Lakers wyrywają zwycięstwo w meczu z Warriors

Los_Angeles_Lakers_Alternate_Logogolden_state_warriors_logo

Dogrywka była potrzebna by rozstrzygnąć spotkanie pomiędzy Golden State Warriors a Los Angeles Lakers. Kobe Bryant już w 8 kolejnym meczu zdobył minimum 30 punktów, a ponadto do składu Jeziorowców powrócił Steve Nash

Kiedy Dwight Howard trafia dwa rzuty wolne na nieco ponad dwie minuty do końca spotkania, chwilę później 3 punkty rzutem naprzeciwko kosza zdobywa Steve Nash, wyprowadzając cię na jedno punktowe prowadzenie, po tym jak jeszcze na początku czwartej kwarty przegrywasz 14 oczkami, nie możesz przegrać meczu. Po prostu nie możesz. Lakers nie przegrali. Wprawdzie potrzebowali do tego jeszcze dogrywki, a powinni zakończyć to w regulaminowym czasie gry, ale nie przegrali.

24 mecze. Tyle czasu musieli czekać Jeziorowcy na powrót Nasha. Kanadyjczyk był już gotowy do gry dzisiaj, ale mówiło się, że bardziej prawdopodobne jest, że zobaczymy go dopiero w świątecznym meczu przeciwko New York Knicks. Stało się jednak inaczej i Nash wybiegł w pierwszej piątce drużyny z Miasta Aniołów. To nie jedyna zmiana o jaką pokusił się trener Mike D’Antoni w spotkaniu z Warriors. Obok Kanadyjczyka na dwójce zobaczyliśmy Dariusa Morrisa, a na pozycji niskiego skrzydłowego Kobego Bryanta. Czy przyniosło to skutek? Ciężko jednoznacznie to określić po pierwszym spotkaniu, ale D’Antoni chyba dalej będzie próbował podobnej taktyki w kolejnych meczach, więc do tego czasu należy poczekać z wszelkimi ocenami.

Pierwsza kwarta spotkania była bardzo wyrównana. Prowadzenie zmieniało się aż 8 krotnie, a 3 razy na tablicy wyników widniał remis. Bardzo słabo mecz rozpoczął Bryant, który miał duże problemy ze skutecznością, trafiając tylko 3 z 10 prób z gry.

Drugie 12 minut to prawdziwe Jarret Jack Show. Rezerwowy rozgrywający Warriors rzucił w tej części meczu 15 punktów, z czego większość w sytuacjach, kiedy krył go Nash. To może być duży problem Lakers w dalszej części sezonu. Kanadyjczyk jest dziurą w obronie i inne zespoły, szczególnie te mające dużo młodszych rozgrywających mogą to bardzo wykorzystywać. Wyjściem z tej sytuacji mogłaby być obrona pomalowanego przez Howarda, ale ten nie jest jeszcze w pełni formy, a ponadto dzisiaj miał duże problemy z faulami i w pierwszej połowie zagrał niecałe 10 minut. Gospodarze w drugiej ćwiartce zupełnie zdominowali Jeziorowców, a ich run 14-0 pozwolił im ostatecznie po 24 minutach gry prowadzić 61-53.

Warriors całą trzecią kwartę utrzymywali przewagę w granicy 10 punktów i przed ostatnią ćwiartką wydawało się, że dowiozą spokojnie zwycięstwo do końca, tym bardziej, że w tym sezonie mają bilans 15-0, kiedy prowadzą po trzeciej kwarcie.

Każda seria musi się kiedyś jednak skończyć, ale nic tego nie zapowiadało na 10 minut do końca spotkania. 5 faul po 12 sekundach od wejścia na boisko złapał Howard, gospodarze prowadzili 14 punktami, 5 zawodników Warriors miało już na koncie 10 i więcej punktów, świetnie oprócz Jacka grał David  Lee, swoje punkty rzucali Klay Thompson i Stephen Curry, a Bryant dalej pudłował i miał 10/29 z gry. Jedynie Metta World Peace i Jordan Hill grali na razie dobrze.

Lakers jednak wzięli się do gry, poprawili obronę, zanotowali run 12-0 i w pierwszych minutach czwartej kwarty trafili 7 z 12 rzutów, podczas gdy zawodnicy Golden State tylko 1 z 6. Goście zbliżyli się na 2 punkty, ale po trafieniu Jacka i trójce Harrisona Barnesa Warriors odskoczyli na 7 i D’Atnotni musiał poprosić o czas.

Po przerwie na żądanie Jeziorowcy odpowiedzieli serią 7-0 i na 4 i pół minuty do końca mieliśmy remis po 95. Dalej walka toczyła się punkt za punkt i kiedy Howard trafił dwa wolne z rzędu, a potem Nash dołożył trójkę naprzeciwko kosza,goście wyszli na pierwsze prowadzenie w meczu od początku drugiej kwarty.

Kiedy na 33 sekundy świetnie dysponowany tego dnia rzutowo World Peace trafił trójkę z rogu i goście mieli 2 punkty przewagi, mogło się wydawać, że Lakers zakończą to spotkanie w regulaminowym czasie gry. Innego zdania był jednak Jack. Rezerwowy rozgrywający Warriors wykorzystał zasłonę od Carla Landry’ego, po której Howard zostawił mu zbyt dużo miejsca i rzutem z 6 metrów doprowadził do remisu po 108.

Jeziorowcy mieli jeszcze szansę na wygranie, ale w ostatniej akcji rzut Bryanta wraz z końcową syreną, przy asyście dwóch obrońców nie wpadł do kosza i czekało nas dodatkowe 5 minut spotkania.

Dogrywkę lepiej zaczęli Lakers, którzy po dunku Howarda i rzucie Bryanta osiągnęli 4-punktową przewagę. Następnie dwa razy za sprawą Jacka i Thompsona Warriors zbliżali się na dwa punkty, ale zaraz potem Kobe trafiał swoje rzuty i Jeziorowcy dalej prowadzili. Gospodarze co prawda po rzucie Curry’ego zbliżyli się jeszcze na jedno oczko, ale wtedy przypomniał o sobie Nash. Jego fadeaway z czterech metrów nad Currym pozwolił Lakers wyjść na 3-punktowe prowadzenie. Warriors mieli co prawda jeszcze szansę na doprowadzenie do kolejnej dogrywki, ale rzut Curry’ego był zbyt mocny, piłkę do swoich partnerów z drużyny zbijał jeszcze Festus Ezeli, ale ta trafiła do Pau Gasola i drużyna z Miasta Aniołów ostatecznie wygrała 118 do 115.

Najwięcej punktów dla Lakers rzucił tradycyjnie już Kobe Bryant – 34. Potrzebował jednak aż do tego 41 rzutów i oddał ich o 7 więcej, niż pozostali gracze pierwszej piątki. Nie można jednak zapomnieć, że w czwartej kwarcie i dogrywce, kiedy jego drużyna najbardziej tego potrzebowała rzucał na 50 proc. skuteczności (6/12). Warto również zaznaczyć, że był to już 8 mecz Bryanta z co najmniej 30 punktami na koncie.

Dobry mecz po powrocie zagrał Nash, który rzucił 12 punktów i rozdał 9 asyst. Świetnie wejście z ławki mieli także World Peace (20 punktów, 7/13 z gry, 3/6 za trzy) i Hill, który zdobył 14 punktów i zebrał 8 piłek, z czego aż 6 w ataku. Jeżeli plotki mówiące o tym, że Jeziorowcy chcą handlować Hillem, są prawdą, to moim zdaniem zrobią wielki błąd wymieniając tego zawodnika. Tyle energii z ławki nie daje żadne rezerwowy Lakers.

Wśród gospodarzy najlepiej zagrał Jack, który zdobył najwięcej w sezonie 29 punktów, rozdając do tego 11 asyst. Oprócz niego w szeregach Warriors jeszcze 5 graczy zanotowało dwucyfrową liczbę punktów – Barnes, Lee (11 zbiorek), Thompson, Curry (8 zbiórek, 7 asyst) i Landry, jednak tylko Lee rzucał z nich na 50 proc. skuteczności. Pozostał czwórka nie przekroczyła tego progu.

Kolejny mecz Lakers zagrają w pierwszy dzień świąt u siebie z Knicks, natomiast Warriors następnego dnia będą grać na wyjeździe z Jazz.

Los Angeles Lakers – Golden State Warriors 118:115 (31:27, 22:34, 21:26, 34:21, 10:7)

Liderzy zespołów:

Punkty: Bryant 34 – Jack 29

Zbiórki: Gasol, Bryant 10 –Lee 11

Asysty: Nash 9 – Jack 11

Przechwyty: Gasol, Nash 2 – Curry 4

Bloki: Howard 2 – Ezeli 3

Komentarze do wpisu: “Lakers wyrywają zwycięstwo w meczu z Warriors

  1. Szkoda troche Howarda.Robi sie z niego kozla ofiarnego.A prawda jest taka,ze w LAL jest role playerem.Chyba decyzja jaka podjal byla bledna.Z Gwiazdy stal sie role playerem i to wcale nie w zespole ktory zdominuje Lige …

    1. Howard nie radzil sobie 1 vs 1 z Kwame Brownem. Nie jest zadnym role playerem tylko nie daje po prostu rady. Moze zgubil forme albo po prostu jest zadufany w sobie jak Kuzins i nie trenuje ostro. Jeszcze zbierac zbiera, ale w obronie rowniez poki co nie imponuje

    2. Według informacji z USA Dwight nie gra na 100% swoich możliwości ponieważ nie doszedł do swojej optymalnej formy po 6 miesięcznej przerwie spowodowanej kontuzją. Jego powrót do 100% sprawności jest przewidywany na przełom stycznia i lutego.

    3. Bez urazy, ale ja tego nie kupuję…. ilekroć ktoś słabiej gra, to zaraz idą wymówki, że „przecież jestem świeżo po urazie” albo tym podobne. Paluszek i główka to szkolna wymówka. Howardowi tak bardzo się spodobał blask LA, że aż go oślepił i taka prawda, na siłę się teraz stara usprawiedliwiać, tak jak Hibbert wczoraj biadolił, że jego słaba skuteczność wynika z jakiejśtam zeszłorocznej kontuzji.
      A prawda jest taka, że to najlepsza liga świata, a niektórzy panowie, po zostaniu gwiazdami pomyśleli chyba, że bez wysiłku będą dominować. A bez zapierdalania, nie ma dominowania

    4. Człowieku on miał być gotowy dopiero na styczeń, a gra od początku RS, sam powiedział w wywiadzie, że gra na 75-80% i odpuszcza dużo sytuacji, aby przypadkiem nie odnowić kontuzji…Także to nie żadne biadolenie, tylko rzeczywistość…ktoś , kto gra tylko w NBA2k nie ma o tym pojęcia…

  2. Dzisiejszy mecz pokazał, że Kobe mógłby mieć obok siebie Magica i Jabbara, a i tak wolałby samemu rzucać…

  3. W tekście jest błąd. Według NBA.COM Kobe rzucił 34 punkty.

  4. Kobe oddał 41 rzutów!!! masakra. Chyba w tym sezonie chce zostać najlepszym strzelcem ligi.

  5. Nie lubię Kobe za pałowanie ale Lakers niestety wygrali i to go ratuje.

  6. Ale widać wyraźnie, że Nash zrobił w tym meczu i jeszcze zrobi swoimi podaniami różnicę dla Lakers w tym stylu D’Antonego. Tylko znowu ten Kobas dostaje histerii na boisku i drgawek jak nie odpali 10 cegieł w meczu… :)

  7. Kobe musi grać bardziej zespołowo :P może rzucać te 30 punktów na mecz, ale niech nie oddaje 41 rzutów…. poniosło go :D ale w końcu to Kobe, i tak go uwielbiam :D
    Nash zrobił bardzo dużą różnicę. I uratował nam mecz tą trójką :)
    a co do formy Howarda, to spokojnie, musi odzyskać formę, którą stracił po kontuzji :) według mnie pod koniec stycznia będzie już grał na 100% :)

  8. Kobe 41 rzutów…Masakra. Może i jest na fali z występami 30 plus i może to wg niektórych czyni go kandydatem na MVP,ale 41 rzutów? Błagam… Popatrzmy dla porównania na Lebrona.. Średnia punktów mniejsza,mniej występów 30 plus a gdzie są Heat a gdzie Lakers,którzy mieli tak dominować z Howardem i Nashem? Lebron świetnie balansuje swój zespół. Jest liderem bo myśli na boisku i gdy Miami są w tarapatach to niekoniecznie odpala masę rzutów,ale asystuje,zbiera, przejmuje krycie najlepszego gracza rywali,ustawia kolegów, rozprowadza grę i nią dowodzi. Tak gra lider,MVP. Fakt, że jego rzut nie jest tak pewny jak Carmelo czy KD,ale jest świetny i systematyczny w każdym spotkaniu. Potrafił ustawić swój zespół, przejąć rolę lidera od Wade’a i czyni cały zespół lepszym,bo ufa partnerom. Kobe jest genialnym zawodnikiem i szacunek za jego karierę,ale jest zbyt samolubny i Lakers tak daleko nie zajadą. Tyle,że warto zaznaczyć drugą stronę medalu..Gdyby nie Kobe to Lakers przy takiej grze kolegów z drużyny byliby dopiero w czarnej…Jednak mimo wszystko wielki klucz do sukcesów Lakers leży w rękach Kobego i zobaczymy co z nim zrobi.

    A co do Howarda to rozumiem,że jest po kontuzji itd ale jak się na niego patrzy to myślę jedno – wielkie uśmiechnięte dziecko,które nie dorosło do wygrywania. Czasami wygląda jakby mu wisiało czy Lakers wygrają czy Kobe zamęczy się na bosiku bo musi wszystko robić sam,bo w końcu lepiej się pośmiać skoro ma się miano supermana to po co to zmieniać?

Comments are closed.