Przebudzenie STATa , kryzys Bulls trwa

Obie drużyny miały wysokie oczekiwania przed 68 sezonem i obie mierzyły w wyrównaną rywalizację na szczycie konderencji wschodniej. Minęło 20 spotkań a obie drużyny znajdują się w podobnej – kryzysowej – sytuacji. Główne problemy obu drużyn związane są z kontuzjami kluczowych zawodników. New York Knicks bez Tysona Chandlera wyglądają jak słowo Defense bez literki „D” , natomiast Chicago Bulls bez Derricka Rose’a i Luola Denga wyglądają jak słowo Offense bez literki „O”…

Ten, kto zdecydował się na nocne oglądanie (męczenie wzroku) koszykówki z Madison Square Garden był niczym przeciętny gracz Lotto, stawiający na wygraną metodą „chybił – trafił”. Nie dość ,że gospodarze nie mieli w składzie Tysona Chandlera, to na dodatek siedzący na gorącym krześle Mike Woodson zdecydował się danie odpoczynku narzekającemu na uraz kolana Raymondowi Feltonowi. Natomiast Tom Thibodeau, który 24 godziny wcześniej przegrał – w boju na dnie konferencji wschodniej – ze słabiutkimi Milwaukee Bucks, nie tylko nie mógł skorzystać z usług Derricka Rose’a, ale również (znów) zabrakło mu Luola Denga i Jimmy’ego Butlera. (Gdzieś w głowie fanów drużyny z Wietrznego Miasta tkwiła seria z lat 1990-92 , podczas której Bulls wygrali 11 spotkań z rzędu). Przypomnijmy, iż w ostatnim meczu Chicago praktycznie tylko Carlos Boozer i Mike Dunleavy budowali atak byczej ekipy (45 z 74 punktów drużyny).

Na dodatek lokalne media chciały dodać smaczku w pojedynku odwiecznych rywali i zasugerowały, że gdyby mający najgorszy start od początku przygody w Chicago – Tom Thibodeau – miał stracić pracę to James Dolan z obozu Knicks chętnie by się połasił na zatrudnienie trenera z przeszłością asystenta Jeffa Van Gundy w Big Apple.

Wiadome było, iż Knicks by wygrać muszą postawić na swojego super strzelca – Carmelo Anthony’ego. Melo nie zawiódł, przy skuteczności 9/21 z gry, wrzucił 30 punktów rywalom i uzbierał z tablic 10 piłek. To jednak nie skrzydłowy Knicks dał drużynie potrzebną do wygranej energię , a dwóch innych zmienników, na których ciężko można było liczyć przy wcześniejszych konfrontacjach NYK.

Druga kwarta była czymś dla fanów Knicks, co można nazwać zatarciem złego wrażenia po poprzednich dwóch blow out’ach przeciwko Cavs i Celtics. Płynny atak, skuteczne rzuty, ale przede wszystkim coś co przypominało skuteczną obronę. Tej solidnie wyglądającej defensywy nie byłoby, gdyby nie olbrzymie chęci Kenyona Martina, pozwalające Knicks na wygranie konfrontacji z Bulls. K-Mart swoją aktywną grą pod tablicami wzbogacił konto gospodarzy o 7 zbiórek i 4 bloki. Natomiast energizerem w ofensywie , przy mocnym zrywie Knicks, okazał się Amar’e Stoudemire, autor 14pkt i 9zb (7/11 z gry). W drugiej kwarcie STAT okazał się motorem napędowym akcji Knicks i poprowadził zespół do runu 19-0.

Z drugiej strony, czekający na wejście do składu D.J. Augustina (który być może poprawi organizację gry Chicago) goście zanotowali aż 22 straty w meczu (przy 13 Knicks). Te zgubione piłki absolutnie nie pozwalały Bulls na kontrolowanie wydarzeń na boisku przeciwnika…Na domiar złego goście trafiali tylko na 33% z pola gry…

Mimo wszystkich mankamentów byczy zespół wrócił do gry na przestrzeni czwartej kwarty. Uważna i agresywniejsza gra w obronie od końcówki trzeciej odsłony dawała się we znaki bądącym pewnym wygranej Knicks. Energia wniesiona do gry przez Taja Gibsona (12pkt-7zb-2blk i dwa efektowne slam dunki w 4kw) , waleczność powracającego po absencji z meczu z Bucks Joakima Noaha (12pkt – 11zb – 3blk) oraz trafienia Mike’a Dunleavy’ego (20pkt) stopiły przewagę nowojorczyków podczas 9 minut finałowej odsłony (po 74).

Niestety na więcej czyli przejęcie prowadzenia nie było ani sił ani energii ze strony Chicago. Podczas ostatnich 3 minut, po trafieniu na remis Joakima Noaha (dobił lay up Teague’a) do obozu Bulls znów wkradły się błędy (straty Noaha i Hinricha czy w końcu błąd 24 sek na wykonanie rzutu) . W tym samym czasie kluczowym trafieniem z półdystansu popisał się Stoudemire i został bohaterem N.Y. Po nim, rywali osobistymi dobił już Melo.

Koszmar Chicago trwa już przez serialowe trzy spotkania, a w dodatku team Thibsa przegrał 5 z ostatnich 6 spotkań. Kontuzje głównych ogniw zespołu to jedno, ale brak pomysłu na atak – w oparciu o niższe umiejętności rezerwowych graczy – to druga rzecz, której brakuje Bulls. Nawet ich mocna z poprzednich lat obrona, nie daje szans na uratowanie korzystnego wyniku. Jeszcze nie teraz, bez kluczowego stopera jakim mógłby wczoraj być Luol Deng (kontuzja ścięgna Achillesa) lub Jimmy Butler. Najgorsze jest to , że chemia w zespole leci w dół, a trener coraz częściej przypomina bezradną – na wyniki drużyny – osobę. Być może nadszedł już czas najwyższy na jakieś roszady personalne wśród 15-tki Thibsa?

Wśród Knicks kolejny dzień spokoju, po czym pewnie wrócą spekulacje na temat wymian zawodników lub zmiany szkoleniowca.

Wynik: New York Knicks – Chicago Bulls 83:78 (15:17, 31:15, 22:22, 15:24)
Punkty: Anthony 30, Stoudemire 14, Udrih 8, Bargnani 8 oraz Dunleavy 20, Gibson 12, Boozer 12, Noah 12.

Komentarze do wpisu: “Przebudzenie STATa , kryzys Bulls trwa

  1. Akcja bodaj przy 74-78 Hinricha- cudo. Polecam zwrócić uwagę , Dj ma szansę być numerem jeden na rozegraniu. Kirk to jakiś żart jest, może jako backup by dawał radę. Ale rozgrywający rozegra 1 na 10 spotkań dobrych to nie rozgrywający.

  2. Wow co za efektowna wygrana NY sie rozszalali jak by w Chicago nie było tyle kontuzji to by przegrali

  3. Coś nie tak jest z przygotowaniem kondycyjnym w Chicago skoro jest tam tyle kontuzji. Może mają tam takiego odpowiednika naszego F. Smudy i ich zajeździł?

  4. Qcin postraszył zamachami na STATA i prosze, zaczął grać :D

Comments are closed.