Game-winner Curry’ego zapewnia zwycięstwo Warriors

Stephen Curry przez pierwsze trzy kwarty rozgrywał dość przeciętny mecz. Co prawda miał już na koncie 17 oczek trafiając 6 z 13 rzutów, ale popełni też 8 start. W czwartej kwarcie wzniósł swoją grę na wyższy poziom, co pokazał nam już nie raz w tym sezonie. W tej części meczu rzucił 16 oczek, trafiając 7 z 12 prób z gry, 3 razy asystując i ani razu nie tracąc piłki. Jego dobra gra pomogła odrobić 18 punktów, jakie tracili Warriors jeszcze przed końcem drugiej kwarty.

Jeszcze na początku czwartej ćwiartki Mavs po celnych rzutach Shane’a Larnika, Jae Crowdera i Vince’a Cartera prowadzili 12 oczkami. Następnie jednak gospodarze włączyli wyższy bieg i zanotowali run 16-4 i po dwóch z rzędu trójkach Curry’ego doprowadzili do remisu po 82 na nieco ponad 5 minut do końca meczu.

Wtedy sprawy w swoje ręce Dirk Nowitzki i Monta Ellis, którzy zdobyli wspólnie dla gości 10 kolejnych punktów, przy 4 Golden State i uciekli na 6 oczek na półtorej minuty do końca. Miejscowi mają jednak w składzie Curry’ego, który ponownie wziął na siebie ciężar zdobywania punktów. Najpierw zanotował akcję 3 plus 1, będąc faulowanym przez Jose Calderona, by w kolejnej akcji po przechwycie Harriosna Barnes’a znaleźć niepilnowanego z prawej strony za łukiem Draymonda Greena, którego celna trójka wyprowadziła gospodarzy na prowadzenie 93-92. Pierwsze od pierwszej kwarty.

To nie był jednak koniec emocji w Oracle Arena. Chwilę później sfaulowany przy próbie wejścia pod kosza został Ellis, ale wykorzystał tylko jeden z dwóch rzutów wolnych i o czas poprosił trener Mark Jackson. Piłka ponownie wylądował w rękach Stephena, ale tym razem jego rzut o tablicę okazał się za mocny i Rick Carlisle wziął przerwę na żądanie.

Szansę na zwycięstwo Mavs zmarnował jednak Ellis, który zdołał co prawda oddać rzut w izolacji, ale dobra obrona Greena spowodowała, że był za słaby. Piłkę zebrał Curry i młody rozgrywający otrzymał kolejną szansę na wyprowadzenie Warriors na prowadzenie. Co ciekawe Jackson nie poprosił o czas i miejscowi od razu zagrali zwycięską akcję.

Curry długo kozłował piłkę, naprzeciwko niego stał Shawn Marion, 23-latek zbiegł na prawą stronę, zamarkował rzut, poczekał, aż skrzydłowy Dallas przeleci obok niego, a następnie celnie przymierzył z prawego łokcia i wyprowadził swój zespół na 2-punktowe prowadzenie na 1,5 sekundy do końca.

Następnie jednak miało miejsce dość kontrowersyjne zdarzenie, bowiem Curry ciesząc się pobiegł w stronę ławki rezerwowych, a na boisko w tym momencie wbiegł Nemanja Nedovic ciesząc się razem z playmakerem Golden State z ostatniej akcji.

Mavs nie mieli już czasu i desperacki rzut Calderona z ponad połowy boiska ostatecznie nie wpadł do kosza. W całej tej sytuacji chyab tylko Klay Thompson i Andrew Bogut zdawali sobie sprawę z tego co się dzieje i próbowali bronić graczy Dallas. Australijczyk nawet nawoływał jeszcze do kolegów, że to przecież jeszcze nie koniec meczu.

I tak sobie po meczu myślałem, że szkoda, że Calderon nie trafił. Nie dlatego, że życzyłbym Warriors porażki. Nic z tych rzeczy. Po prostu to powinna być dla nich nauczka i przede wszystkim dla Curry’ego, że gra się dopóki nie zabrzmi końcowa syrena, a nie ciszy się z trafionego kosza i biegnie celebrować wygraną z zawodnikami ze swojej ławki, kiedy przeciwnicy mają jeszcze czas na oddanie ostatniego rzutu.

Bo załóżmy, że Hiszpan by trafił. Warriors w ten sposób przegraliby we frajreski sposób. Na szczęście to tylko jeden mecz w sezonie regularnym, ale gdyby to było siódme, rozstrzygające spotkanie w play offach i przez taką głupotę Golden State poniosłoby porażkę. Nie mówiąc już o tym jakby przegrali w taki sposób wielki finał.

Wiem, że to mało prawdopodobne, ale gdyby? Ta sytuacja ciągnęłaby się potem za Wojownikami, a szczególnie za Currym, przez dość długi czas. Dlatego też powinni pamiętać, że gra się do końca, bo nawet mając 0,1 sekundy na rozegranie akcji da się wygrać mecz, co udowodnił kiedyś Dwight Howard, kiedy jeszcze grał w Orlando Magic w spotkaniu z San Anotnio Spurs. Wtedy Howard pomimo tak krótkiego czasu zdołał złapać piłkę i zapakować ją nad Timem Duncanem i zapewnić wygraną swojej drużynie.

Osobną sprawą jest to, że sędziowie mogli w jakiś sposób ukarać Warriors, np. faulem technicznym za to, że Nedovic wbiegł na parkiet, ponieważ wtedy Wojownicy mieli 6 zawodników na boisku. Wprawdzie przewinienie techniczne nie pomogło by za dużo, bo gospodarze prowadzili dwoma oczkami, ale gdyby to było tylko jednopunktowe prowadzenie?

Curry cały mecz zakończył z dorobkiem 33 punktów z 25 rzutów. Rozdał do tego 10 asyst. 17 oczek (6/16 z gry) dodał Barnes, 15 David Lee, który zebrał do tego 11 piłek, a 11 Thompson. Potrzebował jednak do tego 13 rzutów. 18 piłek zebrał Bogut.

Dla Mavs po 21 punktów rzucili Nowitki i Ellis. 18 dołożył Calderon, a 12 Marion.

Kolejny mecz obie drużyny zagrają na własnym parkiecie, Warriors zagrają w piątek z Houston Rockets, a Mavs w sobotę z Milwaukee Bucks.

Dallas Mavericks – Golden State Warriors 93:95 (23:16, 32:28, 17:22, 21:29)

Liderzy zespołów:

Punkty: Nowitzki, Ellis 9 – Curry 33

Zbiórki: Marion, Blair 9 – Bogut 18

Asysty: Ellis, Calderon 5 – Curry 10

Przechwyty: Ellis 3 – Curry 3

Bloki: Nowitzki 2 – Bogut, Green 2