Houston Rockets 1993-94

Kibice Houston Rockets po pozyskaniu przez ich klub Dwighta Howarda ponownie mogą zacząć realnie myśleć o mistrzowskim tytule. Czy tak się stanie w najbliższych latach? To dopiero pokaże przyszłość. Ja natomiast chciałbym Was zabrać do sezonu 1993-94, aby przypomnieć drużynę Rakiet, która jako pierwsza w historii tej organizacji wygrała ligę NBA. Zatem cofnijmy się o niecałe 20 lat wstecz do sezonu, w którym schedę po dynastii Byków przejęła właśnie ekipa z miasta we wschodnim Teksasie.

#25 ROBERT HORRY

Jeden z najefektowniejszych graczy tamtych czasów. To on nadawał energii akcjom Houston Rockets, a jego wsady regularnie pokazywane były w najlepszych akcjach tygodnia. Równie pewnie czuł się w grze na dystansie, dzięki czemu był bardzo ważną częścią taktyki inside-outside, którą preferował trener Rudy Tomjanovich . Właśnie uniwersalność była największym atutem tego zawodnika. Dynamika i skoczność pozwalały mu także brylować w defensywie. Starsi fani NBA z pewnością do dziś pamiętają jego bloki po asekuracji kolegów z obrony, które często odbierały chęci do gry rywalom Rakiet.

#30 KENNY SMITH

Gracz urodzony w nowojorskiej dzielnicy Queens był specjalistą od rzutów za trzy punkty. Co ciekawe we wcześniejszych latach kariery, które spędził w Sacramento Kings i Atlanta Hawks dał się poznać jako bardzo dobru dunker (w 1990 roku brał nawet udział w konkursie wsadów podczas All Star Weekend, który miał miejsce w Miami). W Rockets z miejsca Tomjanovich uczynił go czołowym strzelcem dystansowym ligi. Miał najlepszy procent celnych trójek (40%) z całej drużyny i to głównie do niego trafiały piłki od podkoszowych graczy, a Smith z regularnością zamieniał te podania na punkty. Podobnie jak Horry niezwykle ważny gracz obwodowy Rockets w tym sezonie.

#33 OTIS THORPE

Zawodnik od czarnej roboty. Niezwykle pożyteczny zarówno pod bronionym koszem jak i pod atakowanym. Specjalista od zbiórek i bloków, a do tego niezwykle twardy i nieustępliwy defensor. Wyszkolenie typowe dla starej szkoły graczy podkoszowych, czego najlepszym dowodem były haki, które stosował o wiele częściej od Hakeema Olajuwana. Wraz z „The Dreamem” byli jedynymi graczami w zespole, którzy mieli dwucyfrowe średnie w dwóch kategoriach na koniec sezonu. Thorpe zaliczał w latach 1993-94 10,6 zbiórki na mecz oraz 14,0 punktów na jedno spotkanie. Co ciekawe jest to najskuteczniejszy gracz w historii Rakiet pod względem procenta trafionych rzutów (55,9%)

#11 VERNON MAXWELL

Najbardziej niepokorny  zawodnik z ówczesnej kadry Rockets. Póki jednak czuł się potrzebny tej drużynie i był jej integralną częścią trener „Rudy T” potrafił zapanować nad jego bardzo trudnym charakterem. Apogeum problemów z Maxwellem zaczęło się dopiero rok później, kiedy to do ekipy z Houston trafił Clyde Drexler. Niemniej jednak w sezonie, w którym to drużyna z Teksasu zdobyła swoje pierwsze mistrzostwo w historii był on absolutnie kluczową postacią. Wyśmienity strzelec, niezwykle szybki, a jednocześnie wspaniały obrońca. Wielokrotnie porównywany do samego Reggie Millera. Wraz ze Smithem stworzyli duet graczy obwodowych, którzy swoimi trójkami potrafili wykończyć każdą obronę – nawet tą najtwardszą, którą wówczas prezentowali New York Knicks, co zresztą udowodnili w finałach.

#34 HAKEEM OLAJUWON

Największa gwiazda drużyny i chyba też całej ligi. Można się spierać, który z ówczesnych centrów był najlepszy – czy David Robinson, czy Patrick Ewing czy też młody Shaquile O’Neal. Nie ulega jednak wątpliwości, że był on z nich wszystkich najlepiej wyszkolonym technicznie i najbardziej wszechstronnym zawodnikiem. Po odejściu z NBA Michaela Jordana stał się najjaśniejszą postacią ligi. MVP sezonu zasadniczego i MVP finałów, najlepszy obrońca ligi – to tylko niektóre laury, które zebrał w trakcie sezonu 1993-94. Kolekcja jego zwodów, piwotów nie miała chyba żadnych ograniczeń. Nikt nie potrafił zatrzymać Nigeryjczyka z amerykańskim paszportem w strefie podkoszowej, a ten z niesamowitą łatwością stosował swoje „Dream Shake’i” skalpując kolejnych rywali. Jego gra to prawdziwy artyzm – połączenie finezji z ogromną pracą i zaangażowaniem. Do  dziś jest bardzo religijną osobą – praktykującym muzułmaninem. Jest to o tyle interesujące pod kątem sportowym, że w trakcie finałów i morderczej rywalizacji z New York Knicks trwał Ramadan przez co, nie mógł on przyjmować żadnego pożywienia i płynów przed zachodem słońca.

Kiedyś Michael Jordan zapytany, o to z kim by chciał grać w jednej drużynie z wielkich centrów odpowiedział:

 If I had to pick a center [for an all-time best team], I would take Olajuwon. That leaves out Shaq, Patrick Ewing. It leaves out Wilt Chamberlain. It leaves out a lot of people. And the reason I would take Olajuwon is very simple: he is so versatile because of what he can give you from that position. It’s not just his scoring, not just his rebounding or not just his blocked shots. People don’t realize he was in the top seven in steals. He always made great decisions on the court. For all facets of the game, I have to give it to him.

I gdyby nie fakt, że kiedyś wybrał on z numerem pierwszym draftu dla Washington Wizards niejakiego Kwame Brown’a to uznałbym to za najlepsze potwierdzenie moich słów. Ale gra Olajuwana chyba i tak broni się sama, więc nie ma co polemizować z MJem.

#10 SAM CASSEL

Wybrany przez Rockets w drafcie 1993 z numerem 24 okazał się absolutną rewelacją w rozgrywkach Play-off. Własnie w decydującej fazie sezonu jego talent eksplodował. W trakcie sezonu regularnego był zmiennikiem Kenny Smitha i notował dość przeciętne średnie  6,7 pkt czy też 2,9 asyst na mecz. Jednak w rozgrywkach posezonowych jego dynamiczne wejścia pod kosz czy też niezwykle ważne trójki okazały się bezcenne w trudnych chwilach dla ekipy z Houston. Gracz, który nadawał tej drużynie niezwykłego kolorytu. Zawsze uśmiechnięty, wygadany (swoją drogą największa gaduła obok Gary Paytona tamtych lat – co zresztą do dziś widać na ławce Wizards, gdzie jest aktualnie asystentem), a do tego niezwykle ekspresyjny zawodnik, co pokazywał często po udanych akcjach.

#17 MARIO ELIE

W omawianym sezonie Elie nie był jeszcze tak ważną postacią w drużynie jak rok później, na co niewątpliwie miała wpływ obecność Vernona Maxwella w zespole. Nie zmienia to jednak faktu, że był on niezwykle pożytecznym graczem. Bardzo dobry strzelec dystansowy, ale trzeba przyznać, że celne rzuty przeplatał z bardzo nieudanym zagraniami, czym też często irytował. Potrafił trafiać z niebywałych pozycji, a jednocześnie w następnej akcji chybić łatwy rzut sam na sam z koszem. Niejednokrotnie zdarzały mu się też airball’e, ale jego „prime time” miał dopiero nadejść…

#7 CARL HERRERA

Pierwszy Wenezuelczyk w historii NBA. Do NBA trafił z Realu Madryt, a Rockets postanowili skorzystać z jego usług głównie dlatego, że grał na tamtejszym uniwersytecie, a więc wiedzieli czego mogą się po nim spodziewać. Zmiennik Roberta Horrego czy też Otisa Thorpa. Dobrze czuł się w walce w polu trzech sekund czym zaskarbił sobie uznanie Tomjanovicha. Bardzo solidny gracz, którego najlepsze lata kariery przypadły właśnie na okres gry w trykocie Rockets.

#1 SCOTT BROOKS

Tak tak, zgadza się. Dzisiejszy trener Oklahoma City Thunder także był częścią mistrzowskiej ekipy z Houston z roku 1994. Nie był on może kluczową postacią, ale zadanie miał proste – wejść z ławki i trafiać za trzy. To wychodziło mu bardzo dobrze. Jako jedyny zawodnik Rockets trafił wszystkie trójki w fazie Play-off. Po sezonie 1993-94 przeniółs się do innego zespołu z Teksasu, którym byli Dallas Mavericks.  

#50 MATT BULLARD

Przy swoim wzroście 208 centymetrów imponował łatwością trafiania z dystanasu i dzięki temu idealnie pasował do koncepcji Tomjanovicha. W zespole spełniał podobna rolę co wyżej wymieniony przeze mnie Scott Brooks, a więc wejść na boisko i straszyć rzutami z dystansu. Przy swoim wzrości dobrze też rozciągał obronę rywali, co dawało więcej miejsca pod koszem jego kolegom. Dziś wraz z Clydem Drexlerem komentuje mecze Rakiet dla stacji Fox.

TRENER: RUDY TOMJANOVICH

Ikona Rakiet zarówno jako zawodnik jak i coach. Szkoleniowiec, który do udoskonalił niemal do perfekcji taktykę „do środka i na zewnątrz”. Za jego kadencji  drużyna z The Summit grała bardzo efektowną i przyjemną dla oka koszykówkę. Był do tego dla swoich graczy niczym ojciec, który walczył całym sercem wraz z nimi w każdym meczu. Jego ogromne zaangażowanie widoczne było na jego twarzy w niemal każdym meczu. To w wielkim stopniu dzięki niemu udało się w Houston zatrzymać Hakeema Olajuwana, który na początku lat dziewięćdziesiątych chciał zmienić otoczenie. Kochany przez właściciela – Leslie Alexandra i kibiców, dla których jest prawdziwą legendą. Co ciekawe żoną Tomjanovicha jest Polka – Zofia.

Komentarze do wpisu: “Houston Rockets 1993-94

  1. pisanie o Brooks´ie że trafił wszystkie trójki ponieważ oddał aż 1 rzut to chyba przesada choć oczywiście nie minęliście się z prawdą :)

  2. Houston 94-95 z Clydem Drexler’em to byli Houston. Mega zespół ;) Sweep 4-0 Orlando ;)

    1. Pamiętam te finały i 4 przestrzelone wolne Nicka Andersona…..Gdyby trafił choć jeden historia mogła potoczyć się inaczej :) Tego się już jednak nie dowiemy. Fajnie się oglądało Houston.

  3. Ja bym sie raczej nie spieral kto byl najlepszym centrem tamtych czasow. Odpowiedz na to pytanie jest oczywista. Najlepszym centrem byl ten, ktory pokonal i zdominowal pozostalych kandydatow do miana tych the best w walce o mistrzostwo ligi. Reszte mozna dopisac sobie samemu.

  4. O trenerze Tomjanovichu, z ciekawostek – The Punch z 1977. Do tej pory ma problemy ze słuchem.

  5. Na początek to tylko chce zaznaczyć, że bardzo fajna seria artykułów…. Czekam na Bulls, albo Kniks.
    Jeśli Paweł nie ma nic przeciwko (jeśli ma to proszę pisać) to ja jeszcze na kilka wtrąceń pozwolę sobie.

    Zacznę od jednego szaleńca, którego nazywali MAD MAX, czyli oczywiście Vernon Maxwell. Bardzo ciekawy zawodnik, który jednak jak wielu wybitnych nie radził sobie ze sobą… z tego co pamiętam po zakończeniu gry dla Houston popadł w narkotyki. No ale to inna historia. Mad Max był jednym z najlepiej biegających na kontry zawodników w lidze, bo zwyczajnie był bardzo szybki. Dla mnie był bardzo podobnym zawodnikiem jak dzisiaj Russel Westbrook, choć niewątpliwie miał lepszą klepę z 3 pkt. Dynamiczny i impulsywny, trochę nieprzewidywalny.

    Robert Horry miał dwie najważniejsze zalety:
    1. Nawet jako rookie potrafił brać na siebie ciężar gry i trafiać kluczowe punkty w bardzo trudnych sytuacjach.
    2. Miał 206 cm wzrostu i bardzo duży zasię ramion (chyba 220 cm), a mimo to nominalnie grał jako SF, bo dysponował rzutem z dystansu i dynamiką wystarczającą na grę z kontry lub penetracje strefy podkoszowej. Płynnie przechodził od pozycji SF do PF zależnie od potrzeby. Podobnym zawodnikiem do Horrego jest chyba dzisiaj Josh Smith z Atlanty/Detroit, ale nie ma tka dobrej klepy z dystansu jak Horry.

    Otis Thorpe podobno miał jedne z największych stóp w lidze (rozmiar buta 58 albo 59 teraz nie pamiętam, ale większe niż Shaq) i bardzo mocne nogi. Dlatego znakomicie się zastawiał w obronie i pomimo zaledwie 206 cm wzrostu miał masę zbiórek i to u boku Olajuwona. Prawie niemowa, ale jak słusznie zauważył Paweł niezwykle skuteczny i pożyteczny zawodnik. Idealne uzupełnienie Horrego. Co ciekawe wystąpił tylko raz w ASG w ’92 roku, w którym Houston jeszcze nie było czołową drużyną wschodu.

    Olajuwon, człowiek legenda. Biedny chłopak z Nigerii przeżył prawdziwy amerykański sen o karierze i co ważne nie zmarnował go. Całą karierę był zdyscyplinowany i zmotywowany. Olajuwona wszyscy znamy jako mistrza piwotów i ogólnie finezyjnej gry pod koszem. Ale warto zwrócić uwagę na to, że był centrem, który potrafi skutecznie rzucać z każdej pozycji na parkiecie. Miał niezwykła klepę. Niby nie był dominatorem pokroju Shaq’a, ale jednocześnie w obronie był od niego skuteczniejszy. Wciąż jest liderem w lidze pod względem bloków. W sezonie 89/90 w Play Offs zanotował średnią 5,8 bloku na mecz.
    http://www.basketball-reference.com/players/o/olajuha01.html
    Polecam poczytać jego nagrody i statystyki. Dla mnie Olajuwon to top ten NBA wszech czasów.

Comments are closed.