Ciekawostki statystyczne (46)

SACRAMENTO KINGS 87:95 CHARLOTTE BOBCATS

– Dacie wiarę, że zakończona właśnie przez Bobcats seria trzech porażek była ich najdłuższą w tym sezonie? To się dzieje na naszych oczach. Co już stało się typowe, Rysie znów wygrały dzięki swojej obronie. Kings, którzy w sześciu poprzednich meczach rzucali min. setkę, dziś zdobyli tylko 87 punktów przy skuteczności 37,5% z gry i 4-15 za trzy. Naprawdę lubię tą statystykę, Bobcats mają jak dotąd najwięcej meczów w lidze, w których stracili mniej niż 100 punktów. Sami w ataku spisali się dziś nawet lepiej niż zwykle, w tym sezonie są najgorzej rzucającą za trzy drużyną w NBA (4.38 trójek na mecz, 28,8% skuteczności – w obu 30. miejsce), ale dziś trafili 8 (wyrównany rekord sezonu) z 17 rzutów z dystansu. Wygrali jak dotąd cztery z sześciu meczów, w których mieli przynajmniej 6 celnych trójek.

Rudy Gay miał tylko 4 punkty na 1-6 z gry, ale też opuścił parkiet w trzeciej kwarcie z powodu kłopotów z kolanem. Generalnie Kings, z wyjątkiem DeMarcusa Cousinsa, byli cholernie nieskuteczni, nawet Isaiah Thomas, który jako jedyny poza DMC przekroczył próg 10 punktów, trafił tylko 8 z 23 rzutów z gry, choć uzbierał 21 punktów. O pozostałych (McLemore 2-10 FG, Outlaw 1-9, Fredette 1-7) nie chce się wspominać. Jason Thompson miał prawie double-double (9 pkt, 9 zb), ale wyfaulował się. Wróćmy do Cousinsa.

– Środkowy Kings miał dziś 30 punktów (9-13 FG, 12-15 FT), 17 zbiórek, 6 asyst i 3 przechwyty (6 TO). Po raz pierwszy w ostatnich trzech sezonach zdarzyło się, by jeden gracz miał na koncie jedną trzecią punktów, zbiórek i asyst zespołu (Kings 87 pkt, 42 zb, 18 ast). W sezonie 2010/11 takie mecze zaliczyli Blake Griffin i LeBron James. Ostatnim graczem z 30/17/6/3 był Josh Smith (luty 2012), nikt nie miał przy tym tak dobrej skuteczności z gry od 2001 roku (Shaquille O’Neal). Wśród graczy Sacramento Cousins jest pierwszym Królem z taką linijką od 13 lat (Chris Webber). Od 1985 roku poza nim i C-Webbem sztuki tej dokonał tylko Billy Owens (1997).

– Kolejny dobry mecz zaliczył Kemba Walker, który zdobył 24 punkty i rozdał 5 asyst, trafiając świetnie w każdym elemencie – miał 7-13 z gry, 4-8 za trzy i 6-7 z linii. Gerald Henderson zanotował 20/5/5, także trafiając 7 na 13 prób z gry. Kolejny obwodowy, rezerwowy Ramon Sessions, także spisał się bardzo dobrze, miał 16 punktów i 6 asyst w 23 minuty. Al Jefferson zaliczył 10/9 (5-13 FG), ale przez 6 fauli rozegrał tylko 29 minut.

PORTLAND TRAIL BLAZERS 119:116 CLEVELAND CAVALIERS

– Co to był za mecz! Jeden z lepszych w tym sezonie, o ile nie najlepszy. Damian Lillard w ciągu dwóch dni uciszył dwa miasta, po tym, jak wczoraj wygrał mecz w Detroit, dziś zrobił to samo w Cleveland. Dwa mecze, dwa game-winnery, Damian Lillard. Coś niesamowitego. Ostatnim zawodnikiem z dwoma GW (na mniej niż sekundę do końca spotkania) w dwóch kolejnych meczach był Mike Bibby, w 2005 roku.

– Rozgrywający Portland (22-4, najlepsi w lidze, wiadomo) zdobył dziś w starciu z Kyrie’m Irvingiem (co za końcówka, 25 pkt, 10 ast, 0 TO, 9-22 FG) aż 36 punktów, 10 asyst i 8 zbiórek. Przede wszystkim jednak trafił aż osiem (rekord kariery) z dwunastu rzutów za trzy, po przerwie aż 6 na 8. Pobił ponadto rekordy sezonu w liczbie punktów i asyst, wyrównał też career-high w zbiórkach. W ciągu ostatnich trzech lat tylko jeden gracz zanotował 36/8/10, był nim LeBron James (dwukrotnie). Dla gracza Blazers to pierwsza taka linijka od 1992 roku, kiedy sztuki tej dokonał Clyde Drexler. W ciągu ostatnich 28 lat tylko jeden zawodnik zanotował tyle punktów, zbiórek i asyst, trafiając jednocześnie aż osiem rzutów za trzy. To Jason Kidd (1995).

– Lillard zagrał tak, że o 26 punktach (11-22 FG, 4 ast) i 15 zbiórkach LaMarcusa Aldridge’a wspomnę tylko ja. Zachód powinien mieć dwie nagrody dla Gracza Tygodnia, w czterech ostatnich meczach LMA notował średnio 26 punktów i 17 zbiórek. 19 punktów zdobył Wesley Matthews (6-10 FG, 3-6 3pt), 14/9 dołożył Nicolas Batum (3-13 FG). Blazers po raz 13. z rzędu przekroczyli granicę 100 punktów, takiej serii nie mieli od 1994 roku. To ich piąte kolejne zwycięstwo. Są w tym sezonie 11-0 przeciwko Wschodowi, wow. Aż siedem z tych meczów Blazers zagrali i wygrali na wyjeździe, tylko dwie drużyny z Konferencji Zachodniej od połączenia NBA i ABA w 1976/77 rozpoczęły sezon od 7-0 na Wschodzie, byli to 1994/95 Jazz i 2006/07 Suns.

– Poza Irvingiem najlepiej w szeregach Cavaliers spisali się Dion Waiters (25 pkt, 5 ast, 11-19 FG, 31 min) i Andrew Bynum (13 pkt, 9 zb, 6-12 FG, 27 min). Tristan Thompson miał 15 punktów i 7 zbiórek (7-11 FG), Jarrett Jack dołożył z ławki 12/5/4.

LOS ANGELES LAKERS 96:92 MEMPHIS GRIZZLIES

– Lakers tak naprawdę nie mogli nie wygrać tego meczu, nawet jeśli był to ich czwarty w ciągu pięciu dni, bo w szeregach Grizzlies nie tylko nie było Marca Gasola, lecz także Mike’a Conleya. Wszystkie oczy na Zacha Randolpha, który miał 18 punktów, 16 zbiórek i 5 asyst, ale trafił tylko 7 z 22 rzutów z gry. Mimo wszystko był to całkiem wyrównany mecz, dobrze spisali się gracze zadaniowi – Tony Allen zaliczył 16/7/5, Jerryd Bayless i Jon Leuer mieli po 13 punktów, Nick Calathes – 10. Grizzlies potrzebują jednak swojego Gasola bardziej niż kiedykolwiek przypuszczałem, przegrali dziś czwarty mecz z rzędu i są 10-14 na 13. miejscu Konferencji Zachodniej. To wciąż byłyby play-offy po tej drugiej stronie USA, ale to w żaden sposób nie pociesza Memphis. Będzie ciężko.

– Zanim wreszcie pochwalę Kobe’go Bryanta, znów statystyka o jego stratach (dziś 4) – od 1977/78 tylko trzech graczy popełniło w swoich pięciu pierwszych meczach sezonu więcej strat niż 30 Bryanta – Sleepy Floyd (37) w 1985/86, Pete Maravich (32) w 1977/78 i World B. Free (31) w 1978/79. Dobra, koniec. Kobe miał dziś 21 punktów, 5 zbiórek i 4 asyst, trafił aż 9 z 18 rzutów. Było dobrze, Lakers wreszcie zanotowali drugie zwycięstwo po jego powrocie. Poza tym, są 3-3 w drugich meczach back-to-back. Trzeba również, chyba nawet bardziej, docenić świetny występ Pau Gasola, który miał 21 punktów, 9 zbiórek i 3 bloki na 9-12 z gry. Statystycznie tylko raz w tym sezonie miał lepszy mecz, chodzi o spotkanie z Golden State (24 pkt, 10 zb) – to, w którym kontuzji doznał Andre Iguodala – o nim oczywiście za chwilę.

– Bryant i Gasol po raz siódmy w historii swojej współpracy zdobyli tyle samo punktów (i powyżej 20), Lakers wygrywali za każdym razem. Ale żebyście nie myśleli, że to tylko Bryant i Gasol, Nick Young rzucił z ławki 18 punktów, 16 dołożył zaś Jodie Meeks. Grizzlies tymczasem przegrali czwarty kolejny mecz w Memphis po raz pierwszy od stycznia 2012 roku.

OKLAHOMA CITY THUNDER 105:93 DENVER NUGGETS

– Thunder wygrali siódmy mecz z rzędu (najlepsza seria w NBA), 14 z ostatnich 15 i mają bilans 20-4. Ostatni raz tak dobrze rozpoczęli sezon dokładnie 20 lat temu. Nuggets przegrali czwarty mecz u siebie, w całym poprzednim sezonie mieli w Pepsi Center tylko trzy porażki. Thunder w każdym z 13 ostatnich spotkań tych drużyn rzucali im przynajmniej 100 punktów, to najdłuższa trwająca seria w lidze dla jednej drużyny przeciwko innej.

Kevin Durant miał 30 punktów, taka też jest jego średnia ze wszystkich 24 spotkań z Denver Nuggets. To najlepszy wynik w historii ligi, tuż przed 29.4 punktów Michaela Jordana. Po raz kolejny świetną linijkę zaliczył Russell Westbrook. Dziś było to prawie quadruple-double, miał 21 punktów (9-16 FG), 13 zbiórek, 8 asyst i 8 strat. Już poważniej – Westbrook jest teraz w świetnej formie, sześć ostatnich meczów to u niego 21.2 ppg, 9.2 rpg, 9.8 apg. Ani razu nie udało mu się zanotować triple-double, ale te średnie naprawdę miażdżą. Serge Ibaka zanotował 17 punktów (7-11 FG) i 10 zbiórek. Thunder (53-43 na deskach) wygrali 15 z 16 meczów w tym sezonie, w których mieli więcej zbiórek od rywali.

– Świetną linijkę zaliczył podkoszowy Denver, JJ Hickson. W 29 minut zanotował on aż 20 punktów i 14 zbiórek. Od 20 lat sztuki tej dokonało tylko dwóch graczy Denver – Antonio McDyess (2001) i Kenneth Faried (2012). Ten ostatni miał dziś 13 punktów i 7 zbiórek. Jeszcze lepiej spisał się Ty Lawson, który uzbierał 17 punktów, 13 asyst i 4 przechwyty.

NEW ORLEANS PELICANS 93:104 GOLDEN STATE WARRIORS

– Golden State Warriors obsunęli się nam gdzieś poza play-offy na Zachodzie, ale w meczu-powrocie Andre Iguodali nie dali Pelikanom żadnych szans, prowadząc +18 po drugiej i +23 po trzeciej kwarcie. Sam Iggy miał tylko 2 punkty i 2 asysty, ale w 17 minut z nim na parkiecie Warriors zdobyli 20 punktów więcej niż stracili. W swoim normalnym ustawieniu, z Iguodalą, Bogutem, Lee, Curry’m i Thompsonem w pierwszej piątce, Golden State jest 9-2.

Stephen Curry miał 28 punktów, 12 asyst, 4 zbiórki i 3 przechwyty. Trafił 11 z 19 rzutów z gry i co z tego, że tylko 2 na 7 trójek (Warriors 5-20). Był to jego 11. kolejny mecz, w którym przekroczył barierę 20 punktów. To nie tylko najlepsza taka seria w jego karierze, ale też najdłuższa aktywna w całej lidze, LeBrony i Duranty. W jej trakcie Curry ma średnie 29.3 ppg i 9.1 apg przy skuteczności 49% z gry, 42% za trzy i 89% z linii. David Lee zaliczył szóste double-double z rzędu, dziś miał 21 punktów (10-15 FG) i 17 zbiórek. Klay Thompson dodał 16 punktów oraz 6 asyst. Andrew Bogut (8 pkt, 10 zb, 4-5 FG, 20 min) w 14 ostatnich meczach trafił aż 68% prób.

– Pelicans nie potrafili wykorzystać słabszej trójki Warriors, samemu trafiając 5 z 18 rzutów z dystansu i przede wszystkim tylko 37,5% z gry. Najlepszym strzelcem zespołu był Ryan Anderson (21 pkt, 6-16 FG), dalej byli Jason Smith (12), Jrue Holiday (11 pkt, 6 ast), Austin Rivers (11 pkt, 4-11 FG) i Al-Farouq Aminu (10 pkt, 8 zb). Eric Gordon zdobył tylko pięć punktów, pudłując aż 8 z 9 rzutów.

Najlepsi

punkty: Lillard (36)

zbiórki: Cousins, Lee (17)

asysty: Lawson (13)

przechwyty: Lawson (4)

bloki: Sacre, P. Gasol (3)

straty: Westbrook (8)

3pt: Lillard (8)

FT: Cousins (12)

minuty: Durant (37:52)

Enbiejowy typer: 3/5, w sezonie 223/367