Marcin Gortat i jego niezwykła droga do NBA

W Polsce często niedoceniany, wykpiwany za żartobliwe podejście i cięty język. Bardziej celebryta niż profesjonalny sportowiec. Jednak jeśli tylko zajrzymy na fora fanów NBA, spojrzymy na wpisy cenionych dziennikarzy na Twitterze, wszystko się zmienia. Prawda jest taka, że Marcin Gortat w tym momencie zahacza o top 5 ligi jeśli chodzi o centrów.

Joakim Noah, Marc Gasol, Dwight Howard, Al Jefferson, DeMarcus Cousins. Tuż za nimi bez problemu stawiam na Polish Hammera. Czy też Polish Machine, bo tą ksywkę Marcin bardziej preferuje. Jedyny Polak w NBA przeszedł niezwykłą drogę. Jeśli pomyślimy, że w koszykówkę zaczął grać dopiero w wieku 18 lat to ta droga robi się jeszcze bardziej niezwykła. W przeciągu 12 lat z żółtodzioba, który uczył się od podstaw koszykarskiego rzemiosła stał się podstawowym graczem co mecz wychodzącym w wyjściowej piątce. I to nie drużyny grającej o to przysłowiową pietruszkę, ale z ambicjami na finał Konferencji Wschodniej w nadchodzących rozgrywkach. Jeśli nie robi to na Was wrażenia to trzeba Wam uświadomić, że większość graczy zaczyna swój koszykarski rozwój w bardzo młodym wieku. Przechodzą zazwyczaj drogę od gry w szkolnych zespołach, następnie grają w szkole średniej, by potem trafić do NCAA. Marcin obrał jednak zupełnie inną drogę rozwoju. Zaledwie po roku treningów w ŁKS-ie wyjechał do Niemiec, gdzie w przeciągu dwóch lat z anonimowego gracza przeistoczył się w pretendenta do gry w NBA. I choć został wybrany z dalekim, 57 numerem to i tak należy uznać to za niebywały sukces. W 3 lata z przeciekającej, nie mającej ogrzewania hali, która obecnie już nie istnieje, pukał do drzwi z napisem „Najlepsza koszykarska liga świata”.

Dziś wiele osób o tym zapomina. Przyzwyczailiśmy się do Gortata w koszykarskim trykocie. Nie jest już niespodzianką, że wychodzi regularnie w podstawowym składzie i zalicza double-double. Bardziej bylibyśmy zaskoczeni gdyby MG4 nagle przestał być ważnym ogniwem Wizards. A mimo to warto przed rozpoczęciem 69 sezonu NBA nad tym przysiąść i zastanowić się jak bardzo Marcin rozwinął swe umiejętności. W barwach Orlando rozegrał łącznie 175 spotkań, w których pięciokrotnie wychodził w podstawowym składzie. Jego statystyki były na poziomie 3,7 pkt, 4,3 zbr i 0,8 blk. Średnio w sezonie miał szansę oddawać niespełna 3 rzuty w meczu, z których 54,5% znajdywało drogę do kosza. Dziś mówimy o graczu, który poprzednie rozgrywki zakończył z następującymi statystykami: 13,2 pkt, 9,5 zbr i 1,5 blk. Oddawał średnio ponad 10 rzutów w meczu. Trafiał ze skutecznością 54,2%. Miał też najwięcej spędzonych minut na parkiecie w karierze. Zaczynał od niespełna siedmiu na mecz w debiutanckim sezonie w barwach Magic, by w kampanii 13/14 grać już średnio niemal 33 minuty w każdym spotkaniu.

Odkąd opuścił Florydę jego statystyki z sezonu nigdy nie spadły poniżej 10 pkt i 8 zbiórek. W barwach Phoenix Suns u boku Steve’a Nasha stał się jednym z najbardziej efektywnych graczy ligi. Dziś ukoronowaniem jego dobrej gry jest pięcioletni kontrakt wart 60 mln dolarów. Kiepskim zawodnikom tyle się nie płaci. To z Gortatem Wizards podpisali kontrakt zaraz po tym jak Marcin trafił na listę wolnych agentów. Chcieli zadbać o to, by w pierwszej kolejności to nasz center został w ich składzie. Na dalszym planie było zatrzymanie Trevora Arizy, który przecież ma na swoim koncie mistrzostwo z Los Angeles Lakers. To też pokazuje jakim zaufaniem w Waszyngtonie cieszy się Polish Hammer.

Kolejną rzeczą, o której rzadko się wspomina, jest etyka pracy Marcina. W USA uznawany jest za jednego z najciężej trenujących graczy w całej lidze. Na przestrzeni lat zyskał prawie 20 kg samej masy mięśniowej. Poziom tkanki tłuszczowej wynosi u niego zaledwie 4,5%. Jego motoryka jak na warunki fizyczna robi wrażenie. A przecież wciąż ma co poprawiać. Ciągle się rozwija. I to jest najbardziej niezwykłe w tym wszystkim. Przez to, że Gortat zaczął grać w koszykówkę tak późno, wciąż się rozwija, a to jak na 30-letniego gracza, który wchodzi w najlepszy dla siebie okres jest naprawdę ogromnym atrybutem. A co MG4 może poprawić? Na pewno grę tyłem do kosza, którą wciąż udoskonala. Także wykańczanie akcji, gdyż zdarza mu się chybiać dość proste rzuty. Brakuje mi u niego czasami agresywności, gdy zamiast kończyć akcję wsadem, próbuje layupu. Z jednej strony można to podyktować tym, że dba o swoje kolana, które są mniej eksploatowane przy takim stylu gry, ale z drugiej przydałoby się, by trochę więcej tej siły przy wykańczaniu akcji pokazywał.

Warto też spojrzeć dokładnie w statystyki. Wśród graczy grających min. 30 min (i grających na pozycji PF-C) w meczu, Gortat miał w minionym sezonie 12 średnią zbiórek, był ósmy pod względem skuteczności z gry, ósmy ex aequo z czterema innymi graczami pod względem bloków. Był też ósmy pod względem double-double. Trzeba też spojrzeć na statystyki samych Wizards. Marcin był czwartą, a czasami nawet trzecią opcją w ataku. Tylko Trevor Booker miał od niego lepszą skuteczność z gry (ale zagrał o ponad tysiąc minut mniej i oddał o ponad połowę mniej rzutów). Nasz center był trzecim najczęściej oddającym rzuty wolne zawodnikiem klubu ze stolicy USA. Miał także najwięcej zbiórek i bloków. No i wskaźnik +/-. Najwyższy w całej drużynie, wynoszący 291 (prawie o 100 więcej niż u drugiego w klasyfikacji Walla).

Ten sezon będzie dla Gortata wyjątkowy. Przede wszystkim dlatego, że będzie grać w zespole, który ma ambicje na sukces. Zmieni się także postrzeganie samego Marcina, który po podpisaniu nowej umowy jest trzecim najlepiej zarabiającym graczem Wizards. Więcej osób będzie obserwować czy jest wart tych pieniędzy i czy nie osiądzie na laurach. To daje oczywiście dodatkową presję, ale i motywację. Choć po prawdzie Marcin nie musi już nic nikomu udowadniać. Ma ustabilizowaną, silną pozycję. Jest lubiany, chętnie udziela wywiadów, media go uwielbiają, a dla każdego kto interesuje się NBA, MG4 jest znaną postacią.

Jego rozwój, to jak szybko wzbił się na poziom, którego niewielu dotąd osiągało sprawia, że należy go szanować. A z tym akurat bywa w naszym kraju różnie. Fakty są jednak takie, że Gortat to czołowy center ligi, który może być jeszcze lepszy. Dla niego samego jak i dla Wizards to dobry znak, bowiem klub ten powoli przygotowuje się do ataku o najwyższe cele.

Komentarze do wpisu: “Marcin Gortat i jego niezwykła droga do NBA

  1. Może i nic, ale zmusza do refleksji na temat tego, że występy Marcina nam zpowszedniały(o ile takie słowo istnieje ;) ), a po przecież ogromny sukces, którego jak dotąd nie udało się powtórzyć żadnemu Polakowi i nie zanosi się, aby tak się stało( ewentualnie Przemek Karnowski).

  2. „No i wskaźnik +/-. Najwyższy w całej drużynie, wynoszący 291 (prawie o 100 więcej niż u drugiego w klasyfikacji Walla).”
    Robi wrażenie i pokazuje jak ważnym elementem Wizards jest Gortat.
    Marcin odniósł sukces w topowym sporcie ameryki. Tylko gratulować i szukać następców.

  3. Zyczę Marcinowi jak najlepiej. Oby znalazło się więcej graczy takiego kalibru którzy dostaną szansę na NBA. Moje marzenie niestety nigdy się nie spełni. Marcinowi się udało. I niech mu się wiedzie jak najlepiej. :)

  4. Ubolewam nad tym o czym wspomniał autor czyli jak wiele osób u nas w kraju nie potrafi albo nie chce docenić ile osiągnął Gortat. W latach 90-tych na bank byłby jednym z najpopularniejszych sportowców w Polsce, wśród kibiców pewnie nawet ze statusem bohatera narodowego, a plakat na którym próbuje zablokować Jordana byłby synonimem rodaka podbijającego wielki świat. Jasne, wiem, że przy tylu ówczesnych gwiazdach wśród środkowych Gortat robiłby w lidze co najwyżej za centra drugiej kategorii ale i tak pewnie większość z nas byłaby z niego dumna. Dzisiaj bardziej zwraca się uwagę na to co powiedział lub nie powiedział, czy przyjechał na kadrę czy nie przyjechał. Wiadomo że Gortat to nie aniołek, ale myślę że już udowodnił że koszykarzem jest co najmniej dobrym i to w skali NBA. W USA często przepłacają sportowców ale ogórkowi nie daliby 12 mln$ za sezon :-) No i dzięki niemu niedawno amerykanie dowiedzieli się czym są pierogi :-)

    1. Nawet z Twojej wypowiedzi wynika, że umniejszasz jego sukcesy oraz jego pozycję. Nie byłby żadnym ogórem nawet w latach 90, skoro w pierwszej piątce finalistów były takie tuzy jak Greg Ostertag, to ktoś z mobilnością i siłą Marcina, też by dostał się do pierwszej piątki jakiejś drużyny(pewnie topowej). Zresztą pojedynek centrów Greg vs Luc na pewno ozdobą finałów nie był.
      Z osoby która przybija piątki, stał się pierwszoplanowym centrem. Historia nie mniejsza niż Wade, tylko że Polacy nie umieją tego docenić. Może to i byłoby dobrze, gdybyśmy żadnych sportowców nie gloryfikowali, ale z szałem na niszowe sporty jak skoki czy biegi narciarskie, których nikt nigdy nie uprawiał (jednak w kosza większość dzieciaków miała szanse pograć), to pokazuje tylko naszą małostkowość, że jest ktoś kto jest szczęśliwy i dobry w tym co robi, a co gorsza mówi o tym to trzeba go umniejszać.
      A ja jestem fanem jego talentu i nie wstydzę się do tego przyznać, co większości ludzi na tej stronie nie przechodzi przez gardło, za to są fanami Grega Odena lub Beasleya, którzy nigdy w tej lidze nic nie osiągną i nie będą w oczach analityków nigdy tyle znaczyć co Marcin.

  5. Historia Marcina jest niespotykana nawet jak na standardy NBA. W tej lidze rzadko zdarzają się goście, którzy zaczęli się bawić w koszykówkę chwilę przed 20 urodzinami. Marcin doszedł do wszystkiego ciężką pracą przez wiele, wiele lat. Pamiętam jak jeszcze w pierwszym sezonie w Orlando sam Howard mówił, że nikt tak nie zapieprza (celowo użyte) jak Marcin. W NBA dużo częściej słyszymy o dziesiątkach przypadków kiedy olbrzymi talent jest marnowany przez lekki styl życia zawodników. Marcin nie jest naturalnym koszykarskim atletą (oczywiście miał dobry gen od rodziców), wszystko wypracował na sali i siłowni. Niestety ma także olbrzymie ograniczenia, których już nie przeskoczy. Pewnych rzeczy nie mógł się nauczyć i już tego nie zrobi. Jakbyśmy chcieli scharakteryzować Marcina to powiedzielibyśmy, że jest we wszystkim dobry. Dobrze zbiera, dobrze broni, dobrze gra w ataku. Jedyne czym się wyróżnia to szybkość w bieganiu do kontry oraz mobilność. To też wynika raczej z ciężkiej pracy i sylwetki atlety, a niżeli z naturalnych przystosowań. Marcin często zrywa swoje rzuty, zdarza mu się popełniać proste błędy i to jest chyba jego największa wada. Nie można mu zarzucić, że się nie stara, jednak czasami przytrafiają mu się spotkania, które lekko przesypia. Nie mniej jestem bardzo dumny z Marcina. Bardzo miło się słucha nieustannych pochwał komentatorów na temat naszego rodaka. Tak jak mówiłem taki zawodnik jak Marcin jest w skali NBA niezbyt częstym widokiem. Od gracza, który podaje wodę Howardowi do kluczowego gracza półfinalisty konferencji. Umówmy się Marcin był prawdopodobnie najlepszym graczem Wizards podczas ubiegłorocznych PO. Życzę sobie i Marcinowi przede wszystkim zdrowia swojego i kolegów. Wizards czeka dużo trudniejszy sezon niż rok temu. Konkurencja nie śpi, a na nich ciąży bardzo duża presja w związku z zeszłorocznymi rozgrywkami. Waszyngton ma bardzo szeroką rotację, niestety ze względu na kontuzje wszystko się trochę posypało.
    Na koniec warto zaznaczyć, że Marcin jest zawsze dobrym duchem drużyny. Czasami brakuje mu agresji, zacięcia, ale jak wchodzi w swój beast-mode jest naprawdę świetnym centrem. Czy w top5 obecnie? Moim zdaniem raczej nie.
    Moje top 10 wygląda następująco
    1-2 Howard – Jefferson (nie potrafię ustalić, który jest lepszy. W defensywie Howard, ale to w jaki sposób ciągnie zespół Al jest imponujące)
    3 Drummond
    4 Noah
    5 Gasol
    6 Cousins
    7 Horford ( mimo wszystko uznaję go za centra, gdyż już wiele lat gra na tej pozycji)
    8 Gortat
    9 Hibbert
    10 Chandler – Bogut

    Marcin w formie z końca sezonu i PO absolutnie gra na poziomie Gasola, Horforda czy Noaha. Jeśli utrzyma tą dyspozycję widzę go nawet w top5, musi to tylko potwierdzić.

    PS. Marcin nie ma 4.5% tkanki tłuszczowej. Jest to wielokrotnie powtarzany mit. Kulturyści, którzy wychodzą na scenę np. na Mr Olympia często mają 4,5-6%, ten stan trwa kilka dni, są wtedy skrajnie odwodnieni, a ich skóra wygląda jak kartka papieru. Gortat ma około 8-10 % co i tak jest kapitalnym wynikiem, nawet jak na zawodowego sportowca i z tego trzeba się cieszyć.

    1. Bez jaj z tym Drummondem na 3 pozycji :-)
      Niczego mu nie ujmująć, póki co jest biedny i w ataku i w obronie.

    2. Na pewno, jednak po tym co pokazywał pod koniec poprzedniego sezonu oraz w tym pre-season moim zdaniem jest numerem 3. Jest surowy po obu stronach parkietu, a w kwietniu kręcił stary na poziomie 18 pkt i 17 zb.:)

    3. A gdzie Brook Lopez? 20 ptk i 2 bloki to poza pierwszą 10?:)

    4. Lopez jest absolutnie świetny, niestety ciężko uwzględniać w rankingu gościa, który rozegrał tylko kilka spotkań w poprzednim sezonie. Jednak na pewno jest on jednym z topowych centrów.
      Co do Jordana 3000 to nie jestem specjalnie do niego przekonany. DeAndre to dla mnie zdecydowanie przerost formy nad treścią. Absolutnie nie zarzucam mu tego, że jest złym graczem, gdyż w poprzednim sezonie poczynił znaczący postęp ale jakoś nie lubię go. Nie mniej W top10 śmiało mógłby być choćby kosztem Chandlera czy Boguta. Nie uciekniemy od tego, że takie rankingi często są objawem sympatii, pomimo że chce się je zrobić stosunkowo obiektywnie.

    5. no jak już eliminujesz lopeza to też horford powinien polecieć bo zagrał tylko 10 meczy więcej Wg mnie top ligi to gasol i noah Świetnie podaja i maja mid rane game i trafiają osobiste Co ciekawe z powyszej listy tylko chandler ma ring

  6. Znaffca
    Fakt z Horfordem masz absolutnie rację. Jakoś nie wziąłem pod uwagę absencji Ala. W przypadku brania pod uwagę Lopeza stawiam go gdzieś w top5 ale gdzie, kompletnie nie wiem.
    Tak naprawdę ta lista jest bardzo płynna. Równie dobrze w nadchodzącym sezonie może się diametralnie odmienić.

    1. Ja uważam, że w lidze z prawdziwych centrów są: Lopez, Jefferson, Howard, Gasol, Noah, Bogut, Boogie, Chandler, Gortat. Reszta to kloce lub pogo-skoczkowie do Alley-oppów.

  7. Ciekawa teoria Majecha.
    Coś w tym jest niestety. Z drugiej strony ciężko skreślać np. Drummonda tylko dlatego, że ma olbrzymie możliwości motoryczne. Dajmy mu 2-3 lata i będziemy mówić o nim jak o drugim Howardzie, którego niektórzy do tej pory krytykują za jednowymiarowość i tępość w ataku. Bardzo żałuję, że kontuzje zastopowały karierę Boguta bo miał szansę być kapitalnym graczem. Efektywny po obu stronach parkietu, bardzo dobry w defensywie zarówno 1vs1 jak i w pomocy i sterowaniu kolegami. W ataku potrafi grać akcje indywidualne, p&r, w razie potrzeby może trafić z półdystansu. Niestety kontuzje zniszczyły tego gościa.

Comments are closed.