W krainie porównań: Geniusz kontra etos pracy

Witam wszystkich

„Geniusz kontra etos pracy” zainauguruje cykl artykułów „W krainie porównań” pokazujących zależności, które można zaistnieć pomiędzy sportem (sportowcem) x, a koszykówką(koszykarzem). W mojej opinii zaczynam z wysokiego C, na tapetę biorę dwóch najlepszych silnych skrzydłowych XXI tj. Kevina Garnetta i Tima Duncana oraz dwóch najlepszych pięściarzy wag średnia – półciężka w ostatnich 20 latach w boksie, czyli Roya Jonesa Juniora i Bernarda Hopkinsa.

Nad napisaniem tego artykułu myślałem długo przed moim pierwszym artykułem na łamach enbiej.pl. Z racji złożoności i obszerności informacji bałem się do niego podejść, chciałem to zrobić w bardzo kompleksowy sposób, toteż samo pisanie rozłożyłem na kilka dni, aby z każdą myślą w pełni się zgadzać i niczego nie pominąć.

Trudnym zadaniem było dla mnie połączenie 4 postaci, dwie z nich pewnie każdy z was zna bardzo dobrze, natomiast Hopkinsa czy Jonesa część z was pewnie kojarzy, a część kompletnie nie ma pojęcia o kim mówię, to też niezwykle wymagające było dla mnie przedstawienie w sposób przejrzysty biografii pięściarzy i zestawienie ich z Duncamem i Garnettem. Weźcie filiżankę kawy, ciastko i zapraszam do czytania.

Roy Joner jr. urodził się 16 stycznia 1969 w Pensacoli. Za sprawą jego finałowej walki na olimpiadzie w Seulu w 1988 roku, która notabene została okrzyknięta największym skandalem w historii Igrzysk Olimpijskich, usłyszał o nim cały świat. Jones wygrywał walkę do jednej bramki, przekładał zawodnika gospodarzy Park Si-Huna z ręki do ręki, pokazując już wtedy swój wielki talent, który eksplodował w pełni na zawodowstwie. Historycznym wydarzeniem było przyznanie RJJ miano najlepszego boksera owych IO, mimo zdobycia tylko srebrnego medalu. Następnie przeszedł na karierę zawodową, gdzie kroczył od zwycięstwa do zwycięstwa porywając za sobą tłumy. w 1993 roku nastąpiła konfrontacja o tytuł IBF (International Boxing Federation) z Bernardem Hopkinsem. RJJ pokazał wszystko to z czego był znany, kapitalna szybkość, praca nóg, niesamowity repertuar w ofensywie (ciosy bite w różnych płaszczyznach, bezpośrednie prawe proste i lewe sierpowe), natomiast Bernard żelazną defensywę, cwaniactwo, spryt, umiejętności destrukcyjne. Po 12 rundach sędziowie ogłosili jednoznaczne zwycięstwo przyszłego króla p4p (najlepszy bokser bez podziału na kategorie wagowe), w stosunku 3 x 116:112. Po kilku kolejnych walkach Roy stoczył kolejny kapitalny pojedynek, z innym wirtuozem defensywy tj. Jamesem Toneyem. Polecam tą walkę każdemu, tak samo jak postać Toney’a, zawodnika o charakterystyce niepowtarzalnej w dzisiejszych czasach, typowy bokserski old-school. Walka z Jamesem okazała się stosunkowo łatwa dla Roy’a, którą sędziowie wypunktowali zdecydowanie na jego korzyść oddając Toneyowi 2-3 rundy każdy.

Po kilku obronach przyszedł czas na walkę z Montellem Griffinem w marcu 1997 roku, która zakończyła się skandalem, w 9 rundzie Jones posłał rywala na deski dodatkowo wyprowadzając kolejne 2 uderzenia, kiedy Griffin znajdował się już na deskach. Sędzie zdyskwalifikował Jonesa i przyznał zwycięstwo Griffinowi, była to zadra na nieskazitelnym wizerunku Roya Jonesa. Już pół roku później doszło do rewanżu, w którym Junior nie pozostawił żadnych złudzeń kto jest lepszy.

 

W 2003 roku Roy Jones Junior po raz kolejny przeszedł do historii, zrobił coś co udało się wcześniej tylko jednemu bokserowi (Bob Fitzsimmons), tj. zdobył pas mistrza świata wagi ciężkiej, będąc wcześniej mistrzem świata wagi średniej. Dla zobrazowania skali wyzwania, waga ciężka zaczyna się powyżej 90,719kg, a średnia 69,853kg. Jego oponent, czyli John Ruiz (walczył także z naszym Andrzejem Gołotą, z którym to niesłusznie wygrał po 12 rundach) ważył w dniu walki 103 kg. Roy pewnie wygrał ten pojedynek, jednak jego piętno odbiło się na nim już w następnej walce.

Do walki z Antonio Tarverem (znacie go pewnie z ostatniej części Rocky’ego) zrzucił ponad 15 kg, w porównaniu z jego ostatnią walką, to już nie był ten sam RJJ, widać było, że to co jest jego największą siłą, czyli szybkość zaczyna obumierać, po 12 rundach upadł mit boksera kompletnego, Roy Jones Junior przegrał walkę z Tarverem w stosunku 2 do remisu na korzyść Antonio. To był cios dla bokserskiego świata, już w kolejnej walce Junior miał szansę na odzyskanie tytułu mistrzowskiego w walce z twardym jak skała, mocno bijącym Glenem Johnsonem. Była to dla Roya trudna walka, ale chyba nikt się nie spodziewał, że zakończy się dla niego tak tragicznie, w 9 rundzie Johnson wyprowadził kapitalny prawy sierpowy, poprawił lekko lewym i Jones jak porażony piorunem runął na matę ringu, a sędzia ogłosił koniec walki. Na oczach tysięcy kibiców ich idol po raz drugi zszedł z ringu pokonany. Czarę goryczy przelała rewanżowa walka z Antonio Tarverem, którą również Roy przegrał, niestety po raz kolejny przez nokaut. W ciągu roku z najlepszego zawodnika bez podziału na kategorie wagowe stał się gościem dostarczającym zwycięstwa innym (z ang. journeyman). Oczywiście klasa rywali była niepodważalna, jednak Roy miał już 35 lat, co jak na boksera bazującego na szybkości stanowiło jak widać zaporową granicę, w dodatku z jego nonszalanckim stylem boksowania (opuszczone ręce, odchylona głowa), narażało go na ciężkie nokauty.
Oczywiście Roy się odbudował, dostał kilku rywali na przetarcie, jednak kolejne walki i kolejne porażki z Calzaghe czy Danny Greenem utwierdziły wszystkich w przekonaniu, że to nie jest już dawny geniusz.

W końcu w roku 2010 doszło do jego rewanżowej walki z Bernardem Hopkinsem, mówiło się o tej walce jako o wielkim rewanżu, opinia publiczna była podzielona na temat tego, kto jest faworytem tej potyczki. Po 12 rundach nudnej walki zdecydowane zwycięstwo zapisano na konto Hopkinsa. I tak dochodzimy, aż do dnia dzisiejszego kiedy to dziadek Roy dalej walczy, tym razem za ruble u naszych wschodnich sąsiadów bokserami z 3 ligi, pokazując od czasu do czasu błysk geniuszu i ciesząc wszechobecną rosyjską gawiedź. Trzeba mu przyznać, że show-manem jest równie wielkim co w czasach świetności, dalej potrafi błysnąć geniuszem, wyprowadzić cios z różnej płaszczyzny, lecz mając przed oczami jego lata świetności nie chcemy już go więcej oglądać.
Z goła odmiennie sytuacja ma się z Bernardem Hopkinsem, dziś już 49-letnim bokserem wagi półciężkiej, obecnym mistrzem świata federacji IBF i WBA (jest najstarszym mistrzem świata w historii). Dziś Bernard przygotowuje się do jego walki unifikacyjnej (unifikacja – walka dwóch obecnych mistrzów świata jednej kategorii wagowej) z cholernie niebezpiecznym Sergeyem Kovaliovem. Walka odbędzie się w dniu wielkiej walki na naszym terenie czyt. —> Adamek vs Szpilka 8 listopada. Dla światowego boksu będzie to po raz kolejny zderzenie się z rzeczywistością. Komentatorzy, kibice wieszczą rychłe zakończenie kariery Bernardowi już od 15 lat, jednak ten ma sobie za nic ich roszczenia i wychodzi do ringu i raz za razem swoim sprytem, doświadczeniem, IQ ringowym niszczy marzenia rywali o dopisaniu sobie jego nazwiska do rekordu. Bernard Hopkins urodził się 15 stycznia 1965 roku. W wieku 13 lat podczas rabunku został ugodzony nożem 3 razy, już 4 lata później został skazany na 18 lat więzienia, które miał odbyć w więzieniu Graterford. Jego pasja do boksu narodziła się właśnie w wiezieniu. Został wypuszczony po 5 latach, przy opuszczaniu Graterford naczelnik więzienia miał do niego powiedzieć znamienne „wrócisz tu jak wiatr zawieje” na co Bernard miał odpowiedzieć , że nigdy tu już nie wróci, i tak koniec końców się stało. Swoją pierwszą walkę (nie posiadał kariery amatorskiej) stoczył już w niecałe pół roku po wyjściu na zewnątrz w października 1988 roku, przegrał na punkty Clintonnem Mitchellem. Na półtora roku odrzucił rękawice, wrócił na ring w lutym 1990 roku zwyciężając na punkty z Gregiem Paigiem. Kroczył od zwycięstwa do zwycięstwa, aż do pierwszej walki z RJJ. Po kilku kolejnych walkach i stoczył walkę z Segundo Mercado, w której to ogłoszono remis i kolejna szansa na mistrzowski tytuł przepadła, aż do kolejnej walki z tym samym przeciwnikiem, gdzie Bernard nie pozostawił wątpliwości kto jest lepszy i zdobył swój pierwszy mistrzowski tytuł w wadze średniej. Po trzech obronach doszło do jego konfrontacji z Glenem Johnsonem i należący do Bernarda tytuł IBF wagi średniej. Berdard pokonał rywala przez TKO w 11 rundzie. Kolejne triumfy zrobiły z Bernarda hegemona wagi średniej. Po wygranej walce z Keith Holmes’em dołączył tytuł WBO, następnie doszło do jego walki z innym geniuszem zawodowych ringów, portorykańskim idolem, czyli Felixem „Tito” Trinidadem. Stawką pojedynku były mistrzowskie pasy federacji IBF,WBO i WBA wagi średniej. Walka zakończyła się zwycięstwem „Kata” przez nokaut w 11 rundzie, przewaga warunków fizycznych na korzyść Bernarda była zbyt duża, Tito nie potrafił sobie z nią poradził. „Kat” (z ang. The Executioner) to ringowy przydomek Bernarda Hopkinsa, wchodził on do ringu w masce kata, podczas zapowiedzi wykonywał charakterystyczny gest ręką obrazujący obcięcie głowy przez „kata”.
Po walce z Trinidadem doszło do jego długo wyczekiwanej walki z „Złotym chłopcem” Oscarem De La Hoyą, była to walka o wszystkie 4 mistrzowskie pasy, sama walka przeszła do historii przez jeden z najsłynniejszych ciosów, tj. lewym hakiem w okolice wątroby Oscara. Złoty chłopiec padł jak rażony piorunem z grymasem bólu na twarzy, sam potem się przyznał, że takiego bólu nie czuł nigdy przedtem, i nigdy potem. Ta walka umocniła Bernarda w czołówce P4P.

Niestety potem przyszły dwie porażki, z kreowanym na przyszłego HOF Jermaine Taylora, stylowo Taylor „bad intentions” cholernie nie pasował Hopkinsowi, był szybki, silny, bił bardzo mocno. Jako jedyny pokonał Hopkinsa dwukrotnie. Po tych walkach wielu wieszczyło koniec kariery kata, ale nie on sam, pokonał on w następnej walce Antonio Tarvera po czym uporał się z unikanym przez całą czołówkę Ronalda „Winky” Wrighta. Były to już czasu kiedy Hopkins występował w wadze półciężkiej. W końcu doszło do jego długo wyczekiwanej walki z Joe Calzaghe, w której Kat musiał uznać wyższość rywala z Wysp Brytyjskich. Po raz kolejny pojawiły się głosy, że najwyższy czas powiesić rękawice na kołku. Hopkins nie marnując czasu przystąpił skazany na porażkę do walki z Kellym Pavlikiem, mocno bijący Pavlik miał zakończyć piękną karierę Bernarda, nic bardziej mylnego, Hopkins po raz kolejny pokazał swój wielki kunszt, pewnie rozbijając ponad 15 lat młodszego rywala.
Po kolejnej walce doszło do potyczki Hopkinsa z RJJ, i w końcu Kat miał kolejną szansę na zdobycie mistrzowskiego pasa, mierzył się on z Jeanem Pascalem z Kanady. Po 12 rundach sędziowie ogłosili remis, co w opinii wielu ekspertów było bardzo krzywdzące Bernarda. Hopkins nie musiał długo czekać na rewanż, już w następnej walce zdobył pas WBC kategorii półciężkiej należący do Pascala. Po tej walce doszło do jego konfrontacji z Chadem Dawsonem zakończonej werdyktem (No contest) z racji faulu Dawsona, polegającego na rzuceniu Hopkinsem o ziemie. W ich drugiej walce Dawson nie pozostawił wątpliwości i zdecydowanie wygrał walkę, szybszy Dawson nie pasował stylowo Hopkinsowi. Po tej walce wszyscy mówili o końcu Kata, ten jednak nie dał za wygraną i w kolejnej walce wygrał z niepokonanym Tavorisem Cloudem, odbierając mu tytuł IBF wagi półciężkiej i zostając najstarszym mistrzem świata w historii. Po tej konfrontacji przydomek „kat” odesłał do lamusa na rzecz „kosmity” (z ang. alien), tłumacząc, że jak kosmita jest niezbadany dla ludzkości. W kolejnej walce odprawił Karo Murata po czym stoczył walkę unifikacyjną z ówczesnym mistrzem WBA Beibutem Shumenovem. Hopkins tym samym ustanowił kolejny rekord będąc najstarszym zunifikowanym mistrzem świata w wieku 49 lat, historia pisze się na naszych oczach i jej miejmy nadzieję nie ostatni epizod ukaże się 8 listopada 2014 roku.

Przedstawiłem wam dwie biografie genialnych pięściarzy, sądzę że postacie Tima Duncana oraz Kevina Garnetta są wam powszechnie znane, toteż postaram się je tylko w pewien sposób scharakteryzować.

Tim Duncan – jest on przede wszystkim graczem o idealnym etosie pracy, co i rusz podczas off-season słyszymy o jego przygodach z pływaniem czy też sztukami walki. Jest on graczem, który mimo 39 lat jest ciągle na topie, będą jedną z „gwiazd” ligi, nie przypadkowo słowo gwiazda umieściłem w cudzysłowie, gdyż gwiazdą jest tylko na parkiecie. Duncan to gracz, który jeśli nie musi wykonać jakiegoś ruchu to go nie wykonuje, jest on kompletnie pozbawiony uczuć, tylko w skrajnych przypadkach można ujrzeć na jego twarzy uśmiech, radość czy też złość. Jest tytanem defensywy, ale nie ze względu na mobilność, szybkość, ale ze względu na inteligencję boiskową. Obecnie w wieku 39 lat ciągle jest gwiazdą ligi, top3 PF ligi, w ciągu ostatnich kilku lat jego efektywność spada bardzo, ale to bardzo powoli, może nie daje już 25 punktów na mecz, ale to tylko dlatego, że się tego od niego nie oczekuje, gdyż w tym co robi jest po prostu mistrzem świata. Pod względem charakterystyki jest on kropla w kroplę kopią Bernarda Hopkinsa, oboje są wyrachowani, inteligentni, bazują na swojej wieloletniej pracy, nie zaniedbują się pomiędzy sezonami/walkami, równie dobrze w każdym momencie roku są gotowi na konfrontacje. Są też swoistymi biologicznymi wynaturzeniami, mają kolejne 39 i 49 lat, jak na uprawiane dyscypliny są już zdecydowanie past-prime, pomimo to są ciągle na szczycie, przypadek? Na szczęście nie. Nie jest przypadkiem, że zarówno jeden jak i drugi podczas swoich karier nie mieli żadnych przewlekłych kontuzji, dla nich ciało jest ich świątynią, ale także narzędziem pracy, nikt inny jak oni nie są lepszymi dowodami na to, że tylko ty kreujesz siebie. Obaj przekraczają granice wcześniej nie przekraczalne dla 99% zawodników ich dyscyplin, mimo wieku, ograniczeń względem motoryki są dalej na szczycie. Z drugiej strony natura dała im olbrzymi skarb, ciało wydawałoby się idealne z jednym ale, zarówno Hopkins jak i Duncan nie dysponowali taką motoryką jak Garnett czy Jones, nie byli tak szybcy, dynamiczni, gibcy, skoczni jak KG i RJJ. Jednak ma to swoje zalety, bo kiedy oni są na szczycie KG i RJJ swoje najlepsze lata mają dawno za sobą.

 

Kevin Garnett to jeden z najlepszych silnych skrzydłowych ligi w historii, moim zdaniem w swoim prime KG jest najlepszym, jego uniwersalność, przełożenie na wyniki zespołu oraz umiejętności mówią same za siebie, oczywiście jeśli spojrzymy z perspektywy całej kariery zdania będą zgoła odmienne. Kevin Garnett to idealne połączenie umiejętności technicznych, inteligencji boiskowej z ciałem idealnym. Nikt wcześniej, ani później nie władał tak swoim ciałem jak KG, drybling, post move, kontratak, asysta, zbiórka, blok to wszystko miał w swoim arsenale Garnett, przez lata olśniewał swoją gra w barwach wilków z Minnesoty. Wszystko zaczęło się kończyć, kiedy ciało przestało pracować tak jak wcześniej (casus RJJ z walki z Tarverem), nogi przestały pracować tak jak wcześniej, drobne kontuzje przydarzały się dużo częściej, ilość meczy rozgrywanych przez KG stale malała, oczywiście w między czasie zdobył on swój Everest z Bostonem, odbierając jednocześnie swój upragniony mistrzowski pierścień. Obecnie KG dogorywa w Nets, bawiąc miejscową gawiedź i marząc o kolejnym tytule, podobnie jak RJJ o tytule w wadze junior-ciężkiej. Od czasu do czasu znowu pokaże odrobinę swojego geniuszu, niestety w większości jest to odrywanie kuponów od swojej jakże bogatej kariery.

Doszliśmy do momentu, kiedy biologia, natura zabiera im to, czym ich wcześniej obdarzyła, czyli szybkość, dynamikę, gibkość i zostawia ich z rozbudowanym ego, z mianem wiecznie najlepszego, nie potrafiącego pogodzić się z siłą czasu. Przy całym fenomenie Jonesa i Garnetta to Duncan i Hopkins są dalej na szczycie, to oni wyznaczają kolejne granice i to w końcu oni pokazują, że 'starzy człowiek i może”.

Na koniec dziękuje tym, którzy dotrwali do końca, Garnettowi i Jonesowi życzę zakończenia karier, a Duncanowi i Hopkinsowi przekroczenia kolejnych granic.
Pozdrawiam

 

Komentarze do wpisu: “W krainie porównań: Geniusz kontra etos pracy

  1. następny wpis proponuję pod Andrzeja Gołotę i Macieja Lampego:-);-)

  2. Przyjemna lektura, na leniwy wieczór. Czekam na więcej

  3. Moim zdaniem, nie ma co porownywac tych dwoch graczy w wieku prawie 40 lat. Każdne cialo inaczej reaguje, na czas i ciagle niekonczonce sie treningi. Wezmy pod uwage, ze Garnett zaczyna swoj 20 (!) sezon, to jakby nie bylo wiecej niz TD. Miewal on kontuzje (szczegolnie ta kolana w 2009) co tez zapewne oslabilo jego cialo. Ale wg mnie najwazniejszym punktem jest to, w jakim srodowisku grali ci obaj wielcy PF. Duncan jak moglismy zobaczyc podczas ostatnich finalow, gra od poczatku pod okiem Popa, ktory ceni zespolowosc, zawsze gra caly zespol, gracze uzupelniaja sie, nie ma jednej gwiazdy. Kazdy ma swoje zadania w teamie. Garnett przez 12 sezonow byl w Wilkach od wszytskiego. Doslownie. Na jego barki spadala odpowiedzialnosc za wyniki, za obrone, atak etc. Pomimo tego, ze byl cholernie wszechstronny, brak kolegow na ktorych moglby liczyc, dawala mizerne wyniki. Cenie cholernie obu graczy, nawet w obyciu obaja są całkowicie rózni: ekspresyjny KG vs cichy TD. I pomimo tego, ze KG nie jest juz tym samym zawodnikiem, uwielbiam patrzec na jego mecze, okrzyki, bicie sie w piers po udanej akcji. Swietnie sie to oglada :)

  4. no właśnie… trzeba tez pamiętac ze Garnett ma w nogach 2 sezony więcej (ominął uniwerek).

  5. Równie dobrze można powiedzieć, że KG rozegrał 1510 meczów, a TD 1488. Ale właśnie o tym też mówiłem, jeżeli bierzecie pod uwagę eksploatację podobnie jest w przypadku RJJ i Hopkinsa, Jones zaczął w młodym wieku uprawiać boks, gdzie Hopkins przeszedł na zawodowstwo w wieku 24 lat.
    Klin
    Wszystko co napisałeś jest prawdą, ale czy to w jakim środowisku grali obaj koszykarze nie jest też miarą porównań? Niestety na karierę sportowca ma wpływ wiele wydarzeń, czasami jeden kosz, cios i kariera upada. Podobnie było w przypadku Roya, intensywność i styl walki zabiły jego kapitalną karierę, choć w pamięci wielu pozostanie jako ten najlepszy w historii. W przypadku KG jest podobnie, ilość meczy, intensywność i styl gry, który go wywindował na szczyt pod koniec kariery zaczął mu przeszkadzać, kontuzje po części wynikają z jego charakterystyki, to nie przypadek, że gracze dynamiczni, skoczni mają częściej problemy z kontuzjami, bo taka jest ich natura i jest bardzo ciężko ją oszukać.

  6. Super artykuł tylko kilka blędów się wkradło:

    – Roy po walce z Ruizem wygrał przez MD (2 do remisu) z Antonio Tarverem
    – w następnej walce przegrał przez TKO w 2 rundzie z Tarverem (lewy sierpowy)
    – dopiero w następnej przegrał z Glenem „Road Warriorem’ Johnsonem przez KO w 9 rundzie

    – Stawką pojedynku „Kata” z „Tito” były pasy IBF, WBC i WBA
    – a w walce z ODLH stawką były pasy IBF, WBC, WBA i WBO (należący do De La Hoi)

    Pozdro

  7. Faktycznie zapomniałem o pierwszej walce z Tarverem.
    O walkach z Tito i Golden Boyem dokładnie tak napisałem:)
    ” następnie doszło do jego walki z innym geniuszem zawodowych ringów, portorykańskim idolem, czyli Felixem „Tito” Trinidadem. Stawką pojedynku były mistrzowskie pasy federacji IBF,WBO i WBA wagi średniej.”
    „Po walce z Trinidadem doszło do jego długo wyczekiwanej walki z „Złotym chłopcem” Oscarem De La Hoyą, była to walka o wszystkie 4 mistrzowskie pasy”
    Dzięki.

    1. Chodzi o to, że w walce z Tito nie było w stawce pasa WBO tylko IBF i WBC od Kata i WBA od Tito a nie WBO ( w tym czasie bardziej europejski pas, dopiero do Stanów trafił w czasie walki Sturm vs. ODLH) i tyle :D

  8. Spoko, że autorowi się chciało podjąć taką próbę. W sumie to dosyć ciekawe podejście do tematu. Życzę w tej kwestii dalszych pomysłów i samozaparcia.
    Jednak kilka kwestii jest nad wyraz drażniących:
    – literówki, przed oddaniem tekstu warto go oddać komuś żeby rzucił okiem, może wtedy zauważy przez nas pominięte
    – stylistyka w paru miejscach ale tego się można uczyć cały czas
    – zwroty obcojęzyczne można, a nawet trzeba zamieniać na polskie słowa. Rozumiem, że w koszykówce dominuje język angielski i na takim blogu większość zainteresowanych zrozumie o co chodzi. Jednak taki „past-prime” pasuje mi jak wół do karety ;-) Na blogu „z krainy nba” parę miesięcy temu jakiś gość napisał w jednym tekście chyba z dziesięć postupów, primwtimów, etc. Wyglądało to jakby nie znał języka polskiego ;-)
    – za dużo przecinków ale to normalne gdy się ma dużo myśli i pomysłów a jeden przegania drugi
    Proszę się nie obrażać. Zdrowia wszystkim życzę!!! :-)

    1. Starałem się nie nadużywać obcojęzycznych słów, jednak w nomenklaturze bokserskiej/koszykarskiej pewne słowa są po prostu bardzo często używane i w pewien sposób wsiąkły do mowy potocznej.
      Chciałem, aby artykuł z racji blogowej charakterystyki był przejrzysty, zwłaszcza biorąc pod uwagę jego długość..
      Odnośnie przecinków i słowotoku to zgadzam się absolutnie, ale akurat nad tym pracuję i sam po sobie widzę, że występuje progres.
      Absolutnie się nie obrażam, wręcz przeciwnie, gdyż konstruktywna krytyka jest elementem rozwoju.

  9. Super artykuł. Jednak jeszcze jedna nieścisłość a raczej często powtarzany mit o Hopkinsie. Bernard boksował przed umieszczeniem w zakładzie karnym tam po prostu kontynuował spotykając chyba jakiegoś trenera , który odbywał kare w tym samy.m zakładzie

    1. Absolutnie masz rację, mając na myśli 'debiut’ chodziło mi o fakt braku oficjalnych danych odnośnie jego kariery amatorskiej, nie było przypadku w tym że został więziennym mistrzem kraju.

  10. Nie napiszę niczego odkrywczego,ale świetny artykuł! Oby tak dalej :)

  11. świetny artykuł:) ciekawe jakby wyglądały pojedynki bokserskie pomiędzy tą czwórką:D

  12. Świetnie się czytało, gratulacje, mimo iż fanem boksu nie jestem to czytając czułem lekkość w pisaniu autora, propsy ode mnie. Proponuję teraz porównać Małysza i Gortata ;)

  13. Dzięki wszystkim za miłe komentarze.
    Wypuszczę ankietę z moimi propozycjami odnośnie kolejnych odcinków tej serii.
    Pozdrawiam

  14. Sam artykuł na prawdę ciekawie napisany i Lordam proszę o więcej… ale wobec porównania Hopkinsa do Duncana mam bardzo mieszane uczucia. Dlaczego?
    Tim Duncan to bardzo świetlana postać także po za boiskiem. W młodości dobry uczeń i student. Skromny człowiek, dobry mąż, dobry ojciec, wspaniały lider zespołu, koleżeński na boisku i po za nim. Występujący na spotkaniach z młodzieżą w programach edukacyjnych i na temat przemocy. Generalnie człowiek godny szacunku, niepotrzebujący nikogo poniżać, żeby pokazać swoją wielkość. Jego etos pracy jest niezaprzeczalny podobnie jak postawa sportowca.

    Hopkins to właściwie przeciwieństwo Duncana. Pyskacz, który obraża ludzi, poniża rywali, choć w tym sporcie nie jest to niczym niezwykłym… nawet jest to podsycane przez promotorów i stacje telewizyjne. Hopkins nie stronił od dziwek, hazardu, tatuaży, narkotyków, a w młodości od przemocy zorganizowanej, za co siedział. Jego kariera jest kompletnym przeciwieństwem kariery Tima.
    Nie mam zamiaru zaprzeczać jego możliwościom fizycznym, czy pracowitości, bo to wybitny, twardy bokser, który nie walczył z kelnerami nabijającymi rekord, tylko decydował się na walki z najlepszymi. Za to szacunek i moje pełne uznanie. Kocham takich bokserów jak Hopkins, bo są solą tego sportu. Ale porównanie jest w moim odczuciu obraźliwe dla Tima Duncana.

    1. Jeśli weźmiemy pod uwagę aspekt psychologiczny, emocjonalny jak najbardziej masz rację. Można powiedzieć, że zarówno Duncan jak i Hopkins obrali inną drogę dotarcia na sam szczyt. Wynika to z ich natury. Tak jak wspomniałeś chodzi głównie o aspekt moralny, a na tym starałem się nie skupiać. Postanowiłem odciąć tą część ich życia i skupić się raczej na funkcjonowaniu, biologii, umiejętnościach sportowych.
      Oczywiście Hopkins nie jest świętoszkiem, jednak do młodzieży można przemawiać w różny sposób. Dla jednych wzorem będzie Duncan, czyli ułożony boiskowy dżentelmen. Dla drugich idolem będzie Hopkins, równie opanowany co Duncan, jednak z nutką cwaniactwa, dla młodych „czarnych” Hopkins jest prawdziwym bohaterem. Pokazał im, że można wyjść z każdego dołka. Oczywiście jego życie na wolności nie było święte i o tym trzeba pamiętać, lecz pomimo tego dla pewnej grupy ludzi może być wzorem. Mimo wszystko w pewnych aspektach psychologicznych są bardzo podobni do siebie. Oboje są bardzo opanowani, nie okazują specjalnie emocji.
      Czy jest to obraźliwe dla Duncana? Kwestia sporna, jeśli porównamy go do sportowca Hopkinsa, moim zdaniem nie, jeśli do człowieka Hopkinsa możliwe, że tak. Z drugiej strony każdy jest kowalem swojego losu, ważne aby być szczęśliwym człowiekiem.

    2. ” Hopkins nie stronił od dziwek, hazardu, tatuaży, narkotyków…”
      Poprzyj te zdanie argumentami ( chyba, że odnosi się do czasów przed odsiadką), bo B-hop jest najstarszym mistrzem świata w boksie ( w styczniu stuknie mu 50 lat!!!!), ma na koncie 313 rund w walkach o mistrzostwo świata, 20 obron pasa IBF wagi średniej, więc wątpię, że zażywa jakiekolwiek używki, raczej jest na ścisłej diecie i cały czas trzyma formę, nie zapuszcza się między walkami jest 100% profesjonalistą, dodatkowo działa w lokalnej społeczności w Philly, jest v-ce prezydentem Golden Boy Promotions ( grupa promotorska Oscara De La Hoi) a dodatkowo umożliwił zawodową walkę Joey’owi Dewelli – klientowi niesłusznie skazanemu na dożywocie, który wyszedł po 25 latach i stoczył walkę na gali Kata (polecam dokument ESPN 30 for 30).
      A co do tatuaży( jeśli wogóle to jest jakiś wyznacznik bycia dobrym człowiekiem) to Tim ma ich więcej :D

Comments are closed.