Washington Wizards 93:101 Boston Celtics

Na nietypową, krótką relację z tego spotkania zapraszam Was w poniższym wpisie. Miało to być dla Wizards kolejne łatwe zwycięstwo. Jak się finalnie okazało Czarodzieje musieli obejść się smakiem.

Miałem wrażenie, że to spotkanie skończyło się już na początku pierwszej kwarty (autentycznie). Wizards szybko stracili kilka piłek, kilkukrotnie faulowali w ataku, a przede wszystkim nie trafiali łatwych rzutów. Ciężko cokolwiek mówić o tym meczu, ponieważ każdy fragment tego spotkania wyglądał tak samo. Wizards próbowali rozgrywać, a Celtics świetnie bronili. Pierwszą linię niemożliwą do przejścia stanowili Rajon Rondo i Avery Bradley. Rondo w końcu zagrał na dobrej skuteczności, a jego asysty co chwilę rozbudzały kibiców zgromadzonych w hali Celtów. Rondo trafił nawet trójkę po zasłonie z przed twarzy Johna Walla. Boston bardzo dobrze radził sobie w ofensywie za sprawą Rondo i uciekających na obwód Sullingera i Jeffa Greena. Wizards za to pudłowali rzuty, które w normalnej dyspozycji trafiali z zamkniętymi oczami. Gortat pudłował kolejne haki i rzuty z półdystansu, a Beal czy Butler co chwilę pudłowali po pompce z okolic 4-5 metra. Nie pomogła także ławka Wizards, ponieważ, ani Andre Miller, ani Nene czy Kevin Seraphin nie potrafili odnaleźć się w ataku. Kwartę Czarodzieje zakończyli z 36 punktami przy 53 rywali.
W drugiej połowie Wizards próbowali się podnieść jednak nie mogli załapać swojego standardowego rytmu. Ciągła presja w obronie Celtics im w tym nie pomagała. Marcin Gortat miał w tym momencie już na koncie oddanych 10 rzutów, niestety trafił tylko 2. Przewaga Celtics nie chciała maleć i widać było jak z zawodników Waszyngtonu powoli uchodzi powietrze. Przykro było patrzeć na nieporadność Czarodziei zwłaszcza po dwóch świetnych spotkaniach z Nuggets i Lakers, w których ich ofensywa funkcjonowała bardzo dobrze. Celtowie za to grali swoje, bardzo dobrze rozciągali grę i wykorzystywali proste sytuacje do zdobycia punktów. Nie starali się grać wyrafinowanie, wręcz przeciwnie, gdyż grali bardzo prostą koszykówkę, ale za to bardzo skuteczną. Zawodnicy Bostonu bardzo dobrze spychali obwodowych graczy Wizards do zewnątrz, przy każdej penetracji czy pick & rollu gracz kozłujący nie mógł wejść od wewnątrz pod kosz, dodatkowo gracz niski świetnie odcinał zawodnika stawiającego zasłonę uniemożliwiając podanie do niego. Praktycznie przez całe spotkanie powtarzał się ten sam schemat obrony Celtów. Czarę goryczy przelewały kolejne zbiórki w ataku Celtics, a zwłaszcza takich graczy jak Marcus Thorton czy Evan Turner. W każdym momencie, kiedy wydawało się, że Wizards próbują się podnieść zawodnicy Bostonu zawężali szyki obronne, rzucali kilka punktów i utrzymywali bezpieczny dystans. Wydawało się, że coś magicznego (nie czarodziejskiego) wydarzy się jeszcze w tym meczu, kiedy na początku 4 kwarty Wizards zbliżyli się na 10 punktów. Niczym Leonidas na swojej piersi po zwycięstwo niósł ich Rasual Butler. Żeby było ciekawiej po chwili Boston miał już tylko 7 punktów przewagi, a trener Brad Stevens poprosił o czas. Niestety dla Czarodziei po trójce trafili Sullinger i Thorton i przewaga Celtics ponownie wzrosła do 12 oczek. Rajon Rondo w tym momencie miał już na koncie triple-double. Nastąpiła chwila wielkiego chaosu podczas, którego Wizards zbliżyli się na 6 punktów na 4;30 minuty przed końcem i w następnej akcji wymusili faul w ataku! Wall wymusza faul i otrzymuje 2 osobiste, które udaje mu się wykorzystać. Rondo pudłuje, a Wall trafia i mamy tylko 2 punkty straty Wiz. Prosta strata Rondo i równie proste pudło Butlera w kontrze. 2 wolne trafia Zeller, a trójkę z rogu Buuuutler! Zeller ponownie faulowany. Miało nie być relacyjnie, ale ten mecz w końcówce tego wymaga. Zeller trafia obydwa osobiste, a Wall pudłuje kolejego layupa jest blokowany przez Turnera. 2 minuty do końca, a Boston ma piłkę i 3 punkty przewagi. W kontrze punkty zdobywa Rondo po bloku Humphriesa odgwizdanym jako goaltending. Punkty cofnięte, a walkę i piłkę wygrywają Wizards, Wall trafia layupa, a Pierce miał szansę na wyprowadzenie Wizards na dwupunktowe prowadzenie, ale nie trafił trójki. To co nie udało się Paulowi zrobił Bradley po podaniu Greena i powiększył prowadzenie Celtów do 4 punktów. Do końca meczu zostało 35 sekund. Mamy 99:93 dla Celtics, ponieważ Wall spiep**ył akcję. Do końca 25 sekund i wydaje się, że wszystko jest skończone. W tym momencie można ten mecz zakończyć.

Dzięki za uwagę i pozdrawiam

 

celtics

Komentarze do wpisu: “Washington Wizards 93:101 Boston Celtics

  1. Cytat:” Rondo w końcu zagrał na dobrej skuteczności”
    5 na 17 z gry to dobrze?

    1. Początek relacji pisałem pod koniec 3 kwarty, a akurat wtedy Rondel miał ponad 50% skuteczności.

    2. no juz z LAL zagrał porzadnie – 3 wczesniejsze to te 1 trafiony z 6 lub 8

    3. Woy, w poprzednim meczu miał 6-17 :-)

      Jeśli bodajże z -25 (niech mnie ktoś poprawi) dochodzi się na -1, to trzeba wyszarpać zwycięstwo :-)

Comments are closed.