Play-off Race: MEGA ważne zwycięstwo Bucks nad Celtics

Bucks znakomicie zablokowali strefę podkoszową, odcięli możliwość zdobywania łatwych punktów i rozłożyli Celtics w trzeciej kwarcie. Tak można w jednym zdaniu scharakteryzować ten brzydki mecz. Przewagi fizyczne i wykorzystywanie niskiego składu Zielonych jak nikt potrafił wypunktować Jason Kidd rozpisując pod nie zagrywki swojej drużyny. To on był dla mnie MVP spotkania. Proste i skuteczne. Proste i pokazujące, że bez rasowego zbierającego i blokującego obręcz centra nawet w obecnej erze nie jest łatwo. Proste i pokazujące dlaczego Isiah Thomas w NBA nigdy nie będzie pierwszym rozgrywającym w mocnym teamie mimo swojego talentu w ofensywie.

Pierwsze 9 punktów dla Celtics zdobył Avery Bradley, który przekroczył tym samym po raz pierwszy w ciągu sezonu 1000 punktów. Od stanu 6-6 gospodarze zaliczyli szybki run 9-0. Jason Kidd poukładał jednak grę swojej drużyny i w następnej sekwencji Bucks zaczęli odrabiać. Wyraźnie było widać, że backcourt Celtics przeżywa ogromne trudności mierząc się z wysoką linią obrońców gości. Kilka razy błysnął O.J. Mayo. Swoje robiła też obecność Johna Hensona pod koszem. Dość powiedzieć, że Bucks wyszli nawet na prowadzenie 21-20, które odebrał im Isiah Thomas wejściem pod kosz i trzema rzutami osobistymi. Ostatecznie gospodarze wygrywali po dwunastu minutach 25-21.

Przez pierwszą część drugiej kwarty ofensywa Bucks koncentrowała się na wykorzystywaniu przewagi wzrostu nad Isiah Thomasem. Celtics wciąż utrzymywali przewagę, ale oscylowała ona w granicach jednego-dwóch posiadań. W końcu po trójkach z rogów Mayo i Dudley’a Bucks odzyskali prowadzenie 37-35. Gospodarze popełnili w ciągu 6 minut aż 4 straty i ich gra wyglądała zwyczajnie źle. Pewne ożywienie dała zmiana Jonasa Jerebko i Bucks przestali punktować łatwo po wprowadzeniu wyższego Turnera za Thomasa. Role dość szybko się odwróciły. Wydawało się, że run gospodarzy 10-0 uspokoił nieco grę. Nic z tego, bo O.J. Mayo grał chyba najlepszą połowę w tym sezonie (20 punktów!). Trafił trzecią i czwartą trójkę, a na tablicy znowu był remis po 45. Niestety gubili się też sędziowie, których kilka decyzji zostało wręcz wykpionych przez komentatorów (błędy były w obie strony). Po trójce najlepszego w szeregach Zielonych Bradley’a (14 punktów w pierwszej połowie) gospodarze zakończyli pierwszą połowę 52-50.

Po przerwie sygnał do ataku dali mało widoczni w pierwszej części Giannis Antetokounmpo i Michael Carter-Williams. Kilka nieporadnych posiadań Celtics i Bucks objęli prowadzenie 62-56 głównie dzięki łatwym punktom w transision. Pierwszy raz po długiej nieobecności pojawił się Jared Sullinger. Jego kilka minut nie wniosło jednak niczego na parkiet. Niestety Celtics przez prawie 4 minuty nie mogli zdobyć nawet punktu, co doprowadziło do dwucyfrowej przewagi gości 67-56. Mimo zmian obraz gry nadal się nie zmieniał i Kozły odjeżdżały coraz bardziej powiększając run do 18-2 na przestrzeni prawie 5 minut! Sytuację gospodarzy uratowała jedynie wysoka liczba przewinień gości i dostawanie się na linię, w czym prym wiódł Thomas. W końcu po trójce Thomasa i długiej dwójce Jerebko Celtics zmniejszyli straty na koniec kwarty do 75-86. Szczerze mówiąc wynik był lepszy niż gra.

Początek ostatnich dwunastu minut był wymarzony dla kibiców T.D. Garden. Po punktach rozpędzonego Thomasa i trójce Crowdera było już tylko 80-86. Jedno z podań MCW znowu powinno znaleźć się w Shaqtin A’Fool. Williams zrehabilitował się jednak bardzo potrzebną trójką, która zatrzymała run gospodarzy. Gospodarzy złamała chyba ostatecznie trójka Dudley’a dająca Bucks 10-punktowe prowadzenie. Fatalnie prezentowali się sędziowie. Ich błędy były rażące i to w obie strony. Szczególnie wpływ na wynik meczu mogła być pomyłka z 4:00 do końca. Po przechwycie Jerebko i jego szybkim ataku nie został odgwizdany ewidentny faul. MCW przejechał ręką po ramieniu Szweda jak w pojedynku MMA. Było zaledwie 91-98 i to gospodarze byli w gazie. Nie ma co jednak narzekać. W przekroju całego spotkania Bucks zwyczajnie byli lepsi. Celtics nie zbliżyli się już na mniej niż 7 punktów. Ostatecznie Bucks przerwali serię porażek wyjazdowych na 11 i wygrali zasłużenie 110-101.

Najwięcej punktów dla gości zdobył O.J. Mayo – 24, a 17 dołożył Ersan Ilyasova. Wśród gospodarzy prym wiódł Isiah Thomas (23 punkty), który był jedyną oprócz Jonasa Jerebko (17 punktów) jasną postacią Celtics w ofensywie. Brad Stevens nieco się zgubił z rotacjami zespołu w trzeciej kwarcie. Trochę żałuję, że Szwed nie otrzymał więcej niż te 21 minut, bo naprawdę wnosił dzisiaj na parkiet bardzo wiele ożywienia. Nie rozumiem jednak dlaczego w meczu takiej walki nie zobaczyliśmy na parkiecie największego mięśniaka Celtics – Geralda Wallace’a. Wypchnięci ze strefy podkoszowej Zieloni zmuszeni byli do bezradnych rzutów z dystansu, co im dzisiaj nie szło (tylko 8/24 zza łuku). Wallace jako SF mógł kilka razy zagrać izolacje ze słabszymi fizycznie Dudley’em czy Antetokounmpo.

Porażka nie skreśla jeszcze Celtics, ale niezwykle utrudnia im drogę do wymarzonych play-offów. Ekipa Jasona Kidda może już prawie cieszyć się z awansu. Mają 4 mecze przewagi nad dziewiątymi Celtics i tylko 6 spotkań do rozegrania. Cieszyć może dobry występ ławki Bucks. Co prawda wciąż nie widać poprawy jakościowej gry MCW i oddanie Knighta boli. Kryzys jednak wydaje się już za nimi i 6 miejsce realne do obronienia.

Komentarze do wpisu: “Play-off Race: MEGA ważne zwycięstwo Bucks nad Celtics

    1. Okej , bo właśnie nie ogłądałem a najczęsciej brzydki mecz określa mecz z wynikiem 75-70 .

Comments are closed.