Skąd się bierze popularność NBA ?

Kilka dni temu jeden z fanów , zapytał nas za pomocą maila, co takiego specjalnego znajdujemy w NBA i w czym tkwi fenomen całej zawodowej ligi, która w końcu przyciąga przed TV i monitory grube miliony fanów na całym świecie. W redakcyjnym gronie poruszyliśmy dyskusję, którą Lordam i Woy postarali się rozwinąć (i być może wciągnąć w nią Was – czytelników).

CDfS-ziUUAANyS_

LORDAM: NBA jest specyficzną ligą, niemożliwe jest porównanie z ligami piłkarskimi, siatkarskimi czy koszykówki europejskiej. W skali sezonu zasadniczego mamy 82 mecze + czasami ponad 20 spotkań w play off. Daje nam to 100 spotkań, w których nie da się być zawsze skoncentrowanym na 100%. Obecnie wśród najsłabszych zespołów weszła moda na 'tankowanie’ czyli celowe osłabianie swojego zespołu, aby móc pozyskać debiutanta z wysokim wyborem w drafcie. W związku z tym mamy takie sytuacje jak z przed dwoma laty z Sixers, czy obecnie z Knicks, Sixers oraz Timberwoles. Spotkań tych zespołów nie da się oglądać, ze względu na poziom jaki reprezentują. Oczywiście nie można zwalać tej sytuacji na zawodników, ale na działaczy, którzy zarządzają danym klubem. Na spotkanie trzeba spojrzeć z kilku perspektyw

1) Spotkanie na szczycie – grają ze sobą dwa topowe zespoły, które walczą zawsze o zwycięstwo

2) Spotkanie matchupowe – w zespołach są zawodnicy np grający na tej samej pozycji, których rywalizacja jest czasami dużo ciekawsza niż samo spotkanie

3) Walka na style – spotykają się dwa zespoły, których koncepcja gry diametralnie się różni, np. spotykają się defensywni Memphis Grizzlies z ultra-ofensywnymi Denver Nuggets, wtedy można zadać sobie pytanie, która koncepcja zwycięży?

4) Walka na słabości – mamy zespoły, które mają podobny styl gry np. defensywni Grizzlies i Hornets.
Szukając ciekawego spotkania trzeba właśnie szukać któregoś z tych czynników, a najlepiej żeby były co najmniej 2 z nich np punkt 1 i 4, albo 2 i 3. Oczywiście punkty 3 i 4 wzajemnie się wykluczają. Kiedy już znajdziemy interesujące nas zestawienie musimy zadać sobie pytanie czego oczekujemy od tego spotkania i czy akurat w tym meczu obydwa zespoły mogą dać nam ciekawe widowisko. Musimy sprawdzić czy obydwa zespoły wyjdą w najsilniejszym składzie, czy któryś z zespołów gra spotkanie back to back (dzień po dniu) albo gra np. 5-6 spotkanie z rzędu na wyjeździe.

Ja np. jestem fanem twardej defensywy dlatego zawsze emocjonują mnie spotkania Grizzlies, Bulls czy Hornets. Nie jestem fanem fun-basketball, gdzie zawodnicy grają praktycznie bez obrony i co chwilę mamy kontrataki.

Jeżeli chodzi o jednostronność spotkań to po raz kolejny wszystko zależy od wielu czynników. Tak jak wcześniej wspominałem trzeba zwrócić uwagę na to kto jest gospodarzem, ile dni odpoczywał, czy zespół zagra w pełnym składzie i jak wyglądają poprzednie spotkania pomiędzy tymi zespołami. Np w zeszłym sezonie kapitalne były spotkania Bulls vs Wizards z naszym Marcinem Gortatem. Pod względem stylów mieliśmy dwa defensywne zespoły z bardzo silnymi podkoszowymi. Momentami dochodziło do rękoczynów, techników, ale te mecze pomimo, że nie były efektowne były cholernie emocjonujące. Wizards wygrali serię 4-0 i już w tym sezonie pomimo, że były to zwykłe spotkania w sezonie regularnym mieliśmy ogromną ilość emocji. Możliwe, że w tym PO również spotkają się te dwa zespoły i znowu będą wielkie emocje.
Kiedy można powiedzieć, ze mecz NBA się zakończył? Kiedy będzie ostatni gwizdek. Chociażby w tym sezonie były już 30-punktowe powroty, naprawdę ciężko w którymś miejscu wstawić linię, która wskaże „to już koniec”.

Są oczywiście spotkania, które zawsze są emocjonujące ze względu na udział zawodników lub zespołów, które zawsze grają na 100%. Dobrze ogląda się obecnie Warriors, Spurs czy Hawks. Ich koszykówka jest po prostu bardzo ładna, grają efektowny, ale przede wszystkim efektywny basket i tym porywają ligę, a dodatkowo są topowymi zespołami w lidze (top3).

Michael-Jordan-Feb-2013

WOY: NBA to liga pokoleniowa i preferująca różne style gry, również budująca osobowości, które z kolei wpływają na jej oglądalność. Pokoleniowa, bowiem śledzą ją całe rodziny, od dziadków – fanów Juliusa Ervinga, Pete’a Maravicha i Kareem Abdul Jabbara , przez ojców – zwolenników talentów Magica Johnsona, Hakeema Olajuwona, Michaela Jordana czy Charlesa Barkley’a, po synów – fanów Shaquille’a O’Neala, Tima Duncana, Kobego Bryanta oraz Allena Iversona i w końcu dzieci – zwolenników talentów Blake’a Griffina, Derricka Rose’a , LeBrona Jamesa i Kevina Duranta.

Preferująca różne style gry, od dawnych Bad Boys – słynących z żelaznej obrony i agresywnie traktujących przeciwników – Detroit Pistons z równie barwnymi postaciami jak Isiah Thomas, Joe Dumars, Dennis Rodman i Bill Laimbeer , przez Los Angeles Lakers – stawiających na efektowny atak czyli Show-Time z Magiciem Johnsonem, Jamesem Worthym, AC Greenem i Michaelem Cooperem, dalej Chicago Bulls – słynących ze świetnej obrony jak i kapitalnego ataku opartym na Michaelu Jordanie oraz Scottiem Pippenie. Dalej zbalansowani Knicks, znów polegający na żelaznej defensywie z charakternymi graczami jak Patrick Ewing, Charles Oakley, John Starks czy Derek Harper, Indiana Pacers – z Reggiem Millerem i Dalem oraz Anthonym Davisami. Później przyszła kolej na posiadających świetnych centrów – San Antonio Spurs z Davidem Robinsonem oraz Houston Rockets z Hakeemem Olajuwonem i w końcu Orlando Magic czy Los Angeles Lakers – budujący swoje wizerunki na niesamowitym Shaqu O’Nealu. Budowanie stylu, jest niczym kreowanie wizerunku, mającego przyciągać przed ekrany najmłodszych i najstarszych fanów (w stylu, każdy znajdzie coś i kogoś dla siebie) – i tak mamy, kochających zespołową koszykówkę, ale doceniających role Gregga Popovicha czy Tima Duncana w Spurs oraz zachwycających miliony młodych adeptów basketu – L.A. Clippers z fruwającymi  DeAndre Jordanem i Blakem Griffinem. W końcu mega gwiazdy – niczym największe gwiazdy kina – potrafiące w pojedynkę zdecydować o losach meczu – niczym LeBron James, Kevin Durant, Chris Paul, Anthony Davis czy Steph Curry.

Myślę, że zamiłowanie fanów do pewnych drużyn i zawodników może odzwierciedlać pozycję społeczną lub szacunek do pracy ,przeciwników czy podejścia do koszykówki! (jedni wolą pracusi, którzy z drugich stron gazet , po latach pracy, trafiają do Meczu Gwiazd – Kyle Lowry oraz Chauncey Billups).  Często jest tak, iż inni uwielbiają najlepszych z najlepszych i tzw. super-hero-mode -> LeBron James, Kobe Bryant, wcześniej Shaq O’Neal czy Michael Jordan. Urodzeni wygrani, ludzie „skazani na sukces”, którzy w końcu dopełnią swojego przeznaczenia;-)  Osobną grupę tworzą tzw. „sezonowcy” tzn. bogacz , pragnący odnieść sukces (Mikhail Prokhorov) lub manager próbujący wyciągnąć drużynę z dołka (Mitch Kupchak) dokonują spektakularnych ruchów – pozyskują na rok lub dwa super gwiazdy – licząc na szybki i wysoki wynik. Niestety historia zna wiele przypadków tworzenia „Dream Teamów” , które kończyły się fiaskiem…Jednak zwolennicy jak i przeciwnicy takich drużyn, zawsze śledzą losy tego zlepku indywidualności.

Widowiskowość gry , ale nieprzewidywalność , jej dynamika, pojedynki strzeleckie, spektakularne zagrania – pamiętane latami! – zwycięskie rzuty, przegrane serie oraz wygrywający, niespodziewanie czy  nowicjusze (czy to w play off czy indywidualnie w rankingach). Dalej, przywiązanie do barw klubowych, budowanie dynastii zwycięzców oraz polityka transferowa (cała osobna historia wymian zawodników, roszad w składzie i tzw. trade deadline, kiedy drużyny próbują poprawić skład w ostatnich momentach okresu transferowego).  Nabór do ligi i szukanie talentów, próbujących podnieść pozycję danej organizacji (pojęcia franchise player oraz draft) to kolejne nieodzowne części, terminologii, NBA. Koniec, końców, proste zasady, łatwo do przyjęcia dla przeciętnego człowieka, przy niecodziennych emocjach, w najważniejszych momentach sezonu i spotkań. Przy tym wszystkim, szeroka dostępność medialna (jest sporo opcji by oglądać ligą co dzień, na żywo, z odtworzenia i skrótów) i  otwartość na fana poprzez spotkania, dodatkowo poparta ogromną masą gadżetów (zarabiających dla ligi wielkie pieniądze).  Popularne słowo „globalność” – która przejawia się nie tylko oglądalnością w każdym zakamarku świata , ale również wielką kolonią zagranicznych (nie Amerykanów) zawodników, wchodzących do ligi.

Jeśli miałbym wymieniać za co lub kogo uwielbiam NBA , zacząłbym od słowa koszykówka na najwyższym poziomie …. gra , która wymaga więcej myślenia od innych sportów, rozwija człowieka oraz buduje w nim pewne wartości – wpływ na losy całej drużyny, realizowanie swoich celów, dowartościowywanie się, pomaganie drugim i rozwijanie innych, budowanie relacji, szacunku i wszystko to podczas współzawodnictwa.  Praca nad sobą , swoimi słabościami , jak i doskonalenie swoich mocnych stron oraz szukanie słabych stron u rywala , by wygrać – zwyciężyć – wznieść się na wyżyny i podnieść najważniejsze dla mnie trofeum (Amerykanie nazywają je Mistrzostwem świata i się nie mylą;-).  W drugiej kolejności rzucam hasło – nazwisko – Michael Jordan i fani już mnożą tematy – czy był najlepszy, czy będzie ktoś od niego lepszy, czy osiągnął więcej niż naprawdę mógł ( i na co była mu ta przerwa (?) ? Resztę zostawiam Wam.

Jak zwykle, czekamy na Wasze zdania i opinie:-) 

Komentarze do wpisu: “Skąd się bierze popularność NBA ?

  1. Widowiskowość gry , ale nieprzewidywalność , jej dynamika, pojedynki strzeleckie, spektakularne zagrania – pamiętane latami!
    tak naprawdę tutaj jest klucz

  2. 1. Czemu koszykówka a nie Piłka nożna czy siatkówka
    W koszykówce więcej się dzieje, jest szybsze tempo (nie licząc rzutów za 1 pkt)

    2. Czemu NBA a nie Premier League czy Bundesliga
    ten sam powód co w 1 punkcie – wolę oglądać koszykówkę. Jest dla mnie/dla nas ciekawsza

    3. Czemu NBA a nie ACB czy PLK?
    Bo NBA to najlepsza liga na świecie z najlepszymi zawodnikami i trenerami

    4. A mecze typu Miny – New York i tak są lepsze do oglądania niż mecze najsłabszych drużyn w piłce nożnej, właśnie z powodu szybszej akcji :-)

  3. To pytanie w moim mniemaniu bardziej dotyczy koszykówki w ogóle, a nie samej ligi NBA. Popularność NBA sama w sobie nie jest zaskakująca – każdy kto interesuje się danym sportem, ma pojęcie o jego najlepszych przedstawicielach i ligach, choć oczywiście można sympatyzować ze znacznie mniejszymi, lokalnymi klubami.
    Jeśli więc ktoś interesuje się tenisem, to zapewne, jeśli ma czas, obejrzy chętnie turnieje wielkoszlemowe i wie, jacy tenisiści są światowej czołówce (wolę nie dotykać tematu futbolu, choć w dużej mierze jest z nim podobnie, to jednak kibicowanie w tej dyscyplinie często ociera się o fanatyzm, a to już nie jest dobre).
    Reasumując – popularność NBA nie jest niczym niezwykłym – zainteresowanie najlepszą ligą świata, koszykarską ziemią obiecaną jest po prostu procesem naturalnym dla każdego, kto interesuje się tym sportem.
    Warto jednak pamiętać o czynnikach które sprawiły, że ten sport jest tak popularny, a w zasadzie jednym czynniku, dzięki któremu mamy nad Wisłą pojęcie, czym w ogóle NBA jest. Michael Jordan – więcej nie trzeba dodawać ;)

    Co innego w przypadku pytania o popularność koszykówki. Tu można się pokusić o ciekawe dywagacje, szczególnie zestawiając ten sport z np. piłką nożną, która przecież na pierwszy rzut oka jest mniej ciekawa, a jednak fenomen tej dyscypliny jest niebywały.

  4. Piłka nożna za którą przepadałem nie jest już tym samym sportem co w latach 90( i zapewne wcześniej). Miejsce gladiatorów, artystów biegających na boisku zajęły bezpłciowe p***y, biegające w identycznych, różowych pantofelkach. Nie chciałbym, żeby mój syn zapatrzył się w sport który niesamowicie się… powiedziałbym skomercjalizował, ale tak naprawdę sku*wił.

    A więc pierwsza, dziecięca miłość dała mi kosza kiedy złożyła ofiarę Mamonie z ducha sportu.

    Pojawiła się luka ;)

    NBA jest zajebiście skomercjalizowana, ale czy to wpływa samą grę? Czy pieniądze zabiły ten sport( tak, jak kopaną)? Jakoś tak się złożyło, że nie.

    Możliwość głupich powtórek telewizyjnych sprawia, że ten sport jest „czystszy”. Sędziowie mimo tego się mylą i mylić będą, ale NBA intencjonalnie nie zostawia luki dla przekrętów ( jak UEFA czy FIFA).

    A poza tym: jest tu sport, jest polityka, twarda gra interesów na poziomie menadżmentów, trenerzy którzy mają realny wpływ na sposób gry prowadzonych przez siebie zespołów, wyraziste gwiazdy, bogata i czytelna baza statystyczna, emocje które trwają cały rok i rozgrywają się na kilku różnych poziomach( sportowym, finansowym, politycznym, prawnym, moralnym… ). I jest w tym wszystkim daleko posunięta transparentność. Nie mówię, że wszystko wszystkim wiadomo, bo to byłaby bzdura, ale można się dowiedzieć naprawdę dużo o tzw. kulisach( zwłaszcza w porównaniu do innych dyscyplin).

    I ta reklama z Blake’m :D https://www.youtube.com/watch?v=NFwDTE4kEE4

    1. @Carrot
      Strona i artykuł dotyczą koszykówki ale wypada mi się kompletnie nie zgodzić z Twoja opinią na temat piłki nożnej. Przede wszystkim Twoja argumentacja jest pozbawiona logiki – z jednej strony gloryfikujesz atletyzm z lat 90, a z drugiej krytykujesz… modę? Sposób ubierania się?
      Śledzę futbol od ćwierćwiecza i z całym przekonaniem stwierdzam, że sporty w latach 90 nie wymagały takiego przygotowania fizycznego, jak wymagają dzisiaj. a obecnie po boiskach biegają cyborgi, zdolne przez 90+ minut grać pressingiem na połowie rywala i jeszcze z taką samą determinacją rozegrać dogrywkę. Oczywiście rozmawiamy o ligach topowych, a nie polskim podwórku, gdzie nikomu nic się nie chce.
      Piłce nożnej zarzucasz komercjalizację, a sam piszesz, że NBA również jest ligą skomercjalizowaną. A co do wpływu komercjalizacji na grę… kurczę, wydaje mi się że w żadnym z wymienionych sporów tego wpływu na grę nie ma. Jeśli już jednak mamy rozmawiać o stopniu komercjalizacji, to absurdem jest mówienie, że cokolwiek w kwestii reklamy i zarabiania pieniędzy przebija Stany Zjednoczone. Przecież wszelkie sponsoringowe 'know how’ zostało przez Europę adoptowane właśnie na przykładach z USA. Wystarczy wziąć za przykład pierwsze kontrakty na buty, podpisywane przez profesjonalnych sportowców czy też sponsoring tytularny hal.
      Dodajmy do tego, że ilość reklam w trakcie meczów jest nieporównywalna na niekorzyść lig amerykańskich, a do pełni szczęścia dodajmy sponsoring tytularny konkursów podczas Weekendu Gwiazd (Sprite, Footlocker itd).
      Dalej chcemy rozmawiać o komercjalizacji? :)

      Argumenty za koszykówką nie podlegają dyskusji – powtórki video, sposób promowania NBA, baza statystyczna itd sprawiają, że jest to liga XXI wieku. Ale deprecjonowanie piłki nożnej wymienionymi przez Ciebie argumentami jest sporym nadużyciem.

  5. Wszyscy macie rację ale dodałbym jeszcze 1 rzecz jako powód główny – typową dla wszystkich amerykańskich lig – DRAFT !

    Idea szkolenia młodzieży i sięgania po sprawdzony wzorzec. Tutaj nie ma miejsca na szkolenie jakie znamy z Europy czy Afryki – szkolenie odbywa się nieodłącznie z nauką w szkole. Można powiedzieć, że szkoła uczy Cię grac w kosza – na każdym poziomie. Wymaga to wytrwałości (oczywiście sportowcy sa faworyzowani) ale zwraca uwagę na jeszcze jeden aspekt – identyfikacja społeczeństwa ze sportowcami i drużynami. Cykl prowadzący do NBA przetrwają tylko najlepsi, najbardziej oddani, poświęceni – najmądrzejsi w sensie wyborów życiowych, determinacji, ambicji.

    Która z naszych Matek Panowie powiedziałą choć raz w życiu ” do boju Widzew, Legia, Trefl czy co tam”? Ile amerykańskich Mam chodzi na mecze „Misiów’ gdzie gra jej 6 latek, „Odrzutowców” syna w liceum, na mecze syna na uniwerku (jeśli dotrwał i było nas na to stać)? Dysproporcje w liczbie tych kobiet są gigantyczne.
    Taka identyfikacja społeczeństwa ze zdrową sportową rywalizacją jest dla nas Europejczyków – niewyobrażalna. NBA to szczyt szczytów tej rywalizacji, gdzie gra trzystu spośród kilkuset milionów uprawiających kosza na całym świecie.
    To sprawia, że ta liga jest najlepsza, od tego się wszystko zaczyna.

    1. @majecha
      Tak, zgodzę się z Tobą w pełni, przy czym znów – to nie jest coś, co wyróżnia tylko NBA ale sporty amerykańskie w ogóle. System szkolenia zaczyna się wcześniej i jest prowadzony bardziej profesjonalnie. Szkoleniem nie zajmują się kluby, tylko uczelnie. Ta praca u podstaw daje inne efekty – nauka połączona jest z treningiem, a kluby nie muszą martwić się o szkolenie młodzieży – dostają ukształtowanych, gotowych profesjonalistów.
      Sęk w tym, że to wymaga pracy nad całym systemem edukacji i szkolenia. Wymaga to też odpowiednich trenerów-pedagogów, a nie 'Pana of WF’, który na początku lekcji rzuca chłopcom piłkę i mówi: „grajcie sobie, a ja będę w swoim kantorku”.
      Wreszcie, wymaga to gigantycznych nakładów finansowych – sportowe kompleksy uniwersyteckie w Stanach, nawet te ze średniej półki, są znacznie bardziej rozbudowane niż 99% naszych profesjonalnych klubów sportowych.

    2. No właśnie nie chciałem się roztaczać nad NHL, MLB czy NFL, bo przy dwóch ostatnich dystans nad resztą świata jest tak duży, że nie można go oszacować.
      Główna przyczyną poziomu NBA jest jednak to specyficzne amerykańskie podejście do sukcesu. W typowym amerykańskim filmie sporo nastolatków ma na półce nagrody, dyplomy, medale za różne, także pozasportowe osiągnięcia. Sport i rywalizacja fizyczna jest jednak w tej kulturze niesamowicie istotna – ja im tego zazdroszczę.
      Kolejną rzeczą jest także sam ogrom tego kraju. Poszczególne stany są wielkości naszego kraju i reprezentowanie np. Teksasu w meczu z drużyną z Kaliforni jest dla nich niczym dla nas mecz Polska:Niemcy w finale mistrzostw świata. Zreszta na pewno więcej mają do powiedzenia czytelnicy enbiej z USA. Ta wysoka kompetytywność wewnętrzna sprawia, że zawodnicy wchodzą na inny poziom szkolenia i treningu. USA mają sportowców światowej klasy we wszelkich dziedzinach – atletyka, boks, kolarstwo czy piłka nożna. Rozumiem – jest kasa na fabryki talentów – są wyniki ale nie do końca. Dziś USA w nogę całkiem nieźle wymiatają, nadrobili kilkadziesiąt lat olewania tej dyscypliny w lat kilka-kilkanaście. Gdyby stało się to wyłącznie przez pieniądze, dziś najlepsi w nogę byliby Panowie z np. Kataru czy Arabii S.
      Wracając do NBA – jej potęga bierze się z ogromnej bazy doskonałych sportowców, którzy nie byliby tak liczni, gdyby nie ogólnokrajowa gloryfikacja szeroko pojętej kultury fizycznej. Pamiętacie? Gdyby nie koszykówka LeBron pewnie grałby w NFL (jeśli dobrze kojarzę to Chris Paul również).

  6. @mrph – nie przeczytałeś mojego posta ( a już na pewno nie ze zrozumieniem;)

    Gdzie napisałem, że gloryfikuję atletyzm w piłce lat 90.? Gdzie napisałem, że Europa/piłka nożna/cokolwiek „w kwestii reklamy i zarabiania pieniędzy przebija Stany Zjednoczone”? :D itd. , itp.

    Bardzo lubię polemikę, uważam, że w wyniku ścierania się poglądów można dojść do ciekawych wniosków, ale: szanujmy się… ;)

  7. @Carrot
    Proszę uprzejmie:
    […]Miejsce gladiatorów, artystów biegających na boisku zajęły bezpłciowe[…]

    W tym momencie piszesz o gladiatorach (synonim: atleci), stawiając ich ponad piłkarzy biegających po boiskach dzisiaj. Możliwe, że chciałeś napisać coś innego ale każdy, kto ma minimalne zdolności interpretacyjne, odbierze to w ten właśnie sposób.

    Co do „reklamy i zarabiania pieniędzy w Stanach” – najwyraźniej Ty nie przeczytałeś dokładnie mojej odpowiedzi albo znów miałeś problemy z ujęciem swoich myśli. Komercjalizacja jest związana m.in. z reklamą (komercja – działalność nastawiona na osiągnięcie zysku; czyli również przez reklamę).

    Nie rozumiem zatem Twojego zarzutu o brak zrozumienia posta, a uwierz, umiejętności interpretacyjne mam wysokie. Może po prostu źle ubrałeś w słowa swoje myśli? ;)

  8. Kładę 100 zł – jeżeli w ciągu 24 h pokażesz miejsce w mojej wypowiedzi które usprawiedliwiało by zdanie:
    „Jeśli już jednak mamy rozmawiać o stopniu komercjalizacji, to absurdem jest mówienie, że cokolwiek w kwestii reklamy i zarabiania pieniędzy przebija Stany Zjednoczone.”

    to przeleję je na wskazane konto. Jeżeli nie – nie odpowiadaj już proszę na moje posty w tym temacie, bo to po prostu nie ma sensu.

    Szkoda, że nie ma opcji rozmowy priv, bo muszę kopać się z koniem ( który ma wysokie zdanie na temat swoich zdolności interpretacyjnych) publicznie, no ale trudno.

  9. @Carrot
    Każdym kolejnym postem, na siłę próbujesz mi udowodnić że jednak miałeś coś innego na myśli pisząc swój pierwszy komentarz. Ale znów Cię muszę rozczarować.
    – […] Nie chciałbym, żeby mój syn zapatrzył się w sport który niesamowicie się… powiedziałbym skomercjalizował, ale tak naprawdę sku*wił.[…]”
    – […] NBA jest zajebiście skomercjalizowana, ale czy to wpływa samą grę? Czy pieniądze zabiły ten sport( tak, jak kopaną)? Jakoś tak się złożyło, że nie.[…]”

    Moja polemika dotyczyła Twoich słów, jakoby piłka nożna niesamowicie się skomercjalizowała, a wręcz „skurwiła”. Dodajesz, że NBA również jest skomercjalizowana ale nie ma ona wpływu na grę. Teraz przeczytaj uważnie, jak się do tych słów odniosłem:
    – […] Piłce nożnej zarzucasz komercjalizację, a sam piszesz, że NBA również jest ligą skomercjalizowaną. A co do wpływu komercjalizacji na grę… kurczę, wydaje mi się że w żadnym z wymienionych sporów tego wpływu na grę nie ma.[…]

    W jednym masz rację, nie napisałeś że Europa przebija Stany Zjednoczone w stopniu komercjalizacji. Czy czujesz się usatysfakcjonowany? Zaśniesz teraz spokojnie? Szkoda, że nie odniosłeś się do całej reszty, pomimo że przecież „lubisz polemikę”. W takim wypadku faktycznie najlepiej już zakończyć dyskusję ;)

  10. Ja jednak pokuszę się o porównanie koszykówki do piłki nożnej.
    Jedna wg mnie najważniejsza różnica.
    22 gości goniących po boisku przez 90 minut (nierzadko przez 120) i wynik 0:0.
    Niemożliwe w koszykówce !

    Czym różni się NBA od innych lig ?
    Zaangażowanie, poziomem zarówno sportowym, jak i marketingowym. Spójna koncepcja od szkoły podstawowej, średniej, college’u, lig akademickich. Przejrzysty nabór, najlepsi zawodnicy na świecie. Świetni trenerzy, różne pomysły na grę. Fenomen jednym słowem !!!
    I love This Game ! It’s NBA !

Comments are closed.