Pierwsza porażka Magików i trzecia wygrana Byków.

Bardzo wyrównany przebieg miało najciekawsze spotkanie ubiegłej nocy między drużynami z Chicago i Orlando. Niepokonani dotychczas Magic gościli w United Center i byli bardzo blisko sprawienia niespodzianki, głównie za sprawą świetniej dyspozycji rzutowej Aarona Afflalo (28pkt, najwięcej w meczu). Wśród gości zabrakło kontuzjowanego Jameera Nelsona, a rolę pierwszej jedynki, trener Jacques Vaughn znów powierzył E’Twaunowi Moore’owi (17pkt i 5zb).

To właśnie ex gracz Celtów rozpoczął strzelanie w tym spotkaniu, od trafienia zza łuku. Wśród Byków podczas pierwszej odsłony błyszczał Luol Deng, autor 8 punktów. Po chwili do gry ofensywnej Magii mocniej włączył się skuteczny (10-17 z gry) tego wieczoru Afflalo. Mimo tego gospodarze dominowali, a po pierwszej celnej trójce Kirka Hinricha objęli prowadzenie 17-9. Trener gości posłał do boju świetnie radzącego sobie na starcie sezonu JJ Redicka. Pięć punktów rezerwowego pozwoliło dogonić przeciwnika. Kiedy wydawało się, że Bulls zejdą na jednopunktowe prowadzenie po 12 minutach – po wsadzie Joakima Noaha – to defensywę gospodarzy zaskoczył Ishmael Smith, trafiając równo z syreną (24-23 dla gości).

Drugą kwartę bardzo udanie rozpoczął niezawodny zmiennik Toma Thibodeau, Taj Gibson. Po chwili swoje pierwsze trafienie dodał inny rezerwowy, Marco Belinelli. Dłużni rywalom nie pozostawali obwodowi Magic, a konkretnie rozgrzewający się w najlepsze Afflalo i Moore. Po drugiej trójce tego ostatniego goście objęli prowadzenie 42-38. Dwie kolejne akcje Nikoli Vucevića powiększały przewagę przyjezdnych, ale na szczęście dla miejscowych, w finałowych akcjach odsłony dwukrotnie skutecznie przymierzył Rip Hamilton. Magic zostawali na prowadzeniu 48-45.

Trzeci fragment gry rozpoczął się bardzo podobnie do pierwszej odsłony, mianowicie od zrywu Denga. Anglik trafiał w najlepsze, po dwójkowych akcjach z Carlosem Boozerem. Obaj gracze przekroczyli też licznik zdobyczy punktowych – 12. Kiedy swoje kolejne trafienie zanotował Booz, miejscowi doprowadzili do remisu. Po bloku Noaha na Glenie Davisie, trójką numer dwa popisał się Hinrich. Bulls objęli prowadzenie (55-54). Ten fakt mocno podrażnił gości, którzy z miejsca zanotowali poprawę gry. Szturm rozpoczęli Moore i Afflalo, autorzy ‘runu’ 7-0. Magia wyszła na ponowne prowadzenie (66-59). Afflalo w odsłonie numer 3, wrzucił rywalom 10 oczek. Lay up Noaha, wykorzystany osobisty Hamiltona (po przewinieniu technicznym Magic) oraz slam dunk Gibsona zniwelowały starty gospodarzy do 2 punktów (68-70).

Finałowe 12 minut Bulls rozpoczęli od dwóch z rzędu trafień, kolejnego rezerwowego, Nate’a Robinsona. Po chwili obejrzeliśmy agresywniejszą obronę na obwodzie Chicago, a obok niecelnych rzutów Redicka i Vucevića, pojawiły się straty piłki m.in. Davisa. Luol Deng i Taj Gibson prowadzili pogoń Byków. Obaj zdobyli w kolejnych akcjach po 4 punkty, dając miejscowym 7 oczek zaliczki (84-77). W kolejnych akcjach dał o sobie znać Noah, który z każdą minutą, coraz śmielej poczynał sobie w ofensywie (20 pkt w meczu). Na 2:30 minuty przed końcem spotkania, po celnym rzucie Robinsona, Byki uzyskały najwyższą w meczu przewagę, 91-81. Trójki Redicka i Affllalo skróciły dystans do czterech oczek, ale na więcej gościom nie pozwoliła, lepsza organizacja gry w defensywie po stronie Chicago (również upływający nieubłaganie czas..) Byki zdominowały ostatnią kwartę, wygrywając ją 31-23, wspinając się na poziom 3 wygranych spotkań w sezonie.

Wynik: 99-93 dla Bulls (23-24,22-24,22-23,31-23)

Najlepsi strzelcy: Deng 23 (8zb i 4as), Noah 20 (9zb i 5blk), Gibson i Boozer po 12 , Robinson 11 (6as) – Afflalo 28 (5zb i 5as), Moore 17, Davis i Vucevic (po 16pkt i po 10zb!), Redick 10.

Komentarze do wpisu: “Pierwsza porażka Magików i trzecia wygrana Byków.

  1. Noah ładny show sobie urządził pod koszem. „Big Baby” pewnie jak następny raz spotka centra Bulls to się rozpłacze ;).

  2. no bez przesady, wygląd Big Baby jest bardzo mylący.

    Ale poważnie to póki co Chicago całkiem ładnie sobie radzi, a w nowym składzie dopiero się rozkręca. Robinson to był strzał w dziesiątkę. Za niewielkie pieniądze mają niewielkiego (moich gabarytów dokładnie he he) rozgrywającego, który energicznie prowadzi grę i często punktuje. Mimo, że z ławki, to on jest lepszym nabytkiem dla zespołu a nie Hinrich.

    Niecierpliwie czekam na konfrontacje Chicago z mocniejszymi rywalami.

Comments are closed.