No LeBron, no problem

LeBron James zdobył w barwach Miami Heat laury, których tak długo poszukiwał w Cleveland. Dwa mistrzostwa, dwie nagrody MVP Finałów i cztery z rzędu uczestnictwa w Finałach NBA nie przekonały go jednak do podpisania nowego kontraktu z klubem Micky’ego Arisona. Mogliśmy się domyślić, że NBA nie zrezygnuje z możliwości podkręcenia temperatury w dzień Bożego Narodzenia i tak też się stało. Król wrócił na Florydę, jednak nie będzie tego powrotu wspominał w jasnych barwach. Jego Cleveland Cavaliers przegrali po walce z Miami Heat 101-91.

Gospodarze wyszli na to spotkanie naładowani i widać to było od pierwszego gwizdka. Fantastyczny start zaliczył Dwyane Wade, jednak tym samym pochwalić się mógł po drugiej stronie barykady Kyrie Irving, który zdobył pierwsze 8 punktów Cavaliers. Energia Heat przeważyła jednak w pierwszej kwarcie, w której nieco zagubiony był LeBron James, który w czasie pierwszego time-outu mógł obejrzeć film na telebimie, poświęcony jego osiągnięciom z drużyną Heat. Nie mógł jednak zbyt długo przywiązywać do tego uwagi, bowiem jego zespół przegrywał w tym momencie 7 punktami. Cavs prowadzeni głównie przez Irvinga, ale także przez wracającego do normalnej dyspozycji Jamesa cierpliwie odrabiał straty i w drugą kwartę wchodzili z zaledwie 3-punktową stratą. Świetne zawody grał Wade, zdobywając 12 „oczek”, trafiając 6 z 9 rzutów z gry. Dobrą robotę w obronie najlepszego gracza na świecie robił Luol Deng.

Mimo tego, że Heat zaczęli drugą część spotkania bez swojego lidera, nie przekładało się to na jakąkolwiek stratę jakości gry. Wręcz przeciwnie, ławka Miami wywierała presję na zawodnikach z Cleveland i szybko powiększyli swoją przewagę. Jedynym jasnym punktem Cavs był w tym momencie Kyrie Irving. Przewaga utrzymywała się przez dłuższy czas, a Cavaliers próbowali nawet przez chwilę bronić strefą, jednak zaowocowało to tylko otwartymi pozycjami podopiecznych Spoelstry. Fantastycznie spisywał się Dwyane Wade, któremu wpadało właściwie wszystko. W pierwszej połowie rzucił 24 punkty, na skuteczności 10/15. Miami prowadziło 62-49.

Tak samo jak w meczu z Philadelphią kilka dni temu, Heat w trzeciej kwarcie zaliczyli zapaść. Atak nie pracował, obrona Cavs także się poprawiła i w efekcie LeBron i jego koledzy błyskawicznie wrócili do gry. Nie wiadomo dlaczego, Cleveland nie zbierali w tym czasie piłek z własnych tablic, pozwalając Miami na utrzymanie się w meczu. Na cztery minuty przed końcem LeBron nabawił się drobnej kontuzji nogi, przeskakując nad pierwszym rzędem, po czym musiał zejść do szatni. Bez niego, Cavs poradzili sobie zaskakująco dobrze i zmniejszyli przewagę „Żarów” do 3 „oczek.

Zaraz po rozpoczęciu czwartej kwarty, po powrocie do gry Jamesa, ten wsadził piłkę do kosza z kontrataku, lecz dostał „technika” za podciąganie się na obręczy. Dwyane Wade od początku drugiej połowy, nie trafił ośmiu kolejnych rzutów i wyglądał na dość zmęczonego, co zauważył także trener Spoelstra wysyłając go na ławkę. Szybko jednak wrócił, bowiem Heat nie radzili sobie bez niego w rozgrywaniu akcji. Po chwili, Miami odnaleźli swój rytm, zdobywając kolejne prowadzenie. Po wymianie ciosów z obu stron inicjatywę w crunch-time przejął… Danny Granger. Dzięki niemu, udało się powiększyć przewagę do 10 punktów, czego nie udało się już zmniejszyć. Jakby nieszczęść było mało, Kyrie Irving doznał urazu nogi w ostatniej akcji meczu, jednak jak się później okazało, nie jest to raczej poważna kontuzja.

LeBron James przegrał w swoim pierwszym powrotnym meczu, jednak widać było na jego twarzy wzruszenie, gdy zobaczył film jemu poświęcony, a także radość, gdy witał się i żegnał z Dwyanem Wadem i pozostałymi kolegami. Cavaliers zabrakło w tym meczu trochę energii, którą aż nadto widać było w drużynie Pata Rileya. Wydać było, jak wielkie znaczenie dla Heat ma ten jeden mecz.

Cleveland Cavaliers (17-11) – Miami Heat (14-16) 91:101

Cavaliers: James 30 (9/16, 8 as.), Irving 25, Love 14 (5 zb.), Waiters 8 (6 zb.), Miller 6, Thompson 6 (9 zb.), Marion 2 (5 zb.), Dellavedova 0, Jones 0

Heat: Wade 31 (5 as., 5 zb.), Deng 25 (8 zb., 8 as.), Andersen 12, Granger 9 (7 zb.), Cole 8 (5 as.), Haslem 6, Williams 5, Chalmers 5 (6 as.), Whiteside 0

Komentarze do wpisu: “No LeBron, no problem

  1. Powiem szczerze że gry Lebrona nie da się oglądać. Może robi statystyki ale koszykarskiego piękna nie ma za grosz. 99% jego gry opiera się na atletyźmkie ,bark do przodu i taranem…a jak i to nie pomaga to po prostu odrzucenie( bo nawet ciężko to nazwać asystą) na obwód.

  2. Chyba najlepszy prezent, jaki mogłem sobie wymarzyć na święta! Świetne spotkanie (oprócz trzeciej kwarty); dobre zachowanie zarówno ze strony fanów, jak i LeBrona; no i Miami w końcu zwyciężyło w AAA, pokonując „syna marnotrawnego”.

  3. Nie wiem czy Blatt panuje nad tym co dzieje się na boisku. Cleveland nie posiadają żadnej pokładanej wizji gry obronnej. Ofensywa przewidywalna do bólu. Indywidualne popisy rzutowe Irvinga + tradycyjne wejścia LeBrona w strefę podkoszową(James kiedy w końcu zaczniesz rzucać wolne na przyzwoitym procencie?). Love zagubiony w takim stopniu, że zapomniał nawet jak powinno się zbierać piłki. Ten zespół na chwilę obecną nie ma racji bytu w walce o mistrzostwo.

  4. Wstawalem rano i ze strachem odpalałam aplikacje na telefonie…ale gdy zobaczyłem wynik obudziłem żonę z radości:D mega sie cieszę z wyniku, meczu nie oglądałem niestety bo w wyjazdach… WADE pelna klasa, radość i zadowolenie!;D

  5. Ja w typerze prosilem Mikolaja o wygrana Heat i prezent jest ;-)
    Kilka moich spostrzen. Zawodnicy Heat byli ogromnie zmotywowani i wygrali dzieki walce o kazda pilke. Swietnie spisali sie Andersen i Granger. Deng zagral „jamesowy” mecz (25,8,8) a Wade ciagle ma pare (chociaz w drugiej polowie chcialem wylaczyc tv). Wygrali zbiorki i mieli wiecej asyst. Mimo fatalnych strat w koncowce nie pekli. Tymczasem Cavs nie maja pomyslu na gre. Lovr zgodnie z tym co mowil przed sezonem, nie jest drugim Boshem (ale to akurat nie jest komplement ;-)

Comments are closed.