Block party Hibberta, Pacers po raz 9

Kiedy w ubiegłym roku management Indiany wyrównywał maksymalny kontrakt, jaki Roy Hibbert podpisał z Portland Trail Blazers byłem sceptycznie co do tego nastawiony. Nie to, żebym nie doceniał Hibberta, uważałem go wtedy za naprawdę dobrego centra, ale tylko dobrego. Nie za kogoś, kto jest wart maksymalnej umowy. I nie mogłem się bardziej wtedy mylić.

Roy jest wart każdego dolara ze swojego dużego kontraktu. W tym sezonie gra naprawdę niesamowicie i tak, to on jest w tej chwili najlepszym środkowym w lidze. Nie Marc Gasol. Nie Joakim Noah. Nie Tyson Chandler. Nie Brook Lopez. I nawet nie Dwight Howard. Hibbert jest daleko z przodu przed nimi i jeśli dalej będzie prezentował się na parkiecie tak jak teraz, a podejrzewam, że z wiekiem będzie jeszcze lepszy to zdominuje pozycję centra w NBA na lata.

Wszystkie zespoły, które pominęły go w drafice (Hibbert poszedł z numerem 17 w 2008 roku), może poza Bulls (Derrick Rose), Thunder, wtedy jeszcze Supersonics (Russell Westbrook), Wolves (wybrali O.J. Mayo ale oddali go od razu do Grizzlies za Kevina Love) i ewentualnie Nets (Brook Lopez) powinny pluć sobie teraz w brodę.

Wczoraj zagrał najlepszym mecze w tym sezonie i podkoszowi Milwaukee Bucks nie mieli z nim żadnych szans. Hibbert rzucił najwięcej w sezonie 24 punkty, trafiając 8 z 10 prób z gry, do tego był bezbłędny na linii rzutów wolnych – 8 celnych osobistych. Zebrał do tego 10 piłek i 8-krotnie zablokował rywali. I to wszystko w 30 minut, jakie spędził na boisku. Podejrzewam, że gdyby pograł trochę dłużej uzbierałby jeszcze te dwa bloki i zanotował drugie triple-double w karierze.

Nie było jednak potrzeby, by grał więcej ponieważ Pacers od początku kontrolowali przebieg meczu. Pierwsze minuty to jeszcze walka punkt za punkt i kosz za kosz, ale kiedy George Hill trafił za trzy, wtedy gospodarze wszyli na prowadzenie, którego nie oddali już do końca spotkania.

Indiana już po pierwszej kwarcie prowadzili 10 punktami, 15 po drugiej i choć na początku trzeciej Bucks po runie 9-0 zbliżyli się na 6 oczek tak gospodarze zacieśnili defensywę, goście zaczęli pudlować swoje rzuty, a Hibbert wspólnie z Paulem Georgem zrobili resztę.

Pierwszy w trzeciej ćwiartce rzucił 8 oczek, drugi 10, Pacers ponownie odskoczyli i w ostatniej części meczu stopniowo powiększali przewagę i ostatnie minuty dograli już rezerwowi.

Miejscowi po raz kolejny zaprezentowali się fantastycznie w obronie. Już po raz czwarty w bieżących rozgrywkach, a po raz drugi w tym tygodniu, zatrzymali drużynę przeciwną poniżej 80 punktów. Bucks rzucili ich tylko 77, najmniej w sezonie i do tego trafiali z tylko 34,1 proc. skutecznością z gry.

Pacers są pierwszą drużyną w lidze od sezonu 2002/03, która zaczęła mecz od bilansu 9-0. Wtedy dokonali tego Dallas Mavericks. Ponadto dziś mają także szanse stać się 14 zespołem w historii, który na starcie rozgrywek wygrał 10 pierwszych spotkań. Poza tym brakuje im jeszcze dwóch wygranych, by wyrównać najdłuższą serię zwycięstw w historii organizacji. Indiana wygrała 11 meczów z rzędu w sezonie 1972/73, ale wtedy występowała jeszcze pod szyldem ABA.

Wczoraj dla Indiany najwięcej rzucił Hilbert, 24 oczka. 22 dodał George, a 11 Lance Stephenson. Dla Bucks najlepiej punktował Mayo – 20. Po 11 dołożyli Khris Middleton i Gary Neal.

Kolejne spotkanie obie drużyny zagrają dziś. Milwaukee na własnym parkiecie podejmie Oklahomę City Thunder, z kolei Pacers zmierzą się na wyjeździe z Chicago Bulls.

Milwaukee Bucks – Indiana Pacers 77:104 (21:31, 16:21, 24:23, 16:29)

Liderzy zespołu:

Punkty: Mayo 20 – Hibbert 24

Zbiórki: Pachulia 11 – Hibbert 10

Asysty: Wolter 5 – Hill 5

Przechwyty: Wolters 2 – George 2

Bloki: Henson 3 – Hibbert 8