Spurs nie zwalniają po powrocie Manu

Wczorajsze spotkanie pokazało dlaczego nie można lekceważyć żadnej drużyny w NBA. W pierwszej połowie Spurs prowadzili nawet dwudziestoma punktami, ale dzięki fantastycznej końcówce trzeciej kwarty w wykonaniu Mo Williamsa na 12 minut do końca mieliśmy tylko 79-78.

Ostatecznie doświadczenie i bardziej zbilansowana ofensywa San Antonio była górą. Ekipa Popovicha zaczyna nowy sezon regularny równie dobrze jak zakończyła poprzedni.

Drużyna Bilans I kw. II kw. III kw. IV kw. Wynik
Utah Jazz 1-2 17 27 35 21 100
San Antonio Spurs 3-0 28 34 17 31 110

W skrócie

Spurs świetnie rozpoczęli spotkanie. Po kilku minutach mieli już dwucyfrową przewagę, a najskuteczniejszy w tym fragmencie był Danny Green.  Jego dobra postawa jest dobrym prognostykiem dla San Antonio i widać po nim, że jego forma rośnie z meczu na mecz. Można się dodatkowo zastanawiać czy wpływu na to nie miał przewidziany powrót do gry Manu Ginobiliego. Konkurencja o minuty jest wielkim pomocnikiem trenera.

Inny zawodnikiem, który powodował ból głowy Jazz był Tony Parker. Francuz agresywnie zaczął spotkanie i wykorzystywał błędy w obronie Mo Williamsa. Nowy rozgrywający Utah nie jest jeszcze pewnym punktem defensywy Corbina i często powoduje (przez złe kierowanie graczem atakującym) że rywal ma otwartą drogę do kosza po pierwszym dryblingu.

Szybko pierwsze punkty w nowym sezonie zaliczył Ginobili. Argentyńczyk otrzymał ciepłe przyjęcie od miejscowych kibiców, a Jazz także specjalnie nie utrudniali mu życia raz za razem pozwalając mu atakować obręcz idąc w lewą stronę.

W pierwszej połowie w obozie gości podobał mi się tylko Derrick Favors. Młody skrzydłowy rozpoczął mecz od dwóch wsadów i był aktywny na obu połowach. Jeżeli trener Jazz rozważa, który z jego rezerwowych podkoszowych (Favors czy Kanter) powinien otrzymywać więcej minut na starcie rozgrywek – to po wczorajszym meczu Derrick ma zdecydowaną przewagę.

Do końca pierwszej połowy obraz gry się nie zmienił. Spurs z łatwością rozmontowywali obronę gości i schodząc do szatni prowadzili 62-44. Co warto odnotować – mieli ponad 70% skuteczności z gry(!). W tym momencie wydawało się, że jest już po spotkaniu.

Druga połowa przyniosła jednak niespodziewany dla miejscowych obrót sprawy. Jazz zacieśnili obronę, a także zdecydowanie poprawili się w ataku. Prym w pierwszy minutach wiódł duet HaywardJefferson. Pierwszy naciskał na backcourt Spurs i zaczął trafiać na atakowanej połowie, drugi podjął rękawicę w walce z Duncanem.

Wynik błyskawicznie zaczął odzwierciedlać poprawę gry Utah. Najpierw przewaga spadła do 13 oczek. Gdyby nie kilka niekorzystnych gwizdków sędziów, to już po kilku minutach Jazz zniwelowaliby różnicę punktową z pierwszej połowy.

Co się odwlecze, to nie uciecze. Mo Williams i Paul Millsap krok po kroku zbliżali się do gospodarzy. Jazz pomagały także ofensywne zbiórki i kolejne pudła Spurs. Przez ostatnie dwie minuty trzeciej kwarty rozgrywający Jazz był absolutnie nie do zatrzymania. Zdobył 13 kolejnych punktów i przed ostatnią odsłoną mieliśmy 78-79 dla SAS.

Drużyna Popovicha jest jednak zbyt doświadczona by pozwolić sobie na porażkę w takim meczu. Od początku czwartej kwarty poprawiła się gra w ataku i przewaga wróciła w bezpieczne rejony. Swoje pierwszej minuty w NBA zanotował Nando de Colo. Francuz spudłował jedyny oddany rzut, ale zaliczył ładną asystę przy punktach Ginobiliego.

Ty Corbinowi nie pomogły zmiany. Odpoczynek dla Mo Williamsa, a także ponowne wpuszczenie zagubionego Kantera sprawiły, że Spurs odzyskali kontrolę nad spotkaniem. Gdy na trzy minuty do końca z półdystansu trafił Parker i wynik wskazywał 101-94 było już wiadomo, że San Antonio tego spotkania nie przegra. Końcowy wynik 110-100, a SAS mają już bilans 3-0.

Filmowe podsumowanie spotkania

Boxscore

Jazz: M. Williams 8, Millsap 17, Jefferson 17, Mo Williams 29, Hayward 15, a także Favors 6, Carroll 0, Kanter 0, Tinsley 2, Foye 7

Spurs: Duncan 19, Leonard 13, Diaw 2, Parker 24, Green 21, a także Splitter 5, Bonner 5, Jackson 2, Neal 11, de Colo 0, Ginobili 8