Relacja z Marcin Gortat Camp 2013 – Warszawa

gortatcamp2Już przed 9.00, z daleka było widać tłum przy warszawskiej Arenie Ursynów. Tłum podekscytowanych dzieciaków, którzy razem z rodzinami, czekali przy wejściu na upragnione spotkanie i trening z Marcinem Gortatem. Zanim jednak zacznę podsumowanie samego campu, kilka słów o konferencji prasowej, która odbyła się wcześniej i na którą zostałem zaproszony. Marcin, razem z Jaredem Dudleyem, grającym obecnie w Clippers, oraz coachem Nealem Meyerem (trenował m. in. LeBrona Jamesa) byli największymi gwiazdami i to do nich kierowane były pytania na temat campów, poziomu polskiej koszykówki oraz talentów, jakie mogą zobaczyć na tegorocznych campach.

Audio z konferencji (1, 2) – jakość średnia, ale wszystko słychać :)

Po zaspokojeniu pierwszej ciekawości mediów, Marcin poprowadził nas na parkiet hali, gdzie czekała na nas młodsza z grup, 9-13 lat. Kilkadziesiąt dzieciaków podzielono na cztery grupy, z których każda miała do zaliczenia 4 treningowe stacje. Na każdej stacji czekał na nich trener, Marcin, Kacper „Kacpa” Lachowicz, Coach Meyer oraz jeden z trenerów campu.

Musicie wiedzieć jedno – na campach Marcina Gortata nie ma miejsca na lekceważący stosunek do ćwiczeń. Albo dajesz z siebie 100% albo nie robisz ćwiczenia wcale. Zewsząd słyszysz motywujące okrzyki twoich kolegów z grupy, bo przecież liczy się każdy doping! Każdy przyszedł tu, żeby się czegoś nauczyć, żeby stać się lepszym. Wszyscy na campach motywują się nawzajem.

Potem grupowe pożegnanie z trenerem, okrzyk i przejście do kolejnej stacji. Po dwóch stacjach przerwa na uzupełnienie płynów oraz ważne informacje na temat diety koszykarzy, tego jak dbać o formę i czego unikać. Wszystko, co mówił Coach Meyer czy Dudley, było tłumaczone na jęz. polski tak, żeby i dzieciaki na dole, i rodzice na trybunach zapamiętali wszystkie ważne wskazówki. W międzyczasie Marcin znów znalazł czas dla mediów i odpowiedział na kilka pytań prasy i telewizji.

Audio z krótkiej konferencji na parkiecie tutaj.

Podczas gdy dzieciaki powróciły do kolejnych treningów, przeszedłem się trochę po rożnych stanowiskach na parkiecie. Impreza zorganizowana została na świetnym poziomie. Każdy z trenujących miał dostęp do wody kiedy tylko chciał, na hali był także lekarz, który na szczęście nie musiał interweniować. Po treningu młodszej z grup, dzieciaki zostały zaproszone na świeże powietrze na hot-dogi, każdy z nich dostał też torbę pełną upominków. Na parkiecie był także dostępny sklep z akcesoriami koszykarskimi oraz obuwiem, wiec każdy mógł się zaopatrzyć zarówno w nowe LeBrony, jak i starszy model Jordanów.

W międzyczasie starsza grupa, jr NBA Clinic, 14-17 lat, już rozgrzewała się na parkiecie. Wszystko na campach zorganizowane było w ten sposób, że ani ludzie na trybunach nie mogli się nudzić, a i Marcin nie miał tak naprawdę chwili wytchnienia. Dwoił się i troił, żeby pomagać w treningu, udzielał indywidualnych wskazówek, a także miał czas na zdjęcia ze starszymi fanami i ludźmi, dzięki którym camp w Warszawie udało się zorganizować.

Starsza grupa trenowała pod okiem Coacha Meyera, który w języku angielskim (oczywiście z tłumaczeniem) przeprowadzał trening, wyraźnie zaznaczając, jak ważne jest samo przygotowanie do treningu, a także komunikacja miedzy zawodnikami. Tu też nie było miejsca na niedociągnięcia – Kacpa co chwila motywował uczestników do coraz lepszych, szybszych i celniejszych podań/rzutów. Na koniec treningu wszyscy zostali podzieleni na grupy i rozpoczęli mecze na dwa kosze, gdzie można było zobaczyć jaki potencjał drzemie w tych nastolatkach. Kilkoro z nich robiło naprawdę duże wrażenie i kręcenie głową z podziwem Dudleya to idealne tego potwierdzenie.

Pomiędzy treningami młodszych i starszych, Marcin prowadził pogadanki z uczestnikami, każdy z nich mógł zadać pytania Gortatowi lub Dudleyowi. Na koniec rozmów był quiz, w czasie którego można było wygrać upominki w postaci koszulek. Ciekawe było również to, że Marcin zaangażował do udziału w quizie również publiczność, wśród której byli nie tylko rodzice dzieciaków, ale i starsi kibice koszykówki, którzy na ten camp zgłosić się nie mogli.

Na koniec, Marcin razem z Jaredem usiedli przy stole i cierpliwie podpisywali piłki/koszulki uczestników campu. Każdy dostał autograf. Każdy mógł sobie zrobić zdjęcie. Bardzo podobało mi się to, jak ci dwaj zawodnicy profesjonalnie podchodzą do tego, jak są cierpliwi, bo przecież campy odbywają się praktycznie codziennie, a chłopaki na tym nie zarabiają.

Podsumowując, Camp Marcina Gortata w Warszawie to naprawdę ciekawe przeżycie, zarówno dla młodszych, którzy mogli wziąć udział w treningach, jak i starszych, którzy mogli obserwować wszystko z trybun. Momentami można było się poczuć jak na prawdziwym treningu NBA. Aż żałuję, ze za moich czasów nie było tego typu inicjatyw.

Dzięki uprzejmości Pana Pawła Stalmacha, miałem okazję być bardzo blisko tego wszystkiego, obserwować i przysłuchiwać się temu, co mówi i jak zachowuje się Marcin. Mogę Wam powiedzieć, że to naprawdę równy gość, bardzo wyluzowany, otwarty i pomocny. Nie ma w sobie cwaniactwa, jakie spotykamy u niektórych zawodników NBA. A przecież ma niezły kontrakt, szybki samochód i wszystko czego dusza zapragnie. Na szczęście woda sodowa nie uderzyła mu do głowy i wciąż jest normalnym facetem z Łodzi.

Fotorelację wrzucił już wcześniej Paweł Kołakowski. Można ją znaleźć tutaj.

gortatcamp

Komentarze do wpisu: “Relacja z Marcin Gortat Camp 2013 – Warszawa

  1. Dajcie Gortatowi spokój. Można mieć zarzuty to jego gry ale to jest temat campów. Jako jeden z niewielu zaangażował się w promocję koszykówki, robi dużo dla dzieciaków, jeździ i spotyka się z polskimi żołnierzami. Równie dobrze mógłby leżeć sobie na Florydzie i popijać zimne piwo a on robi coś więcej. Pokarzcie mi innego sportowca, który tak angażuje się po za boiskiem. Wielki szacunek za to dla Gortata.

  2. Zapomniałem dopisać .
    Adam Małysz z wąsem ..to jest moja herbata

Comments are closed.