Ryan Anderson w nowej roli

Ryan Anderson to jeden z najbardziej sympatycznych gości w tej lidze i osobiście mój ulubiony zawodnik, mojej ulubionej drużyny. Człowiek, który samą swoją obecnością wokół siebie wytwarza niesamowitą, radosną, atmosferę. Głośno mówi o tym sztab szkoleniowy i sami jego koledzy klubowi – „nawet jeśli nie może grać, jest nam potrzebny na ławce”.

Tym bardziej zwyczajnie przykro robi mi się, gdy słyszę o rzeczach przez jakie musiał przejść w ostatnich 12 miesiącach. Ogromna tragedia osobista (śmierć narzeczonej), kontuzja opóźniająca start sezonu i później pechowe zderzenie 3. stycznia w meczu z Boston Celtics. Diagnoza była straszna – uraz kręgosłupa, który może poważnie utrudnić zawodnikowi w ogóle powrót na parkiet. Anderson przebrnął przez to jednak niczym superhero i jest gotowy do walki w przyszłym sezonie.

26-latek (ex aequo (z Ajincą) trzeci najstarszy zawodnik w klubie – po Asiku i Salmonsie) przeszedł udaną operację i wyprzedził rehabilitację o kilka tygodni, dzięki czemu został dopuszczony już nawet do meczów przedsezonowych, gdzie prezentuje się najpewniej i najrówniej z najlepszych zawodników drużyny ze stanu Luizjana. Kolejno 12, 14 i 14 zdobytych punktów na super skuteczności. Zaskoczył wszystkich szybkim powrotem do zdrowia i swoją formą. To jednak nie koniec jego zadań – Monty Williams przygotował dla niego coś specjalnego.

Wraz ze ściągnięciem do klubu Omera Asika jasne było to, że na miejscach 4-5 zrobi się jeszcze większy ścisk niż rok temu. Z tego powodu postanowiono odpuścić sobie w lato Jasona Smitha (Knicks) czy Al-Farouq Aminu (Mavericks). Ryan Anderson to jednak na tyle ważny zawodnik ofensywy Pelicans, że trener postanowił wprowadzić kilka zmian aby zostawić swojego ulubieńca na parkiecie na jak najdłużej minut.

Pomysł bowiem jest taki aby Anderson stopniowo w meczach przedsezonowych grywał również na pozycji niskiego skrzydłowego, prawdopodobnie przy Davisie oraz Asiku. Obok tej trójki może równie dobrze wobec tego wyjść przykładowo Jimmer Fredette (aby jeszcze bardziej rozciągać obronę rywali) i Tyreke Evans czy Jrue Holiday (jako rozgrywający i kreujący grę). Taki unit wydaje się być piekielnie interesującym rozwiązaniem na kilka minut w meczu.

Ryan Anderson już w poprzednich kampaniach był wprowadzany do gry z ławki, podobnie jak Tyreke Evans. Problemem jednak było to, że Monty Williams nie potrafił przy takiej rotacji znaleźć odpowiednio dużo minut dla tej groźnej i świetnie funkcjonującej ze sobą dwójki. Jeśli Pelikany chcą zawalczyć o playoffs w tym roku, musi się to koniecznie zmienić.

W ofensywie taka piątka mogłaby funkcjonować świetnie – Asik szukający swojego miejsca pod koszem, Davis robiący to co robi najlepiej – czyli niemal wszystko (pomalowane, półdystans, 1 na 1), Anderson jako najlepszy klasyczny (wykluczam tutaj Kevina Love’a, który ma znacznie więcej zadań w ataku) stretch-four w lidze grający na dystansie i trafiający soczyste „trójki”. W defensywie nie musiałoby to również wyglądać najgorzej, choć minusy takiego ustawienia przy szybkich zespołach będą widoczne. Turek potrafi zatrzymać najlepszych ofensywnych środkowych w lidze, dzięki temu pomoże przede wszystkim Davisowi, który będzie mógł skupić się wreszcie na swoim zawodniku i pomagać również Ryanowi w obronie zręcznych i szybszych niskich skrzydłowych. Anthony radzi sobie w takich sytuacjach bardzo dobrze, może kryć niemal wszystkie pięć pozycji z podobnym skutkiem.

Pomysł potwierdził już sam Monty Williams, który wprowadził go do życia na ostatnich treningach i gierkach Pelicans. Ryan Anderson kilka minut na „trójce” ma spędzić w następnych meczach przedsezonowych – jeśli rozwiązanie będzie sprawdzało się jak należy, to możemy spodziewać się tego jeszcze więcej już w sezonie regularnym. Ryno przyznał, że po kilku godzinach prób czuje się już w tej roli bardzo komfortowo i nie widzi w tym żadnych problemów.

Przed nami bardzo ekscytujący sezon.