Widziane z Krakowa – relacja z Marcin Gortat Camp 2015

Na wstępie chciałbym przeprosić wszystkich czytelników Insidera za nieobecność w ciągu ostatnich i następnych kilku dni. Jestem obecnie na urlopie i aktualnie odpoczywam od codziennych zajęć. Jednak kiedy czyimś życiem jest koszykówka, to nie chce się tak do końca od niej odpoczywać. Dlatego tak zorganizowałem sobie wyjazdy, by na kilka dni wpaść do Krakowa przede wszystkim mając na celu wizytę na tegorocznym Campie Marcina Gortata.

Jak pomyślał, tak zrobił. Kraków był ostatnim przystankiem tegorocznych Campów (w chwili kiedy to piszę, czeka nas tylko mecz Gortat Team – Wojsko Polskie). Wcześniej Marcin Gortat i jego cała ekipa odwiedzili Rumię, Nidzicę i Lublin. W każdym z tych miast odbył się Camp (dla młodszych dzieci) i Jr. NBA Clinic (dla młodzieży). W Krakowie oprócz tego, Gortat trenował także z dziećmi niepełnosprawnymi, a do zajęć zaprosił m.in. Reprezentantów Polski w koszykówce na wózkach.

O godzinie 10:45 czasu lokalnego wszedłem wejściem dla mediów do największej areny widowiskowej w Polsce. Tauron Arena została bardzo dobrze przygotowana do zajęć z dziećmi i jak mówił sam Gortat, żadna inna hala nie może się z nią równać, jeśli chodzi o organizację tego typu imprez. Na początek na parkiet wyszły dzieci biorące udział w Campie i przeprowadziły swój „shootaround”, a po kilku minutach utworzyły szpaler, przez który na boisko weszli Marcin Gortat i jego goście.

Do Krakowa ze Stanów Zjednoczonych przywędrowało kilku naprawdę znakomitych gości. Pierwszy z nich, Otto Porter, kolega Marcina z Washington Wizards, który po odejściu Paula Pierce’a może mieć okazję na zaczynanie meczów nowego sezonu w pierwszej piątce (pisał o tym Michał Kajzerek z serwisu ofens.co). Na krakowskim Campie razem z Adamem Waczyńskim uczył dzieci poprawnej techniki rzutu do kosza.

Drugi z nich: Bo Outlaw. 15 lat spędzonych na parkietach NBA w czterech drużynach, niesamowite doświadczenie i może co najważniejsze na tego typu imprezie: nieschodzący z twarzy uśmiech, otwartość, pasja i zaangażowanie. Kolejna znakomitość to Nicole Powell, mistrzyni WNBA z Sacramento Monarchs, All-Star z roku 2009. laureatka nagrody MIP z tego samego roku oraz dwukrotna mistrzyni Polski z zespołem Wisły Can-Pack Kraków. Podobnie jak Outlaw zrobiła na mnie bardzo dobre wrażenie, a w Krakowie razem z Przemkiem Karnowskim uczyła campowiczów trudnej sztuki kozłowania.

Jeśli chodzi o gości z USA pozostało jeszcze dwóch trenerów: Neal Meyer i David Atkins. Meyers pracował w NBA przez blisko 20 lat, m.in. w Cleveland Cavaliers razem z LeBronem Jamesem, a obecnie reprezentuje on londyński oddział NBA Europe. Atkins jest obecnie asystentem Randy’ego Wittmana w Washington Wizards, a w przeszłości trenował m.in. Kevina Duranta, kiedy ten był jeszcze w szkole średniej.

Na początku Campu każdy z zaproszonych gości został przedstawiony przez MG i poproszony o zabranie głosu, po czym od razu campowicze rozpoczęli rozgrzewkę, którą poprowadził nie kto inny, jak Przemysław Karnowski, a nad wszystkim czuwał sam Gortat.

Podzieleni na cztery grupy uczestnicy Campu po kolei przechodzili przez cztery stacje, gdzie Outlaw, Meyer, Powell, Karnowski, Atkins, Porter oraz Waczyński uczyli ich postaw koszykarskiego rzemiosła, m.in. podawania, kozłowania i rzucania. Ta część treningu zajęła około 40-45 minut, a więc było wystarczająco dużo czasu dla każdego ze 140 campowiczów. Zaraz po tym zaczęto grać krótkie gierki, w których to zespoły złożone z dziewiątki dzieci i jednego trenera miały za zadanie rzucić dwa kosze, przechodząc całe boisko tylko za pomocą podań, nie mogąc przy tym kozłować. Dużą frajdę mieli przy tym nie tylko uczestnicy, ale także i m.in. Bo Outlaw, który całkiem nieźle spisywał się zwłaszcza w „defensywie”.

Kolejny etap: konkurs strzelecki, campowicze kontra trenerzy. Reprezentanci każdej z czterech grup stawali oko w oko ze swoimi mentorami w klasycznym „shoot-out’cie” do pięciu trafionych koszy. Żeby wyrównać szanse, trenerzy rzucali z nieco większej odległości, jednak tym razem pokonali oni każdą z czterech ekip, której reprezentanci za karę musieli wykonać po 10 pompek.

Po cięższych zajęciach, uczestnicy mieli okazję zadać pytanie swojemu idolowi. Marcin odpowiadał na każde pytanie od zupełnie spodziewanych typu „kiedy zaczął Pan grać w koszykówkę?”, do bardziej zaskakujących, np. „Czy mogę panu założyć czapę?”. Dziewczynka, która je zadała dopięła swego (przy drobnej pomocy Przemka Karnowskiego):

Pytania mogli zadawać także rodzice i to właśnie jeden z nich zapytał się Marcina „Jakim prywatnie człowiekiem jest Paul Pierce?”. MG13 wyraźnie się zmieszał, a po chwili odpowiedział „Mówiąc poprawnie politycznie… dobrym. Nie chcecie znać o nim całej prawdy.” Ciekawe, prawda?

Dzieci miały także okazję do wygrania wartościowych upominków, odpowiadając na pytania na temat zaproszonych przez Marcina gości, gości specjalnych (bowiem w Tauron Arenie pojawili się Mariusz Wlazły i Piotr Gruszka) i samego Gortata. Oprócz tego nagrodzeni zostali także MVP Campu, MIP (uczestnik, który zrobił największy postęp w porównaniu z ubiegłorocznym Campem), Rookie (najlepszy debiut na Campie) i najlepszy obrońca. Po tym został już czas na autografy i zdjęcia, które otrzymał każdy uczestnik Campu.

Byłem pod ogromnym wrażeniem, z jakim zaangażowaniem cała campowa ekipa podeszła do tego przedsięwzięcia. Zabawnie, ale jednocześnie profesjonalnie, poważnie, a jednocześnie otwarcie i z uśmiechem.

Czy któryś ze sportów ma w Polsce takiego ambasadora jakim jest Marcin Gortat dla koszykówki? Śmiem wątpić. Basket ma w Polsce ogromny potencjał, co można zauważyć po liczbie dzieci, które zgłosiły się na tegoroczny Camp. To fantastyczna inicjatywa, z której naprawdę powinniśmy się cieszyć. Żadne z tych dzieci oczywiście nie zostanie profesjonalnym koszykarzem, bo poświęciło kilka godzin na trening ze swoim mistrzem, jednak zgodnie z założeniem, Camp ma zaszczepić bakcyla koszykówki i jednocześnie zachęcić do dalszej pracy, która może doprowadzić do spełnienia marzeń tych młodych ludzi.

IMG_1215

W latach 90. boom na koszykówkę wiązał się głównie z pierwszy raz szeroko dostępnymi transmisjami oraz z osobą Michaela Jordana, który swoją grą przyciągnął przed telewizory i wyciągnął na boiska cały świat. Teraz mamy swojego reprezentanta, który nie tylko jest pierwszym graczem, który na dłużej zawitał w NBA, ale także chce, aby nie był „tym ostatnim w NBA” i rzeczywiście robi wszystko, by tak się nie stało. Kto wie, może wczoraj miałem okazję zobaczyć kogoś, kto za 10 lat będzie wymieniał uściski dłoni z Adamem Silverem podczas draftu NBA?

Twitter: @pawexm

Komentarze do wpisu: “Widziane z Krakowa – relacja z Marcin Gortat Camp 2015

  1. Kurde niech moja córa szybciej rośnie, może jeszcze się załapie na ostatnie campy… Bo Outlaw… Wow. Odpowiem tak, nie ma i pewnie długo nie będzie, Marcin ma po prostu wspaniały charakter i charyzmę, która pozwala tworzyć takie przedsięwzięcia. Tak jak w sporcie tak w eventach pokonuje przeszkody, przykładem jest ta akcja z wojskiem polskim, to nie jest najlepszy pomysł, marketingowo nie ma szans w Polsce na rozgłos, ale jednak ciągle brnie w zaparte(u nas nie ma szacunku dla munduru, jak w krajach nienastawionych przeciwko władzy). Hmm jak mówił JVG, że chcę piłkę w post i na półdychę, to też wszyscy kazali mu robić tylko zasłony i bronić i na kogo wyszło?
    Trzeba być upartym

Comments are closed.