Nets pokonują Bulls, będzie mecz nr 7

Nets po raz drugi uciekli z wygraną i posługując się terminologią tenisową obronili drugiego meczbola. Zwycięstwo tym bardziej cenne, że odniesione na boisku przeciwnika, a do tego wyrównujące stan rywalizacji na 3-3. O awansie do następnej rundy rozstrzygnie mecz nr 7. 

nets_bulls

Tylko 8 zespołów w historii NBA przeszło do następnej rundy po tym jak przegrywało już 1-3. Po dzisiejszym spotkaniu jestem skłonny powiedzieć, że Nets mają duże szanse zostać 9 drużyną, której uda się ta sztuka. Przed ostatnim spotkaniem w tej serii mają przewagę własnego parkietu i są w trochę lepszej pozycji wyjściowej niż ich przeciwnicy z Chicago.

Wczoraj wygrali w United Center z Bulls. Ci grali jednak bez Krika Hinricha, który ma kłopoty z lewą łydką, oraz Luola Denga. Anglik z kolei zmagał się z zapalenie wirusowym i nie mógł wyjść na parkiet. Do tego z grypą zmagali się Taj Gibson i Nate Robinson. Obaj jednak pojawili się na boisku, a drugi z nich ponownie zastąpił Hinricha w pierwszej piątce Chicago. Miejsce Denga zajął Mario Belinelli, a na pozycję nr 3 trener Tom Thibodeau przesunął Jimmy’ego Butlera.

Widać było jednak, że w szeregach Bulls brakuje kontuzjowanych zawodników, a do tego Thibodeau ograniczył rotację praktycznie do tylko 6 graczy. Z zawodników pierwszej piątki jedynie Carlos Boozer zagrał mniej niż 42 minut, a to tylko ze względu na problemy z faulami. Butler zagrał cały mecz, Joakim Noah 43 minuty, Bellineli 46, Nate 42. To dużo, ale trener miejscowych był do tego zmuszony. Jedynie Gibson z 4 rezerwowych, którzy pojawili się na parkiecie spędził na nim więcej czasu – 18 minut, ale tak jak Boozer miał problemy z przewinieniami i ze względu na 6 fauli musiał opuścić boisko. Ponadto żaden z pozostałych rezerwowych nie zagrał więcej niż 5 minut.

Brak podstawowych zawodników odbił się na grze Chciago. Nie mieli odpowiedniego wsparcia z ławki, a rezerwowi rzucili tylko 7 oczek. Dal porównania rezerwowi Nets – 27. Tak duża różnica to efekt kontuzji i przesunięcia do pierwszej piątki Belinelliego i Robinsona.

W pierwszej połowie obie drużyny grał na wysokim procencie. Nets rzucali z 56 proc. skutecznością, natomiast Bulls z 54 proc i po 24 minutach goście prowadzili 60–54. Dużo gorzej zarówno pierwsi, jak i drudzy radzili sobie w drugiej połowie. Nets trafili już w tedy tylko 10 z 36 rzutów z gry – 28 proc., natomiast Bulls też nie byli wiele lepsi – 15/50 – 30 proc.

Pierwsze 24 minuty to przede wszystkim świetna gra Derona Williamsa. Już po dwóch kwartach miał na koncie 14 punktów i 8 asyst. Brak Hinricha, który potrafił ograniczyć poczynania lidera Nets jest tutaj dużą strata dla Bulls. W drugiej połowie jednak Williams nie radził już sobie tak dobrze. Oddelegowany do jego krycia został Butler i przeciwko niemu Deron trafił tylko 3 punkty i rozdał 3 asysty. Został kompletnie wyłączony z gry, był niewidoczny na boisku i nie potrafił w ogóle poradzić sobie z obroną Butlera.

W czwartej kwarcie Bulls starali się gonić wynik, jednak za każdym razem gdy zbliżali się na 2 oczka, Nets automatycznie odskakiwali. Na minutę do końca meczu Bulls po rzucie Robinsona przegrywali 90-92. Noah zablokował Andray’a Blatche’a i gospodarze mieli piłkę na remis bądź prowadzenie. Głupia decyzję podjął jednak Robinson próbując samemu rozstrzygnąć losy meczu i wszedł pod kosz, rzut był w ogóle nie przygotowany i Chicago stracili nie tyko piłkę, ale i Boozera, który popełnił 6 faul i musiał opuścić parkiet.

Tylko jednego z dwóch wolnych wykorzystał Blatche i miejscowi tracili 3 oczka. Strate zmniejszył do tylko jednego po lay upie Nazr Mohammed, a na zegarze zostało jeszcze 25,2 sekundy do końca meczu. Ponownie na linii stanął Blatche, tym razem się nie myląc i ponownie wyprowadzając Nets na 3 punkty przewagi. Wyrównać trójką próbował zmniejszyć Bellineli, ale jego rzut okazał się niecelny, a podczas zbiórki Noah wyszedł nogą poza parkiet i piłkę przejęli goście.

Ta po wyprowadzeniu z boku trafiła do Williamsa. Próbował mu ją odebrać Noah i sędziowie ogłosili jump ball. Na zegarze zostało 3,6 sekundy. Sędzia rzucił piłkę do góry, ta strącił center Bulls, jednak wpadła ona w ręce Joe Johnsona i było po meczu.

Dla Brooklynu trzech zawodników rzuciło po 17 punktów – Williams, Johnson i Brook Lopez. 15 dodał Gerald Wallace, a 10 Blatche.

Dla gospodarzy najwięcej rzucił Belinelli – 22. 18 dołożył Robinson, 17 Butler – tylko 4/13 z gry, a Noah i Boozer zanotowali double-doble. Pierwszy zapisał na swoim koncie 14 oczek i 15 zbiórek, a drugi odpowiednio 14 i 13.

Kolejny mecz, decydujący o tym kto zagra w drugiej rundzie z Miami Heat, rozegrany zostanie w sobotę w Barclays Center. Występ Hinricha dalej stoi pod znakiem zapytania, co będzie dużym osłabieniem Bulls i może mieć decydujące znaczenie dla postawy drużyny z Chicago. Zagrać za to powinien już Deng, jednak do Nets wydają się mieć więcej szans na awans.

Brooklyn Nets – Chicago Bulls 95:92 (33:27, 27:27, 15:17, 20:21)

Liderzy zespołów:

Punkty: Lopez, Johnson, Williams 17 – Belinelli 22

Zbiorki: Evans 15 – Noah 15

Asysty: Williams 11 – Belinelli 7

Przechwyty: Lopez, Johnson 2 – Butler, Noah, Belinelli, Teague 1

Bloki: Lopez 2 – Noah 5

Komentarze do wpisu: “Nets pokonują Bulls, będzie mecz nr 7

  1. Brak Hinricha to już sporo, ale jak się dowiedziałem ,że nie zagra Deng to zwątpiłem w wygraną Bulls. Noah zapowiada wygraną w G7 ale Thibodeau zaczyna brakować argumentów, bo jak nie kontuzje to choroby rozwalają mu zespół od środka (Rose, Hinrich, Gibson, Deng i nawet Robinson).

  2. Eee nie jest tak źle przynajmniej Rose wcześniej poleci do Cancun

  3. A ja tam się właściwie ciesze (głupie co?) …
    że nie przegrali dużo wyżej. Niby przegrana to przegrana ale nadal pokazują ze cokolwiek się stanie nie stoją na straconej pozycji a to podnosi na duchu Co będzie w G7? Nie wiem. Drużyny są wyrównane i wygrana zależeć będzie tylko od dyspozycji dnia. Wracając do meczu…
    Gdy w którymś momęcie po raz kolejny Byki zbliżyły się do Siatek na 2 pkt pomyślałem że jak już wyrównają to mają szanse przejąc mecz. Ale nie wyrównali, mimo kilku szans na to.
    Robinson po raz kolejny mi imponuje. Grając z gorączką był najlepiej dysponowanym graczem Byków a że zepsuł akcje na wyrównanie w końcówce? Gdyby nie on to tej akcji by nie było bo już dawno było by po meczu.Poza tym przypomnijcie sobie to uczucie gdy macie gorączkę (może też trzaska wam w kościach) i pomyślcie że macie przy tym biegać, skakać oraz myśleć.

  4. Wciaz nie moge sie otrzasnac. Gratuluje chlopakom zimnej krwi pod koniec meczu. Owacje na stojaco dla Williamsa, Wallace’a, Blatche, Brooksa, Lopeza, Evansa i Watsona – wszyscy zagrali rowno, na luzie. Brawa rownieza dla PJ oraz Humphriesa – po bardzo przecietnym sezonie tej nocy wniosl w gre calkiem sporo i przyczynil sie do wygranej.

  5. Wie ktos, co sie stalo Robinsonowi ze mial kosz na smieci miedzy nogami gdy siedzial na lawce? Jakies zatrucie pokarmowe?

    1. ponoć kilka razy zwymiotował podczas meczu

  6. Rose go potruł bo mu tyłek zdrętwiał na ławce i chce wrócić do mamusi i chce by ta seria szybko skończyła

Comments are closed.