Londyn – dzień # 5. Koniec pierwszej rundy w grupie A.

Tunezja zakończyła turniej olimpijski bez żadnej wygranej. Amerykanie znów pokazali coś na miarę Drużyny Marzeń – zwłaszcza Kevin Durant. Spotkanie na którym był obecny w Londynie nasz redakcyjny kolega Piotr Gładczak (Gladysh też był na wcześniejszym meczu Hiszpanii z Brazylią) i raczej nie cierpiał z braku efektownych zagrań;-). Podsumujmy ostatnie wydarzenia w grupie A i zobaczmy jak kształtuje się drabinka w kolejnej fazie Mistrzostw, rozgrywanych już systemem pucharowym (przegrywający odpada i gra o niższe miejsca).

Grupa ‘A’

Tunezja – Litwa 63:79

Jeśli turniej potrwałby jeszcze z tydzień to być może doczekalibyśmy wygranej Afrykańczyków. Powód, zespół turniejowego kopciuszka z meczu na mecz wyglądał coraz lepiej, a i tym razem nastraszył Litwinów. Po udanych spotkaniach przeciwko Francji czy USA (pierwszej połowie) kosz rywali znów zza łuku dziurawił Amine Rzig (3×3) a double double odnotował Salah Mejri (16pkt i 12zb). Tunezja wygrała pierwszą kwartę z lekceważącymi ich rywalami, 18:7 i sensacja wisiała w powietrzu.

Na szczęście w drugiej kwarcie podopieczni Kestutisa Kemzury zaczęli lepiej bronić i znaleźli gracza, któremu zależało na wyniku, Dariusa Songailę (13pkt i 5/6 z gry). Do przerwy nasi wschodni sąsiedzi ciągle przegrywali 6 oczkami. Dzięki swoim podkoszowym Litwini zdominowali walkę na tablicach (35:25) i przy polepszającej się skuteczności w rzutach zza łuku łapali bliższy kontakt z przeciwnikiem.

Na starcie 4 odsłony dystans wynosił już tylko 4 punkty (54:50) straty do Tunezyjczyków. Wówczas to mocną obronę i większą presję na dystansie pokazali faworyci. Wymusili oni m.in. 18 strat rywali i przy odpowiednim wyregulowaniu celownika odwrócili losy spotkania. Rimantas Kaukenas trafił dwie trójki, Sarunas Jasikievicius oraz Simas Jasaitis dołożyli po trzy celne trafienia z dystansu i Litwini zdominowali Tunezyjczyków w czwartej odsłonie (26:9) wygrywając drugie spotkanie w grupie.

Najlepsi strzelcy: LITWA: Songaila i Jasikievicius po 13 oraz Kaukenas, Seibutis i Jasaitis po 10 i TUNEZJA: Rzig 17, Mejri 16 i Mahdi 12.

Francja – Nigeria 79:73

Znając ‘lightowe’ podejście Francuzów do niżej notowanych rywali wcale nie powinno nas dziwić skromne zwycięstwo podopiecznych Vincenta Colleta. Pomimo, faktu, iż zdominowali oni wydarzenia na parkiecie w pierwszych 10 minutach – tutaj świetnie rozpoczęli mecz Nicolas Batum (23pkt) i Boris Diaw (10pkt/6zb/4as) – prowadząc 23:10 to od drugiej kwarty wrzucili niższy bieg i ustąpili pola niżej notowanym rywalom.

Wydarzenia na parkiecie nabrały koloru za sprawą niewykorzystywanego do tej pory (!!) rezerwowego (jeśli ktoś oglądał mecze Nigerii to zrozumie wykrzykniki, bowiem ekipa z Czarnego Lądu fatalnie spisywała się na dystansie; do wczoraj) Chamberlaine’a Oguchi. Gracz ten odpalił 14 trójek podczas gdy 8 z niuch wylądowało w koszu Les Blues. Shooting guard z ligi filipińskiej, niechciany dłużej we Francji, miał coś do udowodnienia i pokazał się najlepszej strony. Oguchi zdobył 35oczek, co po wyczynach Patty’ego Millsa (39) i Melo Anthony’ego (37) jest trzecim wynikiem tych Igrzysk.

Nigeryjczycy na starcie finałowej odsłony tracili do Francuzów już tylko dwa punkty, a Vincent Collet musiał wstawić do gry Tony’ego Parkera – zwłaszcza, że rzut nie siedział Mickaelowi Gelabale (0/4 zza łuku). Parker rozpoczął ten mecz na ławce, ale jakoś za bardzo się nie rozgrzał, kończąc mecz tylko z 3 punktami, ale aż z 7 zbiórkami. Ostatecznie dzięki większemu doświadczeniu i mniejszej liczbie strat w końcówce Les Blues wygrali spotkanie, zachowując II miejsce w grupie.

Najlepsi strzelcy: FRANCJA: Batum 23, Gelabale 11, Diaw 10, Seraphin 9 oraz De Colo 8 NIGERIA: Oguchi 35 oraz Obasohan 18.

USA – Argentyna 126:97

Pierwsza połowa grana absolutnie bez większego nacisku w defensywie, a efektem tego był wynik 60: 59 dla Amerykanów. Argentyńczycy swój atak oparli o Manu Ginobili (13 oczek przed przerwą) oraz na rzutach zza łuku (Delfino, Campazzo i L. Gutierrez trafili po dwa razy w I części meczu).

Bardzo słabo prezentował się natomiast Kobe Bryant, popełniający straty (na faul ofensywny złapał go Ginobili) i pudłujący większość rzutów (3-10). Ciekawe czy lider Lakers wykaże się ambicją i poprawi osiągi w ćwierćfinale??

Podobać się natomiast mógł duet Chris Paul (trafił 5 z 6 rzutów zza łuku) – LeBron James (grał wszechstronnie i napędzał ataki US-Team; 18pkt i 5as). Amerykanie o dziwo bardzo dobrze wypadali w statystyce strat i Argentyńczycy wyłuskali tylko 8 piłek.

Esencją koszykówki okazała się trzecia odsłona, w której to team Mike’a Krzyzewskiego rozbił w pył rywali z Ameryki Południowej. To wówczas przebudziła się Durantula i czterokrotnie ukąsiła zza łuku podczas tej odsłony rywali. Kevin Durant trafił cztery rzuty w serii, przy czym ostatnia celna próba w kwarcie wpadła z 9 metra (dwie asysty zaliczył Deron Williams, który tylko patrzał gdzie podziewa się KD). Durant wyglądał jak gracz z NBA 2 K, który podświetla się kiedy jest ‘w ogniu’. Najpiękniejszą akcją trzeciej odsłony był jednak wsad kolegi klubowego KD – Russella Westbrooka, który z ogromnym impetem wsadził piłkę do kosza, biorąc na plakat podkoszowego biało-błękitnych. Za swoje agresywne zachowanie dostał faul techniczny.

Wygraną 42:17 kwartę, zakończył celną trójką Melo Anthony, który jeszcze został przewrócony przez nie pierwszy raz wyrażającego swoje niezadowolenie Louisa Scolę (11pkt).

Czwarta kwarta, już w letnim klimacie, grana była przez Krzyzewskiego Andre Iguodalą (znów popisał się wsadem po kontrze), Anthony Davisem (2pkt i 2zb oraz 1blk) czy Jamesem Hardenem (7pkt i jedna trójka). Argentyńczycy w drugiej części meczu stracili swoją wolę walki i impet, oszczędzając już chyba siły na ćwierćfinałowego rywala. Warto dodać, iż Argentyna radziła sobie bez uskarżającego się na bóle nerek Pablo Prigioniego.

Najlepsi strzelcy: USA: Durant 29, James 18, Paul 17, Love i Iguodala po 13 ARGENTYNA: Ginobili 16, Delfino 13, J. Gutierrez i Nocioni po 12.

Najlepsi gracze fazy grupowej:
Kevin Durant – Carmelo Anthony – LeBron James (USA),
Manu Ginobili – Louis Scola (Argentyna),
Tony Parker – Nicolas Batum (Francja)
Darius Songaila – Linas Kleiza (Litwa)
Ike Diogu (Nigeria)
Amine Rzig (Tunezja)

Od kogo oczekiwałem więcej w tym turnieju:
Kobe Bryant (USA)
Pablo Prigioni i Andres Nocioni (Argentyna)
Nando DeColo i Mickael Gelabale (Francja)
Mantas Kalnietis, Martynas Pocius i Jonas Valanciunas (Litwa)
Sammy Mejri (Tuenzja)

Największa niespodzianka: Wyrównane spotkanie USA-Litwa (99:95) z kluczowymi zagraniami LeBrona Jamesa. Teraz Team US zagra z the Boomers, co w ich przypadku powinno być przysłowiowym spacerkiem.

Największy zawód: forma Litwinów, którzy wcale nie przypominają siebie z ostatnich Mistrzostw Europy czy świata. Mecz z Rosjanami może im jednak dać realne szanse na walkę o medale (nie ma bowiem większego wabika na Litwinów niż mecz z ich największymi rywalami!).

Największy przegrany tej fazy w grupie A: Francja, bowiem zajęli oni drugie miejsce a w ćwierćfinale dostają na talerzu Hiszpanię, która ograła ich podczas ostatniego finału Eurobasketu (wówczas w składzie grał Joakim Noah).

Pary ćwierćfinałowe i 3 hitowe konfrontacje:

Brazylia – Argentyna
USA – Australia
Francja – Hiszpania
Rosja – Litwa

Komentarze do wpisu: “Londyn – dzień # 5. Koniec pierwszej rundy w grupie A.

  1. wystarczy, że Francja zagra tylko dobry mecz i po super Hiszpanach nie będzie co zbierać, ot tyle jeśli chodzi o Francję jako „największego przegranego”

Comments are closed.