Brooklyn Nets o włos lepsi od Raptors i zagrają z Heat

Co za spotkanie! Co za play-offy! Mieliśmy już niesamowitą akcję Lillarda, dzisiaj mieliśmy decydującą akcję w obronie. Gdy o wyniku 7-meczowej serii decyduje blok w ostatniej sekundzie, czy można wymyśleć jeszcze lepszy scenariusz? Bohaterem był znowu Paul Pierce. The Truth wygrał mecz numer 1 i zakończył serię zatrzymując akcję Kyle Lowry’ego. Kluczem do zwycięstwa 104-103 było zatrzymanie przez Nets najlepszego strzelca przeciwników. DeMar DeRozan w drugiej połowie starał się jak mógł i zakończył spotkanie z 18 oczkami na liczniku (w pierwszej połowie zaledwie 4 punkty). Nie wystarczyło to jednak na świetnie dysponowanego Joe Johnsona (26 punktów, 11/25 z gry), który w ostatniej kwarcie był praktycznie jedynym ofensywnym zagrożeniem gości.
raptors-nets

Drużyna Bilans I kw. II kw. III kw. IV kw. Wynik
Toronto Raptors 3-4 28 25 20 30 103
Brooklyn Nets 4-3 26 35 20 23 104

Przebieg spotkania:

Dziwna była ta pierwsza połowa. Niepodobna do żadnej z tej serii, szczególnie w wykonaniu Raptors. Jeżeli ich lider rzuca w ciągu około 20 minut zaledwie 4 razy, nie ląduje ani razu na linii w czym jest w top5 w całej NBA, coś jest nie tak. Gdy dodamy do tego, że twój drugi najlepszy zawodnik Kyle Lowry ma co prawda 12 punktów, ale trafia z gry tylko 2 razy na 8 rzutów, wyłania się z tego ciekawy obraz.  Tymczasem najlepiej dysponowanymi na boisku w ekipie Rapotrs była dwójka Power Forwardów. Rekord kariery w play-off przez dwie ćwiartki osiągnął Amir Johnson (tak, to nie sen!) – 18 punktów z 7/9 z gry i kolejny raz świetną zmianę dał Patrick Patterson. Inne cuda dotyczyły tego, że w obu zespołach najlepsze mecze w serii zagrali gracze dotychczas niewidoczni – Terrence Ross i Marcus Thornton (14 punktów do przerwy!). Lepiej to wszystko ułożyło się dla Nets. Co prawda pierwsza kwarta zakończyła się prowadzeniem gospodarzy 28-26, jednak mniej więcej od 3 minuty drugiej odsłony swoją przewagę zaczęli budować Nets. Goście konsekwentnie grali przez Joe Johnsona, który zazwyczaj bardzo dobrze radził sobie z podwojeniami. Solidnie prezentował się Garnett (8 punktów do przerwy) i Pierce (10 oczek i dwie trójki). Poza rewelacyjnym Thorntonem sporo wniósł z ławki Shaun Livingston. Z tak dobrą zespołową ofensywą nic dziwnego, że przez moment na tablicy wyników zobaczyliśmy dwucyfrową przewagę gości. Ostatecznie do przerwy Nets prowadzili 61-53.

Serce fanów Raptors musiało jeszcze bardziej zadrżeć, gdy zaraz po wznowieniu gry Amir Johnson popełnił 4 i 5 przewienienie (na 9:05 do końca). Po rzutach wolnych D-Willa Nets prowadzili pewnie 55-67. Próbował odblokować się DeRozan, ale podwajany przy każdej okazji niewiele mógł zrobić. Przekazywanie krycia w obronie Nets funkcjonowało znakomicie. Żelazna defensywa wystarczyła, aby przewaga gości oscylowała w okolicach 10 punktów. Bardzo dobrą zmianę dał Blatche uprzykrzając życie przeciwnikom na ofensywnej tablicy. Nadzieję na zmianę oblicza spotkania dał kibicom DeRozan trafiając z końcową syreną trójkę na 73-81. To naprawdę najmniejsze rozmiary straty na jakie mogli liczyć gospodarze. Goście prezentowali się znacznie lepiej i aż dziwne, że ich przewaga wynosiła zaledwie 8 punktów.

Początek czwartej kwarty jednak nie zwiastował żadnej zmiany. Swoją czwartą trójkę trafił Thornton. Ciężar gry próbował brać na siebie DeRozan, ale wciąż nie mógł specjalnie się wstrzelić. Po stronie Nets JJ znowu dał o sobie znać i gdyby nie ofensywne zbiórki Amira Johnsona (niestety spadł dość szybko za 6 przewienień) i Hayesa byłoby już chyba po meczu. Tymczasem Lowry trafił po raz drugi zza łuku i znowu zrobiło się tylko 82-90. Rozgrywający gospodarzy zmniejszył jeszcze straty do 5 punktów, ale „Zimny” Joe był na tym etapie nie do zatrzymania (11 punktów z rzędu dla swojego zespołu między 10:45 a 5:38). Jeszcze na 4:12 do końca przewaga Nets wyglądała dość solidnie (98-89), jednak wtedy sygnał do ataku dał Kyle Lowry. Po jego rzutach wolnych i wjeździe pod kosz na 2:29 do końca zrobiło się tylko 93-98 dla gości. Nets przetrzymali kilka następnych posiadań i wydawało się, że odzyskali kontrolę. Jednak dwa nie trafione rzuty z gry i dwa pudła z wolnych Derona Williamsa spowodowały, że na 25 sekund do końca było tylko 99-101. Raptors czekała ważna decyzja. Faulować czy liczyć na przechwyt? Na linię powędrował jednak D-Will i po raz trzeci w ciągu półtorej minuty spudłował jeden z dwóch rzutów. W dodatku w kolejnej akcji Livingston nie zatrzymał Lowry’ego, który w dość banalny sposób trafił po wejściu pod kosz i zrobiło się mega ciekawie. Na 13.2 sekund na linie trafił Shaun Livingston i z zimną krwią trafił oba, co okazało się ostatecznie decydujące (101-104). Raptors nie spanikowali i wciąż nie szukali trójki. Bohaterem ostatnich sekund był niewątpliwie Terrence Ross. Najpierw ograł w obronie Johnsona i trafił na 8.8 sekund do końca, a później zaliczył przechwyt odbijając piłkę od Paula Pierce’a. Na zegarze aż 6.2 do końca i 103-104. W ostatniej akcji meczu Pierce zablokował jednak Lowry’ego i ostatecznie to Nets zmierzą się z Miami Heat w półfinale!

Własnym okiem

Mecze numer 7 rządzą się własnymi prawami. Tak też było dzisiaj. Gracze niewidoczni przez poprzednie sześć spotkań (Ross i Thornton) byli dzisiaj wiodącymi postaciami swoich drużyn. Prawdziwy dzień konia miał Amir Johnson, który w pierwszej połowie trafiał wszystko. O zwycięstwie w takich meczach decydują szczegóły. Dzisiaj tym czynnikiem były zbiórki. Kompletnie spalił się tak dobry w poprzednich spotkaniach Jonas Valanciunas – 3 punkty, 5 zbiórek i zaledwie 1/5 z gry. Gdybym miał wskazać ten decydujący element byłby nim właśnie Litwin i szybkie zejście z boiska Amira, który co prawda dzisiaj był bestią (20 pkt/10 zb), ale najważniejsze minuty przesiedział na ławce i Nets wygrali w ofensywnych zbiórkach 16-10 (po 5 Garnett i Blatche) większość z nich mając właśnie w czwartej kwarcie (doliczyłem się 7).

Komentarze do wpisu: “Brooklyn Nets o włos lepsi od Raptors i zagrają z Heat

  1. Szkoda tylko, że sędziowie zamiast dać 6. faul Williamsowi podarowali go za nic Garnettowi w samej końcówce, a nie trzeba chyba wspominać, który z nich ma 86 a który 72 procent skuteczności z rzutów wolnych, co jest bardzo ważne w końcówce. Szkoda, że w tak profesjonalnej lidze, przy milionie kamer dochodzi do takich błędów. Nie chcę szukać spisku, ale wiadomo, że pojedynek Heat-Nets jest bardziej medialny niż Miami – Toronto..

    1. Nie dziwię się takim obrotem spraw. Wydaje mi się, że ktoś już jakiś czas temu zadecydował kto ma się spotkać z Heat w półfinale konferencji. Takie tam teorie spiskowe ;)

      Mnie podobało się zachowanie KG, który po ostatniej syrenie poszedł prosto do szatni bez zbędnej euforii. Profesjonalista i jedyny gracz Nets, którego szczerze lubię.

    2. W tenisie mamy „Hawk-Eye” a gracz ma możliwość 3 razy w secie sprawdzić decyzję linowego (Challenge). Myślę że warto było by wprowadzić coś takiego w NBA. Sprawdzanie decyzji sędziego na prośbę gracza (trenera). Powiedzmy 1 sprawdzenie na kwartę.
      Pomyłek sędziowskich faktycznie trochę jest.

  2. Przesadzasz. To właśnie D-Will pudłował wolne. W ostatnich 2 minutach był 3/6. Mogli go zdjąć, ale w samej końcówce nie miało to żadnego wpływu na ostateczny wynik. W ogóle sędziowe spisali się moim zdaniem bardzo dobrze. Gospodarze mieli pretensje za nieodgwizdane rzekome faule ofensywne D-Willa. Wszystkie gwizdki były jednak poprawne i faul ofensywny DeRozana na Blatche również. Czasem miałem nawet wrażenia, że faule na Paulu Pierce też były na wyrost i nie wiem czy nie było ofensywnego na nim. Technika nie powinien dostać Garnett tylko Lowry, bo on prowokował sytuację. Ogólnie sędziowie dla mnie stanęli na wysokości zadania i było bardzo obiektywnie. Wcale nie na korzyść Nets.

  3. Przyznaję, że ta seria mnie pozytywnie zaskoczyła, nie sądziłem, że będzie tak wyrównana. Co ciekawe po podliczeniu małych punktów ze wszystkich spotkań między tymi ekipami w sezonie (4 w regularnym, 7 teraz) mamy remis: 1070 – 1070. To się nazywają dopiero równe drużyny :D

  4. Po co lamentować, narzekać na sędziego.
    Jeśli drużyna jest lepsza to wygrywa 100-81 bez żadnych problemów. Tutaj wszystko wisialo na wlosku i chociaż wolałem Raptors to nie sędziego wini za ich porażkę.
    Dwa równe zespoły się spotkały, jednak poziom za wysoki to nie był.
    Mnóstwo głupich strat, w końcowce obie ekipy grały jak polska reprezentacja (totalny chaos)..
    I co z tego, ze Nets wygrali 4 razy z Miamiu.
    Teraz przegrają 4 razy (w 5 meczac)

Comments are closed.