Czego możemy spodziewać się w noc draftu?

Nikt nie powinien mieć wątpliwości co do tego czy warto poświęcić jutrzejszą noc na oglądanie draftu. Powodów jest więcej niż graczy zgłoszonych do naboru. Nie zamierzam jednak was przekonywać, a przedstawić wam sytuacje jakie jutro mogą się zdarzyć i które nie powinny nas szczególnie zaskoczyć.

1. Wymiana na linii Cavaliers-Bobcats

Nie chcę oceniać transferu Bena Gordona do Charlotte od strony merytorycznej, ale patrząc na to od strony czysto strategicznej był to dobry ruch. Oczywiście miło byłoby zobaczyć Brytyjczyka w takiej formie, jaką niegdyś dysponował w Bulls, ale 3 lata stagnacji w Detroit – w czasie kiedy powinien przypadać jego prime odbierają te resztki optymizmu.

Nieważne. W Charlotte mają więc strzelca i pozbyli się balastu w postaci Maggette’go.  Jak wiadomo Cavs chcieliby „podebrać” Bradley’a Beala sprzed nosa Wizards, a Bobcats shooting guarda w tym momencie zupełnie nie będą potrzebować. Oczywiście sensu tej wymianie nadaje 24 pick, który ekipa Jordana otrzymałaby w „formie podziękowania”.

Z 4 Cats mogliby więc zapełnić lukę powstałą na pozycji niskiego skrzydłowego w postaci Harrisona Barnesa lub Michaela Kidda-Gilchrista, natomiast z #24 wzmocnić siłę podkoszową np. Andrew Nicholsonem, czy Fabem Melo (o ile oczywiście będą dostępni). Wyobraźmy sobie sytuację kiedy jednak spada do tego numeru któryś ze 'sleeperów’ – w najskrajniejszym przypadku Jared Sullinger. Absolutnie Rick Cho zostałby wtedy królem tego draftu.

Cavs mają też picki numer #33 i #34, a Bobcats #31. Gdyby ci drudzy postawili twarde warunki negocjacji być może jeszcze jeden z wyborów zespołu z Ohio trafiłby w ich ręce.

2. Spadek Drummonda, awans Riversa

Dzisiaj swój mock draft opublikował wreszcie David Aldridge z nba.com. Gdybyście się dokładnie temu nie przyjrzeli pewnie pomyślelibyście, że zapomniał on umieścić w nim Andre Drummonda. Nie. Center z UConn jest, ale z przypisanym numerem 16 (Rockets). To bardzo drastyczna wersja i ciężko w nią uwierzyć, osobiście sam nie wyobrażam sobie by jeśli Drummond jakimś cudem spadł do wyboru Pistons to ci pominęliby go. Fakt, faktem ryzyko jego wyboru jest spore, wiadomo to nie od dziś jednak każdy jego spadek o kolejny pick, dalszy od #6 może narobić trochę zamieszania w loterii.

Z kolei Skip Bayless powiedział wczoraj, że Austin Rivers to potencjalny numer 2. Kogoś tu chyba trochę poniosło. Może Bayless cały czas pozostał na etapie rekrutacji z high schoolu gdzie de facto Rivers był jednym z topowych prospektów? W każdym bądź razie w początkach notowań z 2011 roku były gracz Duke był pewniakiem do dziesiątki, by potem zostać zdegradowanym do poziomu poniżej loterii i  w ostatnim miesiącu przed draftem znów powrócić jako kandydat do TOP 10 (konkretnie mówi się o Raptors). Co miało na to wpływ? Wiele czynników. Choćby fakt, że mamy w tym roku wielu utalentowanych rzucających i kiedy notowania jednego szły w górę, drugi spadał. Swego czasu Jeremy Lamb przez niektórych był przecież uważany za kandydata nawet do czołowej trójki.

3. Lakers wchodzą do gry

Co nie powinno dziwić nawet Lakers w końcu musieli kiedyś zacząć myśleć o wzmocnieniu się świeżą krwią prosto z draftu. Pisałem ostatnio, że może to być np. Perry Jones, czyli przedział mniej więcej 15-20 w nadchodzącej selekcji. Teraz jednak okazuje się, że zamiary zespołu z LA są trochę bardziej poważne.

Z pewnością Jeziorowcy z chęcią upchnęliby gdzieś Pau Gasola. Ciężko jednak byłoby zaklepać taką wymianę z którymkolwiek zespołów z dziesiątki dlatego jeśli już bardziej realna wydaje się wymiana trójstronna.

Swoją drogą w 1996 roku też Lakers włączyli się do walki w drafcie i wcale nie potrzebowali wyboru w dziesiątce by wyciągnąć gracza, który zmieni ich historię.

4. Bolesne lądowanie Jareda Sullingera

Musimy być gotowi na to, że jeden z najlepszych graczy w tym drafcie wyląduje gdzieś w głębi pierwszej rundy. Podkoszowy przed feralnym opublikowaniem informacji na temat jego możliwych problemów w przyszłości miał w garści właściwie co najmniej 2 miliony zielonych za sezon. Teraz nie ma co liczyć na takie pieniądze, a sam pewnie nadal wierzy, że jednak znajdzie się ktoś kto zaryzykuje. Nie powinno być jednak tak drastycznie jak z DeJuanem Blairem.

Draft jest mocny, zamiast ryzykować można wybrać kogoś innego kto także dobrze uzupełni rotację, a może nawet szybko wbije się do pierwszej piątki. Nie można jednak jednoznacznie stwierdzić, że przypuszczalnie przez 5 lat gry, zdrowy Sullinger nie zrobi więcej niż przez 10 lat Tyler Zeller, który pójdzie jakieś 10 picków wyżej… A może los nas zaskoczy i plecy wcale nie będą Jaredowi przeszkadzać tak jak przewidują lekarze?

5. David Kahn – łowca dwójek?

Gdyby w 2009 roku ktoś powiedział Davidowi Kahnowi, że w drafcie można wybierać graczy na inną pozycję niż rozgrywający, zapewne dzisiaj Minnesota nie grałaby z Wesley’em Johnsonem czy Luke’m Ridnourem jako podstawowym rzucającym. Można było przecież wyjąć DeMara DeRozana czy Geralda Hendersona.

Minęły 3 lata i Kahn dwójki nie znalazł. Wolves oddali swój pick do Rockets za Chase’a Budingera (może chcą go przekwalifikować?) i zostali w tym drafcie z niczym. Bradley Beal jest raczej poza ich zasięgiem, ale czemu nie spróbować powalczyć o Terrence’a Rossa czy Jeremy’ego Lamba?

O Wolves nie mówi się zbyt dużo jako o tym zespole, który narobi jakiegokolwiek szumu, ale złoty Dave okazję do rehabilitacji ma doskonałą. W końcu dlaczego oblegany przez oferty ze wszystkich stron Ameryki Jamal Crawford miałby wybrać właśnie zimne i nudne Minneapolis?