Clippers biorą Game 5, dominacja DeAndre

clippers-warriors

Protestu nie było. Kibice tłumnie zebrali się w Staples Center i jeszcze mocniej wspierali swoją drużynę. Gdy gospodarze wychodzili na parkiet zostali powitani owacją na stojąco. Niesieni dopingiem swoich kibiców Clippers zwyciężyli, w być może kluczowym dla losów serii Game 5, 113-103.

Po słabym występie w Game 4 (0 punktów, 6 zbiórek) DeAndre Jordan zrehabilitował się i zrobił to w sposób najlepszy z możliwych, kończąc mecz z linijką 25 oczek, 18 zbiórek i 4 bloków. Do tego DeAndre pokazał kulturalny środkowy palec Markowi Jacksonowi, gdy ten przeszedł do Hack-a-Jordan w czwartej kwarcie i trafił 6/8 z linii w ostatnich 12 minutach. Jordan nie miał rywala pod koszem, a David Lee i Draymond Green mieli problemy z faulami.

Clippers nie udało się jednak zdominować strefy podkoszowej i świetny mecz Jordana do tego nie wystarczył. Blake Griffin zagrał trochę słabiej niż zwykle, co nie znaczy, że źle – 18 punktów, 7 zbiórek i 4 asysty. Jednak też jego zasługą było dopuszczenie do 13 ofensywnych zbiórek Warriors, w tym 5 Greena i 5 Lee. Swoistym przykładem momentami biernej postawy Clippers w zastawianiu własnej tablicy jest ta akcja Andre Iguodali.

Jednak takie zaangażowanie w grę na ofensywnej desce odbiło się czkawką Warriors. Jednym z kluczy do wygranej w Game 4 było znaczne wygranie punktów z kontry przez Wojowników i ograniczenie rywali do 8 fastbreak points. Dzisiaj Clippers wrócili do typowej dla siebie gry z kontr i wygrali je 21-13. Jednak nie generowała ich tylko aktywność na atakowanej tablicy, ale też 8 strat Stepha Curry’ego, które często prowadziły do kontry. Clippers zdobyli 22 punkty po stratach rywali. Warriors, podobnie jak rywale, najlepsze momenty mieli, gdy sami zdobywali punkty w transition, ale tych momentów było za mało, żeby zwyciężyć w tym spotkaniu.

Chris Paul zagrał na poziomie 20 punktów, 6 zbiórek, 7 asyst i 5 przechwytów, trafiając bardzo ważne rzuty w trzeciej kwarcie, kiedy Warriors byli blisko dogonienia rywali. Po Paulu nie było też zbytnio widać kontuzji ścięgna udowego. Stephen Curry nie grał swobodnie pick’n’rolli i Warriors na tym mnóstwo stracili, a jest to wielka zasługa Paula i Jordana. Jak już wspomniałem wcześniej Steph miał 8 strat, ale nie miał też dobrych pozycji rzutowych, w ogóle nie penetrował i Clippers odcinali mu opcje podania, co skończyło się na jedynych 4 asystach (innym powodem jest też to, że bardzo często Steph zostawiał akcję do rozgrywania Iguodali, a sam próbował zrobić sobie miejsce, dzięki ruchowi bez piłki).

Nie zawiedli też dwaj czołowi rezerwowi Clippers. Jamal Crawford zdobył 19 punktów, miał kilka typowych dla siebie akcji i zamknął mecz kluczowym rzutem na 32.9 sekundy przed końcem. Zdobył też 11 punktów w 4 kwarcie. Darren Collison dołożył 15 punktów w 24 minuty gry, a Doc Rivers ograniczył czas gry pozostałych rezerwowych i grał przez większość spotkania 7-osobową rotacją.

W Warriors postawiono na zespołowość i ta drużyna nie miała dzisiaj jednego lidera. Andre Iguodala był blisko triple-double z 18 punktami, 8 zbiórkami i 8 asystami. David Lee zagrał tylko 27 minut, Warriors byli z nim +1 na parkiecie. Lee zdobył 18 punktów, zebrał 10 piłek i miał 4 asysty. Jednak miał też spore problemy z faulami i przez to Mark Jackson musiał znacznie ograniczyć jego czas gry. 21 punktów dorzucił Klay Thompson, a 17 Stephen Curry. Double-double z 10 punktów i 11 zbiórek uzbierał Draymond Green.

Clippers wyszli na ten mecz bardzo zmotywowani i od początku narzucili swoje tempo, wygrywając pierwszą kwartę 21-31. Jednak potem nieco uleciało z nich powietrze, Warriors zbili różnicę do 5 punktów po kolejnych 24 minutach, a w trzeciej kwarcie straszyli dalej i napędzili stracha rywalom, nawet chwilowo objęli prowadzenie.

Na 3:33 przed końcem tej kwarty było 63-67 dla Clippers. Wtedy Andre Iguodala przechwycił piłkę na linii podania i poszedł sam w kontrze. Wtedy pierwszy z trzech bardzo ważnych rzutów trafił Chris Paul. Warriors wzięli czas, po którym Stephen Curry trafił z półdystansu, a po chwili przechwycił piłkę i poszedł w kontrze, trafiając trójkę dającą prowadzenie.

Potem bardzo ważną trójkę na prowadzenie trafił Chris Paul, a po chwili dołożył kolejną, z 1.1 sekundy pozostałymi na zegarze. W ten sposób Clippers zrobili serię 8-2 kończącą trzecią kwartę i mieli 5 punktów przewagi, których nie mieli zamiaru oddać i nie oddali.

Czwarta kwarta to już historia. Griffin i Crawford trafiający bardzo ważne rzuty na jej początku i wyprowadzający swoją drużynę na +9, potem Hack-a-Jordan po którym DeAndre trafił 6/8 z linii, a kibice skandowali jego imię. Publiczność krzyczała też „We are one”, czyli hasło, które towarzyszy całej aferze związanej z Donaldem Sterlingiem i pokazujące siłę tej ligi. Adam Silver na pewno pomógł LAC wygrać ten mecz, bo bez jego konferencji i nałożenia kar na Sterlinga w hali nie byłoby takiej atmosfery i takiego zjednoczenia całej ligi we wspólnej sprawie. Wczoraj Adam Silver został Adamem Goldem i pochwały dla niego sypią się ze wszystkich stron. Chyba nikt nie powie, że niesłusznie.

silver

Warriors mieli jeszcze swoje szanse w końcówce, parokrotnie schodzili na -6, ale nie byli w stanie odrobić strat. Game 6 w noc z czwartku na piątek o 4:30, w Oakland. Warriors wcale nie muszą tego wygrać, bo Clippers są w gazie i wbrew pozorom sprawa Donalda Sterlinga może im pomóc. Drużyna zjednoczyła się, a publiczność żyje i wspiera swoich ulubieńców. W Oracle Arena nie muszą być faworytem, ale nawet jeśli Warriors doprowadzą do Game 7, to ja ich nie widzę w roli zwycięzców tej serii. Ale te play-offy już zrodziły tyle niespodzianek, że niczego nie możemy brać za pewniaka.