Telegram z Enbiej 1/01/2013 – niespodzianka w Toronto i Denvers, blowouty w Minnesocie i Los Angeles

Indiana Pacers – Toronto Raptors 82:95 (18:26, 26:14, 19:26, 19:29)

Raptors wygrali 10 z ostatnich 12 spotkań, w tym wczoraj dość niespodziewanie z najlepszą drużyną Wschodu – Pacers, nie są już na minusie, grają dużo lepiej bez Rudy’ego Gay’a w składzie (dziwi w ogóle to kogoś? Grizzlies też grali lepiej bez niego) i jeśli tak dalej pójdzie, to taka gra zaprowadzi ich do play offów, a nie po wymarzonego Andrew Wigginsa.

O ich zwycięstwie zadecydowała dobrze rozegrana końcówka czwartej kwarty. Jeszcze na 7 minut do końca spotkania był remis po 74. Od tego jednak momentu gospodarze zanotowali run 18-3, wyszli na 14-punktowe prowadzenie i było już meczu.

Najwięcej punktów dla Raptors rzucił DeMar DeRozan – 26, trafiając 9 z 24 rzutów. Zebrał od tego 9 piłek, rozdał 3 asysty i 3-krotnie skradł piłkę rywalom. Kyle Lowry zdobył 13 oczek i rozdał najlepsze w sezonie 14 asyst. 13 punktów dodał też Jonas Valanciunas, a 18 z 12 rzutów Terrence Ross, dokładając do tego dobrą obronę na Paulu George’u i zatrzymując go na 12 oczkach i 5 celnych rzutach na 14 prób.

Kłopoty z faulami miał dziś Roy Hibbert, który zagrał tylko 21 minut i rzucił 16 punktów i w końcówce czwartej kwarty musiał opuścić parkiet z powodu szóstego przewinienia. 11 oczek dodał z ławki coraz lepiej wyglądający po kontuzji Danny Granger, trafiając 4 z 7 prób z gry.

Liderzy zespołów:

Punkty: Hibbert 16 – DeRozan 16

Zbiórki: George 8 – Valanciunas, DeRozan 9

Asysty: Stephenson 4 – Lowry 14

Przechywty: Mahinmi 3 – Ross, DeRozan 3

Bloki: George, Hibbert, Mahinmi 1 – Johnson 2

—————————————————————————————————————————————————————————————————–

New Orleans Pelicans – Minnesota Timberwolves 112:124 (28:33, 19:28, 26:36, 39:27)

Koszykarze Wolves trafiali najlepsze w sezonie 55,7 proc. swoich rzutów z gry i kiedy pod koniec trzeciej kwarty po trójce Kevina Love’a wyszli na 30-punktowe prowadzenie było już po meczu.

Aż 7 zawodników gospodarzy zanotowało podwójną zdobycz punktową. Najwięcej rzucił Nikola Pekovic – 22. Love dodał 21, Kevin Martin 20, 17 J.J. Barea, po 10 Dante Cunningham i Alexey Shved, a z triple-double flirtował Ricky Rubio zdobywając 14 oczek, rozdając 9 asyst i zbierając 8 piłek.

W zespole Pelicans po trzech spotkaniach przerwy spowodowanej urazem biodra na boiska powrócił Eric Gordon, ale zagrał słabo. Rzucił 12 punktów, trafiając 5 z 12 rzutów z gry i kiedy był na parkiecie, goście byli aż minus 24. Najlepszym strzelcem Cans był dziś Ryan Anderson, autor 25 oczek. 19 dołożył Jrue Holiday, 13 Anthony Davis, a 16 z ławki Tyreke Evans.

Liderzy zespołów:

Punkty: Anderson 25 – Pekovic 22

Zbiórki: Evans 7 – Rubio 8

Asysty: Holiday 5 – Rubio 9

Przechwyty: Gordon, Holiday, Morrow 2 – Brewer 4

Bloki: Davis 4 – Rubio 2

—————————————————————————————————————————————————————————————————–

Philadelphia 76ers – Denver Nuggets 114:102 (24:30, 44:26, 27:25, 19:21)

Nuggets dali sobie rzucić aż 44 punkty w drugiej kwarcie i po dobrej pierwszej ćwiartce, kiedy trafiali 55 proc. swoich rzutów, w następnych trzech trafiali już tylko 35 proc. i ostatecznie przegrali z Sixers na własnym parkiecie.

Była to już ich 8 porażka z rzędu, z czego 5 ponieśli na własnym parkiecie, podczas gdy w całym poprzednim sezonie mieli ich tylko 3 w Pepsi Center. Te 8 porażek to ich najdłuższa taka seria od sezonu 2002/03.

Dla Nuggets 19 oczek i 11 zbiórek zanotował J.J. Hickson, 16 punktów dołożył Wilson Chandler, a double-double w postaci 15 oczek i 11 asyst zapisał na swoim koncie Ty Lawson.

Gościom w wygranej pomogła zespołowa koszykówka. Aż 7 graczy skończyło to spotkanie z double-fingers, a najwięcej na swoim koncie zapisał Evan Turner, autor 23 punktów. 17 oczek i 10 zbiórek dodał Thaddeus Young, a 16 i 6 asyst Michael Carter-Williams.

Liderzy zespołów:

Punkty: Turner 23 – Hickson 19

Zbiórki: Young 10 – Hickson 11

Asysty: Turner, Carter-Williams 6 – Lawson 11

Przechwyty: Turner, Young, Hawes, Carter-Williams 2 – Chandler 3

Bloki: Turner, Young, Hawes, Anderson, Davies 1 – Hickson 2

—————————————————————————————————————————————————————————————————–

Charlotte Bobcats – Los Angeles Clippers 85:112 (27:25, 29:31, 13:25, 16:31)

Blake Griffin rzucił 31 punktów, zebrał 12 piłek i poprowadził Clippers do łatwego zwycięstwa na własnym parkiecie nad Bobcats. Skrzydłowy Los Angeles w ogóle w ostatnim czasie gra znakomicie i biorąc pod uwagę ostatnie 6 spotkań notuje średnio 28,8 punktów na 56 proc. skuteczności z gry, 10,3 zbiórek i 2,3 asyst.

Jak jeszcze w pierwszej połowie goście grali dobrze i utrzymywali się w meczu, tak w drugiej kompletnie stanęli. Rzucili tylko 29 punktów w trzeciej i czwartej kwarcie trafiając tylko 24 proc. swoich rzutów. To nie mogło się skończyć inaczej, jak zwycięstwem Clippers.

20 punktów dla gospodarzy rzucił Jared Dudley, 11 Jamal Crawford, a Chris Paul zanotował double-double na poziomie 17 oczek i 14 asyst.

Dla Cats najwięcej punktów zdobyli Al Jefferson i Kemba Walkers – po 14. Ten pierwszy dodał do tego 12 zbiórek. 12 oczek dołożył Gerald Henderson, 11 Anthony Tolliver, a 10 Josh McRoberts.

Liderzy zespołów:

Punkty: Jefferson, Walker 14 – Griffin 31

Zbiórki: Jefferson 12 – Griffin, Jordan 12

Asysty: McRoberts, Jefferson 4 – Paul 14

Przechwyty: Walker, Zeller 2 – Collison 5

Bloki: Biyombo 1 – Crawford 2

Komentarze do wpisu: “Telegram z Enbiej 1/01/2013 – niespodzianka w Toronto i Denvers, blowouty w Minnesocie i Los Angeles

  1. Tak, Grizzlies grają o tyle lepiej bez Gaya, że wystarczyło, iż Gasol się posypał i nie ma drużyny (zresztą z Hiszpanem też nie było cudów). Już raz to tłumaczyłem, ostatni run w PO to był prawdopodobnie łabędzi śpiew tej drużyny i pokaz geniuszu ze strony Hollinsa, który nie wiem jakim cudem obszedł fakt posiadania w s5 dwóch nieużytecznych w ataku zawodników. Nie jestem pewien (zresztą nie ma to większego znaczenia), ale przed wymianą w zeszłym roku Memphis miało bardzo podobny bilans (procentowo) do tego z jakim skończyło sezon, więc naprawdę daleki bym był od wyciągania tego typu wniosków.

    Co do Raptors, to niedoceniany jest fakt pozyskania trzech bardzo solidnych zawodników. Brakujący zmiennik dla Lowry’ego w postaci Vasqueza, podkoszowy, które w przeciwieństwie do reszty zawodników z pozycji 4/5 w Raptors potrafi w ataku więcej niż dunk i dobitka (Jonas ma potencjał by takim się stać) oraz Salmons, który może już stary, ale coś tam jeszcze potrafi, co w ostatnich meczach udowadnia. Pewne było, że w razie wymiany Gaya/DeRozana Ross będzie w stanie zastąpić jednego z nich z niewielką dla drużyny szkodą, pozbyli się szrotu (Acy, Gray), wzmocnili skład i wygrywają. Gdyby wszystko było tak zero-jedynkowe, to pozbycie się „psuja” powinno skutkować słabą grą Kings, ale tak nie jest. Obie drużyny na tym zyskały, a nie jeden drugiemu wrzucił „konia trojańskiego”.

    Wspomnę jeszcze o Nuggets, kiedy jakiś czas temu napisałem, że szkoda Nate’a dla tak słabej drużyny, ktoś wjechał na mnie mówiąc o wielkich ambicjach Denver i szansach na duży wynik, no niestety za mocny ten zachód, by takie drużyny coś na nim osiągały.

    1. Gołym okiem widać że problemem Nuggets nie są umiejętności tylko albo trener albo jakieś konflikty. Denver zaczęli sezon od 0-3, następnie była seria 14-6 gdzie ogrywali „poważne” drużyny, a teraz seria 8 przegranych.
      Trener stosuje jakąś dziwną rotacje, Faried rozpoczyna mecze w s5 a gra po 23 min w tym sezonie, zazwyczaj gra po kilka minut w drugiej połowie a zdarza się że wogóle nie wychodzi na 2 ostatnie kwarty. Dzisiaj znowu s5 a gra 21 min mimo że jako jedyny w drużynie ma dodatni +/-, 6-9 FG 6 zb.
      Hamilton,Mozgov,Randolph raz grają 30 min a w następnym meczu 5 min.
      Foye ma pewne miejsce w składzie a trafia 36% FG i 31% za 3-a podobno w tym jest specjalistą.
      Nowy trener miał poukładać defensywę tymczasem jest ona beznadziejna a na dodatek drużyna straciła jeden z najlepszych ataków w lidze.
      Podsumowując-Shaw’a chyba przerosła funkcja pierwszego trenera w NBA.

    2. A może to Karl był świetny a nie skład jaki mają Nuggets..

    3. Karl bez wątpienia jest świetnym trenerem i od początku twierdziłem że zwolnienie go jest błędem. Nuggets na pewno nie mają rostera na finały NBA czy finał konferencji ale na awans do PO już na pewno tak.
      W mojej opinii to że grają seriami dowodzi tego że coś z jest nie tak z niekoniecznie sportowego powodu, bo nie można wygrać najpierw 7 razy z rzędu by za chwilę przegrać 8 razy pod rząd. Ale największe zastrzeżenia mam do rotacji jaką stosjue Shaw.

    4. „Cancerem” jest Andre Miller i podczas meczu miał sprzeczkę z Shawem. Podejrzewam, że mogą zawiesić go lub zechcieć wymienić.

  2. 12 punktów przewagi Wolves to żaden Blowout choć rozumiem że autor sugerował się 3 pierwszymi kwartami (w czwartej kwarcie było 39:27 dla Pelicans, a nie 29:27). Analogicznie Blowoutem określić możemy wynik spotkania Philadelphi i Denver gdzie też było 12 punktów różnicy no a wygrana Toronto to już totalny blowout bo było aż 13 punktów przewagi nad Indianą:) Podsumowując jedynym nie blowoutem był pojedynek Wizards z Maverics o którym akurat nie ma ani słowa.

    1. A oglądałeś mecz? Nie czepiaj się tego, bo ostatnia kwarta to już była formalność. Love zszedł przy ponad 20 punktowej różnicy. Reszta starterów na nieco ponad dwie minuty i w tej końcówce to Pelikany odrobiły. Z tego co widzę Wizards-Mavs jest opisane w osobnym wpisie.

    2. @twkarol, wynik lepszy od gry Pelicans. Wilki zjadły rywali i ciężko ten mecz było nazwać czymś na styku…Atak Wilków dziurawił obronę Pelcs bez przerwy.

    1. Oczywiście 5 z 12 rzutów. Błąd się wkradł. Dzięki za wychwycenie :)

  3. @Szuwarek nie gorączkuj sie tak. To nie jest czepianie, a bardziej forma żartu dotycząca definicji blowoutu. Pytanie czy przez blowout określamy miażdżącą punktową przewagę nad przeciwnikiem czy bardziej kładziemy nacisk na styl, formę i sposób w jaki przeciwnik został zdominowany na boisku. Nie odbieram Wilkom pewnego, spokojnego zwycięstwa.

  4. Blowout to dla mnie każde zwycięstwo powyżej 10 punktów, ale które w ogóle nie jest zagrożone. Czyli ekipa miała 20-30 punktów przewagi a do tych 11-13 punktów zeszli, bo tamci byli pewni zwycięstwa i gracze S5 w końcówce w ogóle nie grali. A z tego co widać to sromotnie zlali Pelikanów, więc to blowout. Ostatnie kilka minut rezerw nie ma znaczenia dla meczu.

    Ja wybrałem do oglądania pierwszy mecz dnia i jestem całkiem zadowolony. Niezła obrona Mavs i Wizards, kilka dobrych występów, emocje do końca. Dirk zawiódł, ale on po tej kontuzji na początku jest usprawiedliwiony. No i sobie przypomniałem czemu tak cenię Calderona. Dawno nie miałem okazji go oglądać. Gdybym potrzebował dobrego PG za średnie pieniądze to wybieram jego lub Teague’a. Dlaczego Calderon? Bo to mini wersja Nasha. Dobrze podaje i kieruje grą. Dobrze rzuca, ale rzadko. Jest pewny w końcówkach. Bardzo mało piłkę traci. Jeśli chodzi o rzut to zarówno lay up, trójka, półdystans. W ataku jest całkiem kompletny, ale mało widowiskowy za to. Robi swoje po cichu. Gdybym był takimi Lakersami to chciałbym takiego gracza, bo wcale nie zabierze rzutów Kobe’mu. Zabierze piłkę i zacznie ją dobrze dzielić i tworzyć pozycje partnerom. Ktoś powie, że Nash w LA nie wypalił. Ale to głównie kwestia kontuzji, bo jak grał to nieźle współpracował z Gasolem czy Howardem, a i Bryant źle wtedy nie wyglądał. A sam Calderon ten sezon zaczął trochę gorzej, ale się pewnie poprawi. Hiszpan nigdy all starem nie był i nie będzie, ale to bardzo solidny PG, który przydałby się wielu ekipom. Bardzo niedoceniany, a szkoda. To dobry 3-4 opcja w każdym zespole. I to za niezbyt wielkie pieniądze.

    1. Kolejny ciekawy komentarz, niestety Lakers nie udało się przekonać Calderona do przeprowadzki za małą pensję, ale podzielam Twoje zdanie na temat jego przydatności w ataku Mavs (czy potencjalnej w L.A.). Aż dziw bierze, że przy Smithie, Monroe i Drummondzie nie ma go w Detroit i wybrano Jenningsa…

  5. Teraz w LAL szansę na rozegraniu dostanie Kendall Marshall. Nieco z musu, bo wiadomo, jak wygląda sytuacja kadrowa ekipy z Kalifornii, ale jednak. Szczerze mu kibicuje, bo widywałem go jeszcze w NCAA w barwach Tar Heels, gdzie robił naprawdę ZAJEBISTE wrażenie jako kreator gry, a tak naprawdę szansy prawdziwej nigdzie nie dostał. Wybrany w drafcie 2012 przez Suns, miał być następcą Steve’a Nasha, co dziwić nie może jak jest się drugim podającym w całej lidze akademickiej i ma się taki przegląd poda. Nie potrafię jednak zrozumieć, czemu nigdzie nikt na niego nie stawiał….. Ma chłopak swoje mankamenty, nie jest cyborgiem-atletą w typie Westbrooka czy Walla, przychodził też do ligi z łatką guarda o raczej kiepskim rzucie, a odniesiona pod koniec kariery akademickiej kontuzja (złamany nadgarstek) też jego notowań nie podnosiła. Miał tez jednak opinię boiskowego generała, gracza o rzadko spotykanym przeglądzie pola. Mimo wszystko w Arizonie grał totalne ogony, co poniekąd można powiązać z zapatrzeniem się ówczesnego coacha, czyli Gentrego w Dragicia, ale też było zaprzeczeniem planów tamtejszego GMa (bo po co go w takim razie wybierano?).
    Sezon się skończył, do Suns trafił Bledsoe, szansa na minuty jeszcze bardziej zmalała. Niedługo jednak pojawiła się kolejna, Marshall trafił do Wizards, razem z naszym Marcinem Gortatem, Shannonem Brownem i Malcolmem Lee i …. od razu został zwolniony. Czy to nie nazbyt pochopna decyzja wobec gracza, który poszedł rok wcześniej z 13. numerem?? Teraz, wobec plagi kontuzji sięgnęli po niego Lakersi, czy to może być steal??
    Warto tu dodać parę mało znanych faktów. Kontuzje chodzą po ludziach, jednym krzyżują szyki, innym dają szansę. Jeszcze w barwach Suns Marshall zagrał w trzech spotkaniach jako starter i choć rzutowo wypadał kiepsko to notował średnio aż 12.3 asysty na mecz (nie, nie pomyliłem się). Ostatnio zaś częściej można go było oglądać na zapleczu NBA, w D-League. Wystąpił tam w siedmiu spotkaniach, notując średnio 19.6pkt i 9.6ast/mecz, ale co ważne trafiając też bardzo solidne 46% z dystansu (co ciekawe bliżej kosza „tradycyjnie” wygląda to nadal dużo słabiej). Widać jednak progres rzutowy, a to była jego największa bolączka. Czy sprawdzi się zatem w systemie D’Antoniego i czy ma szanse zagościć w nim na dłużej?
    Zastanówmy się najpierw jak grają zespoły popularnego Pringlessa. Zarówno w Suns jak i teraz w Lakers często na boisku można obserwować ustawienie 4+1 z jednym podkoszowym, ewentualnie z dwoma, z Gasolem operującym dalej od kosza, na półdystansie. Do tego raczej szybkie tempo, które niejako ma zniwelować braki techniczne, zmęczyć rywala i wykorzystać fakt, że ten nie zdąży odpowiednio zorganizować się w defensywie. Jaka jest tu rola rozgrywającego? Przede wszystkim ma on pchać piłkę do przodu w możliwie najszybszym tempie przy małej liczbie strat + dobry przegląd pola, najlepiej też jakby był efektywnym egzekutorem akcji pick’n’roll. Według mnie Marshall pierwsze dwa warunki spełnia, baa, powinien wyglądać w nich lepiej niż nominalny starter tego sezonu, czyli Blake, bo kontry to niemal jego specjalność. Pewnym problemem może być skuteczność, ale i to według mnie przyjdzie z czasem, bo widać, że młodzian nad tym solidnie pracuje, zresztą Lakersi na brak strzelców nie narzekają, a i on jest w stanie to nadrabiać w innych elementach. Nie jest może wybitnie szybki na nogach, ale ma nosa do steali, w NCAA potrafił też często samym ustawieniem wymuszać na rywalach rzuty z trudniejszych pozycji. Oczywiście NCAA to nie NBA, z graczami pokroju Walla, Paula czy Rose’a (aj, skreślić, skreślić) na pewno miałby niemałe problemy, ale któż ich nie ma? Poza tym nie od razu Rzym zbudowano. Marshall miał w swojej karierze sporo pecha, nie trafił zbyt szczęśliwie ze swoją pierwszą (ani w zasadzie drugą) organizacją, nie był starterem jak Lillard czy obecnie Carter-Williams, nie miał kredytu zaufania i pewnych minut, choć w mojej opinii na to zasługiwał. Teraz otworzyła się przed nim szansa i choć jestem kibicem Celtics to szczerze życzę mu powodzenia. Niech ją wykorzysta.

    1. Ja pierdziele, chciałem parę słów napisać, a wyszedł mi miniartykuł…

Comments are closed.