Heat bez problemów pokonują Mavs

 

heat           200px-Dallas_Mavericks_logo.svg

Jeszcze półtorej roku temu Mavs byli na szczycie. Zdobyli mistrzostwo NBA wygrywając w finale właśnie z Heat 4-2. Wiele od tamtego czasu się jednak zmieniło, a różnicę było pomiędzy obydwoma zespołami było widać wczoraj na parkiecie w American Airlines Center.

Po finałach ligi w 2011 roku Mavs mieli wszystko, by w kolejnym sezonie powtórzyć ten sukces. Dirk Nowitzki grał najlepszą koszykówkę w życiu i nie było nikogo, kto potrafiłby go zatrzymać. Dodatkowo gracze wokół Niemca byli świetnie uzupełnieni. Mieliśmy defensora na najlepszych strzelców ligi – Shawn Marion, centra, który poprawił cały team defense zespołu, momentami stanowiąc zaporę nie do przejścia – Tyson Chandler, strzelca z ławki – Jason Terry, doświadczonego rozgrywającego – Jason Kidd i całą masę dobrych role-playerów, m.in. J.J.Barea czy DeShawn Stevenson, a nie można zapomnieć, że w tamtym czasie nie grał jeszcze Caron Butler, który były kontuzjowany.

Właściciel Mavs po sukcesie poskąpił jednak kasy na nowe kontrakty dla kluczowych zawodników, chcąc oszczędzić pieniądze na kolejne lato i tym samym zapolować na wielkie gwiazdy – Derona Williamsa lub Dwighta Howarda. Jak doskonale wiemy, żadnego nie udało się namówić na przeprowadzkę do Dallas, tamten zespół się rozsypał, a to co z niego zostało mogliśmy obserwować wczoraj na parkiecie w American Airlines Center.

Heat dosłownie rozjechali Mavs. Nie było nawet jednego momentu w tym meczu, w którym gospodarze mogliby myśleć o zwycięstwie.

Dallas prowadziło tylko raz w przeciągu całego spotkania, kiedy pierwsze punkty w meczu zdobyło O.J. Mayo. Potem jednak świetna gra Miami i run 14-2 pozwolił im na spokojne prowadzenie po pierwszej kwarcie 31-20.

Drugie 12 minut zaczęło się lepiej dla gospodarzy, którzy doszli nawet Heat na 3 punkty, ale szybkie odpowiedź Chrisa Bosha w postaci czterech kolejnych oczek pozwoliła ponownie budować przewagę drużynie gości, którzy ostatecznie po pierwszej połowie prowadzili 58-42.

W trzeciej kwarcie Miami dalej nie zwalniało tempa systematycznie powiększając przewagę, a w zespole przyjezdnych brylował Dwayne Wade, który zdobył w tej części meczu 13 ze swoich 19 punktów w całym spotkaniu.

Po trójce Shane’a Battiera na minutę i dwadzieścia sekund do końca przewaga Heat sięgnęła już 36 punktów i pozostało już tylko dograć spotkanie do końca.

Mavs udało się co prawda zmniejszyć ostatecznie rozmiary porażki do 15 punktów, głównie dzięki runowi 18-2 na przełomie trzeciej i czwartej kwarty, ale zwycięstwo Miami ani na moment nie było zagrożone i spotkanie dokończyli zawodnicy z końca ławki rezerwowych.

Dallas zaprezentowało się w tym spotkaniu bardzo słabo pod względem strzeleckim trafiając do kosza na słabej 38 proc. skuteczności, a do tego trafiając tylko 3 z 22 rzutów za trzy punkty. Mayo rzucił tylko 3 z 14 rzutów z gry, w tym 0/5 z dystansu, Chris Kaman zdobył 8 punktów (4/10 z gry), a Shawn Marion zdobył 10 punktów (5/14 z gry). Najwięcej punktów dla Mavs zdobył debiutant Jae Crowder – 15, ale również zaprezentował się słabo pod względem strzeleckim trafiając tylko 5 z 13 rzutów, w tym ani razu za łuku mimo 8 prób.

W zespole Heat tradycyjnie najlepiej zagrała Wielka Trójka. Wade zdobył 19 punktów rozdając do tego 6 asyst, a Bosh rzucił 17 punktów i zebrał 7 piłek. Natomiast 24 oczka, które zdobył LeBron James były już jego 23 meczem z kolei od początku sezonu z minimum 20 punktami na koncie. Jest to najdłuższa taka seria od sezonu 1989/90, kiedy to Karl Malone w pierwszych 24 meczach również notował co najmniej 20 punktów. James będzie miał szansę wyrównać ten rekord w sobotę na wyjeździe z Jazz.

Miami Heat – Dallas Mavericks 110:95 (31:20, 27:22, 33:19, 19:34)

Liderzy zespołu: Nuggets – Hawks

Punkty: James 24 – Crowder 15

Zbiórki: James 9 – Marion, James 9

Asysty: Wade 6 – Jones 7

Przechwyty: Bosh, Chalmers 3 – Marion, Mayo, Carter 2

Bloki: 4 graczy po 1 – James 3