Lakers upadają coraz niżej

Kiedy wydawało się, że Lakers po trzech porażkach na początku sezonu zmierzają w dobrą stronę, przyszedł mecz z Jazz. „Jeziorowcy” zupełnie nie poradzili sobie z drużyną ze stanu Utah i przegrali już czwarty mecz w sezonie.

Drużyna Bilans I kw. II kw. III kw. IV kw. Wynik
Los Angeles Lakers 1-4 17 24 16 29 86
Utah Jazz 2-3 25 26 14 30 95

To się nie mogło udać, wiedzieliśmy to oglądając już pierwszą kwartę tego meczu. Lakers wyszli na to spotkanie przygaszeni, jakby pogodzeni z faktem, że następnego dnia media będą skupiać się już powoli na dymisji Mike’a Browna. Sytuacja w LA zaczyna się robić niewesoła, a chyba mało kto w całej organizacji wie, jak zapobiec tej klęsce, bo też i nikt – po letnich transferach – nie spodziewał się tak złego startu.

Princeton Offense, a co to takiego? Mike Brown jest pod coraz większą presją i prawdopodobnie ciężko sobie z tym radzi. Brakuje mu Steve Nasha, rezerwowych, a i Dwight Howard nie wygląda tak dobrze, jak oczekują tego fani w Los Angeles. Superman z Orlando nie jest Supermanem z Mieście Aniołów, a na początku drugiej kwarty udowadniał mu to nawet Enes Kanter (9 pkt, 4-5 z gry, 13 min), który po obu stronach dosłownie gryzł parkiet.

Howard miał zresztą ciężko przez całe spotkanie, ale znając siłę podkoszową Jazz, należało się tego spodziewać. Al Jefferson (18 pkt, 10 zb, 4 prz) nie należy do tych, którzy odpuszczają jakąkolwiek akcję w defensywie, zwłaszcza, kiedy naprzeciwko niemu staje gracz uznawany za najlepszego środkowego ligi. Lakers uparcie grali – zwłaszcza w pierwszej połowie – piłki do Howarda, który nie zawsze radził sobie w post-up, tracąc w całym meczu aż pięć piłek. Gra „Jeziorowców” była statyczna do bólu, a spore zasługi za taki stan rzeczy należy przypisać Steve’owi Blake’owi, który swoje zagrania ogranicza do zagrania piłki lobem do Howarda. Jak się to skończyło w meczu z Jazz? Dokładnie 1 (jedną) asystą w 36 minut, rozdaną przez rozgrywającego, który posiada „pod sobą” jeden z największych potencjałów ofensywnych w lidze. Co gorsza, Blake nie grozi też rzutem, a w tym spotkaniu trafił całe dwa rzuty na 10 prób, z czego osiem było oddanych zza łuku.

W pierwszej połowie, Lakers wyglądali tragicznie w ofensywie, a po drugiej stronie parkietu pojawiały się tylko przebłyski, które jednak były przykrywane nieporadnością w ataku. 17 punktów w pierwszej kwarcie, 41 do przerwy, 28 punktów oddanych w pomalowanym w 24 minuty.

W trzeciej kwarcie mieliśmy kawałek niezłej defensywy w wykonaniu Kobe Bryanta i spółki, a przewaga Jazz na moment zmalała nawet do czterech oczek (56-60 na 1.57 do końca trzeciej kwarty po trafieniu Devina Ebanksa). Kibicom z Los Angeles zapaliła się lampka, informująca, że jeszcze nie wszystko stracone. Została jednak dość szybko zgaszona, po tym, jak Randy Foye (17 pkt, 5-9 za trzy) cztery razy znalazł się w odpowiednim miejscu i w odpowiednim czasie za linią rzutów za trzy i, skutecznie wysysał nadzieje z graczy Lakers.

Sfrustrowany Kobe Bryant postanowił raz jeszcze wyjść naprzeciw całemu światu i odwrócić losy spotkania, ale 16 punktów zdobytych w czwartej kwarcie nie pomogło. Zresztą w ciągu ostatnich 6 minut Lakers rzucili 16 oczek i sami wiecie, kto zdobył wszystkie.

Kobe zakończył mecz z 29 punktami, 5 zbiórkami, 4 asystami, 3 przechwytami, ale i 6 straconymi piłkami oraz miną, która mówi wszystko o obecnej sytuacji Lakers.

Ciężko jednak myśleć o wygrywaniu, kiedy trafia się 33.8% rzutów z gry, 4 z 23 prób za trzy, a nie pomaga także 14 pudeł z linii. Lakers wygrali walkę na tablicach (48-37), zbierając nawet 15 piłek w ataku, ale co z tego, skoro to Jazz rzucili 44 punkty w pomalowanym, 15 z szybkiego ataku, głównie po stratach Lakers, których było aż 18.

Rezerwowi? Ten temat moglibyśmy w przypadku Lakers pominąć. Dziwne eksperymenty z Antawnem Jamisonem na trójce, brak w rotacji Jodiego Meeksa i 4-15 z gry rezerwowych przeciwko Jazz oraz w sumie -42 uzbierane przez czterech zawodników w kategorii +/-.

Dwight Howard zanotował 19 punktów i 9 zbiórek, ale cała gra pod koszami (poza 12 zbiórkami Jordana Hilla) opierała się na nim, bo zupełnie obok meczu przeszedł Pau Gasol, który w 37 minut trafił 2 na 9 rzutów z gry i zebrał 7 piłek.

Z kolei Jazz nie grali nic nadzwyczajnego, ale potrafili wykorzystać poszczególne słabości Lakers i zupełnie zasłużenie odnieśli drugie zwycięstwo w sezonie. Mo Williams miał 18 punktów i 7 asyst, a rezerwowi dodali 36 oczek.

Kibice Lakers, przed wami ciężkie dni, bo kolejne porażki mogą przynieść pierwsze drastyczniejsze kroki.

Komentarze do wpisu: “Lakers upadają coraz niżej

  1. MIke Brown out, dlaczego?? Chocby z tego wzgledu ze na 2 wpuszcza za koniego MWP, na trojce jamison tylko szkoda ze jest strasznie zardzewialy i zapomnial jak sie gra, meeks grzeje lawke i popija nektar bogow iten PO ktore w tak wiekowej druzynie nie daje i nie bedzie dawac rezultatu

    1. sorka za literowke oczywiscie KOBIEGO a nie koniego:D

  2. Masakra… Lepiej radzili sobie ze Smushem Parkerem, Brianem Cookiem czy Kwame Brownem w 2006r…. W zeszłym sezonie stałem za Brownem murem i broniłem go ale w tym widać że zupełnie się pogubił. Chyba nie zdaje sobie sprawy z tego, że ma pod sobą takich graczy. Nawet nie mając większego pomysłu na grę w ofensywie powinien powierzyć to Nashowi a on lepiej na parkiecie poprowadzi LA w ataku (oczywiście jak wróci po kontuzji). Chodzą plotki o wymianie Browna na Jerrego Sloana co o tym myślicie? Ja jestem zdania że facet może sobie poradzić z bałaganem jaki panuje w Mieście Aniołów ale brałbym również pod uwagę Nate McMillana.
    Oby ten koszmar wkrótce się skończył!!!
    Pozdro!!

  3. Dallas Mavericks zagrało dzisiaj piątką w której nie znalazł się żaden zawodnik piątki z poprzedniego sezonu… Tu już nie chodzi o zgranie, ale brak zaangażowania i radości gry tych Lakersów.. Teraz czeka ich 6 meczów u siebie ze Spurs i pięcioma średniakami, jeśli nie wygrają połowy to biada im…

  4. Dziwna sprawa z tymi Lakers. Dużym problemem w tamtym sezonie była koszmarna (patrz: brak) ławka rezerwowych. W tym roku przyszli Meeks, Jamison (facet sezon wcześnie rzeźbił średnią 17.2 w wieku 35 lat) a poprawy jak nie było tak nie ma. Oczywistym jest, że karta może się nagle odwrócić, ciągle to nowy zespół, zawodnicy muszą się dotrzeć. Uważam jednak, że powinno się to odbyć już bez udziału Pana Browna. Przeszłość pokazuje, że zespoły posiadające taką konstelacje gwiazd muszą być prowadzone twardą ręką. Brown tego nie ogarnia, grunt pali mu się pod nogami. Idealnym następcą byłby Sloan (on, Jax i Popovich to ludzie, którzy nie dają sobie w kasze dmuchać). Wydaje mi się, że lepiej było by grać trójkątami bądź pick’n’rolle. Princeton wymaga dużego koszykarskiego IQ. Nie wiem czy „śmieszek” Howard i paru innych graczy załapie ten system. W każdym razie robi się bardzo ciekawie. Frustracja Mamby rośnie a jego trudny charakter może rozsadzić zespół od środka.

  5. Brak zgrania,duze osobowosci w szatni nie zawsze daja wielkie wyniki a na pewno nie na POCZATKU sezonu.
    PS.Utah Jazz to wcale nie jest jakas slaba druzyna.

  6. Że może być ciężko widać było już w preseasonie, i nie chodzi tylko o wyniki, ale sposób w jaki te mecze przegrali; że Brown w LA to nieporozumienie wiadomo było już rok temu (zrzucenie mu na głowę Howarda na pewno mu nie pomogło).
    Żeby się ogarnąć powinni wygrać 3-4 kolejne mecze – z Golden State i Kings muszą dać sobie radę, w meczu ze Spurs powinno przyjść „przełamanie”. Inaczej czarno widzę morale drużyny i dalszą grę Kobego (znowu zacznie zacznie rzucać z potrojeń sądząc, że gra z ofiarami losu) Żeby coś zdziałać w play-off nie mogą się do nich dojechać wlokąc się pod koniec ósemki.
    btw: brak z grania, brakiem z grania, ale na miły bóg,1-4? A co będzie jak przyjdzie zmęczenie, drobne urazy itd. w meczu z Jazz pierwsza piątka spędziła na parkiecie 38 minut; dotychczasowa średnia jest niewiele mniejsza.
    smutno mi…

Comments are closed.