Pacers bez szans w meczu nr 7, Heat awansują do finału

Heat nie pozostawili złudzeń Pacers w decydującym o awansie do wielkiego finału pojedynku i pewnie pokonali Indiane na własnym parkiecie. Dziś LeBron James otrzymał więcej wsparcia od swoich kolegów z zespołu w porównaniu z meczem nr 6 i Miami po raz trzeci z rzędu będzie walczyć o mistrzowskie pierścienie.

heat_pacers

To był blow out. W tym najważniejszym meczu, o którego zależało twoje być albo nie być Heat zdecydowanie wygrali. Pokazali Pacers, że jeszcze w tym roku, to oni są najlepszą drużyną na Wschodzie, choć trzeba oddać Indianie, że byli bardzo blisko zdetronizowania mistrzów NBA i w kolejnym sezonie pojedynek między obydwoma zespołami może być jeszcze bardziej ciekawy.

Pierwsza kwarta nie zapowiadała tak pewnego zwycięstwa Miami. Na początku mecz był wyrównany, a obie drużyny nie błyszczały i prezentowały się dosyć przeciętnie. Heat po pierwszych 12 minutach rzucali z zaledwie 28,6 proc. skutecznością, ale Pacers też nie grali lepiej mając na koncie aż 9 start po pierwszej ćwiartce.

I tak jak gospodarze z każdą kolejną minutą się rozkręcali, tak goście stali w miejscu. Jeszcze na początku drugiej kwarty po rzucie Roy’a Hibberta Indiania prowadziła 4 oczkami, ale szybki run 7-0, na który złożyły się 4 punkty LeBrona Jamesa i celna trójka Ray’a Allena, Heat wyszli na 3-punktowe prowadzenie, którego nie oddali już do końca meczu.

Druga kwarta ustawiła to spotkanie. Dobra defensywa Heat i jeszcze skuteczniejsza ofensywa zamknęły Pacers na 16 punktach i skuteczności 6/15 w tej części meczu. Do tego gospodarze znakomicie odcinali od podań Hibberta, który w pierwszych 24 minutach oddał tylko dwa rzuty z gry i zdobył 4 punkty. Kiedy jednak już center gości dostał piłkę od razu był podwajany przez zawodników gospodarzy, co skutecznie uniemożliwiało mu przedostanie się pod kosz.

W drugiej połowie Miami kontynuowało dobrą grę. Obudził się w tym meczu Dwyane Wade, który co prawda zaczął spotkanie od pudła, ale później grał już tylko lepiej i było to jego najlepsze spotkanie w serii i po raz pierwszy można powiedzieć, że razem z Jamesem prowadzili Heat do wygranej.

Pacers przez cała trzecią kwartę próbowali odrabiać starty, ale każdy ich kosz spotykał się z natychmiastową odpowiedzią ze strony gospodarzy. Ponadto kiedy na trochę ponad 2 minuty do końca trzeciej ćwiartki meczu 5 faul zanotował Hibbert, a chwilę później Heat uzyskali 23 punkty przewagi było już po meczu.

Ostatnia kwarta to już tylko dogranie spotkania do końca i poza 6 faulem Paula George’a, po którym musiał opuścić parkiet oraz drobną sprzeczką Norrise’a Cole’a i Jeffa Pendergrapha pod koniec meczu, skończona wyrzuceniem obu zawodników z boiska, kiedy na parkiecie przebywali już tylko rezerwowi nic ciekawego się nie wydarzyło.

Najwięcej punktów dla Heat zdobył James – 32. 21 dodał Wade, dla którego było to pierwszy mecz od drugiego spotkania z Milwaukee Bucks w pierwszej rundzie play off, kiedy osiągnął granicę 20 oczek. 10 dołożył Allen, trafiając 3 z 5 trójek. Po raz kolejny nie zachwycił Chris Bosh, rzucając 9 punktów i trafiając tylko 3 z 13 rzutów z gry. Co prawda nie dał się dziś tak zdominować w pomalowanym, tak jak w kilku poprzednich pojedynkach, ale to bardziej zasługa postawy całej defensywy Miami, a nie jego dobrego występu.

Gospodarze dzisiaj nie dali się zdominować pod tablicami, co również przyczyniło się do ich wygranej. Po raz pierwszy w tej serii wygrali walkę o zbiórki 43-36, ale co najważniejsze zanotowali aż 15 ofensywnych zbiórek, dzięki którym mieli dużo okazji na punkty drugiej szansy. Sam Wade miał ich 6, podczas gdy cała drużyna Pacers o 2 więcej.

W zespole gości zawiódł przede wszystkim – Paul George. W całym meczu rzucił 7 oczek, trafiając tylko 2 z 9 prób z gry. Od lidera zespołu należałoby oczekiwać więcej, ale widoczny brak doświadczenia dał tu o sobie znać. Najlepiej dla Pacers punktował Hibbert, autor 18 oczek, ale dziś nie robił już takiej różnicy pod koszem jak w poprzednich spotkaniach. 14 dodał David West, 10 Lance Stephenson, a 13 George Hill, ale potrzebował do tego aż 14 rzutów.

Problemem gości były dziś przede wszystkim straty. Już po pierwszej kwarcie mieli ich na koncie 9, po pierwszej połowie 15, a w całym meczu 21. To za dużo, jeśli chce się myśleć o awansie do finału.

Czas na podsumowanie sezonu Pacers jeszcze będzie, ale już dziś można powiedzieć, że zanotowali progres w porównaniu do poprzedniego sezonu. Byli trzecią drużyną po sezonie regularnym, tylko o jeden mecz od wielkiego finału, a to wszystko przecież bez Danny’ego Grangera, który wystąpił tylko w 5 meczach i stracił praktycznie cały sezon z powodu kontuzji kolana. W przyszłym roku, jeśli oczywiście zostanie West, któremu kończy się po sezonie kontrakt i jeśli wzmocnią ławkę będą jeszcze lepsi i będą jeszcze bardziej wymagającym przeciwnikiem.

Z kolei Heat już w czwartek przystąpią do pierwszego pojedynku z San Antonio Spurs o puchar Larry’ego O’Briana. Dziś Miami musiało wygrać, ponieważ brak awansu do finału byłby katastrofą. Porażką dla nich będzie także, jeśli nie uda im się obronić mistrzostwa, a wcale nie są faworytem w serii ze Spurs. Jeśli ich gra będzie tak jak podczas 7-meczowego pojedynku z Indianą to nie wydaje mi się by zawiesili kolejny mistrzowski baner pod kopułą American Airlines Arena.

Indiana Pacers – Miami Heat 76:99 (21:19, 16:33, 18:24, 21:23)

Liderzy zespołów:

Punkty: Hibbert 18 – James 32

Zbiórki: Hibbert 8 – Wade 9

Asysty: Stephenson 5 – James, Cole 4

Przechwyty: Stephenson 2 – Miller 3

Bloki: West 2 – Bosh 3

Komentarze do wpisu: “Pacers bez szans w meczu nr 7, Heat awansują do finału

  1. Szkoda Indiany, ale przy tej ilości strat ciężko wygrać. Kluczem w tej serii przy słabej skuteczności (poza G3 Heat) obu ekip były zbiórki i tym razem Pacers dali się zdominować. Oby Indiana utrzymała skład i wzmocniła trochę ławkę a będą bardzo groźni, doświadczenie z tej serii na pewno zaprocentuje.
    Oby SAS dało radę:)

  2. Warto wspomnieć o tym Panu. Birdman w całej serii świetnie spisywał sie na deskach.

  3. Oczy bolały od oglądania Pacers dzisiaj. Wyszedł brak doświadczenia, Wade i Allen odpalili, cała drużyna broniła jak wsciekła i poszło. Nie da sie wygrać tyle tracąc piłkę. Miami w ataku nie grało jakoś porywająco, ale wystarczyło kilka trójek w Q2 trochę ciągu na kosz po którym było mnóstwo wolnych (swoją drogą spodziewał się ktoś takiej egzekujci z linii u LBJ i Flasha) i mecz wygrany. Nie wiem co będzie w finale, SAS mają doświadczenie, odpoczęli, przejechali się po najlepszej defensywie ligi, ale ja już chyba Miami nigdy nie bede skreślał. Mają skurwiele charakter, pozatym dzisiaj brawa dla Spoelstry, ładnie ich zmotywował, kazał im zajechac Indianę i zrobili to idealnie. Jaka przyszłość dla Indiany? Myślę, że West zostanie a co do Grangera, mogę się mylić ale uważam, że powinni go wymienić a w zamian znaleźć dobrego PG i ze dwóch weteranów na ławkę.

  4. Mówiłem, że Indiana wygra jeśli ograniczy straty do ok 10. I ograniczyła do 9 ale w pierwszej kwarcie!!!

    1. @Marcin, jak oglądałem mecz to sobie myślałem podczas pierwszej kwarty o tym wpisie wcześniej- wygrają jeśli ograniczą straty do 10-ciu a tracili piłkę raz za razem i tylko w pierwszej kwarcie rzuty za 3 ich obroniły. Szkoda

  5. gdyby nie „wielblad sedziowski” przy 12 krokach Lebrona… ehhhhh

    1. Gdyby to i tamto. Gdyby Indiana zdobyła więcej punktów, to by wygrała.

  6. nie dalo sie ogladac tego meczu tak zle grala indiana . Miami swietnie zaciesnialo obrone pod koszem i to co bylo atutem indiany w tej seri czyli gra w pomalowanym w dzisiejszym meczu wogule nie wyszlo. szkoda indiany. szacun dla miami za charakter no i czekam na finaly. oby SAS dalo rade ;)

  7. 15 raz to pisze
    nie wiem ktory to redaktor , czy ten sam , czy wielu innych, ale jak mozna
    „STAC W MIEJSCU” ?
    stoicie w biegu?
    Panowie ogarniajcie wasze teksty,bo milo to sie czyta. Macie swietne teksty,ale takie wpadki bardzo czesto wam sie trafiaja

Comments are closed.