Szczęśliwa trzynastka !

heatsmemphisMiami Heat wygrali z Memphis Grizzlies po zaciętym spotkaniu 98:91 i przedłużyli swoją serię do 13 zwycięstw pod rząd. LeBron James udowodnił, że jednak jest człowiekiem i także popełnia błędy. Pierwsze 3 kwarty były najgorszym występem LBJ’a w tym sezonie, ale to głównie dzięki jego postawie w ostatniej kwarcie Miami nie dało się pokonać na własnym parkiecie. Goście korzystali ze swojej przewagi fizycznej, a duet podkoszowych Marc Gasol-Zach Randolph bardzo dobrze sobie radził.

Przed tym spotkaniem bilans obu ekip prezentował się wyśmienicie. Heat mieli na koncie 12 wygranych z rzędu, a goście z Memphis 8 i to ci drudzy musieli skończyć swoją serię. Kluczowy dla losów spotkania okazał się powrót do składu Shane’a Battiera, który trafił 4 razy zza łuku i dał swoim liderom solidne wsparcie z ławki.

Pierwsza połowa to bardzo zacięta gra kosz za kosz i duża ilość walki. Goście od początku imponowali grą zespołową i tak jak zakładano, Grizzlies szukali swojej szansy głownie pod koszem, gdzie kolejne punkty dorzucał Marc Gasol. W ekipie z Miami zupełnie niewidoczny był LeBron, który w pierwszej kwarcie trafił tylko jeden rzut i skończył tę odsłonę z 3 punktami na koncie. Przy słabej dyspozycji MVP, za prowadzenie gry wziął się D-Wade, który po pierwszej połowie miał na koncie 10 punktów i 3 asysty.

Po celnym floaterze Tayshuna Prince’a, równo z syreną kończącą pierwszą połowę, goście wyszli na prowadzenie i po 2 kwartach byli lepsi od mistrzów NBA 42-41. Koszykarze z Memphis mądrze podawali pod samą obręcz, gdzie po 10 punktów rzucili zarówno Marc Gasol jak i Zach Randolph. Kompletnie niewidoczny był Chris Bosh, któremu ciężko szła gra w obronie przeciwko znacznie silniejszemu Hiszpanowi. W ekipie gospodarzy Wade dostał świetne wsparcie od graczy z ławki, którzy zdobyli razem 19 punktów w 2 kwarty. Rezerwowi gości rzucili tylko 7 punktów do przerwy i jedynie Tony Allen z 8 punktami był cennym wsparciem w ataku dla swoich podkoszowych.

Grizzlies świetnie zatrzymywali szybki atak Heat i nie dali im się rozpędzić ani na chwilę, zmuszając gospodarzy do ataku pozycyjnego, w którym wciąż nie są aż tak efektywni. Obrońcom tytułu ciężko było się dostać pod kosz, więc szukali swojej szansy na dystansie i zawodnicy z Miami trafili 5 razy zza łuku, przy żadnej celnej próbie gości.

W 3 kwarcie wciąż żadna z drużyn nie umiała odskoczyć i każde kilku punktowe prowadzenie było szybko niwelowane. LeBron ciągle nie mógł się odnaleźć i w 12 minut NIE RZUCIŁ ANI JEDNEGO PUNKTU i po 3 odsłonach miał skuteczność 1-7 z gry i 1-2 z linii. Przy niemocy Jamesa, ciągle grę prowadził D-Wade, ale dostał także cenne wsparcie od Mario Chalmersa, który w tej kwarcie zanotował 6 punktów. Tyle samo oczek zapisał na swoim koncie Chris Bosh i Heat ciągle byli w grze. Gospodarzom udało się wyłączyć na jedną kwartę Z-Bo, który także nie rzucił ani jednego oczka w tej odsłonie. Dwie trójki trafił Mike Conley(8 pkt w tej odsłonie) i ciągle skuteczny był Marc Gasol. Dużo świeżości wniósł z ławki Quincy Pondexter, który w 2 minuty zdobył 6 punktów.

Początek czwartej karty wciąż wskazywał na to, że LeBron pierwszy raz w tym sezonie skończy mecz bez podwójnej zdobyczy punktowej. Po stronie gospodarzyciągle najlepiej spisywał się Gasol, ale solidnie wspierał go Darrel Arthur i Zach Randolph. Kolejne dobre minuty dał z ławki Pondexter. Grizzlies na prawdę wyglądali nieźle i byli już bardzo blisko przerwania serii Miami Heat. Wtedy jednak do gry wrócił James i w końcu użył chociaż części swojego ogromnego talentu. Trafił 7 z 10 rzutów z linii i rozdał do tego 4 asysty. 2 trójki dołożył Battier i po kontrze wykończonej przez Flasha, Miami wyszło na 5 punktowe prowadzenie. Ważne punkty zdobył jednak Marc Gasol i na nie całą minutę przed końcem gospodarze mieli tylko punkt przewagi. Na 20 sekund przed ostatnią syreną, sprzed nosa Prince’a trafił zza łuku LeBron i było po meczu. w 4 kwarcie LBJ zanotował 14 punktów 4 asysty i 4 zbiórki.

Sam mecz bardzo dobrze się oglądało i było to najcięższe spotkanie dla Miami podczas 13 meczowej serii zwycięstw. W bardzo dobrej formie jest Dwyane Wade, który w ostatnich 4 meczach rzuca średnio 29,5 punktów. Nie można wyciągać większych wniosków ze słabszej dyspozycji LeBrona, bo każdemu może się zdarzyć gorsze spotkanie(zabrakło mu tylko 2 zbiórek do triple-double). Szanse na przełamanie dostanie już w niedzielę kiedy to Heat pojadą do Madison Square Garden na mecz z Knicks. Warto obejrzeć to spotkanie tym bardziej, że mecz rozgrywany będzie o godzinie 19 naszego czasu. Jeśli Miami wygra to spotkanie to wyrówna klubowy rekord 14 wygranych z rzędu.

Grizzlies nie przeszli najpoważniejszej próby i przegrali w AAA z rozpędzonymi Heat. Na pewno stracili nieco na wymianie Gay’a, ale na ostateczne rozrachunki przyjdzie czas po Playoffs. Koszykarze z Memphis zostaną na Flrydzie, bo jutro zagrają z Orlando Magic i będzie to dobra okazja do powrotu na zwycięskie tory.

 

Heat : Wade 22, James 18, Battier 14

Grizzlies : Gasol 24, Randolph 14, Conley 14

Komentarze do wpisu: “Szczęśliwa trzynastka !

  1. Nie powiedziałbym, że mecz oglądało się bardzo dobrze, wręcz przeciwnie wyglądało to strasznie topornie. Defensywa Memphis spisywała się znakomicie, lecz Miśki na chwilę obecną nie mają czym postraszyć w ataku. LeBron w końcu pokazał ze jest tylko człowiekiem i gdyby nie czwarta kwarta to byłby to chyba jego najgorszy mecz w karierze. Zobaczymy co Miami pokaże w Nowym Yorku.

  2. Uwielbiam duet Z-Bo-Gasol, bo są chyba najlepiej współpracującą parą podkoszową. Szkoda Rudego, bo faktycznie w ataku mają ciężko. Czasem dobrze popatrzeć, że obrona umie jeszcze wygrać z atakiem Heat ;)

  3. Wade wreszcie jest na swoim ultra wysokim poziomie i gra jak za najlepszych czasów. Z tak grającą parą Wade-James nie ma siły żeby wygrać. Ten duet jest lepszy niż Jordan-Pippen i piszę to jako stary fan NBA.

    1. Woy9 wielu czytelnikom się narazisz tymi nierównościami ale jak dla mnie masz 100% racji.

    2. Te porównania nie maja większego sensu. Po co w ogóle porównywać LeBrona do Jordana skoro on tworzy swoją własną historię. Nikt teraz nie chce być już tylko Jordanem, wszyscy celują w wszechstronną koszykówkę jaką prezentuje LeBron, gdzie punkty to tylko jeden z elementów gry. Porównania do MJ niech zachowają sobie fani Bryanta bo to bardziej zbliżony typ koszykarzy. A co do Wade’a to zdobył on tytuł bez pomocy gracza pokroju Jordana, czego Pippenowi nie udało się osiągnąć i niech to wystarczy za cały komentarz. Tak samo kim byłby Jordan bez Pippena? Na pewno nie graczem który dochodzi z drużyną do finałów NBA.

  4. @Hydro12 być może, ale wiem co mówię bo oglądałem ich w akcji od 1991 roku i jestem w stanie omówić ich mocne i słabe strony. Jordan jest bogiem koszykówki i na zawsze zostanie numerem 1, również pod względem charakteru i chęci dominacji. A co do Wade’a @Twkarol to miał on Dream Team z Riley’em za sterami: dwóch wielkich centrów Shaqa i Mourninga, Paytona i Jasona Williamsa, Antoina Walkera i nieocenionego w obronie Jamesa Posey’a. Skład Heat 2006 był jednym z najlepszych kolektywów gwiazd w historii.

    1. Też miałem przyjemność oglądać w akcji drużynę Chicago ery Jordana. I dlatego też uważam, że wszelkie porównania nie mają większego sensu. Czasy inne, styl gry odmienny i zawodnicy którzy dziś maja status legend. Teraz mamy do czynienia z erą LeBrona czy to się komuś podoba czy nie. Teraz to on nadaje tempa całej organizacji i jeżeli zdobędzie jeszcze kilka tytułów to po zakończeniu kariery będzie można ewentualnie powiedzieć kto był lepszy. A wracając do Wade’a i mistrzowskiej drużyny z sezonu 2005-2006 (mocno wtedy kibicowałem Dallas) to obiektywnie analizując jej potencjał należy zauważyć że 34 letni O’Neal, 36 letni Mourning i 37 letni Payton najlepsze lata mieli już za sobą i to Wade dźwigał ciężar gry na swoich barkach co udowodnił w finale. Nazwiska były świetne to fakt, doświadczenie też spore, ale to nie oni decydowali o sile tej drużyny.

    2. Twkarol , nie doceniasz najważniejszej rzeczy, którą miał m.in. zdobywający tytuł po 30stce Jordan – doświadczenie. Shaq miał go wiele, a i Payton występował w finale NBA przeciwko Jordanowi. Bez nich i całego bagażu doświadczeń kolegów nie byłoby tytułu nr 1 dla całej organizacji i co najważniejsze wiedział o tym wielki budowniczy Pat Riley. Wracając do finałów 2006 piszesz o starym Mourningu, ale to on był wówczas mentalnym liderem drużyny i grał nawet lepiej niż sam O’Neal (zwłaszcza w obronie).

  5. Panowie nie o to mi chodziło. Porównując obie pary i czasy w jakich grali/grają obiektywnie stwierdzam, że Wade-James to najbardziej dominująca para jaką widziałem od 1993r od kiedy to oglądam tą ligę. Wiadomo, że Jordan był jeden, tak samo wielozadaniowy Pip i rekord 72 gier nie wziął się z niczego, ale patrząc na grę Wade’a i James’a razem trudno nie odnieść wrażenia, że momentami dosłownie przejmują cały mecz tylko we dwójkę. Wszyscy inni są statystami lub rozpaczliwie próbującymi ich powstrzymać. Obaj robią właściwie wszystko na boisku dominując w każdym aspekcie gry jeszcze bardziej niz para MJ&PIP. Ich gra jest niezwykle efektywna razem i tworzą przewagi, którymi przełamują przeciwnika.Jak by wyglądała gra Jordana i Pippena, gdyby nie mieli pod koszem 218cmetrowego kolosa z Australii i mistrza bardzo brudnej roboty w osobie Rodmana? Czy Bosh zastępuję choćby w obronie tych dwóch, których przed chwilą wymieniłem? Wszyscy wiemy, że nie. Dorzuca co nieco, ale jest wyraźnie w cieniu. Wade & James muszą znacznie więcej robić na boisku, żeby wygrać i to jest niesamowite.

    1. Była jeszcze w międzyczasie taka para jak O’Neal-Bryant. Peak prime O’neal był najbardziej dominującym graczem jakiego widziałem. A ligę oglądam też około 20 lat.

    2. jasne, w jakiś sposób i wg tego co piszesz masz rację Fidejo. Tylko nie zgodzę się znów by postawić znak równości między Boshem a Rodmanem. Longley tak naprawdę grał jeden sezon dobrze, 1995-6 , i pokazał różnicę na centrze w finałach przeciwko Sonics. Potem niestety wyskoczył z głupim pomysłem surfowania na desce i połamał się tak dotkliwie ,że już nie wrócił do szczytowej formy:-)
      Chicago było wyjątkowe bo jak widzimy dziś wielu trenerów ma problem by pogodzić wybitne indywidualności a oni mieli jeden wspólny cel i fantastycznie go realizowali – śmiem twierdzić dzięki charakterowi Jordana (woli wygrywania i zamiłowaniu do rywalizacji).

  6. woy9: To raczej zależy od tego o których latach mówisz, bo w pewnych Jordan był lepszy, ale w innych to już James, podobnie z drugą parą. Nie ma jednak wątpliwości, że James z Wade’m tworzą wielki duet.

  7. Niech duet Wade-James zdobędzie jeszcze minimum 3 mistrzostwa to możemy zacząć porównywać dominację obydwóch par. Na chwilę obecną nie widzę najmniejszego sensu by to robić. Jeżeli chodzi o pojedynczy pierścień Wade to z całym szacunkiem ale Shaq w tym czasie miał średnie 9,8rebs i 18,4 pkt przy 1,5blk a zastępował go Zoo ze średnimi 5,5rebs, 7,8pkt i 2,7blk także miał spore wsparcie pod koszem ;) Walker też zdobywał w tamtym okresie nieco ponad 12pkt więc też nie był jeszcze wrakiem samego siebie jakim się stał teraz a doliczyć można jeszcze drobną pomoc jaką okazali sędziowie to wyszedł z tego Miś dla Wade ;]

    1. Przewagi gracza Bulls:

      – obrona, zwłaszcza graczy na piłce.
      – rzut za 3pkt.
      – gra tyłem do kosza i w post upie.
      – wszechstronność również po stronie PIP’a, potrafił grać na każdej z 4 pierwszych pozycji i co lepsze, kryć przeciwników z tych czterech pozycji.

Comments are closed.