Szalona pogoń Grizzlies nie przyniosła skutków, Durant dowiózł zwycięstwo Thunder

[32-25] Memphis Grizzlies 107 – 113 Oklahoma City Thunder [44-15]

Dla Thunder miał być to bardzo ciężki mecz, ze względu na brak siły podkoszowej, którą posiadają Grizzlies. Ale tego problemu w Oklahomie nie odczuli. Wygrali 39-33 w zbiórkach, zebrali też 15 piłek z atakowanej tablicy i nie dali się specjalnie wypunktować z pomalowanego (42-34). Zach Randolph zdobył tylko 13 punktów, trafił 5/14 z gry i zebrał 10 piłek. Marc Gasol miał 17 oczek, ale zebrał tylko 3 piłki przy 9 szansach na zbiórkę.

Scott Brooks we właściwym momencie przypomniał sobie Hasheemie Thabeecie dla którego był to dopiero 9 mecz w tym sezonie i zwykle wychodził w garbage time. Większe minuty niż zwykle dostał też Steven Adams. Swoje zrobił też Serge Ibaka. Ta trójka wypełniła rotację podkoszową i wypełnili swoje zadanie wzorowo – bronili i zbierali, a Grizzlies stali się ofiarą tego co sami stosowali w ostatnich play-offach. Randolph i Gasol nie mieli przydzielonego jednego obrońcy, ale podkoszowa trójka Thunder wymieniała się kryciem w kolejnych posiadaniach. Po meczu swoich wysokich pochwalił Scott Brooks: „Steven and Hasheem were terrific guarding their bigs. ” Zwłaszcza należy pochwalić Adamsa, z którym Thunder byli +15 na parkiecie.

Kevin Durant miał swój dzień, zdobył 37 punktów, zebrał 6 piłek, rozdał 5 asyst, ale też popełnił 5 strat. Tayshaun Prince i Tony Allen byli ogrywani i nie zapewnili takiej obrony jak to miało miejsce w maju poprzedniego roku. Allen miał problemy z faulami i zagrał tylko 17 minut, a wymuszał je właśnie Durant, który trafił 10/10 z linii. KD szalał w drugiej połowie, gdzie zdobył 30 punktów, w tym 13 w czwartej kwarcie.

Russell Westbrook też przebudził się w odpowiednim czasie i zagrał pierwszy dobry mecz po powrocie. 21 punktów, 6 asyst, tylko 1 strata i 7/12 z gry. Wciąż nie penetruje tak jak przed swoją przerwą, ale dzisiaj siedziało mu z półdystansu i stamtąd zdobywał punkty. Za to po drugiej stronie zawiódł Mike Conley – 1/10 z gry, 6 punktów, 5 strat i obrona na niższym poziomie. Trochę ratuje go w tym wszystkim dobre rozgrywanie i 9 asyst. Westbrook zdecydowanie wygrał to starcie, chociaż przed tym meczem nic na to nie wskazywało.

Grizzlies prowadzili w tym meczu tylko przez minutę i 21 sekund. Potem Thunder utrzymywali przewagę w okolicach 7-8 punktów przez pierwszą i część drugiej kwarty. Grzmoty odjechały w ostatnich 5 minutach pierwszej połowy, przeprowadzając serię 17-6. Było 15 punktów różnicy po 24 minutach, kolejne 12 było bardziej wyrównane od pierwszej połowy, ale Thunder wciąż mieli 16-punktowe prowadzenie.

W 4 kwarcie Grizzlies rzucili się do pogoni. Mike Miller zdobył 19 z 36 punktów Grizzlies i swoimi trójkami gonił rezultat. Thunder strasznie się rozluźnili w obronie, bo Miśki trafiły pierwsze 11 rzutów w ostatnich 12 minutach. Goście nadrobili prawie całą stratę i obie ekipy dzieliło tylko jedno posiadanie. Nie spodobało się to jednak Kevinowi Durantowi.

Durant znowu był wielki w crunch-time. 8 z 10 ostatnich punktów Thunder należały do niego i zrobił to w przeciągu 3 minut. Pewnie trafiane jumpery załatwiły Grizzlies, którym zabrakło czasu. Gdyby zerwali się do nadrabiania strat jeszcze w 3 kwarcie to mogli wygrać ten mecz. Grizzlies 107 – 113 Thunder.

PS. Thabo Sefolosha doznał kontuzji mięśni lewej łydki i zagrał tylko 4 minuty. Na szczęście nie jest to nic poważnego i status Szwajcara to day-to-day.