Dogrywka w Indianie, Pacers lepsi od Blazers

Zapachniało dziś play offami w Bankers Life Fieldhouse. Świetne indywidualne występy, wielkie rzuty w czwartej kwarcie i dogrywce oraz dobra gra po obu stronach boiska. Jedno z lepszych spotkań, jakie widziałem w tym sezonie.

Pacers wygrali pomimo tego, że z powodu urazu pleców nie grał Lance Stephenson i jego brak był trochę widoczny, szczególnie na początku spotkania, kiedy dwa faule szybko złapał George Hill i jego miejsce zajął C.J. Watson, który nie rozprowadza tak dobrze piłki, jak podstawowa para obrońców Indiany.

Właśnie wtedy goście osiągnęli najwyższe w meczu 12-punktowe prowadzenie. Głównie dzięki LaMarcusowi Aldridge’owi, który w pierwszej kwarcie rzucił 11 ze swoich 22 punktów i nie miało znaczenie, czy kryje go David West, Roy Hilbert czy Luis Scola. Każdemu trafił sprzed nosa te swoje jumpery z okolicy lewego łokcia i gracze gospodarzy mogli tylko patrzeć jak piłka ląduję w koszu.

Pacers drugą kwartę rozpoczęli runem 11-2 i zmniejszyli stratę do tylko 3 oczek, ale Blazers utrzymywali przewagę za sprawą Damiana Lillarda, który grał tak jakby chciał potwierdzić, że głosy o tym, że nie zasługuje na All Star Game są mocno przesadzone. Rozgrywający gości w drugich 12 minutach gry miał udział przy 20 z 22 punktów swojej drużyny. Rzucił 14 z nich i rozdał 3 asysty, które na 6 oczek zamienili jego koledzy z zespołu i do przerwy Portland wygrywało 50-45.

Trzecia kwarta zamieniła się w pojedynek rozgrywających Lillard-Hill. Dwójka playmakerów prowadziła swoje drużyny i obaj korzystali z pomocy swoich podkoszowych. Pierwszy z Robina Lopeza, który świetnie walczył na tablicach i wykorzystywał podania Lillarda, drugi z Westa, którego nie można było dziś zostawiać na półdystansie, o czym obrońcy Blazers często zapominali, a skrzydłowy Pacers co chwilę to wykorzystywał. Jego zagrania pick and pop z Hillem były zabójcze dla gości.

Ważnym ważnym momentem tej części spotkania był trzy faule, jakie złapał Aldridge. Podkoszowy gości miał już ich cztery w trzeciej kwarcie i musiał powędrować na ławkę, co wybiło go trochę z rytmu i już do końca meczu nie był sobą.

Portland po wejściu pod kosz Lillarda w połowie czwartej kwarty prowadziło już 8 punktami, ale wtedy szybki run gospodarzy 10-2 doprowadził do remisu i dalej walka toczyła się już kosz za kosz i punkt za punkt.

Szczególnie świetną sekwencję rzutów w końcówce miał świetny w drugiej połowie Wesley Matthews, kiedy to trafił 10 oczek z rzędu. Najpierw trójkę z lewego rogu nad Westem, następnie był faulowany przy rzucie za trzy i wykorzystał wszystkie wolne, a potem trafił dwa ważne i trudne rzuty za dwa.

Szczególnie istotny był ten drugi, po którym Blazers objęli jednopunktowe prowadzenie, ponieważ chwilę wcześniej wielką trójkę trafił Paul George, który akurat był fatalnie dysponowany tego dnia pod względem rzutowym.

Po rzucie Matthewsa, George spudłował łatwy lay up i goście mogli powiększyć swoją przewagę, ale tym razem dwie kolejne trójki Matthewsa i Lillard okazały się niecelne. O czas poprosił trener Frank Vogel i rozpisał bardzo dobrą akcję.

Pod kosz wszedł George, oddał piłkę do stojącego za linią za trzy punkty Danny’ego Grangera, ale ten minimalnie stanął na linii bocznej i gospodarze stracili piłkę. Było 26,6 sekund do końca, Pacers sfaulowali Nicolasa Batuma, który wykorzystał oba osobiste i w tym momencie Portland prowadziło trzema oczkami.

O czas znowu poprosił Vogel. Piłka powędrował to George’a, ale ten przy dobrej obronie Batuma nie trafił zza łuku. Hibbertowi udało się jednak zebrać piłkę w ataku, podał ją do Hilla, a rozgrywający gospodarzy, rozgrywający swój najlepszy mecz w karierze doprowadził do wyrównania na 8,3 sekundy do końca.

Blazers mieli jeszcze szansę wygrać ten, ale gospodarze podwoili w ostatnie akcji Lillarda. Ten ratował się podaniem do Batuma, ale rzut Francuza z trudnej pozycji okazał się niecelny i czekała nas dogrywka.

W doliczonym czasie gry jeszcze do stanu po 107:107 było wyrównanie. Następnie jednak Hill wszedł pod kosz i zdobył punkty lay upem, a chwilę później fatalny błąd popełnił Aldridge. LaMarcus zebrał piłkę po niecelnym rzucie Grangera, ale stal przy linii końcowej i zaczął tracić równowagę, ratował się podaniem, ale oddał piłkę wprost w ręce Westa, który łatwym wsadem zapewnił Pacers 4 punkty przewagi.

Goście jeszcze próbowali, ale Matthews nie trafił step backa, a zaraz po przeciwnej stronie boiska po rzucie Hibberta zrobiło się plus 6 dla gospodarzy. Do trzech oczek straty zmniejszył jeszcze Lillard trafiając wielką trójkę naprzeciwko kosza, jednak chwilę później po zbiórce w ataku Grangera w izolacji zamroził ten mecz George, trafiając daggera nad Aldridgem.

Najwięcej punktów dla Indiany rzucił dziś Hill – 37, co jest jego nowy rekordem kariery. Był 12/19 z gry, 2/4 za trzy i 11-12 z linii. Był do tego bliski triple-double zbierając 9 piłek i rozdając 8 asyst. Świetnie zagrał też West, autor 30 oczek, 13/16 z gry i 10 zbiórek. 17 punktów dodał George, ale trafił tylko 5 z 23 rzutów, w tym 1/6 zza łuku. 10 oczek z ławki dołożył Rasual Butler.

Dla Portland najlepiej punktował Lillard – 38 oczek, 15/26 z gry, 4/7 z dystansu. Rozdał do tego 11 asyst. 19 punktów z 22 rzutów dodał Matthews, 22 z 24 rzutów Aldridge, a double-double na poziomie 17 oczek i 14 zbiórek zanotował Lopez. Batum zdobył tylko 4 oczka, trafiając 1 z 8 rzutów, ale grał dziś świetną obronę na George’u i sprawiał mu dużo kłopotów, przyczyniając się do słabego występu lidera gospodarzy.

Kolejny mecz obie drużyny zagrają na wyjeździe, Blazers dziś z Wolves, natomiast Pacers w niedzielę z Magic.

Portland Trail Blazers – Indiana Pacers 113:118 OT (28:16, 22:29, 27:26, 26:32, 10:15)

Liderzy zespołów:

Punkty: Lillard 38 – Hill 37

Zbiórki: Lopez 14 – West 10

Asysty: Lillard 11 – Hill 8

Przechwyty: Batum 2 – George, Hill 2

Bloki: Batum 2 – West, Hilbert, Granger 2

Komentarze do wpisu: “Dogrywka w Indianie, Pacers lepsi od Blazers

  1. Chyba najlepszy mecz jaki ogladalem w tym sezonie. Kapitalny pojedynek Lillarda z Hillem. Jak dla mnie bylo wszystko co powinno być w koszykówce na najwyzszym poziomie. I szczerze… Oddalbym wszystko by mieć w zespole Davida Westa:)

  2. Wczoraj specjalnie zaliczyłem nockę żeby zobaczyć ten mecz na szczycie, i jak najbardziej było warto. Swietna gra obu zespołów, przy czym dało się zauważyć jak to napisał autor, brak Lance’a. Lillard robił co chciał momentami, i naprawde chłopak ma potencjał, dopiero drugi rok w lidze a jest juz jednym z najlepszych PG w lidze (według mnie). George Hill grał jak natchniony (poza 37 ptk do tego 9 zbiorek i 8 asyst) i tak jak to komentatorzy słusznie wczoraj po meczu stwierdzili, że nie oczekuje sie od Georga Hilla takich wystepow co noc ale swiadomosc ze posiadasz gracza ktory jest w stanie takie cyferki wyprodukowac jest bardzo budujaca. David West zagral prawie ze idealny mecz, i ten jego poldystans ze srodka. Aldridge byl Aldridgem i trafial swoje Jumperki az do czwartej kwarty kiedy nie wiem czemu przestal grac izolacje na dalekim poldystansie i zaczazl sie pchac z Westem na plecach pod sam kosz, gdzie po pierwsze West swietnie bronil kilka razy, po drugie za kazdym razem konczylo sie to pomoca od Hiberta albo innego zawodnika Pacers. Nie wiem co sie stało z MO Williamsem, ale jego brak tez był widoczny.
    W calym spotkaniu bylem pod wrazeniem gry Robina Lopeza, Nie dosc ze siwetnie walczyl z Royem, rewelacyjnie go zastawiajac, i wydawalo mi sie ze troche zjadl Hiberta w tym meczu. Taki facet od czarnej roboty. Inna kwestia jest to ze nie wiem na ile to kwestia ociezalosci Hiberta i ograniczen fizycznych zwiazanych z jego gabarytam, chociaz przy jego masie i wzroscie i tak sie dobrze porusza, ale mam wrazenie ze Roy przy walce o zbiorce mysli sobie „hej mam 216cm po co mam wogole skakac” i chyba z tego wynika jego niska ilosc zbiorek. Wczoraj nieprzypominal wcale siebie z poprzednich play off. Byc moze jest to spowodowane tym ze duzo wieksza role przeja w ataku Paul George i coraz mniej pilek dostaje Roy.

    I wlasnie w ten sposob doszedlem do postawy Paula Georga. Nie wiem czy tylko ja odnosze takie wrazenie ale, ogladajac jego gre (zaznaczam ze naprawde lubie tego gracza i bardoz bacznie mu sie przygladam od ostantiego sezonu) zaczynam odnosic wrazenie ze mu woda sodowa do glowy uderzyla. Ostatnio ma spadek formy i jego skutecznosc pozostawia wiele do zyczenia. W przeciagu calego sezonu ogolnie jego selekcja rzutowa byla calkiem przyzwoita mimo ze zdarzaly mu sie takie „perełki” jak 2-12 czy 2-14, ale dzisiejsze 5-23 mnie sklonilo do glebszej refleksji na ten temat. Kilka tych rzutow bylo strasznie forsowanych (zachwaine pozycje, rzuty przez rece itp) a do tego doszla frustracja zwiazana z brakiem gwizdkow od sedziow. Troche mnie to smieszylo bo Paul George wchodzil pod kosza czesto gesto „na pale” i liczyl na gwizdki i za kazdym razem odwracal sie wracajac i narzekal bardziej niz Lebron swego czasu. Przy okolo 80% tych wejsc wydaje mi sie ze faulow faktycznie nie bylo i sedziowie mieli racje nie uzywajac gwizdka, ale wczoreaj Paul George troche sie chyba zagotowal. Faktem jest ze trafil tego daggera na koniec przeciw aldridgeowi ale chwile wczesniej po swietnym przechwycie pod koszem portland (podanie lopeza do batuma), nie wiem dlaczego postanowil odpalic trojke, gdzi enie bylo zupelnie zandego zawodnika indiany w okolicy ktory moglby zebrac pilke i tylko szczescie spowodowalo ze pilka odbila sie z powrotem do Paula, ktory oddal ja do hilla, ktory po chiwli odwdzieczyl sie asysta. Dlatego zastanawia mnie tez co jest wynikiem takiego zachowania na boisku. Czy to kwestia gorszych dni, frustracji czy moze co gorsza jest to jakis syndrom wschodzacej gwiazdy (liczenie na korzystne gwizdki i ciagle pretensje do sedziow) mam nadzieje ze wroci do formy z poczatku sezonu, bop na pcozatku mowilo sie o nim nawet jako o kandydacie do MVP (na wyrost moim zdaniem). Licze ze sie ogarnie szybko, a takze ze sprowadzenie |Bynuma tylko pomoze Indiania.
    peace

  3. Szacunek dla Pacers. Zwycięstwo mimo braku Lance(lota) i bardzo słabej gry Hibberta i George’a. Po tym się poznaje wielkie ekipy, że potrafią wygrywać nawet jak nie idzie.
    Co do Portland to niestety wracają koszmary, czyli brak wsparcia z ławki…

  4. A miało być tak pięknie,88-81 na 7 minut przed końcem. Ale Indiana,to Indiana. Lekki przytyk w strone Stottsa,czemu olał McColluma,który miał swój dzień,ale skończył grę chyba w 3. kwarcie. George Hill pokazał Lillardowi,że w obronie czeka go jeszcze mnóstwo pracy. Brawo Nicolas za defense na George’u,Lopez również,ale zgasł. Czekam na powrót normalnej dyspozycji Blazers zza łuku ,my$lę,że wtedy serie zwycięstw wrócą. Dziś Wilki,będzie ciężko,ale jak się wstrzelają(PTB),to będzie o.k

Comments are closed.