Prezentacja: Golden State Warriors

Golden State WarriorsOdkąd za sterami drużyny z Oakland zasiadł były rozgrywający czołowych klubów NBA, Mark Jackson, wiadomym było, że musi to się odbić na roszadach w składzie oraz większą organizacją gry – zarówno w ataku jak i w obronie. Poprzedni, polock-outowy sezon potraktowano wśród Wojowników jako poligon doświadczalny trenera Jacksona, który próbował poznać słabe i mocne strony swoich podopiecznych, podczas własnego debiutanckiego sezonu w roli trenera.

Odrobina historii.

Wojownicy rozpoczynali swoją przygodę z ligą w Filadelfii, w 1946 roku, jeszcze w lidze BAA (która w 1949 przerodziła się w NBA). W sezonie 1955-56 najstarsi fani drużyny obserwowali złoty okres czyli sezon zwieńczony tytułem mistrzowskim. Bohaterem Warriors był przyszły członek HOF, Paul Arizin. W ’59 do drużyny dołączyła największa postać NBA tamtego okresu, Wilt Chamberlain. W barwach swojej drużyny Szczudło 6-krotnie zdobył koronę króla strzelców i w barwach Wojowników rzucił on słynne 100 punktów. W 1962 drużyna przeniosła się do San Francisco i tam też zamierza powrócić w najbliższej przyszłości. Od ’71 rozpoczęła się era innej wielkiej postaci NBA, Ricka Barry’ego (ojca Jona, Drew i Brenta – przyszłych graczy ligi). Rick zasłynął z niekonwencjonalnego stylu wykonywania rzutów osobistych (oburącz, spod brzucha). Momentum jego było zdobycie w 1975 tytułu Mistrza NBA. Kibice po trzydziestce z pełnym sentymentem wspominają przełom lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych oraz styl preferowany przez Dona Nelsona zwany run’n’gun który stał się znakiem rozpoznawalnym tercetu Run TMC. Te ostatnie litery to inicjały od trzech imion ówczesnych gwiazd: Tima Hardaway’a, Mitcha Richmonda i Chrisa Mullina. Każdy z nich gościł w All Star Game i dzięki swoim umiejętnościom zapisał się w historii Wojowników. Były jeszcze dwa inne nie mniej słynne nazwiska (ale nie wykorzystali oni swojego pełnego potencjału grając w Oakland) – piszę w tym momencie o Chrisie Webberze i Latrellu Sprewellu – którzy na pewnym etapie kariery, poprzez swoje niecodzienne zachowanie – zmienili otoczenie.

Zeszłosezonowa transformacja.

Długofalowy plan GSW to awans do play off oraz w 2018 roku przenosiny do pobliskiego San Francisco i do nowej hali. W nową erę – jeśli czas w połączeniu z rosnącymi wynikami pozwoli – wprowadzić ich ma Mark Jackson. Ex point guard Knicks i Pacers ma nadzieję na poprawę zeszłosezonowego bilansu (23-43) i wprowadzenie drużyny na nowe tory. Pomóc w tym mają mu nowo kreowany lider, którego jeszcze nie widzieliśmy w barwach Warriors, Andrew Bogut. To na niego – by zyskać cenne centymetry pod koszem oraz usprawnić jakość defensywny – zdecydował się postawić coach drużyny. Osoba często kontuzjowanego Australijczyka kosztowała go utratę Monty Ellisa. Pech chciał i zdrowie nie pozwoliło, że Jackson był zmuszony grać przez większość poprzednich rozgrywek bez swojego drugiego lidera, playmakera, Stephona Curry’ego. Niestety syn byłego gracza NBA – Della – nie jest jeszcze w pełni sprawny po przebytej operacji i rehabilitacji i jak na razie jest oszczędnie wprowadzony w treningi i mecze przedsezonowe. Jeśli Mistrz świata z 2010 roku nie wróci do pełni dyspozycji Jackson będzie zmuszony polegać na osobie doświadczonego i ambitnego Jaretta Jacka, którego jednak jakość usług jest dużo niższa. Po stronie plusów na pewno należy wspomnieć o pozyskanym Harrisonie Barnesie, który może okazać się największym przechwytem czerwcowego draftu, a ponadto wypełni on pozycję numer 3 po oddanym do Filadelfii Dorrellu Wright’cie. Pozycję strzelców na obwodzie wypełnią dwaj perspektywiczni obrońcy Klay Thompson oraz Brandon Rush, którzy już podczas pre-season games wykazują wielką ochotę do gry i chęć zaistnienia na dłużej w wąskiej rotacji swojego trenera. Head coach chce grać skutecznie na obwodzie, opierać grę pod koszami o dwie wieże – Andrew Boguta i Davida Lee (obaj mają mu zapewnić dostateczną przewagę pod tablicami; tutaj warto wspomnieć o Carlu Landrym czyli dodatkowym pracusiu w talii szkoleniowca) – oraz korzystać z usług swoich obrońców i niskich skrzydłowych – grając efektywnie i efektownie z kontr. Atak ma być jak najbardziej zbilansowany, bez słabych punktów. Wydaje się ,że niżej prezentowana piątka, w pełni zdrowia, może to zapewnić.

Pierwsza piątka: Stephon Curry (Jarett Jack) – Klay Thompson (Brandon Rush) – Harrison Barnes (Richard Jefferson) – David Lee (Carl Landry) – Andrew Bogut (Festus Ezeli).

Liderzy drużyny.

Bez wątpienia zdrowi Stephon Curry i Andrew Bogut. W pełni sprawny playmaker podnosi wartość drużyny o jakieś 30% możliwości gry w ataku. Nie trzeba przypominać, że Curry to świetnie podający gracz, a jeszcze lepszy strzelec na dystansie. Jako kapitan drużyny ma on również okazję do wpływu na taktykę i decyzje trenera (drugim-kapitanem jest Lee). Co do Boguta to nie wiemy jeszcze – i tylko możemy sobie wyobrażać – jaką rolę przewiduje dla niego opiekun Warriors. Andrew ma być siłą numer jeden w defensywie i siłą numer jeden pod koszem w ataku. Wartościowych centrów na zachodzie jak na lekarstwo, a kiedy weźmiemy pod uwagę wysokie osiągi Boguta w obronie, (prezentowane wcześniej w Bucks), zdolność wysokiego blokowania rzutów i umiejętne zastawianie się przy dużej liczbie zbiórek w obronie to wyobraźmy sobie jeszcze jego współpracę z „maszynką do double – double” Davidem Lee. Nie trzeba zbyt wiele dodawać, że na papierze trzej wspomniani przeze mnie gracze będą nadrzędną siłą przebudowanych Wojowników. Wolniejszą grę – grających w parze białych podkoszowych – mają podkręcać atletyczni obrońcy i skrzydłowi (Barnes czy Rush).

Słabe i mocne strony.

Minusy – brak zgrania Boguta z Currym. O ile ten drugi zna już plan Jacksona, o tyle ten pierwszy będzie musiał się nauczyć całkiem nowej gry oraz przystosować do szybszego stylu gry na Zachodzie. Inna sprawa to dyspozycja młodszych graczy. Dla pierwszego z nich – Klay’a Thompsona – szybko zrobiono miejsce pozbywając się Monty Ellisa. Tylko, że w drugim sezonie będzie on musiał poprawić swoją skuteczność w grze, by być pełnowartościowym graczem S-5. Z drugiej strony, wchodzący do NBA Barnes, który ma szansę stać się gwiazdą drużyny a oczekiwania w stosunku jego podkreśliłbym jako wysokie (nowy Latrell Sprewell? – eksperci widzą w nim nowego Luola Denga). Na pewno po eksperymentalnym sezonie z tzw. carte blanche większą presję na swojej skórze od strony klubowych sterników poczuje Mark Jackson. Żeby się nie oszukiwać, Warriors muszą już walczyć o ósemkę jeśli tylko dopisze im zdrowie.

Plusy – fantastyczna (jeśli w pełni zdrowa) talia graczy podkoszowych. Andrew Bogut, David Lee i Carl Landry w pełni formy mogą skutecznie walczyć nawet z napakowanymi gwiazdami Lakers. „Czołowy front court NBA na papierze” i nie sposób tego nie dostrzec. Ten tercet jest w stanie zdominować dwie tablice i wyłuskać w każdym meczu co najmniej 25 piłek. Jasny podział ról w zespole na liderów i zadaniowców, strzelców i ludzi od brudnej roboty. Solidna mieszanka utalentowanych młodych zawodników i doświadczonych weteranów, którzy w niejednym już klubie grali, nawet na wyższym poziomie-> goszcząc w play offs (Jack czy Jefferson). Atmosfera i kwitnąca w najlepsze przy Marku Jacksonie – w porównaniu do klimatu przy trudnym charakterze Dona Nelsona – chemia w zespole.

Zagrożenia.

Dwa główne. Pierwsze to zdrowie pierwszej jedynki i piątki, o których to już napisano grubą książkę, ilustrując ich przebyte urazy i zabiegi. Drugie to doświadczenie a zarazem jego brak przy osobach na dwóch głównych pozycjach w ataku – dwójki i trójki (tutaj można się podeprzeć Jeffersonem, ale wydaje mi się ,że więcej minut dostanie z czasem Barnes). Sporo więc zależy od Klay Thompsona i Harrisona Barnesa.

Oczekiwania.

Najzagorzalsi fani wierzą w play offs. Mark Jackson jest również optymistą. Wie jednak, że wiele zależy od pełni zdrowia jego czołowych postaci. Wiemy również, że Jackson zetknął się kilkoma diamentami koszykarskimi, które musi odpowiednio oszlifować by ich blask spełnił jego cele i zamierzenia. Andrew Bogut chciałby w końcu na równi konkurować z Tysonem Chandlerem i Dwightem Howardem o miano najlepszego defensora na swojej pozycji. Stephon Curry marzy o rozegraniu całego sezonu bez problemów ze stawami by w efekcie stać się liderem z prawdziwego zdarzenia.

Podsumowanie czyli okiem autora:

Chciałbym zobaczyć w pełni zdrowych Wojowników, rozwijającego się Harrisona Barnesa i w pełni sprawdzającego się w roli szkoleniowca z pomysłami na grę, Marka Jacksona. Wierzę, że co najmniej na przestrzeni 60 gier sezonu zasadniczego obejrzymy na zdrowych nogach Curry’ego i Boguta – bo w Oakland – niczym w Phoenix – każdy z dwóch liderów ma stałą opiekę lekarską. System i ułożenie składu przez Jacksona wydaje się być mocno perspektywiczny, a znany z ataku zespół w końcu ma szansę na pokazanie możliwości defensywnych. Mimo wszystkich swoich zalet nie oczekuję od Warriors większej liczby zwycięstw niż 38. Ta suma wygranych nie zapewni niestety play offs po stronie rosnącego w siłę w Zachodu. Wyżej na dziś widzę ekipy: Spurs, Lakers, Clippers, Nuggets, Thunder, Grizzlies, Wolves i Jazz.