Utah Jazz. W drodze po tytuł #1

Początek sezonu 2014/15 w NBA, nie zapowiadał niczego specjalnego dla kibiców Utah Jazz. Wprawdzie poza ekspertami ESPN, nikt nie wierzył, że drużyna z Salt Lake City powtórzy wynik ubiegłorocznej kampanii, nazywanej potocznie Masą Budynia i będzie biła się do ostatniego spotkania o jak najwyższy wybór w nadchodzącym drafcie, jednak szanse na to, że w środku marca 2015 to właśnie Nutki będą najgorętszą drużyną NBA, która nie zagra w rozgrywkach posezonowych były mgliste jak bagna Davonshire.

Nowy Szeryf w mieście

quinn-snyder-1200

Lato 2014 nie było zbyt wybuchowe w Słonym Mieście. Długo oczekiwana dymisja Tyrone’a Corbina została przyjęta przez mormońską brać ze sporą ulgą, natomiast przyjście Quina Snydera z umiarkowanym optymizmem. Oczekiwania w stosunku do byłego asystenta Mike’a Krzyzewskiego nie były zbyt duże, bo ciężko oczekiwać od debiutanta wykręcania play-offowych wyników, mając do dyspozycji najgorszą obronę zeszłego sezonu (Def rank 108,1), jeden z najmłodszych składów w historii ligi, 18-letniego jeszcze wówczas gracza z draftu, który grał w koszykówkę głównie w australijskim high schoolu, oraz jakikolwiek brak realnych wzmocnień na rynku wolnych agentów, bo o Trevorze Bookerze można napisać wiele, ale na pewno nie, że o jego zabijały się kolejne kluby NBA.

Quin Snyder miał za zadanie rozwinąć umiejętności całkiem zdolnej młodzieży, nauczyć ich grać w ataku, wypracować JAKIŚ styl, oraz umiejętnie wprowadzić do gry młodą nadzieję z Australii w osobie Dantego Exuma. Tylko tyle, Jazz mieli znowu stać się drużyną, której oglądanie nie boli bardziej niż widok Karla Malone’a w złoto-purpurowej koszulce Lakers.

Już od pierwszego treningu z drużyną, Snyder dał się poznać jako przeciwieństwo flegmatycznego Corbina. Bijąca od niego energia, wraz z całkowitą zmianą stylu treningów, gdzie większość uwagi została skierowana na trening rzutów dystansowych połączony z grą defensywną, długo nie przynosiła wymiernych efektów, bo choć Jazz grali znacznie lepiej niż podczas Masy Budynia, to jednak liczba zwycięstw niewiele różniła się od zeszłorocznego bilansu i jeszcze w styczniu kibice z Utah mogli po cichu liczyć na największe gwiazdy nadchodzącego draftu.

Nikt jednak nie wątpił, że wybór Coacha Q, okazał się być słusznym posunięciem, drużyna zdawała test oka i choć porażki wciąż się przytrafiały to były one znacznie mniej kompromitujące niż w zeszłym sezonie kiedy regularne blowouty i oddawanie meczów już po 2 kwarcie było chlebem powszednim dla zarywających nocki polskich fanów Nutek. Jazz rozpędzali się z miesiąca na miesiąc, by w okolicach ASG eksplodować z siłą przy której Little Boy był jedynie bańką mydlaną.

Quin Snyder przychodził do Jazz z łatką speca od ofensywy, niewielu jednak podkreślało, że ten wyglądający na najlepszego klienta mormońskich dilerów kokainy, równie dobrze radzi sobie z organizowaniem zadań defensywnych swojego zespołu. Zresztą, jeśli na pierwszym treningu Jazz, Snyder zobaczył wesoło hasającego w trumnie Enesa Kantera, musiał się domyślić, że to właśnie od obrony powinien rozpocząć budowanie nowych Jazz.

hatefulbruisedbantamrooster

Defensywa głupcze!

Jak już wspomniałem, Utah Jazz w zeszłym roku była najsłabszą defensywą ligi, wpływ na to miało wiele czynników, jednak kombinacja Corbina na ławce oraz Burke’a, Richarda Jeffersona i Kantera jednocześnie na boisku, była zdecydowanie tą kluczową. Jazz bronili fatalnie w każdej możliwej pozycji, rywale trafiali do ich kosza z łatwością wyrwania blachary jadąc Ferrari Enzo, a penetrację strefy podkoszowej to były regularne gwałty. Jazz w obronie byli KOSZMARNI. Rywale zdobywali 1,21 punkt na posiadanie, trafiali 38% rzutów za 3 i ponad 50% za 2. Były to statystyki gorze nawet od osiągów Dallas Mavericks, które pomimo grania Nowitzkim, Calderonem i Ellisem tracili 1,08 punktu na posiadanie pozwalając rywalom trafiać niecałe 36% rzutów zza łuku, oraz 50,5% prób za 2.

push-off

Snyder, kierując się mottem, jakoby ofensywą wygrywa się spotkania, a defensywą mistrzostwa, postanowił więcej pracy poświęcić tej mniej higlightowej części koszykówki. Na efekty nie było trzeba długo czekać, zeszłoroczny najgorszy def rank w NBA, z miesiąca na miesiąc ulegał poprawie, do tego stopnia, że obecnie Nutki mogą pochwalić się 15 najlepszą obroną w przeciągu sezonu- def rank równy 102,8 i ZDECYDOWANIE najlepszą od czasu przerwy na ASG- def rank 89,7 (druga Indiana jest gorsza dokładnie o 5 punktów). Od transferu Enesa Kantera do Oklahomy Jazz pozwalają przeciwnikom rzucać 0,93 punktu na 1 posiadanie i jednie 39,8% skuteczność ( w tym 29% to rzuty z dystansu). Kluczowe role w defensywie pełnią Derrick Favors, Rudy Gobert i Gordon Hayward, ta trójka przebywając razem na parkiecie (od transferu Turka) zbiera 43% wszystkich piłek (zbiórki ofensywne i defensywne) oraz aż 60% na bronionej obręczy. Gdy razem są na boisku rywale trafiają zaledwie 42,3% swoich rzutów i zdobywają 0,91 punktu na posiadanie.

block-bros

Poprawa, która nastąpiła od zeszłego sezonu nie wymaga dodatkowych komentarzy, w tym przypadku statystyka nie pozostawia wątpliwości, Jazz przestali być tylko bezpłciową Masą Budynia, zostali przekształceni za pomocą sprawnego dłuta Quina Snydera w defensywnego kolosa, który z tygodnia na tydzień bardziej od Oklahomy City zmierza w kierunku San Antonio Spurs z Brucem Bowenem, Timem Duncanem i Davidem Robinsonem w składzie.

exumm

Synku, gdybyś miał milion dolarów, co byś sobie kupił? Rudy’ego Goberta, tatusiu.

rudy

Tak jest, Francuz wybrany w drafcie 2013 z numerem 27 trafił do Jazz z Denver Nuggets za milion dolarów i pick z numerem 46 (konia z rzędem dla tego kto wie kim jest Eric Green). Już debiutancki sezon olbrzyma znad Sekwany pokazał, że ma szanse zostać w tej lidze kimś więcej niż Hasheem Thabeetem, jednak mało kto podejrzewał, że już w tym sezonie jego talent eksploduje w takim stopniu. Transfer Kantera w dużej mierze był zasługą charakternego Francuza, który z każdym swoim pojawieniem się na boisku udowadniał, że Tim Connelly popełnił największy błąd w swojej krótkiej karierze GM drużyny z Colorado.

Gwiazda Goberta pojawiła się na widnokręgu już podczas ostatnich mistrzostw świata w Hiszpanii, gdzie był jedynym graczem turnieju na którego sposobu nie mogli znaleźć faworyzowani gospodarze, a bracia Gasol raz za razem natrafiali na długie ręce centra Jazz, przez co niespodziewanie to właśnie Francja zagrała w finale Mistrzostw z Jankesami. Gobert od debiutanckiego sezonu przybrał kilkanaście kilogramów, które przekuł w mięśnie i przestał być tylko wysokim chudzielcem ze znakomitym timingiem do bloków, lecz stał się prawdziwym atletą o wciąż szczupłej budowie, co w jego przypadku jest dodatkowym atutem, bo mimo że już nie da się go przepchnąć w pomalowanym, to nie stracił nic ze swojej szybkości (jak na centra jest bardzo szybki) wyskoku ani też nie obciążyło na tyle jego pleców by sztab medyczny Jazz mógł się zastanawiać czy będzie w stanie zagrać cały sezon bez długoterminowych urazów.

Gobert już teraz przypomina szybszą wersję Roya Hibberta, ale ma znacznie lepszy zmysł do asystowania, oraz łatwość (jak na centra) do kozłowania, niektóre z jego akcji- z zachowaniem pewnych proporcji- wyglądają jakby wykonywane były przez gracza z pozycji 3, a nie 5. Gobert nie tylko jest DOSKONAŁYM obrońcą obręczy, ale również zbiera niemal co 4 piłką w meczu (defensywne i ofensywne) oraz co 3 pod bronioną tablicą. W ciągu ostatnich 783 posiadań Jazz, Rudy zdążył zebrać 174 piłki, co daje średnią 22,2 zbiórki na 100 posiadań. Zdążył odnotować również 36 bloków (4,6 na 100 posiadań) z czego aż 70% kończyło się odzyskaniem piłki dla Jazz.

Gobert dodatkowo mocno rozwinął się w ofensywie, od czasu wymiany Kantera nie tylko zanotował 19 asyst, z czego 15 było przy rzutach dwupunktowych, a nie podczas gry in-out, ale znacząco poprawił selekcję rzutów notując w tym sezonie niemal o 15% lepszą skuteczność niż w poprzedniej kampanii. Podobny wzrost skuteczności zaliczył na linii rzutów wolnych sprawiając, że w przeciwieństwie do innych defensywnie nastawionych centrów jak choćby DeAndre Jordan jego obecność na boisku podczas zaciętych końcówek 4 kwart nie jest osłabieniem dla zespołu.

Gobert od jakiegoś czasu stał się swego rodzaju fenomenem, od czasów Derona Williamsa nie było zawodnika w trykocie Jazz, o którym by się tak wiele mówiło jak o tym drugoroczniaku. Postęp jaki zanotował przez ostatnie miesiące w połączeniu z jego pracowitością i charakterem zwycięzcy, sprawił, że nawet niebo nie jest dla niego limitem. Czy jest ktoś w lidze- poza Timem Connellym- kto nie chciałby Goberta w zespole? Nie. Dodajmy do tego, że jego najbliższe 2 lata w kontrakcie są opcją zespołu, a każdy z nich jest wart niewiele ponad milion dolarów i właśnie otrzymujemy najlepszy kontrakt w obecnej NBA, a drugi najlepszy nie jest nawet jego blisko.

Sarenka, która została bohaterem

Kiedy zeszłego lata Dennis Lindsey wyrównał kontrakt Gordona Haywarda spora część mormońskiej społeczności wyraziła niezadowolenie. Powodów było kilka, głównym jednak to, że Hayward w swoim pierwszym sezonie w roli lidera był daleki od spełnienia oczekiwań z nim związanych.

Wprawdzie wszechstronność byłego gracza Butler wciąż imponowała, sprawiając, że dla wielu drużyn byłby idealną drugą opcją, jednak selekcja rzutowa i to okropne 30% zza łuku stawiało duży znak zapytania nad sensownością wyrównywania kontraktu, który zaproponował białemu blondasowi Michael Jordan. Należy jednak pamiętać, że poprzedni sezon był dla Haywarda nie tylko pierwszym w roli lidera, ale także pierwszym w którym od początku do końca był starterem, nie musząc ustępując miejsca w wyjściowej piątce takim tuzom jak Randy Foye. To, w połączeniu z trenerem Budyniem, niepodpisanym latem przedłużeniem (chciał 48/4 wówczas) oraz brakiem profesjonalnych partnerów na obwodzie (John Lucas III, Richard Jefferson) sprawiło, że Hayward – jak i wszyscy obserwatorzy poczynań Jazz- nie wiedzieli jaka w zasadzie jest jego rola w drużynie. Efektem była tragiczna skuteczność, Dante Exum i nadzieja dla kibiców Jazz, że Gordon nie dostanie kontraktu wyższego niż owe 48/4. od czego jest jednak Michael Jordan? Nie dość, że odebrał Jazz dwa ZASŁUŻONE tytuły mistrzowskie, to jeszcze chciał odebrać Sarenkę? Nic z tego, krzyknął Lindsey dowiedziawszy się o ofercie i w mgnieniu oka wyrównał propozycję Charlotte.

sergeant-salute-s

Dziś nie ma już sceptycznie nastawionych do tego kontraktu kibiców Jazz, a przynajmniej nie słychać ich krzyków. Hayward lato przepracował w siłowni, a będąc na obozie treningowym przed Mistrzostwami Świata w koszykówce imponował wszystkim obserwatorom łatwością atakowania kosza. Od kiedy Gordon trafił do Salt Lake City, nigdy nie wyglądał tak atletycznie, co przełożyło się na częstotliwość atakowania obręczy. Hayward od transferu Kantera, już 75 razy stawał na linii rzutów wolnych (80% skuteczności) z czego wynika, że jedno na 9 posiadań Jazz z Haywardem na parkiecie kończy się jego rzutami osobistymi, nie są to wprawdzie linijki podobne do tych Hardena, no ale fauli na Gordonie także nie odgwizdują za chuchanie na niego. Do tej pory w 66 spotkaniach Hayward stawał na linii wolnych dokładnie tyle razy co przez cały poprzedni sezon (381 razy).

Hayward od początku sezonu notuje świetne średnie zarówno punktowe (19,6) jak i w pozostałych kluczowych statystykach, które utrzymał na zeszłorocznym poziomie- 5 zbiórek i 4 asysty. Rok temu zaliczał wprawdzie średnio 5 asyst na mecz, jednak spadek w tej kategorii wynika głównie ze zmiany prowadzenia ofensywy przez Jazz. W czasach Masy Budynia, ataki były statyczne a Hayward głównym holującym piłkę, w czasach Neo-spursowych Jazz piłka krąży między wszystkimi graczami.

Hayward jest niezbędny dla Jazz zwłaszcza w końcówkach spotkań, to on ma najpewniejszą rękę w drużynie, a do tego jest jedynym poza Burkiem zawodnikiem, który sam potrafi sobie wykreować pozycję rzutową, przez co nie ma problemów z ucieknięciem obrońcy, ani wyminięciem obrony rywala. Ofensywa to jednak tylko pierwsza część jego zalet, tą drugą, jest gra w obronie.

hayward-towel-hair

Hayward świetnie broni w systemie w którym zna swoje miejsce, jest prawdziwą zmorą dla rywali z piłką, szybki na nogach i zwinny, nie ma problemów z odczytywaniem ruchów rywali. Rzadko kiedy gubi się na zasłonach. Świetny w obronie przy kontrach rywali, ci nawet składając się już do layupów nie mogą być pewni, że piłka wyląduje w koszu, gdy Sarenka jest w pobliżu często kończy się to blokiem. All-round player pełną gębą, czy warty maksymalnego kontraktu? Niekoniecznie, czy jakikolwiek lepszy gracz chciałby podpisać kontrakt z Jazz będąc wolnym agentem? Nie.

Gordon Hayward nigdy nie będzie wymienianych wśród największych gwiazd ligi, nigdy nie będzie tym graczem, którego koszulki będą się najlepiej sprzedawać na chińskim rynku i nigdy nie wystąpi w pierwszej piątce meczu gwiazd i nigdy nie wytatuujesz sobie jego podobizny na plecach (choć jego panny już tak!) ale Gordon Hayward nie musi być żadną z wymienionych pozycji, Hayward jest sercem Utah Jazz, drużyny Utah Jazz, a nie zespołu Gordona Haywarda.

10995689_10155315670575268_133789864178486718_n

Derrick Favors- o człowieku, który pokochał Salt Lake City.

Gdy przychodzisz do ligi z łatką nowego Tima Duncana, a po 56 spotkaniach debiutanckiego sezonu wymieniają cię na połamane kostki Derona Williamsa i oglądasz plecy Paula Millsapa i Ala Jeffersona, nie masz łatwego startu w NBA. Gdy potem oglądasz też plecy Marvina Williamsa, choć grasz lepiej od większości twoich kolegów z roku draftu (i Marvina Williamsa) możesz czuć się lekko skonfundowany. Początki Favorsa od początku nie należały do najłatwiejszych, a mimo to ten pokochał Jazz, a Jazz odwdzięczyli się tym samym. Derrick Favors, człowiek który zrezygnował z dodatkowych milionów po to by grać w Jazz, Derrick Favors, mój idol.

Nie potrafię być obiektywny pisząc o Favorsie, bo go kurwa kocham. Nie dostrzegam jego wad bo ich nie ma (w razie jakiś uwag, wróć do pierwszego zdania). Derrick Favors, od kiedy nie musi już grać jako center- choć miał do tego predyspozycje, nie miał centymetrów- a wrócił do swojej wyjściowej pozycji silnego skrzydłowego, stał się postrachem rywali, idolem trybun i człowiekiem, który jeśli za rok nie zagra w ASG to tylko dlatego, że gra w Salt Lake City a nie Los Angeles.

Derrick Favors zrobił w tym sezonie kolejny krok ku dorównaniu umiejętnością Timowi Duncanowi, ten 23-latek od zawsze charakteryzował się skuteczną grą w obronie, ale dopiero w tym roku zaczęto wykorzystywać jego największe atuty ofensywne. Po 2 latach w Utah zrozumiano, że ustawianie Derricka na 5-6 metrze od kosza i granie pick’n’pop z byłym graczem Brooklynu jest równie sensowne co umawianie się z Rihanną przez twittera. Dziś Derrick już nie pełni roli Davida Westa, dziś Fav ścina pod kosz, gra głównie dawno niewidziane w SLC pick’n’rolle i jest turem, którego powstrzymać można wyłącznie faulem. Za silny dla PF’ów , zbyt zwinny dla centrów, Derrick Favors zdobędzie tytuł dla Jazz.

mailman-fav

Początek końca… marzeń o dogonieniu Jazz

Jazz zbyt słabo rozpoczęli sezon by dziś liczyć się w walce o PO. Przegrali kilka wygranych spotkań i jak się okazało, były to kluczowe porażki w kontekście dołączenia do wyścigu o czołową ósemkę Zachodu. Mimo to, zespół ten , skazywany przez ekspertów ESPN na osiągnięcie najsłabszego bilansu ligi nie przestaje zadziwiać wygrywając 11 z ostatnich 13 spotkań, z czego obie porażki (z Celtics i Lakers) były wypadkami przy pracy i wynikały bardziej z chwilowej dekoncentracji młodzieży Snydera, niż z mniejszych umiejętności, czy słabszego dnia.

Jazz od momentu przerwy na ASG są zbyt szybcy, zbyt mocni i zbyt skuteczni dla reszty ligi i pomimo że sporą część z tych spotkań rozegrali ze średniakami ligowymi w przyszłym sezonie żaden z zespołów czołówki nie będzie mógł sobie pozwolić by grać na pół gwizdka z drużyną znad Słonego Jeziora.

rudney-bench

Jazz, nawet w tej wersji po ASG, nie są zespołem bez wad, ale w naprawianiu ich więcej odpowiedzialności będzie spływać na Dennisa Lindseya niż Quina Snydera, który tchnął w tę drużynę życie, a w kibiców nadzieję, że play-offy wrócą do Salt Lake City już w przyszłym sezonie, a przy konkretnych wzmocnieniach zwłaszcza na pozycjach obwodowych, oraz dodaniu jeszcze jednego klocka podkoszowego (pora na NBA, Ante Tomic?) nowi fani Jazz powinni pojawiać się w tempie dostępnym tylko dla Dante Exuma, ale o wpływie tego młodzieńca na grę Jazz i ciekawym przypadku Rodneya Hooda następnym razem.

iyxgl

Komentarze do wpisu: “Utah Jazz. W drodze po tytuł #1

  1. Jazz zaczęli grać lepiej to i Qcin się reaktywował. To dobrze, będzie więcej czytania:)

  2. Mecze gorszego boga będą ?????
    Bo pośmiać się trochę też trzeba ;P

  3. Cholera, ja mam dalej wrażenie, że Jazz wstrzelili się z formą w idealny moment sezonu tj przełom lutego i marca kiedy wiele zespołów jest w głębokim kryzysie. Naprawde nie widze ich w PO w przyszłym sezonie. Dla mnie będą się bić o pozycje 9-11. Ale finalnie dowiemy się wszystkiego w przyszłym roku.

    1. Nie nie, Jazz są po prostu mega mocni, a tacy Celtics, którym „udało się” „przez przypadek” wygrać z Nutkami i mocno biją się o PO są słabi, ogórzaści i chamsko tankują ;)

  4. Lekkie pióro, swoboda w artykułowaniu myśli, celne uwagi, polot i finezja. Stary, dla Ciebie sky is the limit. Gdybym był redaktorem naczelnym jakiegoś sensownego periodyku, to miałbyś u mnie etat. Wolę czytać takie teksty, aniżeli oklepanych do bólu Tymińskiego i Wojczyńskiego.

    Dla mnie jeden z najlepszych artykułów o koszykówce, jakie kiedykolwiek miałem okazję przeczytać. Chapeau Bas!

  5. @Hogo- zawsze byłem aktywny, tylko wiesz, praca, rodzina, obowiązki #elodorosłość

    @Woy- sorry, że tak rzadko, ale patrz punkt 1

    @Nycu- czas pokaże, może coś się jeszcze uda

    @Lordam- błąd, tu nie chodzi o to jaki oni mają bilans, ale o to jak grają, ich defensywa to nie jest przypadek, wczoraj Wizards powinni dostać mocno w plecy, nie dostali tylko dlatego, że siadały im dwójki z 6-7 metra na niesamowitej skuteczności, nic innego nie mieli do zaoferowania, byli bezradni. Chodzi o to,m że takie mecze nie będą się ani im, ani innym drużynom zbyt często zdarzać (na takim % z midrange, to była przypadkowa porażka Jazz

    @3D- z wami nie rozmawiam, bo się chuja znacie, co już nie raz udowodniliście i wielokrotnie udowodnicie (jak choćby teraz)

    @doli_nski- dzięki, ale proszę bez porównań już, bo potem muszę słuchać od pewnych ekspertów, że sam to sobie piszę, ale dzięki!

  6. Spoko, tylko, że ja jestem takim Twoim trochę poprzednikiem, także nikt Ci nie może niczego zarzucić.

    A te nazwiska mogą zostać zastąpione jakimikolwiek innymi, te przyszły mi do głowy, bo jestem masochistą i kupuję gazetkę, w której oni się produkują. Zawsze jak dochodzę do rubryki 'koszykówka’ (prostokąt 5×4), to lekko się podśmiechuję.

    1. Kamil, czekamy na Twój come back również. Nie ma lekko, bo jakiś tekst obiecałeś :-)

Comments are closed.