Pacers przetrwali w Indianie, będzie mecz nr 7

Świetna postawa duetu Paul George-Roy Hibbert poprowadziła Pacers do zwycięstwa i wyrównania serii na 3-3. W zespole Heat, oprócz LeBrona Jamesa nie popisali się pozostali zawodnicy, a MVP sezonu zasadniczego pomimo tego, że po raz kolejny rozegrał dobre zawody nie był w stanie sam poprowadzić swojego zespołu do wygranej.

heat_pacers

Patrząc na dzisiejszą grę Heat, to zaczynają oni przypominać Cavaliers, kiedy występował tam jeszcze LeBron James. Polega to na tym, że MVP sezonu zasadniczego robi wszystko, a reszta zawodników mu asystuje i czeka tylko na to co zrobi James, czasem angażując się nieco mocniej do gry. O ile w Cleveland to było jeszcze oczywiste, ponieważ jego partnerami byli wtedy Mo Williams, J.J. Hickson czy też Delonte West, tak teraz, kiedy jego kolegami w zespole są Dwyane Wade, Ray Allen i Chris Bosh, czyli dwóch przyszłych członków Hall of Fame i eksponat w Jurajskim Parku Dinozaurów, jest to kompletnie nie zrozumiałe. Chyba nawet Steve Kerr podczas komentowania meczu, nazwał Heat – Miami Cavaliers.

Jest w tym dużo racji, ponieważ grając w ten sposób mistrzowie NBA wcale nie są 100 proc. faworytami w starciu z Paces, nie mówiąc już o potencjalnym finale z San Antonio Spurs, którzy po tym co prezentują Heat w finałach konferencji, powinni wysłać ich na ryby, zanim ci zdąża założyć robaka na haczyk.

Pierwsza polowa meczu była jeszcze wyrównana. Heat wygrywali nawet po 24 minutach 40-39, ale gdyby nie postawa Jamesa – 14 oczek i wysoka skuteczność zza łuku – 7/9 za trzy – to Pacers już po pierwszej połowie mogli zdecydowanie prowadzić. Tym bardziej, że po raz kolejny Pacers dominowali w pomalowanym i nie potrafili znaleźć odpowiedzi na Roy’a Hibberta, który razem z Paulem Georgem po dwóch kartach zanotowali po 13 oczek, a skrzydłowy miejscowych wysłał przy okazji na plakat Bosha.

Miami ewidentnie brakowało energii Chrisa Andersena, a zastępujący go w rotacji Joel Anthony, który do tej pory w 8 meczach play off tylko raz wystąpił więcej niż 3 minuty – 8 w spotkaniu nr 2 drugiej rundy z Chicago Bulls, które zakończyło się blowoutem Byków – to nie to samo co Birdman. Zawodził także Bosh, tylko 3 oczka i 1/6 z gry. Wsparcia Jamesowi nie udzielał także Wade – 1 punkt, 0/4 z gry. Wiem, że Dwyane ma kłopoty z kolanem, ale kiedy nie trafiasz prostych lay upów spod kosza, do tego w kontrze, gdzie broni jeden obrońca, jak zdarzyło się to parę razy w drugiej połowie to raczej nie powinno się tego tłumaczyć zdrowiem.

Trzecią kwartę Pacers zaczęli od runu 14-2, w czasie którego goście spudłowali 10 z 11 prób z gry, a nami nutę do końca tej części meczu Indiana wyszła na najwyższe w meczu 17-punktowe prowadzenie po celnym rzucie D.J. Agustina. Jednak słabo rozegrana końcówka i głupie straty spowodowały, że Heat udało się zmniejszyć straty do 13 oczek. Pacers zrobili gościom, to co oni im w meczu nr 5. Wtedy Miami wygrało trzecią kwartę 30-13, dziś Indiana 29-15.

Dzięki tej końcówce i zmniejszeniu strat Miami nabrało wiatru w żagle, gospodarze kompletnie pogubili się w ataku i goście zaczęli odrabiać straty. Po dwóch z rzędu trójkach Mike’a Millera, a następnie dwóch wejściach pod kosz Jamesa Heat udało zmniejszyć się straty do zaledwie 4 punktów.

Wtedy miała miejsce decydując sekwencja, który rozstrzygnęła o ostatecznym wyniku. Najpierw wielką trójkę trafił George, a później przebudził się w końcu rozgrywający przeciętne zawody tego dnia David West, który najpierw zablokował Anthony’ego, a w kolejnej akcji po swoim niecelnym rzucie, zebrał piłkę w ataku i wsadem umieścił ją w koszu.

W odpowiedzi po raz kolejny kosz zaatakował James, na drodze stanął mu Hibbert i sędziowie dopatrzyli się faulu w ataku. LeBron z niedowierzanie uciekł na drugi koniec parkietu, dostał do tego faul techniczny, a za chwilę kolejnego technika otrzymał asystent trenera w Heat – David Fizdale.

Czy faul w ataku był słusznie odgwizdany? Dla mnie to była jedna z tych sytuacji, że sędziowie mogli odgwizdać przewinienie, ale nie musieli. James już wcześniej w tym spotkani ponownie podobnie wchodził pod kosz i nie był żadnego faulu. Dziwi także techniczny dla niego. Za co? Za to, że uciekł niczym Forrest Gump pod własny kosz? Wymowna była po tej akcji mina Pata Riley’ego na trybunach, który z niedowierzaniem kręcił głową. No cóż, sędziowanie w tej serii nie stoi na najwyższym poziomie i miejmy nadzieję, że w meczu nr 7 będzie w końcu poprawne.

Po tych faulach technicznych dwa osobiste wykorzystał George Hill, w kolejnej akcji trafił Hibbert, zrobiło się plus 13 dla Indiany i Erik Spoletra zmuszony był poprosić o czas. Na nic to się jednak zdało, ponieważ Pacers powiększyli jeszcze swoją przewagę, a daggera zza łuku na minutę i 20 sekund do końca meczu trafił George. Gospodarze wyszli na 15-punktowe prowadzenie i było już po meczu.

Indiana ostatecznie wygrała 91-77 i zatrzymała Heat wyrównali swoją najmniejszą zdobycz punktową w tym sezonie. Poprzednio tak mało rzucili 8 stycznia z… Pacers. Także w Bankers Life Fieldhouse. Pacers po raz kolejny zdominowali pomalowane – rzucili stamtąd 44 punkty przy tylko 22 Heat, oraz wygrali walę o zbiórki 53-23, a także zatrzymali Miami na 36,1 proc. skuteczności – najmniejszej w tym sezonie.

Nie byłoby tego zwycięstwa także, gdyby nie lepsza postawa backcourtu Indiany. W poprzednim pojedynku rzucili tylko 5 oczek, dziś było to już 20. 16 z nich zdobył Hill, a tylko 4 Lance Stephenson, trafiając 1 z 4 rzutów z gry, ale za to świetnie walczył pod tablicami, zbierając 12 piłek i świetnie rozdawał asysty w transition offence, a w całym meczu uzbierał ich 4.

Najwięcej punktów dla gospodarzy rzucił George – 28, 3-krotnie trafiając za trzy. 24 oczka dodał Hibbert, zbierając do tego 11 piłek. Double-double zanotował także West – 14 zbiórek i 11 oczek, który był dziś słabiej dysponowany w ataku. Po pierwszej połowie miał tylko jeden punkt, Ado tego spudłował swoje pierwsze 7 rzutów z gry i ostatecznie zakończył spotkanie z 5/14 z gry.

W szeregach Heat najlepiej punktował James – 29, zebrał do tego 7 piłek i rozdał 6 asyst. Oprócz niego jeszcze tylko dwóch graczy gości zanotował podwójną zdobycz punktową – Mario Chalmers i Wade. Obaj rzucili po 10 oczek, ale na słabej skuteczności – pierwszy 3/8 z gry, drugi 3/11. Nie popisał się także Chris Bosh – tylko 5 punktów, 1/8 z gry. Ten jedyny celny rzut to trójka.

Decydujące o awansie do wielkiego finału spotkanie rozegrane zostanie w poniedziałek w Miami. Kto ma większe szanse? Oceniłbym je jako 60 proc. do 40 proc. dla Heat. Grają jednak na własnym parkiecie, mają także doświadczenie w rozgrywaniu decydującego meczu z poprzedniego roku, kiedy to pokonali wtedy Boston Celtics. Do tego lepiej powinni zagrać Bosh i Wade, a także reszta zawodników mistrzów NBA. Jeśli jednak James nie otrzyma pomocy od swoich partnerów i będzie osamotniony w walce, tak jak dzisiaj to Pacers mają duże szansę sprawić niespodziankę. Muszą wtedy zagrać tak, jak w przypadku dzisiejszego zwycięstwa – dużo piłek kierować do swoich wysokich, na których Heat nie potrafią znaleźć odpowiedzi.

Miami Heat – Indiana Pacers 77:91 (23:21, 17:18, 15:29, 22:23)

Liderzy zespołów:

Punkty: James 29 – George 28

Zbiórki: Anthony 8 – West 14

Asysty: James 6 – Hill 6

Przechwyty: James, Wade, Allen 2 – George 3

Bloki: Anthony 3 – West 2

Komentarze do wpisu: “Pacers przetrwali w Indianie, będzie mecz nr 7

  1. Chyba zegnam sie z miami w finale. wielka szkoda ale ich gra nie jest mistrzowska. Brak centra daje sie we znaki. Moze na przyszly sezon kupia Gortata…

    1. Niestety masz rację. Widać, że męczą punkty. Męczą rozgrywanie, męczą zbiórki. Bullsi dali im się bardzo mocno we znaki i to widać. Słaby Wade, słabi pozostali. Niestety w pojedynkę Bronek nie doprowadzi ich do finałów. Nie wspominając o odpoczętych Spurs z TD i coraz lepszym Parkerem. Po prostu nie widać niczego, na czym można by się oprzeć aby trwać w wierze, że Heat byliby zdolni obronić tytuł. W sumie szkoda, bo nawet jeżeli jakoś przemęczą GM7 i uda im się jakoś wygrać z Pacers, to już z SA może być szybko po zawodach.

      Dodam, że finały z SA i Pacers mogłby być dłuższe, bo Indiana ma wielką ochotę na tytuł, co widać w każdej minucie każdego meczu, słychać po wypowiedziach, etc. I świetnie, tym lepiej będzie się oglądać ich starania by powstrzymać SA. Może być bardzo fajne widowisko.

  2. Jeśli Indiana ograniczy straty do 10 to wygra Game 7 w Miami.

  3. To jeszcze nie koniec Miami. Co prawda z meczu na mecz grają gorzej, zawodzą Wade i Bosh a Pacers demolują pod koszem, ale jednak potencjał nadal jest i zapewne zmotywują się na koniec serii grając u siebie. Oby tylko nie było wypominania kto czego nie zrobił w szatni bo to może zniszczyć zaufanie do siebie. Teraz potrzebują motywacji od trenerów, skupienia i sięgnięcia po doświadczenie, które mają z ostatnich sezonów grania razem. Indiana natomiast swoją zawziętością i charyzmą przypomina mi Pacers z 98 kiedy to toczyli prawdziwy bój wygrany 4:3 ledwo przez Bulls prowadzonych wtedy przez legendarny duet Jordan & Pippen. Wtedy też Pacers „nie miękli” i walczyli o każdy punkt w każdym meczu. Niestety a może stety (bo byłem kibicem Bulls) przegrali przez jednak lekką pomoc sędziów…Teraz wolałbym widzieć Miami w finale ale tak grającymi Pacers też nie pogardzę.

    1. Fakt, tamta seria była mega. Tego nawet nie można porównywać, bo wówczas poziom był o kilka klas wyższy. Ta seria męczy, jest mnóstwo strat, przestojów, błędów sędziowskich itd. Wszyscy mówią o Jamesie, że tylko on ciągnie Miami, lecz moim zdaniem i jego gra nie wygląda tak różowo. Gdyby tak było to w jednym, dwóch meczach James powinien rzucić po 50 punktów i odesłać Indianę na ryby, nawet bez pomocy swoich kolegów. Czegoś takiego nie ma (może Game 7?)

    2. Uwielbiam takie chrzanienie, że dawniej poziom był wyższy. Byłeś młodszy to Ci się bardziej podobało. Ot cała tajemnica.

  4. Brawo Brawo indiana,niech im skopie tym figofago z miami heat koszykarzom,Indiana zasługuje na wielki finał.

  5. Cytując Zaze Pachulię – Nothing easy!Nothing easy! We’re going to game 7 baby! Game seveeeeeeeen!!! –

  6. James -22 i tyle w temacie. Zagrał w sumie padake. Pare punktów na pusty kosz i to wszystko. A Wy piszecie ze grał tylko król. Całe Miami grało słabo lącznie z Jamesem który ma całą serie bardzo słabiuuuutką. Gdyby jnie „wielbłąd ” sedziowski przy game winnerze Lebrona ,Miami by juz nie było.
    aaa i prosze nie puszczajcie juz w zwolnionym tempie jak LBJ rzuca 2pkt po wejsciu na kosza jak juz to wrzucie filmik jak dotknięty włosami prez rywala pada jak jebnię*y piorunem.
    Strasznie irytujące jest jak na siłe pisze sie ze zrobił to czy tamto a w sumie zrobił wielkie gówno.
    Jak nr 1 tej ligi to gra niemiłosierna padake !

    1. Czy ty naprawdę uważasz, że ta statystyka -22 odzwierciedla jak grał James w tym meczu? Poza tym, jeśli uważasz, że grał padake, to my chyba zupełnie inne mecze oglądaliśmy. W pierwszej połowie to jego dobra gra pozwoliła toczyć równą walkę z Pacers, a w momencie kiedy przegrywali już 17 punktami, to podczas runu Miami 17-4, kiedy zbliżyli się na 4 punkty, to James ciągnłą zespół. Zdobył wtedy 10 z tych 17 oczek Heat, miał parę dobrych wejść pod kosz, które kończyły się punktami albo wymuszaniem fauli i rzutami osobistymi i do tego asystował przy trójce Millera, czyli miał udział przy 13 z 17 tych punktów. Później był jednak ten, wydaje mi się niesłuszny faul ofensywny, bo nie musieli go gwizdać i dwa techniczne wykorzystane przez Hilla i punkty Hibbert, zrobiło się plus 13 dla Indiany i było już po meczu.

  7. W sumie to tak słabego Jamesa jak w meczach z Indianą to dawno nie widziałem.

  8. Bronek gra mega padake w tej serii. Dzisiaj -22. Pare punktów na pusty kosz i ludziska piszą ze grał tylko LBJ.

  9. Czy faul w ataku był słusznie odgwizdany? Moim skromnym zdaniem słusznie. LBJ przy wyskoku do kosza „wjechał” uniesionym kolanem w Hibberta, a to chyba niebezpieczne zachowanie i podstawa do gwizdka? czyż nie tak?

  10. Zachowuje sie jak pajac. Najpierw pada jak po zderzeniu z pociągiem po dotknięciu go przez rywala koszulką a póznie po ofensywnym biega jak kretyn po boisku. Strasznie gwiazdorzy.
    Panie Jamsie zacznij Pan grać a nie robić z siebie pajaca.

    1. Le Flop James – Gdzieś wyczytałem taką ksywę dla niego. Gra znakomicie i aż się dziwię że tak pajacuje.

  11. Takie observation:
    1) Jeśli LBJ zdaniem niektórych gra słabo, to jak grają Wade czy to coś zwane Boshem?
    2) George niesamowicie dojrzał w tym sezonie, do tego Hibbert pokazuje klasę (jako lider, który chcę brać na siebie ciężar gry i odpowiedzialność za wyniki). Chciałbym go zobaczyć w finale (Duncan by się załamał, najpierw Howard, potem Bogut, Gasol a teraz Hibbert? niezła ścieżka po pierścień :D
    3) Ponoć canal+ nie wykupił praw do game7… oby jeszcze to nadrobili
    4) LBJ to flop master, ten teatrzyk z 3q… Sporo graczy trenuje z weteranami (choćby Olajuwon), on chyba trenuje z Charlie Sheenem. Są rzeczy, które gwiazdom ligi nie przystoją.
    5) WRESZCIE JAKIEŚ GAME7!!!

    1. Był już jeden mecz nr 7, pomiędzy Nets a Bulls w pierwszej rundzie.

  12. > (…)które zakończyło się blowutem Byków
    > lepsza postawa backourtu Indiany
    > daggera zza łuku (…)
    > asysty w transition offence

    zastanawiają mnie te głupawe zangielszczenia, w dodatku w większości z błędem :) Szanowny Autorze – proszę wziąć pod uwagę, że czytają was także dorośli i relatywnie „normalni” ludzie a nie tylko pryszczaci gimnazjaliści dla których przyjaciele to „ziomy”, buty to „kiksy” a jak coś jest ciekawe lub po prostu „fajne” to „na propsie”.

    1. Po pierwsze dzięki za zwrócenie uwagi za błędy :) jak się nie śpi całą noc, czekając na mecz, a potem od razu zabiera się do pisania relacji, to literówki mogą się zdarzyć :P
      Po drugie nie uważam, żeby te zangielszczenia były głupie :) w przypadku „backcourtu” nie chciałem po raz n-ty powtarzać nazwisk Stephensona i Hilla, stąd to słowo, jeśli zaś chodzi o „dagger” to przecież wszyscy wiemy o co chodzi i zamiast pisać „rzut przesądzający o zwycięstwie” wolę napisać to jedno słowo, które oddaje to samo. Jest szybciej i sprawniej. Tak samo z „blowoutem”.

  13. Poziom nienawiści do Jamesa i Miami przesłania jakąkolwiek próbę rzetelnej dyskusji o całej serii. Miami się męczy to fakt ale jeżeli ktoś uważnie śledził regular sezon to zauważył jak niewygodnym przeciwnikiem dla druzyny z Florydy są zawodnicy Pacers. Męczą się i męczyć się będą z tym przeciwnikiem dopóki filozofia gry Vogela oparta o graczy którymi obecnie dysponuje będzie kontynuowana. Dziwi mnie jednak taka fascynacja Indianą. Jedyne co ich ratuje to fatalna dyspozycja Wade’a i Bosha plus ławka niewiele lepsza od ich własnej. Czym będą się podniecać antyfani Heat gdy Indiana awansuje do finałów? Kto z pianą w ustach będzie pisał inteligentne poematy o beznadziejności Jamesa i Miami. Przecież stracicie sens życia, a już na pewno wasze zainteresowanie NBA spadnie o 99%. Więc nie będę odkrywczy jeżeli powiem, że w interesie wszystkich pieniaczy jest awans Miami do finałów.

    1. Bardzo dobrze napisane, zgadzam sie z Toba:) Szkoda mi tylko Miami ze zagrali slabszy mecz. Na game 7 beda odpowiednio zmotywowani

  14. twkarol powinieneś się już przyzwyczaić, że po każdej porażce Miami – okazuje się, że są bardzo słabą drużyną :-)
    Najlepsze jest to, że pomimo naprawdę fatalnej gry Weada i Bosha – przy odrobinie szczęścia Miami mogło by wygrać to spotkanie, bo doszli na 4 punkty. Niestety powrót Bosha i Waeda i ich „genialne” trójki w bok obręczy nie pomogły i podsumowały ich występ w tym spotkaniu.
    Tak na marginesie Weade gra z kontuzjami, a Bosh też, czy po prostu gra słabo bo jego poziomu w ogóle nie rozumiem.

    Ja myślę, że w tym spotkaniu Indiana mogła się bardziej skupić na Bronku – bo kto inny mógł punktować??? Stąd i on miał problem w ataku.
    Ale przekreślanie szans Miami w game 7 to już lekka przesada. Ja wiem, że Birdman to nie jest wielka gwiazda tej ligi ale w przypadku drużyny Miami i jej dziury pod koszem to jednak jego obecność lub brak ma dość spore znaczenie – ten sezon o dziwo pokazał, że ma to znaczenie w obronie ale także w ataku. Jego powrót na game 7 to bardzo ważne wzmocnienie dla Miami.
    I jeszcze jedna uwaga.
    Wyciąganie wniosków, że Miami gdyby jednak awansowało do finału nie miało by szans z SA to też nieco zabawne stwierdzenie. To, że Indiana im nie leż było wiadomo od dawna – to nie znaczy, że z SA też mieli by takie problemy.

  15. aż żal niektórych komentarzy czytać. Koszykówka ma nas łączyć, a nie dzielić!

  16. Heat mimo ,że grają padake to nadal jest 3-3 .. To o czymś świadczy chyba , nie?

  17. a tam komentator tnt na początku meczu mówił że mecz nr 7 będzie 3 czerwca o 8 30 w tnt, a o 8 tipp off, nie mowił nic że może czy coś, tylko mowił że mamy ogladac :)

  18. Zaślepienie niektórych w nienawiści do Jamesa nie pozwala chyba trzeźwo myśleć. Nie jetem fanem Miami ale LBJ gra jak na lidera przystało, ciągnie Miami ile może ale sam nic nie zdziała. Zapowiada się fajny 7 mecz ale nie ważne kto awansuje i tak liczę na SAS.

  19. Ciekawy mecz. Brawo dla Pacers. Jestem pozytywnie zaskoczony! Szykuje się emocjonujące siódme starcie.

  20. „…oraz wygrali walę o zbiórki 53-23…”

    Aż tak źle nie było. 33 zbiórki Heat. Poza tym literkę „k” wcięło w wyrazie „walkę”.

  21. Bede za Indiana,bo gdyby Lebronowi nie pozwalali trzytaktu robic to na pewno mecz nr.1. bylby dla Indiany

    1. Zdobądź mistrzostwo NBA i cztery razy MVP, będziesz mógł 100-tak. Szczerze mówiąc chce mi się już rzygać tym zrzędzeniem na złe sędziowanie, nieustające wyrzuty zawiści w stronę LeBrona; tego, że jest czołgiem, koksem i chgw czym jeszcze. Chryste Panie! Macie takie małe jajka? Trzeba mu wszystkiego zazdrościć? Nie, nie jestem zagorzałym fanem ani Heat, ani Jamesa. Po prostu mnie to irytuje.

Comments are closed.