Rookies 2012: Michael Kidd-Gilchrist (#2)

Po udanych występach w Summer League Michael Kidd-Gilchrist uciszył na dłuższą chwilę swoich krytyków, a Bobcats dał nadzieję na to, że faktycznie może okazać się najlepszym wyborem w dotychczasowej historii organizacji.

Urodził się 26 września 1993 w Camden, NJ. Już we wczesnym dzieciństwie spotkała go wielka tragedia, którą była śmierć jego ojca w 1996 roku. Podobno od tego czasu przynajmniej raz w tygodniu ogląda „Króla Lwa” tak jak miał to wcześniej w zwyczaju robić ze swoim ojcem.

Młody Gilchrist (nazwisko zmienił dopiero w 2011 roku) uczęszczał do St.Patrick High School w Elizabeth gdzie wyrobił sobie pozycję jednego z najbardziej wartościowych graczy w swojej klasie notując średnio 20.2 ppg i 11.0 rpg. Pomógł mu w tym także występ na pamiętnych dla nas MŚ U17 w Hamburgu gdzie Amerykanie zwyciężyli pokonując w finale Polskę. MKG grając u boku takich graczy jak Bradley Beal, Marquis Teague czy Andre Drummond był jedną z czołowych postaci swojej reprezentacji zaliczając po drodze kilka świetnych występów (22 pkt, 15 zb z Argentyną czy 30 pkt, 15 zb z silną Kanadą). Jakkolwiek było to za mało by wygryźć z najlepszej piątki turnieju Mateusza Ponitkę. Ukoronowaniem kariery w St.Patrick był tytuł Mr.Basketball USA, czyli po prostu najlepszego gracza ze szkół średnich oraz MVP prestiżowego McDonald’s All-American (razem z Jamesem McAdoo).

Nic dziwnego, że w kolejce po skrzydłowego ustawiło się sporo czołowych uczelni z Kentucky, Connecticut i Floridą na czele.

Kidd-Gilchrist oczywiście zdecydował się na UK gdzie dołączył do Anthony’ego Davisa, Terrence’a Jonesa i Marquisa Teague’a – jak się później okazało mistrzowskiego kwartetu wybranego w 1 rundzie draftu 2012. W debiucie przeciwko Marist zaliczył 15 punktów i 5 zbiórek. Jego pozycja w Lexington ugruntowała się bardzo szybko. Wildcats zaczęli sezon od 8-0, a 18-letni wówczas zawodnik dawał drużynie dokładnie to czego potrzebowała. 31 grudnia przeciwko Louisville (późniejszemu rywalowi w Final Four) MKG zanotował 24 punkty i rekordowe 19 zbiórek w tym aż 13 w defensywie. Był to dla niego jeden z najlepszych występów w krótkiej karierze w NCAA.

Na początku decydującej fazy sezonu skrzydłowy trochę zawodził, ale im wyższa była stawka tym lepszą dyspozycją się odznaczał. W Sweet Sixteen UK zmierzyli się z groźną Indianą. Double-double Michaela (24/10) i 10/10 z linii były jednymi z kluczowych przyczyn tamtego zwycięstwa. W finałowym starciu z Kansas, a przy tym jego ostatnim w barwach Wildcats dołożył się do wygranej 11 punktami. W całym sezonie nototwał 11.9 ppg (FG 49%), 7.4 rpg i 1.9 apg oraz
został wybrany do All-America 2nd Team.

Na fali zwycięstwa w NCAA Kidd-Gilchrist wraz z kolegami z Kentucky przystępował do draftu. Właściwie już od loterii był głównym kandydatem do numeru 2 i biletu do Charlotte. W grę wchodziła jednak możliwość użycia picku przez Bobcats w wymianie (m.in. z Cavaliers, którzy chcieli przechwycić Beala) dlatego wielu twierdziło, że skrzydłowy może trafić do stolicy z numerem 3. Ostatecznie wątpliwości szybko zostały rozwiane i bez żadnej niespodzianki mistrz NCAA wylądował w najgorszym zespole NBA.

W Północnej Karolinie dostanie bez wątpienia wystarczająco dużo minut by udowodnić swoją wartość. Po tym jak latem „Rysie” wysłały Corey’a Maggette do Michigan na pozycji niskiego skrzydłowego oprócz bohatera tego tekstu pozostał inny rookie – Jeffrey Taylor (co ciekawe potencjalny reprezentant Szwecji). Co więcej ma nawet szansę na to by szybko wyrosnąć na lidera młodego zespołu Mike’a Dunlapa.

Niski skrzydłowy na uczelni wyrobił sobie opinię świetnego defensora. Praca jaką wykonuje w każdym meczu, to z jakim poświęceniem walczy w każdej akcji, czyli jednym słowem przedkładanie dobra drużyny nad własne statystyki czyni go z miejsca idealnym wyborem dla bezpłciowego zespołu z Charlotte, który po odejściu Stephena Jacksona i Geralda Wallace’a pilnie poszukuje nowej tożsamości i nowej postaci wiodącej. Niewykluczone, że w przyszłości tegoroczny debiutant pokaże się nam na pozycji numer 2. Póki co biorąc pod uwagę to, że akurat ta pozycja jest w Północnej Karolinie obsadzona przyzwoicie taka opcja raczej nie będzie wchodziła w grę. Jeśli chodzi o ofensywę 19-latka na pewno jest przed nim jeszcze sporo pracy. Mimo wszystko poprawiony jumper, umiejętność odnajdywania się w kontratakach i atakowania obręczy powinny mu pozwolić nawet na poprawienie dorobku punktowego z jedynego sezonu na uczelni. Zwłaszcza, że jak już wcześniej wspominałem pod względem minut jego sytuacja jest komfortowa jak mało którego rookiego.

Kim będzie w NBA? W Charlotte wybierając go wierzą, że wyłowili nowego Scottiego Pippena. Trudno będzie mu być graczem tak doskonałym, tak świetnie rozprowadzającym piłkę czy choćby elitarnym obrońcą by przez 10 lat łapać się do All-Defensive, ale poziom all-stara jest absolutnie w jego zasięgu. Potencjał statystyczny określiłbym gdzieś na poziomie 18 punktów/7 zbiórek/4 asyst przy czym jest to czyste wróżenie z fusów. Franchise player? Bardziej widziałbym w nim taką żelazną drugą opcją przy bardzo mocnym liderze. Ale to melodia przyszłości tym bardziej, że zawsze istnieją mniej pozytywne opcje. Shane Battier też wchodził do ligi jako gwiazda NCAA i potencjalny elitarny defensor, z którym w Memphis wiązali przecież tak duże nadzieje, że wybrali go z wysokim #6 numerem. Także zasilał szeregi ligowego outsidera i także mógł liczyć na wielkie minuty. Różnica jest jednak taka, że gdy wchodził do ligi miał za sobą 4 sezony w Duke i 23 lata. Nasz bohater lat ma zaledwie 19, a rok doświadczenia w NCAA to staż niewielki. I z całym szacunkiem dla Battiera, bo gdziekolwiek grał to wnosił tam zawsze dużą wartość w grę zespołu, ale pozycja wieloletniego role-playera jak na tak wysoki numer w drafcie nie jest tym, co w tej lidze według założeń miał osiągnąć.

Pippen czy Battier? W jakiej roli bardziej widzicie Michaela Kidda-Gilchrista?

 

Komentarze do wpisu: “Rookies 2012: Michael Kidd-Gilchrist (#2)

Comments are closed.