Pogrążeni w żałobie Rockets łatwo pokonują Raptors

Houston Rockets pewnie pokonali we własnej hali drużynę Toronto Raptors 117-101. Wygrana z Kanadyjczykami była trzecią kolejną zespołu z Teksasu. Mimo zwycięstwa nastroje w drużynie są dość minorowe, bowiem w weekend zmarła córka głównego trenera – Kevina McHale. W ramach solidarności ze swoim szkoleniowcem  gracze  Houston zagrali dziś z czarnymi opaskami na koszulkach meczowych. 

Kevin McHale od dłuższego czasu przebywa poza drużyną, a rolę jego zastępcy pełni Kelvin Sampson. Mimo ogromnej tragedii jaka spotkała byłego Celta wszystkie jest on na bieżącą ze wszystkimi wydarzeniami w drużynie i na bieżąco konsultuje się ze swoim sztabem.

W samym meczu już od samego początku lepsze wrażenie sprawiali gospodarze. Grali o wiele szybciej piłką, a także prezentowali lepszą skuteczność rzutów z gry. Dobrze wyglądał Jeremy Lin, który do przerwy zapisał na swoim koncie 9 pkt. Pod koszami, co staje się już od pewnego czasu regułą niepodzielnie rządził Omer Asik, który na dodatek po 24 minutach zdobył dla Rakiet 10 pkt.

W obozie przeciwnym brylował Andrea Bargniani, który jako jedyny starał się nawiązać równorzędną walkę z przeciwnikami. Po dwóch pierwszych kwartach zanotował 17 pkt. Tym samym Włoch udowodnił, że tego dnia jest najgroźniejszą opcją w ataku ekipy z Toronto.

Po przerwie prowadzące różnicą 10 punktów Rakiety zanotowały Run 10-0 podwajając swoją przewagę. Ogromna zasługa w tym Jamesa Hardena, który zaliczył w tym czasie kilka szybkich akcji podkoszowych, a także trafił rzut trzypunktowy. Tak duża przewaga jakby zabrała chęci do gry drużynie przyjezdnej i tym samym finalna kwarta to było bardziej oczekiwanie na końcową syrenę niż rzeczywista walka. Rakiety mimo wszystko bardzo dobrze trafiały z dystansu, natomiast w Raptors należy wspomnieć o kilku ciekawych dunkach ze strony Jonasa Valenciunasa czy też Terrence Rossa.

Dość blado wypadł powrót na stare śmieci Kyle Lowry’ego, który w poprzednim sezonie biegał po parkietach NBA właśnie w trykocie Rakiet. Rozgrywający zdobył łącznie 7 pkt oraz zebrał 8 piłek. Jeżeli dodamy do tego 5 asyst do jego dorobku to trzeba przyznać, że nie przypomniał tym występem swoim byłym kibicom zawodnika, któremu kibicowali przez minione lata. Mimo wszystko jest on daleki od formy, którą prezentował za czasów, gdy stawiał na niego Rick Adelman w Teksasie.

Rakiety natomiast po raz drugi z rzędu zaprezentowały świetną formę strzelecką. Podobnie jak w wygranym meczu z New York Knicks zanotowali ponad 50% skuteczność z gry ( w tym także 50% w celnych rzutach za trzy punkty).  Bardzo zadowolony z gry ofensywnej swojego zespołu był Kelvin Sampson, który tak odniósł się do gry Rakiet:

„I just think a lot of it is natural evolution. We’re finding each other better. We’re making the extra pass better. … This past week, we’ve really worked on getting ourselves better. You can tell our offense is crisper.”

Najlepszym strzelcem w Houston był James Harden, a jego zdobycz to 24 pkt (w tym 4 na 8 w rzutach z za linii 7,24). Gracz ten miał w meczu z Raptors 12 asyst, co jest jego najlepszym osiągnięciem w dotychczasowej karierze w tej kategorii. Co ciekawe w zespole gospodarzy, aż sześciu graczy (w tym wszyscy z wyjściowego składu) zdobyło więcej niż 10 pkt, a aż trzech (Lin, Harden, Asik) zaliczyło double-double. Imponująca jest jednak liczba zbiórek gracza rodem z Turcji, który królując w walce na tablicach zakończył mecz z 18 zbiórkami.

Tak grająca drużyna z Houston z pewnością nie będzie przysparzała zmartwień zawodowych swemu trenerowi, który całą uwagę spokojnie będzie mógł skupić na sprawach rodzinnych. Cała drużyna łączy się w bólu z przeżywającym ogromną tragedię McHale’em. Zaraz po meczu z Toronto cały zespół udał się do Minneapolis na pogrzeb Sashy McHale, a następnie polecą do Oklahoma City na mecz z wicemistrzami NBA.

„Tomorrow’s definitely going to be a long day. It’s emotional, but I think we’re strong enough to get through it. We’ve got to be there for coach [McHale] … Our biggest thing is just supporting him and making sure that we comfort him in knowing that we’re there for him.” – tak do całej sytuacji odniósł się James Harden, który jutro stanie w szranki ze swoją byłą drużyną Thunder.

Wracając do statystyk meczowych w zespole z Toronto 21 punktów Andrea Bargniani’ego było najlepszym osiągnięciem indywidualnym. Drugim strzelcem był Terrence Ross, którego łupem padło 19 punktów z czego wiele po efektownych akcjach podkoszowych czy wsadach. Mało kto jednak potrafił przeciwstawić się w walce podkoszowej Asikowi i najlepszym zbierającym wśród Raptors był … Kyle Lowry.

Po porażce w Houston graczy z Kanady czeka kolejne trudne wyzwanie bowiem już jutro zagrają w Memphis, gdzie o wygraną z pewnością nie będzie łatwo, a wygrana jest tej ekipie bardzo potrzebna ponieważ porażka w Toyota Center była piątą przegraną z rzędu. Z bilansem 3-12 Toronto zajmuje ostatnią pozycję w Dywizji Atlantyku.

TORONTO RAPTORS (3-12) – HOUSTON ROCKETS (7-7) 101-117

(23-29, 28-32, 28-38, 22-18)

A. Bargniani 21 pkt, T. Ross 19 pkt, czterech graczy po 12 pkt – J. Harden 24 pkt, P. Patterson 22, C. Parsons 18 pkt