biznes i sami widzicie co się stało w 76ers – w końcu właściciel powiedział „dość!!!” i pojawili się weterani oraz mentor menedżera…

    Co do pomysłów draftowych to uważam, że nie mają szans na realizację.
    O co grają zawodnicy tych najgorszych drużyn? O to żeby najlepszy draft zafundował im konkurencję? Tutaj LeBron nie będzie walczył o to żeby Wiggins czy Simmons dołączyli do jego zwycięskiego składu. Tutaj kiepski PF będzie walczył, żeby do drużyny trafił ktoś, kto spowoduje że postawi się na nim kreskę. Nie widzę tego – draft to rywalizacja menedżerów nie zawodników…

    NBA dziś to produkt jak najprostszy w odbiorze o jak najprostszych zasadach. Brak twardej obrony, żeby było widowiskowo, brak hack a Jordan,Drummond żeby było widowiskowo i można by tak długo.
    Komplikowanie odbioru całości rozgrywek fazą play-off dla najlepszych i play-off dla najgorszych to trochę bezsens. Dziś wieczorem finał konferencji Spurs:Warriors a zaraz potem mecz 76-ers:Brooklyn Nets…Kto to będzie oglądał? :)

    nikt…więc pomysł nie wypali…

  5. Wydaje mi się że playoffy o pick spowodowałyby tylko przesunięcie miejsca tankowania i wygenerowanie jeszcze gorszej sytuacji niż mamy teraz.
    Nie dość że nadal byłoby kilka po prostu słabych drużyn, które i tak by przegrywały, być może w jeszcze brzydszy sposób- bo przygotowując przez 82 mecze tzw. szeroki skład- ograniczałyby grę swoich największych gwiazd w regular, to jeszcze pod koniec sezonu drużyny „środka”, które na 20 meczy przed końcem sezony musiałyby podjąć decyzję czy wchodzić bez szans na nic wielkiego do playoff, czy tankować żeby być poniżej linii dzielącej playoff i mieć szansę na wygraną ze słabiakami, czy wejść do playoff żeby odpaść w pierwszej rundzie (i nie dostać młodego zawodnika i mieć mniej kasy z biletów).
    Nie dla zmian!

    1. Też nie do końca. Takie decyzje w środku sezonu o tym , by tankować drużyny podejmują także teraz. Przykładem mogą być GSW, którzy w 2012 roku oddali Montę Ellisa za Andrew Boguta (był kontuzjowany i nie zagrał do końca sezonu) i zatankowali, by obronić swój pick, który był chroniony w top7, a w przeciwnym razie wędrował do Utah Jazz. Od momentu wymiany Warriors zanotowali bilans 5-22, zachowali swój pick i wybrali z nim Harrisona Barnesa.
      Poza tym takie decyzję, co się bardziej opłaca, grać o zwycięstwa czy specjalnie przegrywać, sa podejmowane tylko i wyłacznie na poziomie managerów. Zawodnicy i trenerzy prawie zawsze walczą o wygraną.

  6. Obecny system loteryjny jest bezsensowny. Co innego ogrywanie młodych – a co innego celowe odpuszczanie meczów. Sam obecnie boleśnie odczuwam to, bo Suns ścigają się z Brooklynem o 3 miejsce. Uważam, że najciekawszy jest system procentowego wyrównania szans – wtedy nie byłoby meczów specjalnie odpuszczonych – a rzeczywiste ogrywanie młodych. TEN SYSTEM WYMAGA ZMIAN.
    Dawid opisany przez Ciebie system play-offowy może i byłby ciekawy – ale brak możliwości handlowania pickami ZUPEŁNIE go eliminuje.

    1. Tak, brak możliwości handlowania pickami to jego największa wada. Sam pomysł miał jednak rozpocząć dyskusję, czy coś zmieniać w obecnym systemie, czy pozostawić go takim, jakim jest do tej pory.

  7. Też się nad tym zastanawiałem po przesłuchaniu przerwy, ale doszedłem do wniosku, że pomysł jest totalnie bez sensu. Sory, doceniam włożoną pracę, ale po przeczytaniu tylko utwierdziłem się w moich przemyśleniach na ten temat.
    1. Właściwie burzysz obecny system wymian wycofując z nich picki.
    2. Jak połączyć interesy zawodników z szefami klubu. Harden chce play off choćby z 8, Właściciel woli powalczyć o wysoki pick.
    3. Udział w PO dla drużyn 7/8 byłby kara,a nie nagrodą. A twój argument z komentarzy o 0.5 % szans byłby dla Brodacza wielce uroczy.
    4. Twój system nie tylko hamuje rozwój najsłabszych ekip ale i najlepszych młodych zawodników Przykład: Memphis finiszują na 9 miejscu, mucą wszystkich w Baby PO, wybierają z 1 Townsa (posłużę się zeszłorocznym draftem bo tegorocznego jeszcze nie mam ogarniętego) który na dzień dobry musi walczyć o min z Gasolem i Randolphem, siłą rzeczy jest w pewnym stopniu ograniczony nie tylko minutowo ale także nie bierze odpowiedzialności za wyniki, nie oddaje rzutów w końcówkach itd.
    5. No i najważniejsze. Istotą zmiany w loterii jest wybicie drużynom (a właściwie właścicielom) z głów chamskiego tankowania. Niestety omawiany forma nie tylko w żaden sposób tego nie robi ale i przenosi to na wyższe pułapy, bo w miejsca 7/10.

    To tylko parę problemów, bo jest tego znacznie więcej.

    PS
    „Mam jednak wrażenie, że część GM-ów, jak i zdecydowana większość fanów NBA nie do końca rozumie samej loterii”

    Powinieneś pisać na amerykańskich serwisach, może paru tych niekumatych GM-ów coś by się nauczyło ;)

    1. „Mam jednak wrażenie, że część GM-ów, jak i zdecydowana większość fanów NBA nie do końca rozumie samej loterii”
      Nie wiem do końca, czy to zarzut do tego zdania czy też nie, ale chodziło mi tu głównie o to, że czasem ta pogoń za jak najwyższym numerem nijak się potem przekłada na samą loterię, w której największą rolę odgrywa przede wszystkim szczęście.
      Jasne, możesz pomóc sobie przegrywając, jak największą ilość meczów i mieć te 25 proc. szans na pick nr 1, ale odkąd wprowadzono loterię draftu tylko cztery drużyny z najgorszym bilansem zagraniały najwyższy wybór. 4 razy na 22 drafty, co daje nam 18,1 proc.
      A i tak wybór z wysokim numerem nie gwarantuje, że trafisz na mega gwiazdę, wokół której będziesz budował zespół. Wybieranie z wysokim numerem zwiększa to prawdopodobieństwo, ale i tak nie daje 100 proc. gwarancji.

  8. Najważniejsze że nie ma takich zasad jak w NFL gdzie najgorsza drużyna automatycznie ma nr 1. Wyobrażacie sobie w takiej sytuacji 76ers z bilansem gorszym niż 5-77

  9. Nie czytałem bo po co jeśli i tak nie ma szans na spełnienie.

  10. Pomysł jak dla mnie bez sensu… Obecny system sprawia, że szanse naprawdę są wyrównywane, drużyny żyją w cyklach, każda prędzej czy później ma prime-time, każda prędzej czy później ma dołek i koło się toczy… nawet taka Philly teraz przez Pana wyśmiewana za rok z Simmonsami, Embildami (zdrowymi), Jahillami, Noelami, TJami może być groźna drużyną… przy systemie proponowanym w kilku wariantach może być tak, że 9 zespół konferencji zachodniej wygrywa 9 na 10 przypadków 1 numer, ergo bogacze zostają bogaczami, biedota pozostaje biedotą, a wszystko jest sankcjonowane przez dewize „przecież wszystko odbywa się na boisku”… jeżeli drużyna jest słaba to właśnie pick w topie ma pomóc jej się „podciągnąć”, wyrównać szanse, sprawić, że liga jest bardziej wyrównana – tak to jest w obecnym systemie, w systemie z play off jest tak, że mamy dobrą ekipę, nie udało się z play offs, to bierzemy 1 pick i mamy kolejnego świetnego grajka na śmiesznym kontrakcie, za rok idziemy na mistrza… a biedna Philly gnije na dnie bez perspektyw na poprawę…

    1. Ach ten mityczny już 9 zespół Konferncji Zachodniej :)
      Gdyby sezon zakończył się dziś tą drużyną byliby Houston Rockets, którzy w wariancie nr 1 w pierwszej rundzie zmierzyliby się z Phoniex Suns, więc pewnie awansowaliby dalej. W kolejnej rundzie ich przeciwnikiem były ktoś z pary Wolves-Kings i tutaj już nie jestem pewien, czy Rockets udałoby się wygrać.
      Weźmy pod uwagę wariant nr 2. Tu Rockets zaczynają od drugiej rundy, gdzie mierzą się ze zwycięzcą z pary Suns-Nuggets, czyli raczej z zespołem z Denver, który hej, pokonał ich w tym sezonie już trzy razy. Dajesz w tym momencie większe szans na wygranie tej serii Houston? Ponieważ ja w roli faworyta widzę tu Nuggets.
      Wariant nr 3. Rockets w odwróconej tabeli zajmują 13 pozycję tylko przed Deotrit Pistons. Pierwsza runda – ich przeciwnik to Brooklyn Nets. Tu są faworytem. Druga runda, ktoś z pary Wolves-Wizards i jak dla mnie, jeśli awansowałby Waszyngton to on ma większe szanse z Rockets.
      Wariant nr 4a. Houston zaczyna od drugiej rundy i czeka na zwycięzce z pary Lakers-Magic. Też nie są wyraźnym faworytem w starciu z Orlando.
      Wariant nr 4b. Znowu start od drugiej rundy, gdzie czekają na wygranego z pary Nets-Bucks. Tu powinni być faworytem.
      Nie zagłebiam się dalej, ale wydaje mi się, że udało mi się pokazać, że 9 zespół Zachodu, czyli Rockets nie w każdym przypadku awansowałby do finału (czyt. trzecia runda). Pewnie udałoby mu się w wariancie nr 4a i 4b, ale np. w wariancie nr 1 na ich drodze stanęliby Kings, w nr 2 Nuggets i w nr 3 Wizards. W żdanej z tej serii Houston nie jest wyraźnym faowrytem, także ich szasne na pick nr 1 wcale nie jest aż tak wielki, jak próbujesz powiedzieć.
      Kolejna sprawa, ani razu nie naśmiewam się z Sixers. Piszę tylko, że sposób, w jaki próbuje dokonać przebudowy, rozprzedając skład, zbierając picki i zatrudniając graczy rodem z D-League sprawił, że liga chce wprowadzić zmiany w systemie loterii draftu. Popatrz na OKC. Oni też ssali przez parę sezonów z rzędu, ale wtedy nikt się nie burzył, że co roku są słabi i mają wysoki pick. Po prostu ludziom nie spodobał się sposób, w jaki akurat zrobił to Hinkie, gdzie go w ogóle nie interesowało wygrywanie. Nie uważam, że to źle. GM Philly po prostu znalazł lukę w przepisach i z niej skorzystał.
      Nawet jeśli Sixers dostaną nr 1 i wybiorą Simmonsa, a Embiid będzie zdrowy to i tak Noel i Okafor są do przehadnlowania. Nie widzę, by ta trójka miała grać ze sobą w jakiejkolwiek kombnacji, ponieważ żaden nie grozi rzutem, nawet nie z dystansu, ale też z półdystansu. Jest za ciasno pod koszem dla dwóch z tej trójki, a nawet jeśli Embiid zdrowy nie będzie, to i tak Sixers muszą postawić albo na Noela, albo na Okafor, ponieważ obaj nie mogą grać obok siebie.
      A jeśli chodzi o obecny system, to jak zaznaczyłem w tekście pod pierwszym podtytyłem, nie uważam by tankowanie było problemem, ale jeśli mamy wprowadzać jakieś zmiany to zaproponowałem swoją.

    2. Obecny system jest do kitu i trzeba go koniecznie zmienić tak, aby nie opłacało się zbytnio tankowac. Wszyscy tutaj mówią, że Hinkie jest winny – pierwszy tank jaki pamiętam to SAS po Duncana; a obecnie kilka ekip tankowało (ostatecznie na placu boju zostały trzy, pozostałe (MIN, DEN, SAC – nie wytrzymało konkurencji ;)). Jedyna ekipa która nie tankuje, ale jest po prostu bardzo słaba to Brooklyn.
      A dlaczego tankowanie jest do kitu:
      – dla kibiców (to tak jakby preseason games były przez cały rok – i jeszcze wielkie rozczarowanie, kiedy drużyna wygrywa)
      – dla zawodników (wyrabia się w nich poczucie looserów – przegrana nic nie znaczy …)
      – dla trenerów (wiadomo);

      ***
      Wiadomo, że zespół wybierając „jedynkę” ma szanse wybrać tego najlepszego, ale wiadomo też, że presja na GM jest dużo większa jeśli się nie trafi ….

  11. Moim skromnym zdaniem, to przebudowa całej formuły ligi w jakieś podwójne Play-Offy mija się z celem z kilku powodów, m.in.:

    – mniejsza oglądalność spotkań tej gorszej drabinki PO – a więc mniejsze dochody stacji TV i wszystkich innych firm stanowiących otoczkę, pamiętamy, ze NBA to biznes, a wiec masa kontraktów, umów, etc.
    – chaos związany z FA i Pick’ami na handel – czy były by, jeśli tak to na jakiej zasadzie, jeśli nie, to co z pickami z lat ubiegłych na lata przyszłe, etc., etc.
    – pogłębianie dysproporcji pomiędzy topowymi drużynami a tymi z szarego końca Ligi.

    Ciężko tak naprawdę znaleść rozwiązanie idealne, bo w każdym znajdzie się ktoś kto wykorzystuje zasady by się wzmocnić (w taki,czy inny sposób), a wtedy nagonka gotowa. Tankowanie dziś nie przynosi efektów zbytnio, Sixers odkąd nie gra już tam AI i Mutombo nic nie znaczą, choć rokrocznie mają wysokie picki. Thunder wiecznie odbijają się od PlayOffów bo nie mają głebi składu, bo zrobili go sobie z 3-4 graczy których (chcąc lub nie) wytankowali.
    I co?
    I nic.
    Ligę wygrali GSW, których trzon stanowi wielu doskonałych graczy, a gwiazdą jest Curry którego zgarnęli z 7. numerem w Drafcie. Na topie ligi są od lat SAS, którzy ostatni raz tankowali ( :D ? ) miliard lat temu za Duncanem. Wieczne tankowanie i zbieranie wysokich picków nic nikomu nie da bo na młodzieży nie da się opierać zwycięskich drużyn. Jeden czy dwóch zawodników też tego nie zmienią. Ani MJ ani Shaq nie zdobyli by pierścieni bez Pippena, Rodmana, Kukoca, Fishera, Bryanta, Horrego, etc… I WIELU innych. SAS są mocni bo od lat tworzą zgraną mieszankę rutyny z młodością, wyrafinowanie z szybkością, maestrię z precyzją. Gra drużyna a nie jedynki draftu vs. reszta. Sixers od paru lat zbierają picki i mają masę talentu a nie wiadomo czy wygrają 10 meczy w sezonie. Ostatni raz w PO byli 4 lata temu, ostatni raz dalej niz do 2 rundy doszli w 2001r. Pamiętamy. To, że są teraz na dole to wypadkowa kilku czynników: zbyt dużo młokosów, za mało zgrania, tankowanie jako taktyka szefów. Przebudowa i zmiany zaczęly się tam jak odszedł Answer, a było to niemal dekadę temu… Jeden klub zrobi to szybciej, drugi wolniej… Jak będzie z LAL??? Czy dzisiejsze ich poczynania pozwolą im się odbić od dna? Czy robią to celowo? Czy loteria im zafunduje wysoki pick? Czy draft im pomoże?
    Formuła wymaga chyba jedynie drobnych kosmetycznych zmian ale nie mam pojęcia co zaproponować. Mówię, że wymaga bo to mi się nasuwa na myśl gdyż od lat ciągle ktoś narzeka i się mówi to ciszej to głośniej o zmianach…. Nawet jeśli bym miał co zaproponować, czy ktokolwiek z nas, coś bardzo sensownego, to i tak nikt tego nie uwzgledni ani nie wprowadzi. Niestety takie realia.

    Cieszmy się NBA i koszulkami bez reklam, póki jeszcze jest jak jest :)

    1. A i jeszcze tylko sobie pomyślałem i przykładzie Nets. Czy to NJ czy Brooklyn, zobaczcie że lata 2007-2012, czyli pięć lat, sześć sezonów – dołowania , pamiętamy 12-70 z sezonu 09/10. Nawet zmiana logo, lokalizacji im nie pomogły. Wysoki pick jaki mieli w ostatnich latach, tj. nr 3 jako Enes Kanter, którego przecież oddali o ile dobrze pamiętam. Takto zawsze wybierali w okolicach 15 picku. Wsyzstko zależy co zrobisz ze swoim ruchem. Można wybrać Janka Weselego w TOP 5 albo można wybrać K. Leonarda w okolicach owego 15 picku. Bo tak przecież było.
      DRAFT to tylko narzędzie.

  12. A propos tankowania – dziś mecz na szczucie: Brooklyn : Phoenix ;)

  13. Jak dla mnie najlepszy jest system koła, który również całkowicie eliminuje tankowanie, nie eliminujac przy tym handlowania pickami dzięki którym czasami dochodzi do ciekawych wymian, system ten eliminuje tez jakiekolwiek ustawianie się (druzyna z pogranicza playoff stara się skonczyć 9 aby zamiast odpasc w 1 rundzie, walczyc o pierwszy pick w drafcie).

  14. Hej, spoko art. fajny temat do dyskusji poruszyłeś.

    Dla mnie jednym z celów draftu jest to,żeby wzmocnić najsłabsze zespoły, aby liga była bardziej wyrównana. To co zaproponowałeś jak na moje oko,gwartantuje to wzmocnienie ale tych zespołów ze środka ligi.No bo wyobraź sobie jaką szanse na zwycięstwo w takich dodatkowych PO miała by teraz(lub w najlbliższych 2-3 latach) PHI albo Lakers, jak dla mnie prawie żadnych.Największe szanse miały by te drużyny z środka ligi, które mogłyby się w ten sposób wzmocnić.I tak powstałaby tylko coraz większa dysproporcja między środekiem, a dołem.

    Co do argmentu, że pierwszy pick nie daje gwarancji wyboru najlepszego gracza.Zgadzam się z tym w 100%, ale wydaje mi się, że nie jest rolą tworzących przepisy, zapewnić, że klub wybierze odpowiedniego gracza, bardziej ich rolą jest dać słabemu klubowi możliwość wyboru jak najlepszego zawodnika.

    Żeby nie być też tylko na nie to przedstawie swoją propozycje, wiem, że troche radykalną, ale chętnie poznam wasze zdanie.Co byście powiedzieli na to,aby dać graczom z draftu przynajmniej częściową możliwość wpływu na to do jakiej drużyny trafią.

    Chodzi mi o coś takiego:
    Załóżmy, że w przyszłym drafcie Pick 1 dostanie PHI pick 2 LAL a 3 Suns.
    I teraz PHILADELPHIA tworzy listę załóżmy 3 graczy, których chcą np:
    Gracza A,B,C
    LAL gracza B,C,D
    Suns A,D,E
    i wtedy gracz A będacy pierwszym wyborem w PHI, może zdecydować gdzie woli iść grać czy do PHI czy do SUNS.
    Dla mnie coś takiego mogło by zapobiec temu, żeby kluby grały taką kompletną kaszane, bo wówczas najbardziej pożądany prospect mógłby się na nich wypiąć.

    Oczywiście to tylko taki obrazowy zarys tego o co mi chodzi można by to o wiele lepiej dopracować.

  15. A Isaiah Thomas został wybrany z 60 -tym, ostatnim numerem draftu przez Kings, a teraz jest gwiazdą i liderem Celtics

  16. Pomysł jest całkiem ciekawy ale ma jedną wadę i tu jest problem. Mianowicie zasada że najsłabszy wybiera jako pierwszy w drafcie ma na celu wyrównywanie ligi ( widoczne zwłaszcza w tym sezonie kiedy wiele słabszych drużyn potrafi napsuć krwi contenderom i ciekawie wyglądające ekipy i tak nie maja szans na play off bo jest jednak wielu lepszych ). Ja zgadzam się z promowaniem wygrywania lecz z drugiej strony najsłabsze drużyny mogłyby na lata pozostać słabe nie potrafiąc wygrywać również nic w play off o jedynkę draftu . Phila prawdopodobnie jakby się nie spieła to nie zbuduje ekipy która będzie miała szanse z drużynami ocierajacymi się o play off np w tym sezonie Utah jazz, lub przytoczone OKC z zeszłego sezonu. Wybierając któryś z wariantów gdzie najsłabszy gra w drugiej rundzie z urzedu, z braku jakości odrazu odpada i promujemy wygrywanie przydzielając numery opadającym to najsłabsza drużyna w lidze wybiera z 8 numerem. Daleko jeśli myśleć o odbijaniu się od dna, skauting ważny jest zawsze, jeśli wszyscy akurat mieliby dobry to ucieka nam dostatecznie dużo potencjalnie lepszych zawodników, a warto podkreślić że prawdziwych gwiazd które na dobre będą w stanie wyciągnąć drużynę w górę tabeli jest ledwie 2-3 na rok. Warto tu spojrzeć np na Orlando które widać że się rozwija ale do miana contendera wciąż daleko, nawet przy dalszym rozwoju młodych. Spłaszczenie szans w loterii jest chyba rozsądną opcją ale nie w takim stopniu jaki był głosowany.

    1. Koment pisałem nie widząc wcześniejszych a dyskusja w toku dawno widzę :p

  17. system koła by sie sprawdził, ale przy hard cap. Bo nie ma sensu, zeby druzyna np GS ktora jest z duzego miasta zbiera gwiazdy za 2 lata miala jeszcze pick 1. Musiały bybyc ostre obostrzenia finansowe, zeby wyrównac szanse zespołów.

  18. A moze jeszcze inny system: poza sezonem regularnym, druzyny spoza play off graja ze soba kazda z kazdym po 1 lub 2 mecze (koniec wedkowania w kwietniu dla połowy ligii :) ). Robimy tabele na podstawie ktorej zwyciezca ma pick 1, itp. Z tymze zaczynajac od poczatku ostatnia druzyna po sezonie regularnym dostaje handicap zwyciestwa +14, przedostatnia +13, itp. I wtedy najgorsza druzyna stara sie obronic swoja pozycje na czele, a najlepsza ma ciezko zeby ja gonic. Trzeba przemyslec wtedy co w przypadku handlowania pickami w drafcie. Ale mozna by stworzyć system, ze wtedy jesli ktos przehandlował pick, to druzyny dogaduja sie co do naboru gracza z druzyny dla ktorej sie gra o pick. Mogloby byc to na zasadzie zabrania gracza do druzyny ktora jako nowa wchodzi do ligi. Byloby mega skomplikowane,ale … Co sądzicie?

  19. #frees

    Nadal uważam, że przy takim systemie w poprzednim roku to Oklahoma by te dodtakowe PO wygrała,(zwycięstwo +15 z PHI, nie było by problemem). I teraz wyobraź sobie, że ekipa z Westbrookiem, Durantem, Ibaka , którzy już są ukształtowanymi zawodnikami i gwiazdami ligi, dostaje jeszcze 1 pick w drafcie. Jak dla mnie to jest zaprzeczenie całej idei draftu i zwiększanie dysproporcji między najsłabszymi. W ogóle idea dodatkowych meczów o 1 pick do mnie nie przemawia, bo w tym systemie najwiekszymi beneficjentami były by zespoły z pogranicza playof-ow, a w całej tej loterii największe szanse uważam że powinni mieć najsłabsi.

  20. LJ, nie o to mi chodzilo dokladnie. Lecz o to ze najgorszy zespol ma 13 zwyciest jakby na starcie, a najlepszy z nich (czyli oklahoma z zeszlego roku ) ma 0. I potem taki zespol musi gonic lidera, czyli np phile. W ostaecznym rozrachunku licza sie zwyciestwa kto ma ich najwiecej. Wiec zespoly z poranicza moglyby sie wdrapywac po drabince do góry, a zespoly najgorsze musialy by nie spasc ze szczytu. Zwyciezca tabeli na koniec bierze pick 1, itd. Teraz lepiej wyjasnilem?

  21. OK, ale wtedy nadal opłaca się tankować, żeby mieć te 13 zwycięstw:)Więc

  22. Dla mnie pomysł totalnie bez sensu, doszło by do dziwnych wypaczeń, nie mówię już o sensie rozgrywania quasiplayoffs rowomiernie z tymi właściwymi…a problem tankowania jest wyolbrzymiany moim zdaniem i dotyczy w przede wszystkim ostatnich gier sezonu, gdy zespoły zaczynają już zupełnie kalkulować pozycje w drafcie. Ja bym nic nie zmieniał, najwyżej nieco „spłaszczył” rozrzut szans, żeby najgorszy dostawał np. 20% a 14. drużyna od końca 1-2%

Comments are closed.