Drobnym drukiem: Co zrobić z Love, Kevinem Love?

Pomysł na ten felieton zrodził mi się w głowie po przeczytaniu wpisu na Twitterze, w którym autor sugerował, że Los Angeles Lakers będą oferować Minnesota Timberwolves swój tegoroczny wybór w drafcie (z pewnością wysoki) w zamian za największą gwiazdę tego zespołu. Moja reakcja była taka, że to zdecydowanie zbyt niska rekompensata i potraktowałem całość jako żart, ale odpowiedź osób śledzących moje wpisy była natychmiastowa i dość zaskakująca.

Mianowicie, większość osób uważała to za dobry interes dla Timberwolves argumentując to faktem, że Love inaczej wkrótce (dokładnie po sezonie 2014/2015) może odejść z Minneapolis za darmo. Wszak perspektywa dodatkowych 16.7 mln $ w ramach player option za sezon 2015/2016 nie może się równać z maksymalną umową w jednej z drużyn z największych marketingowych rynków NBA (poza Los Angeles Lakers będą mogli mu taką zaoferować jeszcze choćby New York Knicks).

Co prawda ubiegł mnie już trochę Zach Lowe w swoim felietonie dla Grantland, ale jego wpis nie odpowiadał na moim zdaniem najważniejsze pytania – czy w sprawie Love rzeczywiście Timberwolves mają już tylko wszystko do stracenia i co musieliby zrobić by jednak chciał zostać?

6 lat Love w Minny

Zacznijmy od tego jak w ogóle Kevin znalazł się w Minneapolis. Latem 2007 roku Timberwolves pozbyli się swojej megagwiazdy – Kevina Garnetta, który trafił do Celtics w zamian za grupę graczy takich jak: Ryan Gomes, Gerald Green, Al Jefferson, Theo Ratliff i Sebastian Telfair. Spośród nich tak naprawdę na miarę znalezienia się w jednej wymianie z KG grał jedynie Big Al (21.0 ppg, 11.1 rpg i znamię nowego lidera).

To mogło sugerować tylko jedno – T’wolves czekała głęboka przebudowa i nieprędko miała się pojawić szansa na taki sezon jak 2003/2004 (pierwsze miejsce na Zachodzie po RS z bilansem 58-24 i ostatecznie przegrane WCF z Lakers 2-4 (LAL przegrali później finał z Pistons 1-4)).

Nic dziwnego, że sezon 2007/2008 Leśne Wilki zakończyły z bilansem 22-60 (ex-equo trzeci najgorszy w lidze wraz z Grizzlies – do drużyny z Memphis zresztą zaraz wrócimy) i ostatecznie zostali za to „nagrodzeni” trzecim wyborem w drafcie („jedynkę” – Derricka Rose wylosowali Bulls, którzy mieli dziewiąty najgorszy bilans w lidze i tylko 1.7% szans na wygranie loterii).

Z biegiem czasu okazało się, że ten draft był jednym z głębszych w ostatniej dekadzie, ale Timberwolves ewidentnie czaili się jeszcze na coś więcej dlatego też postanowili wymienić w noc wyboru swój pick – O.J. Mayo wraz z Antoinem Walkerem, Marko Jariciem i Gregiem Bucknerem na Mike’a Millera, Briana Cardinala (The Custodian!), Jasona Collinsa (tak, tego Jasona Collinsa) i prawa do wyboru nr 5, czyli Kevina Love.

Love i Jefferson pod jednym koszem? Brzmi nieźle (zwłaszcza w ofensywie), ale trzeba pamiętać że Kevin dopiero się uczył gry na tym poziomie. Zaliczył 37 meczów w pierwszym składzie i średnio grał po zaledwie 25.3 mpg notując w tym czasie 11.1 ppg i 9.1 rpg. Wyższe średnie punktowe i minutowe mieli wtedy w Minneapolis choćby Ryan Gomes i Randy Foye. To dość jednoznacznie sugeruje, że T’wolves nie byli specjalnie mocni i na przestrzeni całego sezonu poprawili się zaledwie o 2 wygrane (24-58).

Kolejny sezon był przełomowy? Au contraire. Jefferson nie miał wystarczającego wsparcia (Love grał 28.6 mpg, i notował 14.0 ppg i 11.0 rpg), a poza nim „liderami” drużyny byli Corey Brewer czy Jonny Flynn (jeden z wielu przejawów „talentu” Davida Kahna, byłego GM T’wolves, który wziął w drafcie w kolejnych wyborach Ricky’ego Rubio i właśnie Flynna, którego nie ma już w lidze kosztem np. Stephena Curry’ego (nieźle by pasował obok Love’a prawda?)). Historia wydaje się powoli podobna?

Co dalej? Jefferson został wymieniony do Utah Jazz w zamian za Kosta Koufosa, zastrzeżony wybór w drafcie 2011 od Memphis Grizzlies i dodatkowy zastrzeżony wybór w pierwszej rundzie od Jazz. Timberwoles skończyli sezon 2009/2010 z drugim najgorszym bilansem w lidze (15-67) i mieli ostatecznie 5 wyborów w drafcie, które wykorzystali na: Wesley’a Johnsona (5, za nim choćby Cousins i George), Luke’a Babbitta (16, przed np. Bledsoe), Trevora Bookera (23, zamiast Lance’a Stephensona), Paulao Prestes (45, nie silcie się, nigdy nie zagrał w NBA) i Hamady N’Diaye (56).

Od tego czasu to team Love’a, który statystycznie notuje około 23 punktów i ponad 13 zbiórek na mecz. Jakie problemy? Takie, że od 2010 roku jego najlepszymi partnerami w Minneapolis byli (w kolejności chronologicznej): Michael Beasley (rzucaj, B-Easy, rzucaj!), Ricky Rubio (broń Boże nie rzucaj!), Nikola Pekovic (Non!), Andrei Kirilenko (miał być zbawcą, a uciekł za oddanymi pod stołem dolarami Prokhorova) i Kevin Martin (a.k.a. powinienem być strzelcem z ławki, a muszę rzucać w S5).

Co dalej?

Czyli powoli zbliżamy się do trzeciej iteracji tego co w Minneapolis dzieje się regularnie od 2007 roku. Łapiemy i wyszkalamy gracza o bardzo dużych możliwościach, nie potrafimy dać mu odpowiedniego wsparcia, godzimy się na oddanie go za grosze i wmawianie fanom, że czeka ich jasna przyszłość.

Wiecie co? Moim zdaniem tym razem to nie może przejść – Timberwolves muszą się postawić i spróbować go zatrzymać na dłużej (swoją drogą, gdyby nie Kahn to nie byłoby problemu bo mógł zaoferować mu maksymalną, pięcioletnią umowę zamiast 3+1, no ale co tam) bo inaczej za rok nie będzie problemu braku gwiazdy, ale zaczną się pogłoski o sprzedaży drużyny.

Trener

Adelman już był ponoć bardzo bliski odejścia z Minneapolis przed startem sezonu w trosce o swoją chorą żonę. Teraz, nawet gdyby był zainteresowany pozostaniem to bym optował na zmianie na tym stanowisku, ponieważ drużyna zamiast się rozwijać notuje regres (tak, wiem o problemach z kontuzjami).

Doświadczony trener zbyt mocno ufa weteranom zamiast wcześniej dawać szanse młodym talentom. Przykładowo o Gorgui Diengu byśmy pewnie nie usłyszeli gdyby nie kontuzje Pekovicia i Turiafa, a tak się okazało, że 24-latek potrafi grać i to na obu połowach. Podobnie mogłoby być choćby z Shabazzem Muhammadem, gdyby nie to że Adelman nie daje mu szans na grę (średnio 7.7 mpg) kosztem takich tuzów jak Brewer (jednowymiarowy i gracz idealny za drobne na ławkę), Cunningham czy Mbah a Moute.

Nie uważam też, by dobrym kierunkiem było postawienie na Freda Hoiberga, który jest ponoć jednym z najbardziej gotowych do pracy w NBA trenerów z NCAA. Tutaj nie ma już miejsca na eksperymenty. Trzeba wygrywać i pokazać pieniądze Hollinsowi lub Van Gundy’emu, którzy muszą z miejsca poprawić defensywę (tracone 103.5 na mecz wygląda strasznie).

Wzmocnienia

Timberwolves mają trudną sytuację kadrową, ponieważ po tym sezonie z ich listy płac może automatycznie spaść zaledwie około 3.5 mln $ (Cunningham, Price i Hummel). Wliczając Love’a mają 66 mln $ zapisane w aktywnych umowach na te rozgrywki (przy +/- 59 mln $ jako salary cap i 71.75 $ jako limit luxury tax).

W tej sytuacji klub z Minneapolis może mieć do dyspozycji tylko midlevel exception i (w tej chwili) jeden wybór w pierwszej rundzie draftu (jest zabezpieczony do Top 13, więc musieliby mieć masę pecha i spaść w loterii na ostatnie, 14te miejsce by stracić wybór na rzecz Suns). Co gorsza, zsumowanie tych dwóch kontraktów mogłoby ich przesunąć bardzo blisko w rejony luxury tax.

Jak wygląda sytuacja wymian? Pekovic jest przepłacony, ma już 28 lat, z jego zdrowiem pojawia się coraz więcej problemów i umowa gwarantuje mu zarobki do 2017/2018. Mocno powyżej swoich możliwości zarabiają też Chase Budinger (5 mln $ za sezon) i J.J. Barea (4.5 mln $). Ten drugi mógłby jeszcze kogoś zainteresować biorąc pod uwagę, że pamiętają jeszcze jak grał dla Mavericks i że jego kontrakt po 2014/2015 wygasa. Do wymiany są jeszcze choćby wspomniany Brewer, przepłacony Mbah a Moute czy Shved, ale szanse są minimalne, a trzeba pamiętać, że na podwyżkę czeka już Rubio (oj, to będzie trudna decyzja).

Kto jest najbardziej potrzebny? Twarde wsparcie dla Love’a na pozycję silnego skrzydłowego (bez niego na parkiecie Timberwolves są miażdżeni przez rywali), doświadczony gracz w stylu 3-and-D (taki Jared Dudley) i sztab medyczny z Phoenix. Będzie ciężko, ale nie jest to niewykonywalne.

Co wobec tego zrobić?

Flip Saunders musi pokazać, że ma „cojones” i nie boi się zdecydowanych działań. Przed nim najpierw rozmowa z Love, później wybór nowego szkoleniowca i ustalenie planu na draft, a na końcu poszukanie gracza, który może realnie wzmocnić zespół w przyszłorocznej walce o PO.

Przy obecnej sytuacji kontraktowej nie będzie łatwo, ale przy odpowiednim trenerze perspektywa gry w zespole wraz z Kevinem i Rubio może być naprawdę kusząca. Tacy gracze jak np. Jodie Meeks (po prostu strzelec), czy doświadczeni Butler, Diaw (byleby został w San Antonio) czy Ariza mogliby być sensownym wzmocnieniem.

Gdyby Świat byłby idealny to T’wolves wyrwaliby w jakiejś wymianie Reggiego Evansa i Gary’ego Neala, ale umówmy się przy ich obecnych umowach (odpowiednio 1.7 mln $ i 3.3 mln) i produktywności szanse na to są praktycznie żadne.

GM klubu musi jednak mieć oczy szeroko otwarte i próbować bo w NBA dzieją się często dziwne rzeczy (kłótnie, problemy osobiste, …) i gracze skreślani w jednym zespole potrafią eksplodować formą w innym (np. Nick Young (nie mówię tego żartem), D.J. Augustin czy Courtney Lee). Klub z Minnesoty musi teraz szukać właśnie takich okazji oferując szansę i dobrych partnerów.

Czy im się uda? Nie wiem, ale jestem umiarkowanym optymistą.

Czy będzie to przesadne ryzyko? Wszak jeżeli np. przed przyszłorocznym All Star Game ich szanse na udział w PO będą minimalne to za Kevina Love nie dostaną już równie dobrych ofert jak teraz (GMowie innych zespołów nie są głupi i będą wiedzieli, że T’wolves będą mieli pistolet przy skroni)? Prawdopodobnie jest, ale ten klub po prostu nie ma teraz innego wyjścia. Przy dwóch ostatnich, podobnych sytuacjach się poddali i jak widać mimo upływu lat są wciąż w dołku.

W tym sporcie nie chodzi o to by przez 20 lat być drużyną walczącą (lub wmawiającą kibicom, że walczą o lepszą przyszłość), ale by choć kilka razy w tym okresie mieć realną szansę na walkę o tytuł.

Timberwolves – jeżeli wymienicie Love to wasze okienko na taką szansę zamknie się na kolejne minimum 2-3 lata (a prawdopodobnie dłużej). Jeżeli jednak powalczycie o niego i o swój zespół to możecie długofalowo zmienić organizację tak jak choćby zrobili to Trail Blazers – też mieli plagę kontuzji i masę pecha, ale utrzymali zespół stawiając na Aldridge’a i po dołożeniu Lillarda i kilku zadaniowców (Lopez, Williams, Wright) i wraz z rozwojem swoich graczy (Matthews, Freeland, Robinson) nagle okazało się że mogą z powodzeniem walczyć na bardzo silnym Zachodzie.

Jeżeli pomyślicie na spokojnie, to Timberwolves nie są tak daleko od podobnego scenariusze i właśnie tego życzę zarówno im jak i Kevinowi Love.

Komentarze do wpisu: “Drobnym drukiem: Co zrobić z Love, Kevinem Love?

  1. pierwsze co powinni zrobic w Timberwolves to pozbycie sie Rubio. zdecydowanie zawodnik, ktory jest porazka. od biedy potrafi podac pilke, ale zero rzutu, obrony, czegokolwiek co podnosiloby jego wartosc, oddac za kilka pilek albo jeszcze doplacic, zeby ktos go wzial. po drugie sciagniecie takiego zawodnika wlasnie jak DJ Augustin. ktory potrafi podac, rzucic, kreowac gre. po drugie zachowac Adelmana albo wymienic go na trenera, ktory od razu zapewni jakos 9zgadzam sie z nazwiskami podanymi przez autora tekstu). Po drugie pozbycie sie Pekovica a najlepiej wszystkich zawodnikow ktorzy sa w Minesocie poza Martinem i Diengiem. jesli Love ma zostac to musza go czyms zachecic czyli sprowadzic gwiazde. nikt do tego zespolu nie przyjdzie bo zreszta po co. dlatego na miejscu Minesoty bralbym numer w drafcie i dziekowal, ze w ogole cos daja.

    1. Tak by było najprościej i być może tak bym zrobił na 2K;-) ale…

      Rubio to już niejako ikona Wolves, zawodnik mocno akceptowany przez fanów oraz kreujący styl gry stada. Jeśli ja miałbym zapolować na nowego PG to wybrałbym Kyle’a Lowry i do dziś kłania się gorączka czerwcowej nocy Kahna, kiedy to postawił na Flynna kosztem Lawsona. Ty Lawson w Minnie dziś by robił rożnicę.

      Mając do wyboru trenera to wątpię by Hollins zrobił z graczy ataku nagle wybitnych defensorów bez solidnych zadaniowców. W systemie po Adelmanie widziałbym Stana Van Gundy. Wie jak grać z centrem, wie jak korzystać z jego podań i wykorzystywać strzelców na dystansie (Love, Brewer i Martin) są idealni do jego schematów. Kluczem będzie dobranie stoperów jak Sefolosha czy Kirilenko (obecny 2 lata temu).

      Wiele może też zależeć od szczęścia T’Wolves w loterii draftowej i znów zdrowia graczy.

      BTW. Bobcats ma graczy do czarnej roboty jak Douglas-Roberts, Tolliver *był w Minnie. Oni pełnią rolę plastrów.

  2. Nieprawdopodobne, tekst o Love, a słowo defensywa pada raz i to nie o Nim. Ten facet broni gorzej niż Boozer…chyba najbardziej przereklamowany zespół w NBA…

    1. To dlatego, że to mimo wszystko nie jest tekst o samym Love, ale bardziej o tym jak go zatrzymać w Minny. To o czym napisałeś nie tyczy się zresztą tylko Kevina, ale w ogóle całych T’wolves, którzy w obronie robią nieprawdopodobną ilość błędów – zwłaszcza w końcówkach (zbyt łatwo dają się mijać, wysocy próbują wybijać piłki przez co łapią faule (z drugiej strony ani Pek, ani Love nie są blokującymi), etc.).

      Klucz w tym, że odpowiednio zaaplikowany system potrafi te braki umiejętności ukryć – patrz np. na to co w Bobcats zrobił Clifford. Nie powiesz mi chyba, że Jefferson i McRoberts to lepsi defensorzy, a mimo wszystko drużyna z Charlotte jest pod tym względem dużo, dużo lepsza (w skrócie – Clifford bardzo uprościł obronę i dopiero teraz buduje na tej podstawie bardziej skomplikowane warianty). Tego samego oczekiwałbym po T’wolves i jest to absolutnie wykonywalne.

  3. Kłopot w tym, że Minny poza tym, że jest małym rynkiem to jeszcze odstrasza pogodą. To nie żart, naprawdę wielu graczy nie bierze ich pod uwagę również z tego powodu. Innymi słowy jest to jedno z ostatnich miejsc które biorą pod uwagę wolni agenci. Perspektywy na wzmocnienia słabe. Nie wierzę, że Love z nimi przedłuży, bo z kim on tam ma niby grać, a będzie przebierał w ofertach. Trochę też nie wierzę, że Lakers oferują ten pick (chyba, że np. zastrzeżony w TOP 3), na miejscu Soty nie wahałbym się ani chwili i brał ten wybór. Porównanie z Portland trochę nietrafne, bo oni wcześniej zdołali dodać Lillarda, który ma potencjał podobny jak Aldridge.

    1. Z PTB chodzi po prostu o to, że oni byli zdeterminowani by utrzymać trzon drużyny licząc na to co właśnie się stało, czyli dobry pick, odpowiedni trener, rozwój graczy i dorzucenie role players.

      Timberwolves mogą spróbować tego samego (nikt nie da im gwarancji, że im się uda). Ryzyko? Mogą stać się nowymi Cavs (do tej pory nie pozbierali się po odejściu Jamesa), albo Hawks (za silni na wypadnięcie z Top 8, za słabi na powalczenie w PO).

      Z drugiej strony, pozbywając się Love’a scenariusz może być taki: wyciągną wysoki pick (nawet 1-3), wybiorą np. Embiida, wyrobią go na jedną z gwiazd ligi, a ten i tak za 4-6 lat gdy wejdzie w swój prime pojedzie do Nowego Jorku, Los Angeles albo Miami…

    2. Ale zakładając, że taki gość jak np. Embiid czy Wigins wypali mają gwiazdę na rookie kontrakt i dużo miejca w salary w porównaniu z tym gdy podpiszą Love’a oczywiście za maxa.

  4. Chyba juz wiem komu poswiece pierwsze offseasonowe Gdybym byl GMem:-)

  5. @Behemot – ale nie zapominajmy, ze on tak naprawdę przez 2-3 lata bedzie dopiero wchodził na poziom gwiazdy ligi. Graczy, którzy zaraz po roku w NCAA stali się gwiazdami ligi można liczyć na palcach jednej ręki. Chodzi mi o to, że Timberwolves nie mają już czasu na kolejny taki proces

  6. Wszystko sprowadza się do tego na ile oceniasz szanse, że Love z nimi przedłuży umowę. Ja im daje na to ok. 10% i stąd moja ocena.

  7. Love nie zostanie w Wolves bo bedzie chcial walczyc o tytul jak kazdy zawodnik z czolowki tej ligi. nie jest juz najmlodszy a nie ma co sie oszukiwac, ze w obecnym klubie taka szanse dostanie. dlatego tez odejdzie, chyba ze klub zaoferuje mu niewyobrazalne pieniadze a takich na pewno nie dostanie

    1. Maksymalna płaca jest określona w umowie ligi z zawodnikami, Love bez wątpienia dostanie maksymalną propozycję i od Wolves i od potencjalnego nowego pracodawcy.

    2. tylko nie zapominaj, ze takie NY czy LAL moze zaproponowac wiecej niz Wolves

  8. Na co Woves nie będą mieć czasu??Całe życie słabeuszami będą,a teraz mają swój prime. Pora wracać zająć miejsce w szeregu. I nie pisz,że za Garnetta i Marburego walczyli o majstra,bo każdy klub ma to w CV ,oprócz Bobcats

    1. Zarząd jest rozliczany z efektów swojej pracy. Regularne 10-14 miejsce to żaden efekt i będzie się to wiązało z przemiałem w organizacji, a na to chyba nie chcą sobie pozwolić?

      Poza tym, tworząc kulturę przegrywania pozbywają się fanów (a przy stosunkowo niewielkim rynku nie mogą sobie na to pozwalać). Więc jeżeli nie staną się przynajmniej na sezon-dwa sporo lepszą ekipą niż teraz to wkrótce zaczną się plotki o sprzedaży klubu.

  9. tak naprawdę też na początku mowiłem że taki draft pick to swietny deal, ale rzeczywiscie duzo to nie zmieni, tylko że to że Love odejdzie to jest 99,9%. Jaka jest szansa dla drużyn z takim rynkiem w NBA? Trzeba wybrać w drafcie kogoś jak Duncun albo Durant, ale też im dać warunki do wygrywania ( bo odejda jak Shaq, Lebron czy Howard), Cap space powinno pomagać niedługo coraz bardziej, bo duzych rynkow nie bedzie stac na takie szastanie kasą, powinni też patrzeć na zagranicznych koszykarzy ( jak sas) bo takich latwiej utrzymac u siebie. Liga obecnie 30 drużyn jest w sumie rozwodniona i zawodnikow którzy robia roznice jest moze 10 a czy Love jest jednym z nich?

    1. Zgadza się. Dla zespołów z mniej medialnych miast kluczem jest wybieranie graczy o odpowiednim charakterze. Wspieranie się graczami spoza USA jest też dobrym pomysłem i widać, że T’wolves zaczęli to robić (Pekovic, Rubio, Shved, Kirilenko) – tylko trzeba pamiętać, że nie można ich przepłacać…

      Tak szczerze to bym próbował dogadać się z Love, że walczymy jeszcze przez minimum sezon, dajmy sobie szansę, a jeżeli nie to spróbowałbym dogadać się co do sign&trade i pozyskania wówczas kogoś wartościowego w zamian.

  10. ich listy płac może automatycznie spać zaledwie

    chyba spaść ;-))))

  11. Dzięki Mateusz za fajny artykuł. Ten draft jest jednak dość kuszący. Myślę, że Love i tak nie zostanie w Minneapolis. Za dużo porażek. Z prawie każdej wypowiedzi wychodzi z ust Kevina mocne rozgoryczenie polityką klubu. No i kontrakt Khana 3+1. Kevin odejdzie choćby GM Wilków stawał na uszach i dawał mu maksa. Niestety czas myśleć planem awaryjnym póki jeszcze można sporo dostać.

    Patrząc na dobre picki i dość duże markety to umówmy się – z ekipami Bucks, 76ers – Kevin Love nie podpisze przedłużenia.

    Z Magic, Celtics i najbardziej Lakers to już inna sprawa. Celtics i Lakers moim zdaniem gwarantują budowanie silnego teamu pod mistrzostwo.

    W Bostonie już jest Rondo, co mogłoby zainteresować Love’a. Celtics dysponują dodatkowo dwoma pickami – drugim po Hawks (być może loteryjnym). Budowanie drużyny na dwójce Rondo – Love jest bardzo ciekawym rozwiązaniem.

    Lakers ma nieco gorszą sytuację, bo tam plaża jest całkowita. Nie ma z kim budować, bo Kobe z całym szacunkiem dla niego już się skończył (podobnie Gasol). Co prawda jeżeli się ma kasę, a Lakersi ją mają, można zbudować dream team nawet w 2 sezony, co pokazuje przykład Nets.

    Jest jeszcze bardzo ambitny nowy właściciel Kings, a Sacramento leży w Kalifornii, do której tak Kevina ciągnie. Kings mają jeszcze sporo miejsca w salary cap, około 7 miejsca w drafcie i przede wszystkim mają kim handlować (Thomas, Evans, McLemore, Williams, Terry, Thompson, Landry, spadający kontrakt Gay’a – do wyboru do koloru). Dwójka Cousins – Love pod koszem mogłaby być masakryczna (jeżeli tylko by się dogadali panowie, bo obaj mają twarde charaktery). Do tego rozgrywający Thomas to już bardzo duża część układanki. Opcja pick + np. Gay, McLemore, Evans i wypchnięcie jakichś kontraktów w stylu Budinger, Barea, Mbah a Moute, Shved byłaby bardzo kusząca dla obu stron.

  12. Chłopaki nie traćcie czasu. Love nie będzie chciał mozolnie budować zespołu w Bostonie, ani nie będzie chciał się dogadywać z centrem Królów. Po co mu to? San Antonio w miejsce odchodzącego na emeryturę Duncana to rozumiem…

    Jeśli tylko Melo nie podpisze kontraktu z Chicago, to właśnie tam pójdzie Love, w miejsce Boozera. Nie po to Chicago robi sobie miejsce w Salary Cup, żeby ściągać zadaniowców.
    Razem z Gibsonem stanowili by doskonałe duo na skrzydle – jeden lubi grać szeroko nawet na obwodzie, a drugi głównie pod koszem. A Chicago po powrocie (miejmy nadzieję) Rosea gwarantują Kevinowi szybki awans ligowy. Teraz zdziesiątkowani mogą powalczyć solidnie w PO.

Comments are closed.