Dużo emocji w Philips Arena, Hawks sprawcami niespodzianki

hawksNiezbyt się udał Dwightowi Howardowi powrót w rodzinne strony. Jego drużyna uległa bowiem w Atlancie miejscowym Hawks 80:83. Bohaterami spotkania byli Kyle Korver i Paul Millsap , którzy w decydujących momentach potrafili zachować zimną krew.

Pierwsze spotkanie w tym sezonie pomiędzy tymi zespołami zakończyło się wysokim zwycięstwem Rockets (84:113). Patrząc na bilans obu ekip można było nieśmiało właśnie w zespole z Houston upatrywać faworyta, tym bardziej, że Hawks grają od dłuższego czasu bez swej największej gwiazdy, Ala Horforda.

Wczorajszy mecz musiał opuścić Chandler Parsons, któremu dalej przeszkadza uraz kolana. Dobra wiadomość dla fanów Rakiet była taka, że wyzdrowiał już Greg Smith i był do dyspozycji trenera McHale’a.

Spotkanie z pierwszych rzędów trybun oglądał Julius Erving, co najwyraźniej usztywniło gospodarzy. Po niecałych trzech minutach meczu przegrywali oni 11:0, a siedem punktów zaaplikował im James Harden. Kiedy Jastrzębie zaczęły dochodzić do siebie to w jakąś dziwną niemoc popadli goście, którzy pudłowali na potęgę. Zaowocowało to bardzo słabym widowiskiem w tej części gry i pierwsza kwarta zakończyła się niskim jak na standardy NBA wynikiem 18:10 dla Rockets.

O wiele żywsze i ciekawsze zawody oglądaliśmy już w drugich dwunastu minutach. Udanie rozpoczął je Shelvin Mack, zdobywając w nieco ponad minutę 5 pkt. W obozie Houstończyków wcale nie gorszy był Aaron Brooks, który także wykańczał skutecznie akcje gości i przewaga dalej utrzymywała się po stronie ekipy z H-Town. Kyle Korver po pierwszej kwarcie miał na swym koncie 0 pkt, chociaż wyszedł w pierwszej piątce ekipy prowadzonej przez Mike’a Budenholzera. W drugiej ćwiartce postanowił wziąć się w garść i poprawił swoją skuteczność. Bardzo dobrze wyglądała także gra Paula Millsapa, który na początku drugiej odsłony sporo podawał kolegom, ale już w końcówce zaliczył kilka ważnych trafień (w tym także dwie trójki). Piłkę w ataku gospodarzy fajnie rozdzielał Lou Williams, a po jego pięciu podaniach partnerzy z zespołu zdobywali punkty.  Wszystko to przełożyło się na znacznie lepszą grę Jastrzębi, ale wynik nadal był korzystny dla Rakiet. W ich szeregach dalej bardzo dobrze grał Harden, ale także Howard zaliczył kilka efektownych punktów. Dwie trójki wspomnianego już wyżej Millsapa w końcowej fazie II kwarty sprawiły, że jego drużyna znacznie zbliżyła się do oponentów. Do przerwy było już tylko 41:39 dla przyjezdnych.

Po przerwie gracze McHale’a znowu odskoczyli rywalom. Kiedy wydawało się, że będziemy mieli powtórkę z początku meczu pełnię swoich możliwości zaczęli prezentować Korver z Millsapem. Po dunku tego drugiego Hawks objęli pierwsze prowadzenie w meczu (47:48). Następnie Korver popisywał się skuteczną grą na dystansie, trafiając dwie trójki, a mój imiennik dzielnie radził sobie w pomalowanym polu, skąd to zdobywał kolejne punkty. Zaskoczeni takim obrotem spraw Rockets kompletnie nie mieli pomysłu jak odpowiedzieć rywalom. Zaczęły się straty, niecelnie i nieprzemyślane rzuty. Po trzech kwartach ekipa z Georgii prowadziła pięcioma punktami.

Czwarta kwarta to już prawdziwy thriller. Niewielką przewagę utrzymywali gospodarze, ale wyraźnie widać było, że Houstończycy otrząsnęli się już z letargu i lada chwila mogą rzucić się przeciwnikom do gardła. Tak się też stało i po trójce Brooksa zrobiło się już tylko 72:73. Po niemal trzech bezbarwnych minutach bez punktu po obu stronach wolne trafia Harden i teraz to Teksańczycy są na czele stawki. Po faulu Millsapa ponownie osobiste, wykonuje je Lin i zamienia na 2 pkt. Teraz Rockets są lepsi już o 3 pkt. W kolejnej akcji piłka trafia do Korvera, a ten rzutem za trzy doprowadza do remisu. Mamy po 76.

W następnej fazie gry gospodarzy za trzy trafia DeMarre Carroll i Hawks prowadzą, a na zegarze pozostaje już tylko 01:55 do końca meczu.  Kiedy wydawało się, że Rockets są blisko rywali odezwała się ich największa słabość. STRATY!!! najpierw błąd trzech sekund Lina, a w późniejszej fazie niecelne podanie Brooksa. W międzyczasie (na niecałe 50 sekund przed końcem)  niesamowity blok na Hardenie zaliczył Millsap. Było to strasznie istotne dla przebiegu meczu, gdyż Atlanta nadal prowadziła tylko jednym punktem.

Dystans dzielący obie ekipy wzrósł do 3 pkt dopiero po osobistych Kovera na 15 sekund przed końcem.

Po czasie wziętym przez trenera McHale’a oczywiste było, że Rockets będą grali akcje pod rzut trzypunktowy. Najlepiej o tym świadczył fakt, że Howarda zastąpił Omri Casspi. Piłka trafił do Jeremy Lina, a ten oddał celny rzut za trzy. Oznaczałoby to, że mamy remis. Dokładnie po 81. Ale chwila!

Niestety Lin nadepnął na linię i jego celny rzut miał wartość jedynie dwóch puntów.

Dwa kolejne wolne trafił Korver i było po meczu. Mamy niespodziankę w Philips Arena! Hawks wygrywają Rockets 83:80.

Rozpędzony w ostatnich dniach James Harden wyraźnie spuścił z tonu, gdyż jego 25 oczek z dzisiejszego meczu odbiega nieco od minimum 37 punktów, które to rzucał w trzech poprzednich meczach. Brodacz i tak był jednak najlepszym zawodnikiem w swym zespole, a do swoich statystyk dodał też 7 zbiórek i tyle samo asyst. Dwight Howard uzbierał 15 pkt i 11 zbiórek, ale co ciekawe tylko dwa razy stawał na linii rzutów wolnych. Rywale go praktycznie nie faulowali i trzeba przyznać, że przyniosło to pozytywny skutek, gdyż mimo wszystko nie zagrał on najlepszego meczu.

Duet Korver – Millsap zagrał kapitalny mecz dla Hawks. Obaj panowie zdobyli po 20 pkt. Korver (106 kolejny mecz z celnym rzutem z 3 pkt) trafił cztery trójki i nie zawodził na linii osobistych w decydującej fazie meczu. Millsap nie tylko był niezwykle pożyteczny w ataku, ale także defensywa była jego mocną stroną. Blok na Hardenie to klasa sama w sobie, ale 7 zebranych piłek dało mu mi miani drugiego reboundera w drużynie, tuż za Eltonem Brandem (11 zb). Lou Williams na przestrzeni całego meczu zanotował 8 asyst ( z czego 5 w II kwarcie)

Bardzo zadowolony z gry obronnej swego zespołu był trener Hawks, Mike Budenzholzer.

„I think the group is really starting to trust each other defensively.  The competitiveness that they’re putting out there, it starts on the defensive end of the court. … It’s just good to see that trust being built up”

Zresztą nie tylko on chwalił swoich podopiecznych. Grę w defensywie gospodarzy komplementował także po meczu Jeremy Lin:

„I think they took the game in the second half with how hard they played on defense” 

Rockets, którzy meczem z Atlantą rozpoczęli serię czterech wyjazdowych gier już jutro w stolicy USA zagrają z Marcinem Gortatem i jego Wizards. Jastrzębie natomiast też jutro zagrają w Memphis z miejscowymi Grizzlies.

 

HOUSTON ROCKETS (23:14) – ATLANTA HAWKS (20-17) 80:83

(18:10, 23:29, 19:26, 20:18)

J. Harden 25 pkt, D. Howard 15 pkt, A. Brooks 13 pkt – P. Millsap oraz K. Korver po 20 pkt, M. Scott 14 pkt