Play offs 2014: zapowiedź serii Houston Rockets – Portland Trail Blazers

Gdy na przeciwko siebie staje czwarty i piąty najlepszy atak ligi doskonale zdajesz sobie sprawę, że będzie to świetny mecz. A gdy masz dostać takich meczy co najmniej 5? A może nawet 6 albo 7? Jeszcze gdy obie organizacje mają głód zwycięstwa i wygrały tylko jedną serię w ostatnich 13 latach? Houston Rockets i Portland Trail Blazers zmierzą się w zachodnim pojedynku wagi ciężkiej, gdzie zwycięzca może być tylko jeden.

Łukasz Siemański & Paweł Kołakowski

HOUSTON ROCKETS

Nadszedł czas prawdy dla trenera McHale’a i jego podopiecznych. Rok temu mało kto na nich stawiał w starciu z Oklahoma City Thunder, ale dziś muszę udowodnić, że wyciągnęli właściwe wnioski z tamtej porażki. Dodatkowo są oczywiście znacznie mocniejsi kadrowo, a to głównie za sprawą pozyskania przed sezonem Dwighta Howarda.  Nie po to sprowadzali „Supermana”, żeby ponownie przełykać gorycz porażki po pierwszej rundzie. Myślę, że kibice, właściciele oraz dziennikarze specjalizujący się w NBA oczekują od nich trochę więcej.

Rockets trafili na Portland Trail Blazers, a więc ekipę numer pięć po sezonie regularnym. W bezpośrednich starciach w RS byli lepsi 3:1, ale ostatni czwarty mecz wygrali rzutem na taśmę. Jest to dowód na to, że obie drużyny prezentują bardzo wyrównany poziom i nie można w żaden sposób lekceważyć oponentów ze stanu z Oregon.

Jednego możemy być pewnie, w tej rywalizacji atak weźmie górę nad obroną, ale to bardzo dobrze dla widowiska. Oba kluby grają zdecydowaną ofensywną koszykówkę, która porywa tłumy kibiców. Możecie zatem być pewni, że nie zabraknie fajerwerków. Warto zatem mocno trzymać się foteli, a najlepiej dla bezpieczeństwa zapiąć pasy (cytując klasyka).

Kluczem do wygranej Rakiet będzie obrona. Posiadają w swym składzie lepszych obrońców, a w dodatku czwórka Beverly, Howard, Parsons czy też Lin to tzw. clutch defensors, a więc gracze spisujący się bardzo dobrze w obronie w decydujących momentach spotkań. Biorąc pod uwagę, że większość spotkań może rozstrzygać się na ich finiszu jest to niezwykle ważny element.

Druga opcja, która znacznie przemawia za Teksańczykami to strefa podkoszowa. Dwight Howard ma znacznie lepsze wsparcie w tej strefie boiska od LaMarcusa Aldridgea. Terrence Jones, Omer Asik, Donatas Motiejunas czy Jordan Hamilton to gracze, którzy potrafią zbierać. Dodatkowe Harden czy Parsons także nie próżnują i piłki po niecelnych rzutach znacznie częściej wpadają w ich ręce niż ma to miejsce w przypadku Matthewsa czy Batuma.

Houston Rockets v New York Knicks

Rakiety to zespół, który najczęściej w lidze rzucał za 3 pkt. W tym aspekcie akurat nie widziałbym przewagi, gdyż Blazers też bazują na grze zza łuku (i świetnie im to wychodzi),  ale podkreśliłbym dwie rzeczy przy tym elemencie gry. Po pierwsze wspomniane zbiórki, które po rozciąganiu gry na obwodzie Howard czy Jones mogą zamienić w ataku na punkty drugiej szansy. Po drugie ławka Rakiet posiada znacznie większe zaplecze. Koalicja takich graczy jak Casspi, Garcia, Lin, Hamilton – to wszystko ludzie potrafiący bardzo skutecznie ukłuć trójką, a w zapewne zdajecie sobie sprawę, że w tej serii będzie dochodziło do strzeleckiej wymiany ciosów. Długa ławka może zapewnić bogatszy arsenał, który w końcowym efekcie przyniesie zamierzony rezultat w postaci awansu.

Widząc słabość adwersarzy w pomalowanym polu ważna rola przypadnie Jonesowi, Motiejunasowi i Hamiltonowi, którzy będą starali się wyciągać Aldridge’a, a to spowoduje, że Howard zostanie sam ze swymi rywalami. W przypadku Howarda, który fizycznie góruje nad Lopezem jest to olbrzymi hanicap. Zresztą to samo tyczy się pozostałych „wysokich” w Blazers.

Wracając do trenera McHale’a to uważam, że jego osoba także daje dodatkowy plus w rywalizacji z Portland. Znacznie przewyższa on doświadczeniem szkoleniowca przeciwników. Po pierwsze grał w Bostonie, który to w latach 80-tych seryjnie zdobywał mistrzostwa. Myślę, że wiedza, którą wyciągnął z tamtego czasu jest bezcenna i teraz musi zaprocentować w najważniejszych momentach sezonu. Wie czego potrzebuje drużyna, jak zadbać o właściwą atmosferę. Ma też dobrą rękę do graczy, jest dla nich niemal jak kumpel, ale kiedy trzeba potrafi ich przycisnąć, o czym przekonał się Terrence Jones, który dostał swoją lekcję pokory w NBDL w poprzednich latach.

W tym sezonie Rockets też już nie są tak bardzo uzależnieni od Hardena. Oczywiście jest on pierwszoplanową postacią w zespole, ale jak jemu nie idzie to pozostali potrafią wziąć na siebie odpowiedzialność. Właśnie swego rodzaju równowaga między geniuszem brodacza i resztą drużyny będzie miała największe znaczenie w wynikach tegorocznych play off.  Jeśli uda się to skutecznie zbilansować to Rakiety będą najbardziej nieobliczalną ekipą na Zachodzie i wróże im nawet finał NBA. Pamiętam jak coś takiego wytworzył Rick Adelman w sezonie 2008-09, kiedy to Ron Artest z Aaronem Brooksem przodowali, ale gra opierała się na wielosegmentowej strategii. Dzięki temu omal nie wyeliminowali Los Angeles Lakers. McHale teraz musi wycisnąć w ten sam sposób maksimum z całej obecnej drużyny Rakiet.

PORTLAND TRAIL BLAZERS

Jeszcze w styczniu widzieliśmy Trail Blazers na drugim miejscu w konferencji, gotowych na grę o najwyższe cele. Dalsza część sezonu zweryfikowała te plany, Blazers zanotowali spadek formy i spadek w tabeli. I mimo zwycięstwa w 9 z ostatnich 10 spotkań przewagi parkietu wyrwać się nie udało. Już ten fakt sprawia, że Trail Blazers nie są faworytem tej serii.

Głównym atutem Blazers w tej serii będzie własna hala. Toyota Center się chowa przy Moda Center Rose Garden. Atmosfera i doping w niej jest większy niż w każdej innej, a kibice w Portland zrobią jeszcze większe piekło rywalom swojej drużyny w trakcie play-offów. Jeśli Rockets uda się wyrwać tam zwycięstwo to powinni spokojnie wygrać serię. Wiecie czemu Trail Blazers są tak dobrzy w crunch-time? Bo niesie ich atmosfera własnej hali i dlatego nie zwykli przegrywać spotkań na styku w Rose Garden.

Umiejętność gry w crunch-time i bycie clutch to też są atrybuty. W dogrywkach w tym sezonie Trail Blazers są 5-2, 3-0 we własnej hali. Damian Lillard przez cały sezon jest w stanie przejmować mecze w ostatnich minutach. W 33 meczach tego sezonu przy różnicy mniej niż 5-punktowej w ostatnich 5 minutach zdobył 80 punktów i trafiał 49.1% z gry i 47.8% za trzy.

Wbrew pozorom Trail Blazers wcale nie muszą zostać zdominowani na tablicach. Wiedzieliście, że Portland to najlepiej zbierająca drużyna w tym sezonie? Ja też nie. Średnie 11.1 zbiórek LaMarcusa Aldridge’a, 8.5 zbiórek Lopeza i 7.5 zbiórek Batuma zdecydowanie robią swoje. Ta trójka jest w stanie pokonać na tablicach trio Howard – Jones – Parsons i nie zdziwię się jeśli tak się stanie. Gorzej z Omerem Asikiem, którego rezerwowi Robinson czy Freeland już raczej nie pokonają.

Kolejna sprawa – nie tylko na tablicach, ale też ogólnie w obronie podkoszowej wcale nie musi być widoczna duża dominacja Rakiet. Robin Lopez jest moim zdaniem bardzo niedocenianym obrońcą. Jego rywale trafiają tylko 42.5% przy obręczy, gdy jest tam Lopez. Dla porównania – rywale Dwight Howarda notują 47.8%. Lopez może też dorzucić kilka dobitek w ataku i skutecznych akcji po pick’n’rollach. Robin to zdecydowanie odpowiedni center dla Blazers i w tej serii może być on x-faktorem.

Ostatnim czynnikiem, który może być korzystny dla Blazers są straty i umiejętność stopniowania tempa gry. Gdy momentami oglądasz Damiana Lillarda to widzisz niezwykle spokojnego gracza, niemal weterana. Podobnie jest z Nicolasem Batumem. Harden, Lin, Beverley – w ich grze widać trochę więcej szaleństwa. Przekłada się to na tracenie piłek. Trail Blazers są czwartą drużyną, jeśli chodzi o straty i notują ich tylko 13.7 na mecz. Rockets są w tej tabeli drudzy od końca i średnio tracą 16.1 piłek na mecz. Jednak Trail Blazers kompletnie nie potrafią ich wymuszać, są w tym najgorszą drużyną ligi z 12 stratami przeciwników na mecz. Jak chcą wygrać tą serię to wymuszanie strat Rockets będzie bardzo przydatną umiejętnością.

NAJWAŻNIEJSZE POJEDYNKI:

Patrick Beverly vs Damian Lillard

Niezwykle ciekawe zestawienie. Jeden z najlepszych „Money Time Players” w lidze, a więc Damian Lillard kontra najskuteczniejszy clutch defensor, a mowa tu oczywiście o Beverlym. Ten drugi wraca po kontuzji kolana i nie do końca wiadomo jak bardzo będzie mógł zaangażować się w grę. O ile o mentalne zaangażowanie nikt nie ma wątpliwości to fizycznie może się okazać, że kolano odmówi posłuszeństwa. Przecież istniało zagrożenie, że wypada z gry do końca sezonu.

Lillard to czołowa strzelba Blazersów i główny napędowy tej drużyny. Wygrywał masę spotkań dla Portland swymi rzutami w końcówkach. Niezwykle ważny gracz, który z uporem maniaka zabija marzenia rywali o wygranej i okrywa ich oblicza smutnym wyrazem twarzy po celnych buzzer beaterach. Chłopak umie też seryjnie zdobywać punkty zarówno zza łuku jak i po penetracjach podkoszowych. Uniwersalny zawodnik, który jest pewien swych umiejętności. Prawdziwy as w talii Stottsa.

Po drugiej stronie Patrick Beverly. Jeden z największych wojowników w NBA. Swoim zaangażowaniem i sercem do gry przypomina mi nieco Johna Starksa. Obok Chrisa Paula najlepszy obrońca w lidze na pozycji numer jeden. Swymi walorami w obronie przekonał do siebie w poprzednich play offs trenera McHale’a i do tego czasu zastąpił w pierwszej piątce Jeremy Lina. Na pewno będzie wywierał presję na Lillarda, kiedy będzie trzeba będzie tak faulował, żeby sędziowie tego nie widzieli, będzie gadał do niego i go deprymował. W sezonie młody gracz z Portland nie zawsze to wytrzymywał, a teraz Beverly może zgotować mu prawdziwe piekło. To są play offs!

Jeśli wytrzyma psychicznie całą serię i nie będzie ulegał naciskom Beverly’ego to geniusz może przewyższyć waleczność Patricka. Jedno jest pewne – w jednym z przypadków trafi kosa na kamień. Godni siebie rywale! Będzie się działo!

James Harden – Wesley Matthews/Nicolas Batum

Jeśli Trail Blazers chcą tą serię wygrać to zatrzymanie Hardena jest absolutnym priorytetem. Portland to rywal, który oprócz Lakers i Sacramento najbardziej mu leżał w sezonie regularnym. Harden notował przeciwko Blazers 30.2 punktu, 7.2 zbiórki oraz 5.2 asysty, trafiając przy tym 48.1% z gry oraz 45.5% zza łuku (przy 3.7 trafienia w meczu). Blazers jednak dobrze szło wymuszanie strat na Jamesie, bo ten tracił średnio 5 piłek w każdym meczu serii w sezonie regularnym.

Odpowiedź na pytanie kto go będzie krył nie jest prosta i z poniższej tabeli (źródło) wynika, że żaden z proponowanych obrońców nie jest dobrym pomysłem przeciwko Jamesowi. Z dwojga złego chyba jednak lepiej postawić na Matthewsa, ale niekoniecznie musi się to sprawdzić i Terry Stotts może zmieniać mu obrońców.

Wesley Matthews Nicolas Batum
Matchup Time 29:36 10:12
FGs 11-19 6-9
FG% 58% 67%
3FGs 5-9 4-4
3FG% 56% 100%
Foul 10 3
FTM 8 7
FTA 9 9
Drives 8 5
Points 35 23

Za to po drugiej stronie parkietu w lepszej sytuacji są Blazers. James Harden z dobrej obrony nigdy nie słynął, chociaż całkiem nieźle broni w izolacjach. Jednak jego problemem jest obrona bez piłki. Harden często gubi swojego obrońcę, bo jest nieuważny i zwyczajnie mu się nie chce. Terry Stotts powinien więc grać jak najwięcej ścięć na Matthewsa, kończonych czy to pod koszem czy rzutem za trzy. Wes notował w tym sezonie regularnym 20.2 punktu przeciwko Rockets.

Terrence Jones vs. LaMarcus Aldridge

W tym pojedynku przewagę mają Smugi. Jones to zdolny, młody gracz, a Aldridge to uznana gwiazda. W każdym z tegorocznych starć silny skrzydłowy z Oregonu łatwo sobie radził z Jonesem i nie dawał mu zbytnio pograć. Sęk w tym, że gracz Rakiet czyni kolejne postępy i chyba teraz przyszedł czas na rehabilitację za nieudane mecze przeciw LaMarcusowi w sezonie regularnym.

Przewaga fizyczna jest raczej po stronie Aldridge’a. Ma on też znacznie większą pewność siebie, co wynika z doświadczenia i pozycji w drużynie. Młokos z Rockets będzie zbierał frycowe, ale ma szczęście, że jego coachem jest McHale, który na grze na „czwórce” zna się jak mało, który trener w lidze.

MA vs TJ

Przy akcjach izolacyjnych na Aldridge’a ogromna przewaga jest po stronie Portland, ale warto pamiętać, że obie ekipy lubią sporo biegać, co akurat pasuje Jonesowi, który w transition spisuje się wyśmienicie w obie strony. Tym niweluje swoje braki do gwiazdora Portland i myślę, że w przypadku, gdyby T.J nie dawał sobie zbytnio rady McHale użyje podobnego fortelu taktycznego.

Ciekawostką jest fakt, że dla obu rywalizacja ma podtekst osobisty. Jones urodził się Portland, natomiast Aldridge to gracz, który przyszedł na świat w Teksasie (Dallas). Może ten drugi fakt nie jest tak bardzo istotny, gdyż akurat rodzinny stan LMA powierzchnią przewyższa Polskę, ale ma to swoją wymowę. Zwłaszcza, że obaj staną na przeciw siebie na parkiecie.

Pozycja numer cztery mimo wszystko robi różnicę na korzyść Portland. Niemal w każdym elemencie Aldridge przewyższa na papierze swego rywala, ale pamiętajcie, że gra się toczy na boisku! Tam wszystko się może zdarzyć.

ROZKŁAD JAZDY:

Game 1 – noc z niedzieli na poniedziałek, 20/21 kwietnia, 3:30, TNT

Game 2 – noc z środy na czwartek, 23/24 kwietnia, 3:30, TNT

Game 3 – noc z piątku na sobotę, 25/26 kwietnia, 4:30, ESPN

Game 4 – noc z niedzieli na poniedziałek, 27/28 kwietnia, 3:30, TNT

Game 5 – 30 kwietnia

Game 6 – 2 maja

Game 7 – 4 maja

PODSUMOWANIE:

Paweł Kołakowski: Moim zdaniem wygranym tej serii będą Houston Rockets. Od lat powtarzam, ze serię wygrywa się w defensywie, a tutaj więcej atutów mają właśnie Teksańczycy. Poza tym w ataku Rockets niczym nie ustępują przeciwnikom, a wręcz są minimalnie lepsi w tym aspekcie.  Doświadczenie także jest po stronie Houstończyków. Harden, Howard, a więc liderzy zespołu grali w finałach NBA, a więc będą w stanie pociągnąć za sobą młodszych (mniej doświadczonych) kolegów. Do tego osoba McHale’a, który był wybitnym zawodnikiem i atmosferę play off zna na wylot.

Statystyki też przemawiają za Rockets, którzy nigdy nie przegrali serii z Portland, a w tym sezonie z czterech meczy wygrywali trzykrotnie. Wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że Rakiety powinny poradzić sobie i przejść do dalszej fazy rozgrywek, ale to jest przecież tylko sport. Do cholery, co ja gadam! To są play offs, tu nic nie jest zwyczajne, bądźcie zatem gotowi na wszystko. Wiem, że zobaczymy tu basket w najlepszym wydaniu! Warto śledzić tą serię!

Łukasz Siemański: Faworytem tej serii na pewno są Rockets, którzy mają swoją odpowiedź na niemal wszystkie atuty Trail Blazers. Jednak ta seria będzie do końca owiana nutką niepewności. Atmosfera Rose Garden będzie nieść Portland do kolejnych zwycięstw, a ta drużyna jest po prostu stworzona do robienia sensacji. To nie może być nudna seria.

Jednak na chwilę obecną doświadczenie Rockets wydaje się być kluczową sprawą. Damian Lillard musi okrzepnąć w grze w play-offs, a w przypadku długiej serii Trail Blazers może zwyczajnie zabraknąć sił. W Portland widać zalążek drużyny, która może być kontenderem, ale tam trzeba wzmocnić ławkę i wtedy myśleć o najwyższych celach. O celach, o których już przed sezonem myślano w Houston i ta ekipa jest zdecydowanie bardziej gotowa do gry o tytuł na chwilę obecną. Rockets w 7 meczach.

Komentarze do wpisu: “Play offs 2014: zapowiedź serii Houston Rockets – Portland Trail Blazers

  1. ta harden (4,5) i parsons (5,5) lepiej w zbiorkach od batuma (7,5), pozdro autor ;D

    1. chyba ze chodzi o zbieranie po SWOICH rzutach, wtedy przyznaje, moj blad ;)

    2. Tak mój Drogi Czytelniku – Harden i Parsons są lepsi od Batuma w z zbiórkach.
      Otóż warto by było przytoczyć tu statystyki z ich bezpośrednich starć, a nie z całego sezonu, bo jakie znaczenie w rywalizacji z Rockets ma fakt, ile piłek zebrał Batum przykładowo w meczach z Bucks czy Magic? Żadne.

      W meczach z HOU Batum średnio zbierał 6 piłek. Harden dla porównania w starciach z POR w tym sezonie miał 7,25 zb, a Parsons 7,0.

      HOU zbierało średnio o 5 piłek więcej.

      Więc dalej pozostanę przy swoim zdaniu, że gracze z Teksasu są aktywniejsi „na desce”

  2. Powiem krótko – Dwight Howard. Moim zdaniem będzie bestią podczas PO, a Robin Lopez to nie jest na Niego jakakolwiek odpowiedź. Nie jestem też przekonany co do defensyw na Hardenie, który gorzej sobie radzi z atletycznymi obrońcami, często go przejmują silni skrzydłowi, ale Batum wydaje się nie być wystarczająco odpowiedzią. Aldridge by musiał dokonywać naprawdę wielkich rzeczy, a chociaż uważam go za najlepszego PF w lidze, to jednak brakuje mu trochę genu lidera połączonego z taką pewnością siebie, niemal pychą. Trochę bardziej mu pod tym względem do Iguadoli niż Kobe’go…

  3. Jones raczej schowany będzie w tej serii – bo w regularze był tragiczny przeciwko Blazers. Howard – jego rzeczywiście trzeba się obawiać ale Harden jest prze- hypowany i jego specjalnie się nie obawiam on serii nie wygra – może mecze pojedyńcze. Howard jednak to inna bajka. Choć zdrowie Beverleya też będzie kluczowe.
    Choć lopez całkiem nieźle radził sobie z Howardem jak go bronił. Ale to w jednym meczu który widziałem . W Houston w meczu nr 4 Portland było jeden osobisty Matthewsa od wygrania. Close games będą po stronie Blazers jednak moim zdaniem

  4. szybkie 4-1 dla HOU. Portland z ta tragiczną ławką i nieregularnym Lillardem to za mało. Owszem mecze bedą wyrównane i ciekawe, ale Houston powinni łatwo przejść dalej

  5. A ja bym zaryzykowal i dal sporo czasu Robinsonowi na krycie Howarda. Ma to sens?

  6. Sasoo,dla przekory „obstawiam” 4:2 dla Portland. Cicho liczę na dobre minuty Bartona,T-Roba,C.J’a,może nawet Clavera- wtedy zniknie główny problem,czyli ławka. Oczywiście to myślenie życzeniowe. Z drugiej strony żal,że któraś z obu drużyn odpadnie w 1. rundzie. Chciałbym mieć taki WCF

Comments are closed.