Gra numerami

Autor: Krzysztof Garbacik

Kiedy Kobe Bryant ogłosił zakończenie kariery, dla wielu oznaczało to koniec świata. Faktycznie to, że nie zobaczymy już „Black Mamby” na parkietach NBA będzie dosyć dziwne, ponieważ odkąd pamiętam on zawsze towarzyszył mojej drodze przez świat koszykówki i był jednym z głównych powodów, dla których się nią zainteresowałem.

Wraz z zakończeniem kariery przez Bryanta, włodarzy Los Angeles Lakers czeka nie lada orzech do zgryzienia. O co dokładnie chodzi? O możliwość zastrzeżenia numeru klubowej legendy. O ile sam fakt przeprowadzenia takiej procedury jest przesądzony, to jednak nie jest to wcale tak prosta sprawa jakby się mogło wydawać na pierwszy rzut oka.

Jak bowiem doskonale wiadomo, podczas dwudziestu lat swojej gry dla Lakers, Bryant występował z dwoma numerami na koszulce: „8” i „24”. Problem jest o tyle znaczący, że tak grając z numerem „8” czy „24” Kobe tak samo wpłynął na historię swojej drużyny i zapisał się na jej kartach złotymi zgłoskami, zdobywając pięć tytułów mistrzowskich. Kiedy zapytano Mitcha Kupchaka o to, który z numerów powinien zostać zastrzeżony, ten powiedział. – Nie znam odpowiedzi na to pytanie. Oczywiście, będzie to któryś z tych dwóch numerów, ale nie można wykluczyć, że klub zdecyduje się zastrzec oba.

Entliczek, pentliczek…

Skoro więc już wiemy, przed jak ważką decyzją stoją włodarze „Jeziorowców”, to spróbujmy im trochę pomóc i nakreślmy tło, które pomoże nam dokładnie zrozumieć sedno sprawy.

Kiedy Koby Bryant został wybrany w drafcie przez Charlotte Hornets, od razu było wiadomo, że nie zagra w tym klubie, ponieważ już wcześniej „Szerszenie” były dogadane w sprawie transferu. Amerykanin otrzymał wtedy numer „8” w którym rozegrał pierwsze dziesięć – jakże owocnych – sezonów. Zdobył on wtedy trzy mistrzostwa i to w stylu, który nie pozostawił rywalom żadnych złudzeń. To jednak nie jedyny wyczyn, dzięki któremu Koby przeszedł do historii. Warto w tym miejscu przypomnieć również o jego osiągnięciu z 22 stycznia 2006 w meczu przeciwko Toronto Raptors. Bryant rzucił 81 punktów, co było drugim najlepszym wynikiem w historii ligi zaraz po Wiltcie Chamberlainie (100 punktów).

Oczywiście nie można mieć złudzeń, że Bryant przeżywał wtedy swoje najlepsze momenty w karierze. Duet, który stworzył z Shaquillem O’Nealem siał postrach pośród obron wszystkich ekip w lidze. Jednak z drugiej strony, Koby zawsze powtarzał, że chcę być lepszy od Jordana, a współpraca z „Shaqiem” i dzielenie pozycji lidera nieco mu w tym przeszkadzało. Dopiero gdy został samodzielnym przodownikiem drużyny i podporządkował sobie całą szatnie, mogliśmy w pełni zobaczyć jakie możliwości w nim drzemią.

Kiedy w 2007 roku Kobe zmienił swój numer na „24”, wydarzeniu temu towarzyszyło wiele teorii. Po co? Dlaczego zdecydował się właśnie na ten? Sam zainteresowany tłumaczył, że gdy przyszedł do klub od razu chciał ten numer, jednak był on zajęty przez George ‘a McClouda. Gdy chciał postawić na swój drugi ulubiony numer, czyli „33”, to ten niestety był on zastrzeżony przez Kareema-Abdula-Jabbara. Dlatego zdecydował się właśnie na grę z „ósemką”.

Po długich oczekiwaniach, kiedy upragniona „24” w końcu się zwolniła, Kobe od razu ją przejął. Nikt się oczywiście nie sprzeciwiał, ponieważ po odejściu O’Neala, to Bryant rozdawał karty w drużynie. W kolejnych latach, Kobe grając z numerem „24” sięgnął po dwa tytuły mistrzowskie i został wybrany MVP. Oczywiście jest to nie lada wyczyn, szczególnie jeśli spojrzy się na to jak różniły się składy Lakersów na przestrzeni sezonów. Oczywiście zapamiętane będzie również, to że grając z numerem „24” przekroczył barierę 30 tysięcy punktów w karierze, co daje mu miejsce na podium w historii najlepszych strzelców ligi.

Podsumowując, wybór numeru, który powinien zostać zastrzeżony będzie należał do zadań z kategorii tych niezwykle trudnych. Być może – tak jak wspomniał cytowany wcześniej Mitch Kupchak – klub zdecyduje się na podwójny wariant i wyróżni oba jego numery. Warto jednak dodać, że byłoby to wydarzenie bez precedensu, ponieważ taki honor nie spotkał jeszcze w historii żadnego koszykarza.

Kobe Bryant nie jest jednak pierwszym lepszym zawodnikiem. To postać absolutnie nietuzinkowa i gdyby oddano mu taki hołd, to nie byłoby w tym niczego niezwykłego. Gdyby podjęcie takiej decyzji zależało ode mnie, to postawiłbym na zastrzeżenie obu numerów. Rzeczy których dokonywał z „8” i „24” można różnie wartościować, jednak Bryant jest tylko jeden – a taka osobistość zasługuje na szczególne wyróżnienie, nawet jeśli będzie one podwójne

Komentarze do wpisu: “Gra numerami

  1. świetny artykuł, naprawdę miło się czytało, zarówno wprowadzenie, rozwinięcie i puentę na końcu

    też bym postawil na oba numery

  2. bardzo fajny artykuł, jednak ja uważam, że to nr 8 powinien być kojarzony z Bryantem. To był najlepszy czas jego Lakersow i jego indywidualnych popisów. Drugi tytuł to dla mnie mvp to był MWP ;> I take this shot

  3. Ja się nie zgadzam, żeby go aż tak specjalnie wyróżniać. Chciał zawsze grać z „24” to niech ten będzie zastrzeżony.

  4. Moim zdaniem powinien być zastrzeżony numer 24. Zawsze chciał z nim grać.
    Jak grał z 8 to nie on był głównym architektem sukcesów Lakers tylko Shaq.

  5. Najprawdopodobniej zastrzegą obydwa – wyobrażacie sobie kogokolwiek innego z numerami 8 lub 24 ? No właśnie:)

  6. Zastrzeżony powinien być numer, z którym kończył karierę i nie wiem, o czym tu jeszcze dyskutować. To była osobista decyzja KB, by zmienić numer, ze wszystkimi tego konsekwencjami. Nikt mu tego nie nakazał. Nie rozumiem, czemu ktokolwiek miałby teraz honorować oba numery, chcąc mu w jakiś sposób to zadośćuczynić.

Comments are closed.