Play off 2013: zapowiedź pary Miami Heat – Milwaukee Bucks

Najbardziej jednostronna para w tegorocznych play off. Jednak nawet ona wydaje się bardziej ciekawa niż pojedynek Atlanty Hawks i Indiany Pacers. Do tego wszyscy zadają sobie pytanie, czy Bucks uda się urwać choć jeden mecz, czy raczej ta seria będzie tylko przystawką dla obrońców tytułu, którzy prawdopodobnie wygrają nie angażując nawet swoich wszystkich sił. 

heat_bucks

Miami Heat

Mateusz Dubiński: No to mamy play-offy! Wszystkie liczniki wyzerowane, każdy zespół (przynajmniej teoretycznie) ma takie same szanse na tytuł. Cóż prostszego? Wygrać 16 meczów, przegrać nawet i 12, a co!

Przyjrzyjmy się parze Miami Heat – Milwaukee Bucks, czyli 1-szej z 8-mą drużyną Konferencji Wschodniej. Zacznijmy od Miami, czyli aktualnych Mistrzów NBA. Nie da się ukryć, że i w tym sezonie będą celować w tytuł mistrzowski, ba, w opinii wielu są do tego głównym faworytem. Dlaczego tak jest? Wydaje się, że dlatego że od zeszłego sezonu Żar znacząco wzmocnił swój Roster.

Pierwsza piątka:

A więc przeanalizujmy skład mistrzów Eastern Conference:

Zacznijmy od pierwszego składu, chociaż po ostatnich rotacjach trenera Spoelstry można już się trochę pogubić, kto jest starterem, a kto grzeje ławę.

PG: Mario Chalmers. Super Mario zrobił ogromny postęp w ciągu ostatnich 2-3 lat. Osobiście uważam, że zahartowały go przegrane Finały z Dallas z 2011 r. W tym sezonie pokazał, że jego rola w drużynie nie ogranicza się do dogrywania piłki do kogoś z Big Three, ale potrafi też napsuć krwi drużynie przeciwnej swoimi zdobyczami punktowymi (szczególnie poprzez rzuty zza łuku, pamiętamy jego mecz, w którym ta sztuka udała mu się aż 10-krotnie).

SG: Dwayne Wade. Fundament Wielkiej Trójki, która została zbudowana właśnie wokół jego osoby, okazał się magnesem dla LeBrona I Bosha. W tym sezonie nękany kontuzjami, ale mimo głosów wieszczących znaczne obniżenie przez niego lotów (wypowiadanych m.in. ustami Charlesa Barkley’a), pokazuje, że w wieku 31 lat w niczym nie ustępuje czołowym postaciom Ligi. Patrząc na jego sprinty do kontr, kończonych efektownymi alley-oopami, po podaniach przez całe boisko jedną ręką od Jamesa, ale także penetracje, wydaje się że ksywa „Flash”, wymyślona przez „Złotoustego” Shaqa, jest nadal aktualna.

SF: LeBron James. Przypisanie Kinga Jamesa do jednej pozycji wydaje się wręcz zbrodnią, gdyż mógłby z powodzeniem grać na każdej (większość osób mówi o pozycjach 1-4, ale ja będę się upierał, że i na piątce dałby radę , ma przecież 206 cm wzrostu i 116 kg wagi). Od poprzedniego sezonu, podczas którego został podwójnym MVP (!), poprawił niemal każdy element gry, aż trudno uwierzyć, że to w ogóle możliwe. Zwraca uwagę szczególnie fantastyczna selekcja rzutów, co pozwoliło mu z wynikiem 64% uplasować się tuż za Kevinem Durantem po RS oraz gra post-up, w czym niebagatelna zasługa letnich treningów pod okiem króla strzelców wszech czasów, Kareema Abdula-Jabbara. Swoją postawą w całym zeszłorocznym sezonie zamknął usta krytykom i szydercom, których liczba znacznie wzrosła po jego słynnej „The Decision” z lipca 2010 r., kiedy to opuścił Cavs, aby wraz z D-Wadem i Boshem walczyć o tytuł.

PF: Chris Bosh. Niegdyś gwiazda Toronto Raptors, a obecnie członek Big Trio. Podpora zespołu z Florydy zarówno w obronie, jak i ataku. Nie do zatrzymania w pomalowanym, kiedy już dostanie dobrą piłkę, ale i trójką porazić potrafi.

C: Chris Andersen. Jak dla mnie cichy bohater Heat i jeden z głównych ojców ich świetnej postawy w regular season. Pozyskany na początku tego roku, na zasadzie kontraktu 10-dniowego, zadomowił się w Miami na stałe i uzupełnił jedyną lukę, jaka istniała właśnie pod koszem. Wytatuowany „Birdman” jest zdecydowanie bardziej dynamiczny od Joela Anthony’ego, a jego paki bardzo często są ozdobą meczu.

Ławka rezerwowych

Jeśli popatrzymy na ławkę rezerwowych, to dojdziemy do wniosku, że niejedna drużyna mogłaby na niej oprzeć swój podstawowy skład:

Norris Cole. Świetny zmiennik na pozycji nr 1. Szybki, zwinny, dynamiczny zawodnik, z fryzurą a’la Patrick Ewing, wyśmienicie rozgrywa kontry, które zazwyczaj kończą się alley-oopem z LeBronem lub Wadem.

Ray Allen. Była gwiazda Celtów, lider wszech czasów jeśli chodzi o rzuty za 3 pokazał wielokrotnie w tym sezonie, że może być również clutch playerem.

Shane Battier. Patrz: komentarz przy Birdmanie. Świetnie sypie za 3, gra bardzo mądrze i dużo widzi na boisku. Czego chcieć więcej od zawodnika z ławki?

Mike Miller. Ostatnio pokazał, że potrafi jeszcze grać w kosza, a w zeszłym sezonie w play-offach włączył tryb: „turbo” i był graczem nie do poznania. Chętnie obejrzę powtórkę w najbliższych tygodniach.

Rashard Lewis. Nie jest już tym zawodnikiem, który szalał w Orlando Magic, ale jego rzut oraz doświadczenie stanowią świetne uzupełnienie składu Żaru.

James Jones. W mojej ocenie zwycięzca konkursu trójek sprzed kilku lat powinien być częściej wykorzystywany przez trenera Spoelstrę, chociaż z pewnością na tym poziomie świetny rzut to za mało.

Udonis Haslem. Jako jedyny oprócz Wade’a pamięta mistrzostwo z 2006 r. Może już nie zdobywa zbyt wielu punktów, ale jeśli chodzi o zbiórki, obronę, a przede wszystkim niezłomność w walce to jest nadal świetnym zawodnikiem.

Joel Anthony. Zdecydowanie lata świetności ma już za sobą. Może się przydać jedynie w walce  z zawodnikami, którzy nie są zbyt szybcy. Na jego przykładzie widać, że sprowadzenie Birdmana było strzałem w „10”.

Pierwszoroczniak Jarvis Varnado i weteran Juwan Howard raczej nie odegrają zbyt dużej roli w tych PO (podobnie jak w RS).

Trener Eric Spoelstra. Przez wielu krytykowany, ale jednak profesjonalista w każdym calu. Umie okiełznać swoje gwiazdy i z indywidualności stworzyć idealnie działającą maszynę do wygrywania. A że prowadzenie drużyny naszpikowanej gwiazdami nie jest proste, widać doskonale na przykładzie LA Lakers.

Podsumowanie

Uważam, że w serii przeciwko Milwaukee, poza oczywiście zwycięstwem, będzie liczył się przede wszystkim brak kontuzji któregoś z liderów, a także zachowanie jak największej ilości sił na kolejne potyczki, gdyż w następnej rundzie będzie czekał ktoś z pary Bulls – Nets (moim zdaniem będą to Byki, a jak pamiętamy to właśnie one zatrzymały licznik wygranych pod rząd Miami na liczbie 27). LeBron i Wade będą grać nie więcej niż 30-35 minut w meczu, a ciężar zdobywania punktów będzie spoczywał na Allenie, Battierze, Cole’u, Millerze i Birdmanie. Z jednej strony to dobre rozwiązanie, ale z drugiej za taką nonszalancję w sporcie zazwyczaj się płaci i moim zdaniem pozwoli to Bucksom na urwanie jednego spotkania na własnym terenie.

Milwaukee Bucks

Dawid Ciepliński: Opis Bucks nie będzie esejem na kilka stron, ponieważ to najbardziej jednostronna seria w całych play off i nie ma się zbytnio co rozwodzić na tym, jak Heat nawet bez grania na pełnych obrotach awansują do następnje rundy.

Ciężko napisać coś pozytywnego o zespole Bucks. Wygrali tylko 38 spotkań w sezonie zasadniczym i są jedyną drużyną w tych play off, która przystąpi do tej fazy rozgrywek z ujemnym bilansem. Gdyby występowali na Zachodzie zajęliby 11 miejsce. To tylko świadczy o ich słabości i tym, że seria z Heat nie będzie trwała długo. Ponadto Milwaukee przegrali aż 12 z ostatnich 16 spotkań sezonu zasadniczego, w tym m.in. z Charlotte Bobcats czy Orlando Magic. Nie tak powinna prezentować się drużyna, która awansowała do play off.

Ponadto pod koniec sezonu Bucks grali z Miami Heat, które przystąpiło do tego spotkania tylko z LeBronem Jamesem oraz bez Dwyane’a Wade’a i Chrisa Bosha. Wydawać by się mogło, że to okazja na pokonanie mistrzów NBA. Nic z tych rzeczy i wydaje się bardzo prawdopodobne, że nawet z tylko jednym graczem z Wielkiej Trójki obrońcy tytułu bez problemu poradziliby sobie z Milwaukee.

Czy Bucks mają jakieś szansę na awans? Prędzej ja zagram w NBA niż to się stanie. Jedyne o co mogą walczyć to odniesienie honorowego zwycięstwa, a i o to będzie trudno, choć raz w sezonie regulraym się udało.

By powtórzyć tą sztukę teraz Kozły potrzebują trzech rzeczy: po pierwsze przede wszystkim zdrowego Larry’ego Sandersa, który pod koniec sezonu regularnego narzekał na uraz pleców i opuścił kilka spotkań. Nie od dziś wiadomo,  że Heat mają problemy w pomalowanym i jeśli Bucks upatrują gdzieś swojej szansy powinni grać prze środek. Center Milwaukee to jeden z lepszych obrońców w tym sezonie i jego defensywa pod koszem może zmusić Heat i Jamesa do grania dalej od kosza.

Po drugie Milwaukee by wygrać choć raz potrzebują lepszej gry Monty Ellisa, który w tym sezonie przeciwko Heat zdobywa tylko 9,5 punktów na mecz na ledwie 30,2 proc. skuteczności. Ellis po sezonie ma odstąpić od kontraktu i jeśli chce, by ktoś zaoferował mu duże pieniądze musi zaprezentować się dużo lepiej w tej serii, niż to co pokazywał w sezonie regularnym.

Po trzecie  dobrze musi zaprezentować się ławka rezerwowych, np. w pierwszy dwóch meczach Mike Dunleavy rzucił 34 oczka, a jedno z tych spotkań Bucks wygrali. Później radził sobie już  o wiele gorzej w kolejnych dwóch rzucając tylko 8. Ale nie tylko Dunleavy zagrał wtedy dobrze, a wszyscy rezerwowi Bucks, którzy w pierwszym meczu z Heat zdobyli 53 oczka, w drugim już tylko 26, ale w obu tych spotkaniach byli lepsi niż ławka Heat. Pozwoliło to Mliwaukee na jedno zwycięstwo i porażkę dopiero po dogrywce. W następnych dwóch spotkaniach to rezerwowi Miami okazywali się lepsi i obrońcy tytułu bez problemu pokonali Bucks.

Jeśli te trzy rzeczy uda się zrealizować w jednym czasie to 8 drużyna Konferencji Wschodniej powinna urwać jedno spotkanie. Jeśli nie to będziemy świadkami najszybszej konfrontacji w tegorocznych playoff. Podsumowując wydaje mi się, że będzie szybkie 4-0 i Heat będą czekali aż wzajemnie wymęczy się ktoś z pary Brooklyn Nets – Chicago Bulls.

Komentarze do wpisu: “Play off 2013: zapowiedź pary Miami Heat – Milwaukee Bucks

  1. Mała poprawka LeBron ma 203cm wzrostu, jesli to ma jakies znaczenie :p

    1. skoro z roku na rok jest coraz lepszy i w ogole jest taki wszechstronny to moze i tez rosnie jeszcze :D

Comments are closed.