Zadaniowiec – człowiek niezbędny ?

Kiedy spora część fanów NBA zachwyca się transformacją koszykówki, odstępującej od klasycznych centrów, podkoszowych siłaczy i kochających fizyczną grę podkoszowych ja zastanawiam się ilu z kibiców – po trzydziestym roku życia – tęskni za dyscypliną, która momentami przypomniała wojny między drużynami. Czytający nas regularnie doskonale pamiętają starcia Bulls z Pistons, Knicks z Bulls, Knicks z Rockets, Heat z Knicks, Pacers z Bulls, Pacers z Knicks etc. Wczorajsza zaczepka Kevina Garnetta w stronę Dwighta Howarda obudziła nieco dyskusję na temat NBA z dawnych lat. Ligi, w której dochodziło do ostrych fauli, gry w której nie było flopowania , kiedy obrona nie przypominała „zółtego sera z wielkimi dziurami” a wszystkie chwyty były dozwolone (również z atakiem słownym na sędziów).
Zamiast tego włodarze najwspanialszej , koszykarskiej ligi świata – już od kilku dobrych sezonów – starają się chronić swoje gwiazdy, zmniejszając szansę na ‘dosłowne‘ powstrzymywanie wielkich nazwisk. Z jednej strony dąży się do pobijania wielkich rekordów – strzeleckich , z drugiej zmierza się do ograniczania liczby kontuzji i większego szanowania rywala. Jednak czy szacunek , dodając po drodze wątek , że za kilka zdań i niekoniecznie niecenzuralnych w stronę sędziego można dostać przeciwinienie techniczne a przewrócenie gracza w kontrze może ci dać flagrant 2 stopnia, eliminujący cię z gry – jest dokładnie tym samym z czym spotkał się Michael Jordan 20 lat temu (ten koszykarz , który przy zmianie przepisów sugerował, iż w dzisiejszych czasach przekraczałby częściej 50 punktów) ?

Przypomnijcie sobie starcia , brutalne i momentami krwawe, między największymi wschodnimi rywalami. Ścianę obronną Detroit Pistons – Chucka Daly – zwanych Bad Boys, twardą defensywę Pata Riley’a – najpierw w Nowym Jorku a następnie w Miami, w końcu zespół z Indiany , kierowany przez Larry’ego Browna. Oczywiście wszyscy oni konfrontowali się z w teamem z Chicago i wielokrotnie zmuszeni byli uznać wyższość Byków…ale do czego zmierzam?

Otóż zapewne spora grupa fanów NBA zdążyła zaobserwować spadek liczbowy i w kolejnych drużynach graczy zadaniowych , którzy tylko i wyłącznie odpowiadaliby za defensywę. Zastanawiałem się już przed sezonem, gdzie podziały się nowe plastry nawiązujące do Tony’ego Allena, Dahntay’a Jonesa (Clippers dadzą mu szansę), Ronnie Brewera lub Thabo Sefoloshy. Przecież jeszcze niedawno, nikt z Was, nie wyobrażał sobie pretendenta do tytułu Mistrza, bez takich ‘klasycznych’ stoperów. Kiedy Mark Cuban budował swoje mistrzowskie Mavs to miał w szeregach DeShawna Stevensona, no i niezastąpionego Shawna Mariona. Heat też musieli nałapać kolejnych nazwisk – Shane’a Battiera i Chrisa Andersena – by dostać swój upragniony – po latach – tytuł. Gdzieś po drodze – Gregg Popovich wynalazł dla Spurs – coraz wszechstronniejszego Kahwi Leonarda i potrafił docenić wartość Danny’ego Greena. Tytułu Spurs by nie było gdyby nie francuski skrzydłowy o posturze Niedźwiedzia – Boris Diaw. Trzej wymienieni gracze mocno zapracowali na tytuł i dwa, kolejne występy w finałach.

dan-majerleJeśli przejrzymy składy większości drużyn, to coraz rzadziej spotykamy w nich namiastkę Bad Boy’a , zdolnego wyprowadzić najlepszego strzelca rywala z równowagi (trash talking Kevina Garnetta, w przeszłości Dereka Harpera, Gary’ego Paytona lub Sama Cassella uprawia coraz mniejsza liczba graczy). Nie piszę w tym momencie o Sixers, Knicks, Wolves , gdyż są oni materiałem na odmienną opowieść, z cyklu „nie wiemy nic o obronie”. Zwracam uwagę na Wschód – Atlantę Hawks (DeMar Carroll i Thabo Sefolosha), Toronto Raptors (James Johnson) , Chicago Bulls (coraz bardziej wszechstronny ale osamotniony – Jimmy Butler) oraz Zachód – Golden State Warriors (Shaun Livingston i będący już tylko zmiennikiem , Andre Iguodala) , Memphis Grizzlies (stary-dobry Tony Allen), Los Angeles Clippers (coraz bardziej marginalizowany Matt Barnes) i Phoenix Suns (P.J. Tucker).

Warto wspomnieć o faktach; dwie liczące się ekipy Zachodu , porzuciły dalsze pomysły graniem zadaniowcami pokroju Jae Crowdera i Tay’a Prince’a , stawiając jeszcze mocniej na atak , przy kolejnych wymianach graczy. Jednak na szczycie zostają ci, którzy nadal mają w swojej paczce takich fighterów. Pytanie , czy tego typu graczy nie brakuje i skąd brać kolejnych speców od brudnej roboty, kiedy liga wyraźnie podąża drogą ofensywy? Obrany przez kluby trend pozyskiwania graczy z Europy, również ma pomóc w urozmaiceniu ataku…

charles_oakley_finalsOd dłuższego czasu, pewna część z oglądających NBA, zastanawia się dlaczego Wschód traci na wartości, a kolejne drużyny zaniżają poziom. Mówimy o braku gwiazd, tworzeniu kolejnych Dream Teamów (przyciągane nazwiska przez duże rynki, brak konkurencji z prowincji NBA), które z kolei nie zawsze zdobywają tytuł, ale zapominamy, że ten obniżony poziom to nie tylko efekt odgórnie przyjętej taktyki – najzabawniejszego dziś tankowania – która jeszcze parę lat temu była nie do przyjęcia! To głównie efekt słabego planu, braku konsekwencji w działaniach i złych wyborów trenerskich/managerskich ; stawiania na trenerów debiutantów, którzy nie są jeszcze zdolni i gotowi do tworzenia czegoś większego. Nie bez oparcia o graczy zadaniowych lub specjalistów od defensywy. Nagle wystarczyło, że pilny uczeń Grega Popovicha wszedł za stery Hawks, dołożył do drużyny DeMara Carrolla i Thabo Sefoloshę i przy świetnych wynikach kolegów skupiających się bardziej na ataku, urósł do miana faworyta Wschodu. Patrząc z innego punktu odniesienia, co prezentują dziś Knicks (przypomnijcie sobie kogo miał w składzie Mike Woodson, kiedy wygrywał ponad 50 spotkań – staruszków?) albo Nets (w których to Jason Kidd znakomicie korzystał z nazwisk Livingstona, Andersona, Plumlee etc). Wróćmy też do samego Toma Thibodeau, który przebojem wdarł się w szczyt trenerski NBA, przy odbudowie Bulls, stawiając na walory Luola Denga, eksponując potencjał Joakima Noaha oraz odkrywając dla nas Taja Gibsona. Następnie pokazał nam Jimmy Butlera (za chwilę bardzo bogatego gracza). Gdzieś niestety zatrzymał się nam Frank Vogel, mający problem z rotacją i ze zdrowiem w Indianie… Błyszczy natomiast Dwayne Casey pod marką Raptors, który wykorzystuje świetnie Jamesa i Amira Johnsonów. Rozwinął coraz pewniejszego Kyle’a Lowry.

Zmiana przepisów – niekorzystna dla Wschodu? Obrona już nie przyniesie Mistrzostwa? Nie byłbym tego taki pewien, bowiem zarówno Hawks jak i Raptors, a do nich Bulls mają zwycięstwa z czołowymi drużynami Western Conference, walczą też o drugie czy trzecie miejsce po regular season. Każdy oprócz wielkich liderów mają w składzie mocne opcje defensywne, zatrzymujące najlepsze ataki NBA i tych najwybitniejszych strzelców na poszczególnej pozycji. Im bliżej play off tym – tym bardziej dostrzeżemy agresywniejszą obronę i korekty w składach –  teamy będą ćwiczyły kolejne możliwe ustawienia przed najważniejszą fazą sezonu. Prawdziwa zabawa i ocena wartości defensywnie nastawionych zadaniowców nadejdzie w play off.

Komentarze do wpisu: “Zadaniowiec – człowiek niezbędny ?

  1. Naleze to tych ludzi, ktorzy tesknia za gra z lat 90′
    Atakiem wygrywa sie mecze, a obrona mistrzostwa.
    Nie wiem jakby liga sie zmienila to i tak:
    I love this game
    Go Bulls !

  2. A zadaniowiec nie może być graczem kiepskim w obronie, ale specjalizującym się np w trójkach? Wchodzi z zadaniem zagrania kilku ustawionych zagrywek i sieknięcia trójek.

    Co innego plaster

    1. Oczywiście, że może, jednak Wojtek odniósł się do ostatniego „starcia” KG z Howardem i twardości w obronie. Dla przypomnienia w rosterze Knicks na sezon 2012/13 byli:
      Kurt Thomas
      Rasheed Wallace
      Quentin Richardson
      Ronnie Brewer
      Marcus Camby
      Kenyon Martin
      Chyba nikt nie ma wtpliwości dlaczego grali tak dobrze w porównaniu z wcześniejszym i późniejszymi sezonami.

  3. Woy znakomity tekst!
    Przypomniałeś, to co było piękne, a dotychczas decyduje o mistrzostwie.
    Z wielką przyjemnością czyta się Twój tekst, aż łezka w oku się kręci.
    Tak z ciekawości, koledzy, najbardziej emocjonujący finał (a może najbardziej brudny), moim zdaniem
    Hou-Nyk 4-3 z 1994 r.

  4. Pierwsze mecze w TVP to były chyba finały z Detroit. Bad Boys, to była wtedy moja ulubiona drużyna.
    Thomas, Laimbieer, Dumars, Rodman, V. Johnson, Salley. Później Knicks – chociaż nie byłem ich fanem to zawsze doceniałem to, że zostawiali całe serce i zdrowie na boisku. Teraz to tam grając jakieś za przeproszeniem cipki. Mimo, że mamy teraz również swietnych zawodników, to zawsze będę darzył wiekszą sympatią tamte gwiazdy.

  5. Jako gościu urodzony w 1980r. świetnie się czyta zdania kogoś, kto ma podobną (ok, większą :) ) wiedzę ode mnie, ale przede wszystkim pamięta te czasy. Sam jako gracz uwielbiam emocje, charakter, agresję, dlatego jak widzę w dzisiejszej NBA za co dawane są „T”echniczne, albo Ejections, to krew mnie zalewa. Nie można po dunku/bloku spojrzeć się na rywala (o dziwo przedwczoraj za posterizera na Gasolu, nie oberwał Vuković), nie mówiąc już o akcjach, które widać w filmikach wyżej. Każde mocniejsze przewinienie jest odrazu przeglądane po stokroć z każdej możliwej kamery i rozdawane są za darmo „flagranty”. Śmiech na sali, dlatego tacy gracze jak LeBron, jakkolwiek by nie był skuteczny, są dla mnie cipkami bez jaj. Pokażcie mi przez 12 (chyba) lat jego kariery, ile razy się „postawił” i pokazał, że jest mężczyzną – jeśli był zaatakowany niesportowo,popychany, wyzywany?? Liga, tak jak autor pisze, forsuje ochronę gwiazd i marketing jest ponad samą jakością tego co oglądamy. To oczywiście moje subiektywne zdanie i pewnie wielu obrońców m.in. James’a tu mnie pojedzie, ale jako że pamiętam MJ’a, Paytona, Malone’a, Rodmana, Oakleya i innych twardych zawodników, nikt mnie nie przekona, że taki cipuś zasługuje na miano GOAT. Wszystko jest takie soft, tak jak właśnie Howard, który ciągłym uśmieszkiem nie budzi respektu, jak kiedyś Shaq czy Ewing. To męska gra i powinno się pozwolić chłopakom w nią grać…
    Inny topic – odnośnie komentarza kolegi cynika i transmisji meczów NBA w TVP. Nie wiem czemu, ale ja pamiętam niestety tylko transmisje począwszy od 1992: finały CHI – POR i pózniejszą Olimpiadę z Dream Team’em, którego nie wszystkie mecze pokazywano, co doprowadzało mnie do szewskiej pasji :). Szukałem wszędzie infosów od kiedy dokładnie nasza publiczna TV pokazywała meczyki – ktoś pamięta dokładnie? Pytam, bo mimo 35 lat memory not find hehe… Pozdrawiam old school’owców.

    1. Hej,

      pamiętam pierwsze mecze w 1989, które widziałem to w Sportowej Niedzieli i ostatnie finały Pistons – Lakers. Odtąd zacząłem oglądać NBA regularnie a były to dwa mecze rywalizacji Magica z Isiahem.

    2. WOY,
      Bad Boys byli twardzi, do momentu trafienia na największego Bad Boya.
      https://www.youtube.com/watch?v=f-5ablJYVcg Ten akurat nie ustępował nikomu.
      Było czasami ciekawie, czasami śmiesznie https://www.youtube.com/watch?v=gC1zfOnr2Uc.
      Ogólnie liga nie ma ochoty na powtórkę koncertu Ron Rona (sprowokowany – to fakt), więc dmucha na zimne. To w końcu koszykówka, nie „mordobicie” pod remizą lub ustawka pod trzepakiem.
      Oczywiście obecne przepisy czasami zabijają ducha gry, ale czy piękno? Osobiście wolałem dawną NBA, bo były emocje, napięcie, walka o każdy centymetr boiska. Widzieliście ostatnio taką obronę w 3 kwarcie?. No ale co kto lubi. Liga się rozwija, $ coraz większe, więc pewnie wszystkim to pasuje.

      Ps. Parafrazując klasyka, oraz biorąc pod uwagę, lingwistyczny aspekt częstych „dorosłych popisów” na forum, można się czasem zastanowić, co dojrzały facet robi z tornistrem w gimnazjum?, przyszedł po syna?, czy może raczej czeka na ojca?:).
      O tempora, o mores!

      Świetny tekst Woy, już mi się w pewnym momencie wydawało, że zadowoliliście się setkami wejść na „Typer Enbiej”, ale pewnie każdy ma tyle czasu ile ma.

  6. Eh dokładnie tak samo!
    Pierwsze finały jakie widziałem to rywalizacja Magica z Thomasem. Ofensywa kontra defensywa. Talent kontra charakter. Dwóch skrajnie odmiennych czołowych play makerów. Super.
    W historii NBA widziałem wiele emocjonujących gier PO, nie zawsze to finały były najlepsze. Oczywiście zawsze tak jest, że najlepiej się wspomina to co było pierwsze, nowe, magiczne. Dlatego jest to takie wybiórcze i subiektywne.

    Najważniejszy zadaniowiec w historii finałów NBA i finałów konferencji? Większość pewnie wymieni Roberta Horry’ego. A ja powiem Dennis Rodman. Dlaczego? Jego obrona i zbiórki
    1987 finały konferencji z Bostonem – niesamowita obrona i bloki przeciwko Bidrowi
    1988 finały z LA i obrona Magica
    1889 finały konferencji przeciwko Chicago i gra przeciwko Jordanowi
    1989 finały z LA
    1990 finały konferencji przeciwko Chicago i wyłączanie z gry Jordana
    1990 finały z Portland, podwajanie Drexlera i walka na tablicach z osiłkami z Portland
    1991 finały konferencji z Chicago, może o porażka, ale na pewno nie Rodmana
    1995 finały konferencji z Houston (już jako San Antonio – zmieniał Robinsona, który nie radził sobie z obroną przeciwko Hakeemowi)
    1996 finały konferencji z Orlando (już jako Chicago – zapasy z Shaq’iem i niesamowita ilość zbiórek)
    1996 finały z Seattle (już jako Chicago i stopowanie Kempa)
    1997 finały konferencji z Miami – pojedynki na tablicach z Mourningiem
    1997 finały z Jazz i ciągła walka z Karlem Malone
    1998 finały konferencji z Indianą – Rodman ciężko pracuje na tablicach przeciwko bardzo wysokiemu i atletycznemu składowi Indiany
    1998 finały z Jazz i ponownie Karl Malone

    Jak popatrzycie na nazwiska zawodników którym Rodman utrudniał życie w finałach konferencji i finałach ligi, to chyba robi wrażenie: Jordan, Pippen, Bird, Drexler, Magic Johnson, Shaq, Olajuwon, Kemp, Mourning, Malone.

    1. Jedyny w historii „plaster” na pozycje 1-5. Ale pytanie, czy to jeszcze zadaniowiec?

  7. przepraszam, rozpisałem się, ale to temat nie na komentarz, ale na cały osobny artykuł

    1. W Bulls na pewno. W zasadzie po to przyszedł by poprawić grę pod koszami po wpadce z Magic w P.O. Śmietankę spijali Jordan i Pippen. Brudną robotę wykonywali Rodman, Harper z największych nazwisk. Choć Jordan i Pippen też świetnie bronili.

  8. dobry materiał Woy, który mógłbyś rozwinąć do serii… myślę, że nie tylko ja chętnie poczytam, a na pewno ja coś chętnie dorzucę :)
    W obecnym Chicago nie tylko Butlera warto wymienić, ale myślę, że także Gibsona. Szkoda, że w rotacji Tibsa Gibson dostaje tak mało czasu.

    Rodman bronił w historii tylko przeciwko jednemu prawdziwemu play makerowi, czyli Magic-owi, ale wynikało to z faktu, że Isiah Tkomas był 6’1″, Dumars 6’3″ i nie byli w stanie efektywnie kryć zawodnika blisko 20 cm wyższego jakim był Magic.
    Analogicznie było w przypadku Jordana. Co prawda Dumars był jednym z najlepiej broniących zawodników przeciwko Jordanowi, ale jak schodził z parkietu, to jego rolę przejmował Rodman. Jak Dumars gonił za Jordanem, to Rodman dostawał jeszcze trudniejszą rolę (moim zdaniem) – upilnować Pippena.

    Najczęściej wystawiali go naprzeciwko czołowego zawodnika przeciwnej drużyny, tak na prawdę nieważne na jakiej pozycji grał. Klucz do sukcesu by taki, że Rodman był nie tylko znakomitym atletą i obrońcą, ale podobnie jak Isiah Thomas potrafił nieźle irytować swoich „podopiecznych”. Shaq i Barkley przy Rodmanie zaczynali mieć więcej strat i gorszą skuteczność… pewnie z nerwów :)

    1. @Saturn, wiesz ,że sequele słabo się sprzedają? ;-)
      Btw. o obronie czy raczej temat poruszony wyżej tj. strzelcach dystansowych

  9. Świetny tekst i faktycznie jako rocznik 83′ doskonale pamiętam pierwsze transmisje i walki Jordan vs Pistons to była wojna totalna i świetnie się to oglądało tak samo jak walka z NYK gdzie prym wiedli Starks & Ewing w MSG gdzie MJl uwielbiał grac.
    Niestety od jakiś kilku lat już nie oglądam tylu meczy co dawniej ale myślę ze obecna NBA to bardziej marketing i ka$h niż walka o mistrzostwo i dlatego to Spurs sa obecnie mistrzem bo chyba najbardziej przypominają zespół z lat 90′ niż reszta.
    Tacy Jazz z 97′ 98′ rozbiliby obecna ligę w pył ;) nie wspominając o Bykach

  10. Ja zapamiętałem jako pierwszy mecz w telewizji finał Portland-Detroit. Nie pamiętam tego bardzo dokładnie ponieważ miałem wtedy 11 lat. I nie wiem czemu znacznie lepiej przypominam sobie Jeroma Kerseya i Cliffa Robinsona niż Drexlera, Thomasa czy Rodmana;)

  11. dlatego jak patrze na wszystkie zespoły w tym roku , to największy potencjał ocierający się o lata 90′ , to chyba Hawks , GSW , Portland(potrafią dobrze zagarać),MEM , ale Chicago gdyby nie polityka zajechania zawodników , mogłaby być już na szczycie ligi , mimo grającego w kratke Rose’a

Comments are closed.