Gasol, którego potrzebują Lakers

Los Angeles Lakers mieli w tym sezonie każdego niszczyć, ale nie jest tak kolorowo. Za swoją grę jednak zamiast oklasków zbierają więcej gwizdów. Nie porywają publiczności swoją grą. W takich sytuacjach, gdy oczekiwania nie są nawet w najmniejszym stopniu spełniane, często zaczyna się szukanie kozła ofiarnego. W ekipie „Jeziorowców” fani oraz specjaliści wskazywali wiele potencjalnych nazwisk. Od trenerów, przez Bryanta czy Howarda aż do Gasola. Skoncentrujmy teraz swoją uwagę na tym ostatnim.

Pau Gasol

Pau Gasol od dawna słyszy pod swoim adresem sporo przykrych słów. To, że jest miękki powtarzają już chyba nawet dzieci na zaliczenie semestru w pierwszej klasie szkoły podstawowej. Taka łatka w ostatnich latach przylgnęła do hiszpańskiego zawodnika. Na dodatek, obecny sezon jest na razie jego najgorszym w całej karierze. Notuje średnio tylko 12.7 punktów, 8.7 zbiórek i rzuca na skuteczności niecałych 43%. Przypomnę, że rok temu prawie został wymieniony przy okazji próby ściągnięcia „CP3”. Transfer jednak nie doszedł do skutku, a Gasolowi nie było zbyt miło, ale zacisnął zęby (w przeciwieństwie do Odoma…) i pozostał w Los Angeles. Od tego czasu regularnie jest jednak łączony niemal ze wszystkimi plotkami transferowymi związanymi z „Jeziorowcami”. To na pewno też nie pomaga w utrzymaniu dobrej formy.

Los Angeles Lakers jeśli chcą mierzyć w najwyższe cele potrzebują silnego wsparcia Gasola. Podczas ostatniego meczu z Portland Trail Blazers (wygrany 87:104) byliśmy właśnie świadkami takiego wsparcia. Pierwsze skrzypce grali Kobe Bryant (27 punktów i 5 zbiórek) oraz Dwight Howard (21 punktów i 14 zbiórek), ale Hiszpan z cała pewnością zrobił swoje. Gasol zanotował 15 punktów, 9 zbiórek i 5 asyst. Rzucał ze skutecznością 6/9 z gry, ale co ciekawsze, miał 2/3 z dystansu. To już trzeci jego mecz z rzędu, gdzie trafił przynajmniej jedną trójkę. Nigdy wcześniej nie zanotował takiej serii.

Można mówić, że Gasol jest miękki. Nawet ciężko zaprzeczyć takiej tezie. Z całą pewnością nie jest bestią podkoszową. Dlatego trzeba patrzeć na niego w innej kategorii. W Lakers wojownikami tablic są Dwight Howard i Jordan Hill. Gasol powinien stać troszeczkę dalej od kosza i wykorzystywać swoje największe atuty. To koszykarz o sporym boiskowym IQ. Widzi bardzo dużo na parkiecie i stara się szukać gry. Potrafi być naprawdę uniwersalnym zawodnikiem. Dzięki dobrym warunkom fizycznych można liczyć na jego zbiórki. Rzucać potrafi niemal z każdego miejsca, a cały czas rozwija jeszcze swoje trójki. Do techniki Gasola też nie można mieć większych zastrzeżeń. Przeciwko PTB udowodnił nawet, że potrafi wkręcić rywali w parkiet niczym Olajuwon. Świetnie Hiszpanowi wychodzi również kreowanie partnerów. Jeśli biegasz po boisku, a w Twojej drużynie jest Pau Gasol, to w każdej chwili możesz spodziewać się doskonałego podania. Pochodzący z Barcelony koszykarz jeśli akurat dobrze prezentuje swoje największe walory, to Lakers otrzymują niezwykle istotny element.

Co jednak zrobić, żeby Gasol utrzymywał taką dyspozycję? Moim zdaniem to w dużej mierze kwestia psychiki. Jeśli Pau w swoich oczach ma pewność siebie to potrafi robić wielkie rzeczy na parkiecie. Zupełnie inaczej jest, gdy wychodzi na plac gry stłamszony. Gasol to takie szkło powiększające – jeśli wszystko się dobrze układa to wniesie dużą dawkę pomocy, ale jeśli coś nie gra to nie można liczyć, że on to przełamie. Na duży spadek jego formy na pewno miały w pływ te wszystkie doniesienia transferowe oraz ogólne zamieszanie wokół Los Angeles Lakers. Teraz jednak Mike D’Antoni powoli układa ten zespół (nawet w obronie!) i gra Gasola też jest lepsza. Biorąc pod uwagę takie wytłumaczenie problemu tworzy się jednak niezbyt ciekawa zależność. Fani „Jeziorowców” nie mogą liczyć na Hiszpana, gdy ten jest najbardziej potrzebny. Jeśli jednak drużyna będzie tworzyła mądry kolektyw to Gasol będzie prawdziwą przyprawą ostateczną, dzięki której cała potrawa wręcz zawładnie kubeczkami smakowymi. Pau, tak samo jak cały zespół Lakers, potrzebuje trochę spokoju.