Kataloński sposób na wygrane z drużynami NBA

Już po raz trzeci w przeciągu ostatnich 6 lat FC Regal Barcelona wygrała pojedynek z jedną z drużyn grających w NBA. Po pokonaniu Sixers (2006) i Lakers (2010), tym razem przyszedł czas na Mavericks. Podopieczni Ricka Carlisle zaprezentowali się fatalnie w swoim drugim tegorocznym meczu w Europie i zasłużenie przegrali z mistrzami Hiszpanii 85-99.

Jeśli David Stern chce dalej promować swoja ligę poprzez mecze klubów NBA podczas preseason w Europie, musi pomyśleć nad zmuszeniem zawodników do większego zaangażowania. To, co zaprezentowali we wtorkowy wieczór – zwłaszcza w drugiej i trzeciej kwarcie zawodnicy Dallas Mavericks w Barcelonie, momentami wołało o pomstę do nieba. Fatalna gra, będąca w dużej części skutkiem totalnego braku zaangażowania podopiecznych Ricka Carlisle’a naprawdę mocno zniechęca kibiców do oglądania takich „popisów”. W trakcie trzeciej kwarty otrzymałem dwa sms-y mające mniej więcej takie przesłanie: 'to ma być NBA?”. Komisarz ligi musi mocno popracować nad programem NBA Europe, zanim mało kto na Starym Kontynencie będzie pamiętał o NBA, jako tej magicznej, bo momentami to gra Barcelony na tle Mavs wyglądała jak z innej bajki.

Wytłumaczeniem takiego stanu rzeczy nie może być nieobecność największej gwiazdy Mavs – Dirka Nowitzkiego, który pauzował z powodu bólu kolana. Miejsce Niemca w pierwszej piątce zajął Elton Brand, nieźle prezentując się na początku spotkania. Pierwszy numer draftu z 1999 roku w pierwszej kwarcie zdominował razem z Chrisem Kamanem grę ofensywna swojego zespołu, rzucając 14 z 19 punktów.

Koszykarze z Barcelony grali bardzo widowiskowo, a ich szybkie dzielenie się piłką, było za trudne do powstrzymania przez fatalną tego dnia defensywę Mavs. Z łatwością punkty zdobywał Pete Mickeal (19 pkt, 6 zb), a bardzo dobrą zmianę dał Nathan Jawai (13 pkt, 6 zb, 2 blk), z którym problemy zarówno w obronie, jak i ataku mieli Kaman z Brandem.

Barcelona do przerwy prowadziła 42-40, ale to co najgorsze dla zespołu zza oceanu, dopiero miało nadejść. Mavericks w trzeciej kwarcie zaprezentowali totalną niemoc po obu stronach parkietu, a Jawai, Mickeal oraz Juan Carlos Navarro (19 pkt, 4 ast, 5-9 za trzy) i Marcelinho Huertas (12 pkt, 3 ast)wykorzystywali bezlitośnie błędy rywali.

W połowie trzeciej odsłony było 59-49, a po kolejnych dwóch minutach już 63-51 po trójce La Bomby. Gospodarzom jednak ciągle nie było mało, a drużynie Mavs nie pomógł nawet czas wzięty przez Carlisle’a. Darren Collison (14 pkt, 4 ast), który w poprzednim meczu z Albą Berlin prezentował się przyzwoicie, tym razem zupełnie nie kreował gry swoim kolegom, a i sam niespecjalnie napędzał ataki drużyny. O.J. Mayo pudłował rzut za rzutem (0-7 z gry), a Elton Brand i Chris Kaman nie dawali rady nie tylko silnemu Nathanowi Jawai, ale i słabszemu fizycznie Ante Tomicowi.

Kolejne trafienia Mickeala i  Huertasa powiększyły przewagę Barcy do 17 oczek (68-51), a po 36 minutach na tablicy pojawił się wynik 74-56. Dopiero na początku ostatniej ćwiartki, Mavs zagrali ambitniej. Wysoki pressing poskutkował punktami Delonte Westa po stratach Sarunasa Jasikeviciusa, ale ostatecznie gospodarze nie pozwolili zbliżyć się rywalom na mniej niż sześć oczek już do końca meczu.

Oczywiście przy każdej takiej porażce musimy wziąć sporą poprawkę na fakt, że drużyny z NBA dopiero niedawno rozpoczęły przygotowania do sezonu w pełnych składach, a największe gwiazdy w preseason są oszczędzane, ale mimo wszystko chcielibyśmy oglądać w ich wykonaniu zdecydowanie lepszą grę.

FC Regal Barcelona – Dallas Mavericks 99-85 (21-19, 21-21, 32-16, 25-29)

Barcelona: Mickeal 19, Navarro 19, Jawai 13, Tomic 12

Mavs: Kaman 15, Collison 14, Brand 10, Marion 9.