Knicks wciąż bez porażki po wygranej w San Antonio

Jest rok 2012. Niepokonani i świetni w obronie Knicks wygrywają w San Antonio. Nie gra kontuzjowany Amar’e Stoudemire. Carmelo Anthony zdobywa mniej punktów niż Rasheed Wallace, a liderem ataku jest Raymond Felton. Nie wiem czy jestem gotowy na taką NBA.

Drużyna Bilans I kw. II kw. III kw. IV kw. Wynik
New York Knicks 6-0 33 22 17 32 104
San Antonio Spurs 7-2 31 26 19 24 100

W skrócie

Pierwsze minuty wczorajszego spotkania zasugerowały, że możemy liczyć na sporo punktów. Gra gospodarzy koncentrowała się w pomalowanym gdzie punktowali Green (dwukrotnie zgubiony w obronie) i Leonard. Knicks tymczasem świetnie dzielili się piłką grając akcje jakby wyjęte z notatnika Popovicha. Trzeba docenić też to, że Carmelo Anthony nie forsował rzutów widząc że jest podwajany, a po dwóch kolejnych odegraniach goście mieli gracza na czystej pozycji.

Bardzo dobrze zawody rozpoczął Ronnie Brewer, który po sześciu minutach miał już na koncie 7 punktów. Podobne słowa uznania należą się Raymondowi Feltonowi i Timowi Duncanowi, którzy sprawili że w sumie w pierwszj kwarcie mogliśmy zobaczyć aż 64 oczka.

W drugiej odsłonie na boisku pokazał się Sheed Wallace. Weteran szybko odnalazł się na parkiecie trafiając z odchylenia ponad Splitterem. Swoje pierwsze punkty w meczu po chwili zdobył także Prigioni, a zdenerwowany Popovich musiał poprosić o czas.

Po przerwie z dystansu trafił Jackson i znów byliśmy blisko remisu. Drużyna Woodsona błyskawicznie się przegrupowała i po punktach Novaka i Wallace’a mieliśmy 48-40. Spurs zaliczyli jednak świetną końcówkę kwarty i po trójce Danny’ego Greena przed samą syreną tablica wskazywała 55-57 na korzyść miejscowych.

Trzecia kwarta to prawdziwa walka punkt za punkt. Żadna drużyna nie była w stanie uzyskać większej przewagi, a na boisku widzieliśmy mnóstwo bardzo efektownych zagrań. Intensywność tego spotkania była zdecydowanie bliższa tej jaką możemy oglądać w playoff niż na początku sezonu regularnego.

Oba zespoły wprowadziły także modyfikacje w swojej obronie, co zaowocowało mniejszą ilością punktów. Do gry po stronie miejscowych włączyli się Manu Ginobili i Stephen Jackson.

Knicks mieli problemy z ostrą i bardzo fizyczną grą Spurs pod koszem, ale mimo to przed ostatnią odsłoną wynik wciąż był sprawą otwartą.

Co ciekawe, w pierwszej akcji czwartej kwarty NYK udal się do Sheeda. Widać, że jego rola w rotacji systematycznie rośnie, a weteran jest też ważnym punktem obrony Woodsona.

Pod drugim koszem Spurs opierali się na indywidualnych akcjach Splittera. Brazylijczyk raz za razem punktował i był najlepszym zmiennikiem gospodarzy. Po jego kolejnych punktach przewaga SAS wzrosła do jedenastu punktów (77-88), a do zakończenia meczu mieliśmy niewiele więcej niż siedem minut.

W tym momencie niewiele osób mogło przypuszczać, że Knicks utrzymają swoją zwycięską serię. Doświadczony zespół Popovicha wygrał do tej pory wszystkie wyrównane końcówki, ale wczoraj miało być inaczej.

W trzech kolejnych akcjach NYK wykorzystali niecelne rzuty gospodarzy i najpierw punkty zdobył Felton, a potem dwukrotnie z dystansu trafił Kidd i dystans zmniejszył się do zaledwie czterech oczek.

Spurs mieli problemy z punktami, a goście raz za razem dostawali się w pobliże obręczy. Dodatkowo jeszcze SAS zbyt długo przetrzymywali piłkę w ataku przez co w ofensywny schemat wchodzili dopiero poniżej 10 sekund na zegarze. Tak niestety nie da się grać przeciwko zdecydowanie lepszym w tym sezonie w obronie Knicks.

Niesamowite zagrania notowali z kolei J. R. Smith i Ray Felton, a po rzucie z dystansu tego pierwszego goście prowadzili 97-95. Zaskakująco dużo błędów w ataku popełniali niezwykle doświadczeni Ginobili i Parker. Jakby tego było mało po przekroczeniu czasu 24 sekund na akcję za trzy trafił Kidd i NYK mieli już pięć punktów przewagi. Potężna dobitka Chandlera po wejściu Feltona była gwoździem do trumny.

Jeszcze rok temu gdy Melo notował mniej niż 10 punktów to można było od razu powiedzieć, że Knicks będą mieli wielkie problemy z wygraną. Wczoraj mimo tego New York był górą, a Anthony mimo wszystko nie zaliczył złego wieczoru. Był najlepszym zbierającym swojego zespołu, a dodatkowo tak jak wspominałem ściągał podwojenia dzięki którym jego partnerzy mieli wolne pozycje.

Czy Popovich w końcówce powinien dać więcej pograć dobrze prezentującym się zmiennikom? Wydaje się że tak, ale trzeba pamiętać, że to tylko jeden z 82 spotkań sezonu zasadniczego, a Pop myśli przede wszystkim o wygranych w dłuższej perspektywie. Te bez Ginobiliego w formie mogą być sporym problemem, więc rozumiem dlaczego utrzymywał Argentyńczyka nawet gdy mu nie szło.

Bohaterami wieczoru był tercet Felton – Kidd – Smith, który w sumie uzbierał 56 puntktów i przede wszystkim nie pęknął w końcówce. Osobiste słowa uznania należą się Wallace’owi. Weterani potrafią grać, Spurs wiedzieli o tym od dawna – teraz wie także Nowy Jork.

Filmowe podsumowanie spotkania

Boxscore

Knicks: Anthony 9, Brewer 9, Chandler 13, Kidd 14, Felton 25, a także Wallace 10, Novak 5, Prigioni 2, Smith 17

Spurs: Duncan 14, Leonard 16, Blair 2, Parker 19, Green 9, a także Splitter 13, Jackson 10, Diaw 0, Mills 5, Ginobili 12

Komentarze do wpisu: “Knicks wciąż bez porażki po wygranej w San Antonio

  1. W grze Melo widać duży postęp, a raczej dojrzałość. Zdał sobie sprawę, że nie każda akcja musi się kończyć w jego rękach, dostrzega partnerów. NYK grają obecnie bardzo dobrą koszykówkę, nie widać braku Amare… No właśnie, ciekawe czy Amer- podobnie jak Melo- dojrzał, będzie pomagać po obu stronach, czy jednak bedziemy widzieć starego Stoudemire.. Bo jeśli starego, to NYK będą sobie lepiej radzić bez niego. Jak uważacie ? Czy NYK są w stanie wymienić Amare w razie potrzeby ??

    1. Nie zgadzam się w żadnym punkcie. Rzuca więcej niż w zeszłym roku (19.7 teraz, zeszły sezon 18.6), skuteczność również słaba, czyli co się z tym wiąże kiepska selekcja rzutowa (43% ubiegły sezon i teraz), a asyst rozdaje najmniej w całej swojej karierze (1.8, a w zeszłym sezonie 3.6). Ja akurat lubię jego styl i naprawdę stałby się ciężki do oglądania gdyby nagle zaczął rzucać po 15 punktów na mecz byle tylko pokazywać jakim to jest teamplayerem. To nie jego rola, najbardziej efektywny jest jako scorer i niech tak zostanie.

      Wszystko (czyli cały run Knicks) bierze się z tego, że pierwszy raz od trade’u są ułożeni. Nie gra już tam zgraja ogórków, z których każdy biegnie w odmienną stronę tylko goście, którzy wiedzą o co chodzi. Zobacz jakich mają tam obrońców – Brewer, Kidd, Chandler, Shumpert, Camby. Właśnie dlatego Carmelo powinien brać na siebie w ofensywie wielki ciężar, bo kiedy w obronie jest odciążony to ma większy komfort.

      Wszyscy śmiali się, że zbierają dziadków z całej kuli ziemskiej, ale zebrali przy tym idealnych role playerów. Nawet Prigioni, po którym cisnęli na niektórych polskich portalach wnosi do gry dużo pozytywów. I co z tego, że ma 35 lat i jest debiutantem?

    2. a co do Stoudemire’a to nikt raczej nie wejdzie w tak gruby kontrakt, który ma 3 lata ważności. Gdyby był w takiej formie jak wtedy kiedy przyszedł do Knicks, czyli w zasadzie najlepszym PF ligi to oczywiście byłby tego wart, ale gość ma za sobą najgorszy sezon w karierze i w dodatku jest wiecznie kontuzjowany…

      W zeszłym sezonie podobno chcieli go ściągnąć Sixers za kontrakt Branda. Teraz to już nie przejdzie, bo Brand wyleciał, a Amar’e byłby najgorszym możliwym uzupełnieniem dla Bynuma. Tylko desperaci z Houston mogliby się na niego połasić, ale kogo, a właściwie jakie kontrakty by oddali?

      Tak poza tym na pewno dobrze byłoby go zobaczyć razem z Feltonem. Przecież kiedy grali razem obaj mieli jedne z lepszych chwil w karierze. Do tego dochodzi Kidd, czyli jakość jest generalnie lepsza niż to co dostawał poprzednio. Toney Douglas (równie dobrze mógłby mu podawać Koszarek)? Jego współpraca z Linem wyglądała fatalnie tak samo jak współpraca Lina z Melo (dlatego popieram decyzję Knicks o odpuszczeniu JL). Oparł swoją grę na jumperach z półdystansu na żałosnej skuteczności kiedy pod koszem nadal grał tak samo dobrze jak w poprzednich latach. Popatrzcie sobie na jego shot charty z ostatnich dwóch lat.

      Tak krótko podsumowując. Z Amar’e nie zrobi się role player’a. On nim nie umie być i w takich warunkach w NBA nie będzie egzystował. Tak naprawdę ostatni raz widzieliśmy go w dobrej formie w G1 playoffów 2011 z C’s. Od tego czasu albo przeszkadzały mu różne dziwne okoliczności (Linsanity, Melo, gaśnica) albo nie mógł się poskładać.

Comments are closed.