Randolph prowadzi Grizzlies do wygranej

Gdyby to spotkanie rozgrywane było w ubiegłym sezonie powiedzielibyśmy, że spotkała się ze sobą drużyna ze świetną ofensywą z zespołem z jeszcze lepszą defensywą. I jak jeszcze w tych rozgrywkach atak Warriors pozostaje na tym samym poziomie, jeśli nawet nie lepszym, tak obrona Grizzlies nie przypomina na razie tego, co oglądaliśmy sezon wcześniej.

W poprzednich rozgrywkach obrona Memphis stała się ich wizytówką. Grali twardo, rzadko pozwalali rywalom na przekroczenie granicy 100 oczek w meczu, ograniczali ich zapędy strzeleckie, a do tego tracili najmniej punktów w lidze – 89,1 na spotkanie. W tych rozgrywkach póki co tak dobrze nie jest. Zaczęli sezon od bilansu 2-3, w pierwszych trzech meczach trzykrotnie tracili co najmniej po 100 punktów, podczas gdy w poprzednim sezonie trzeci taki, w którym stracili 100 oczek mecz miał miejsce dopiero w styczniu i na stracie pod wodzą nowego trenera Dave’a Joergera nieco rozczarowują.

Wczoraj jednak odzyskali swoją tożsamość. Zagrali lepiej w defensywie, zatrzymali Golden State na 90 punktach i 42,3 proc. skuteczności z gry i odnieśli trzecie zwycięstwo w bieżących rozgrywkach, a 10 z rzędu z zespołem z Kalifornii.

Do wygranej poprowadził ich Zach Randolph, który rzucił 23 oczka i zebrał 11 piłek. Z-bo wrócił do gry po opuszczeniu poprzedniego spotkania z New Orleans Pelicans, kiedy w trakcie pojedynku jego żona zaczęła rodzić. Zachary jr. urodził się przed końcem tamtego meczu. Gratulacje Zach.

Grizzles wygrali dziś, bo przede wszystkim zdominowali grę pod koszem. Rzucili 54 punkty w pomalowanym, podczas gdy gościom pozwolili tylko na 18 i wygrali walkę na tablicach 44-33. Do tego trafiali z 53,2 proc. skutecznością z gry. To znacznie powyżej tego, na co Warriors pozwalali dotychczas swoim przeciwnikom, którzy rzucali im z 39,2 proc. skutecznością.

Jeszcze w pierwszej połowie spotkanie było bardzo wyrównane. Co prawda w drugiej kwarcie gospodarzom udało się odskoczyć na 14 punktów po akcji dwa plus jeden Michaela Conley’a, ale Golden State udało się zakończyć pierwszą połowę runem 10-0 i zmniejszyć starty przed przerwą do tylko 4 oczek, chwilę po rozpoczęciu drugiej kwarty wyjść nawet na jednopunktowe prowadzenie.

Od tego jednak momentu Grizzlies zaczęli grać to z czego są najbardziej znani, z dobrej i agresywniej obrony. Pozwoliło im to jeszcze przed ostatnią ćwiartką uzyskać 13 oczek przewagi, a w czwartej kwarcie na 4 i pół minuty do końca, za sprawą serii 14-3 osiągnęli największą w spotkaniu, 23-punktową przewagę i było już po meczu. Półtorej minuty później na boisku pojawili się rezerwowi, którzy dokończyli pojedynek.

Oprócz Randolpha dobrze spisał się również Conley, który rzucił 20 oczek, trafiając 9 z 11 rzutów i rozdając 6 asyst. 18 punktów dodał Marc Gasol, 12 Tony Allen, 10 Tayshaun Pronce, a 15 z ławki Mike Miller, rzucając 4 z 7 trójek.

W drużynie gości najskuteczniejszy był Stephen Curry, który wrócił do gry po opuszczeniu spotkania z San Anotnio Spurs ze względu n drobny uraz kostki. Zdobył 22 punkty, 4-krotnie trafiając za trzy. 19 dołożył Andre Iguodala, 13 David Lee, a 12 Klay Thompson, który potrzebował do tego 13 rzutów.

Kolejne mecze obie drużyny zagrają u siebie, Grizzlies z niepokonana do tej pory Indianą Pacers, a Warriors we wtorek z Detroit Pistons.

Golden State Warriors – Memphis Grizzlies 90:108 (29:32, 21:22, 27:36, 13:18)

Liderzy zespołów:

Punkty: Curry 22 – Randolph 23

Zbiórki: Lee 9 – Randolph 11

Asysty: Curry 5 – Conley 6

Przechwyty: Curry 3 – Conley 3

Bloki: Lee, Bogut, Thompson 1 – Gasol 3